Pan da pięć biletów do nieba cz.1
Dzisiaj i tylko dzisiaj
Mlecznobiała mgła przepływała przeze mnie, nasączając światłem i ciepłem każdą komórkę mojego ciała. Nie wiem, czy składam się z czterech, czy czterdziestu milionów takich komórek, ale każda doświadcza tej cudownej energii, która wyłania mnie z niebytu. Już wiem Boże, ile lat przeżyję na tym obrzydliwym świecie ludzi oddychających dziwnym, zatrutym powietrzem. To będzie ohydne doświadczenie.
Wiem, co się stanie w każdym momencie życia. I wiem, że stracę tę pamięć, kiedy wyrwą mnie na zewnątrz, każąc żyć w tym toksycznym środowisku zdegenerowanych małp. Czasami, kiedy coś się zatnie w zwojach (Zawsze coś się zacina. Nie jesteśmy najdoskonalszym tworem, wbrew temu, co nam się wydaje), doznam pewnie swoistego „deja vu”. Bo jeszcze nikt nie zrozumiał, że ewolucja też jest Twoim tworem. Nie poszedłeś na skróty, jak wydaje się ortodoksom, konstruując gotowca z gliny. Tak zamotałeś swoje ścieżki, żeby żaden potomek szympansa nie doszedł prawdy.
Stworzyłeś i zostawiłeś.Niech się męczą.
Kiedy byłeś Bogiem Starego Testamentu, grzmiałeś, mściłeś się, interweniowałeś, ale ... ale kiedy zawarłeś przymierze na pewnej górze, a potem wysłałeś syna, wszystko się zmieniło. Jesteś najdoskonalszym Bogiem, właśnie dlatego, że się nie wtrącasz. Każesz kochać (kogo?), szanować (dlaczego?), wybaczać (z jakiej racji?), być dobrym (po co?). Popełniasz błędy, ale dużo rzadziej niż ja i dlatego jesteś, kim jesteś.
Wiem jak będzie wyglądał mój dom, żona i dzieci. Co będzie z moimi przyjaciółmi: Wojtkiem, Jarkiem, Syskiem, Rysiem i Mirkiem. Czy Elą?..., a co u Joli? Kim będą, co zrobią lub nie zrobią. Kogo pokochają, a kogo znienawidzą. Jak będę żył, jak umrę i dlaczego. Ludzką miarą sekund - cyk, cyk, cyk - dałeś mi wiedzę, co stanie się w każdej chwili mojego życia. Potraktowałeś biednego robaczka tym życiem z pamięcią, wsadziłeś do najbezpieczniejszego domu pod słońcem w brzuchu mojej mamy - pompuje biedaczka przez pępowinową rurę wszystkie składniki odżywcze - a później mi to zabierzesz? Dlaczego?
Czasami rytmiczne stukanie w mój dom budzi mnie ze słodkiej drzemki. Słyszę przytłumione jęki i stęki. Tatuś dobija się do chatki. A idźże! Mało ci, że jesteś współwinny mojego istnienia. No, ale z drugiej strony, jeśli przeszukujesz czasami ten przedpokój, to znaczy, że chciałeś, abym był. Przynajmniej uczucia były prawidłowe, choć skutku do końca nie przewidziałeś. Nawet nie wiesz staruszku, ile przysporzę ci zgryzot.
Coś zagrzechotało pod miękkim ciemiączkiem. Jak jest ciemiączko, to znaczy, że tych komórek jest już sporo. Na pewno więcej niż czterdzieści milionów. Poczułem skurcz ścian domu. Matka też musiała to boleśnie odczuć, bo zwinęła się w kłębek. Zauważyłem to poprzez zmianę płaszczyzny podłogi. Poleciałem na sufit. Mamo! Co się dzieje?! Mamo!
Mikroskopijna drobina rtęci z rozbitego termometru przesuwała się po mózgu - nie uważałaś przy sprzątaniu, mamo - powodując delikatne wyładowania elektryczne, rwiąc połączenia - iskrząc i sycząc. Wyrywała z niego dłuto Michała Anioła, pędzel Rafaela, pióro Dantego. Zostawiła wszystkiego po trochu. Z akcentem na „trochę”. Potem przekonam się zresztą, że posiadanie dłuta Buonarottiego, nie daje jeszcze możliwości wyrzeźbienia „Piety”.
Architektura pofałdowanego pod czaszką tworu, stawała się coraz bardziej surrealistyczna. Pokiereszowane synapsy pokierują mną, zostawiając tylko zmęczone myśli i wspomnienia oraz starego laptopa, wymęczony czas i psychodeliczną rzeczywistość XXI wieku.
Taką straszną pretensję mam do Ciebie i przeznaczenia, żeście umiejscowili mnie w tym czasie. Coś odebrali, czegoś nie dali.
Coś głośno chlupoce i słyszę narastający szum kaskady. Strasznie ciasno i boleśnie robi się w tej zwężającej coraz bardziej rynnie...- Mamo!- Głos z oddali:
- Wody odeszły!... Siostro, kleszcze... Płód jest źle ułożony... Pępowina!
Coraz bardziej duszno. I straszno. Zapominam. Jezu, zapominam. Zapominam.
Pełno śluzu w gardle, który ktoś mi palcem wygrzebuje. Nie chcę! Spieprzaj!...
I pierwszy łyk tego strasznego, zatrutego powietrza, wdarł się w gardło razem z krzykiem.
Komentarze (9)
"Raphael Samuel jest antynatalistą, wyznawcą filozofii, która sugeruje, że życie jest taką męką, iż ludzie powinni zrezygnować z prokreacji."
Zajefany tytuł, ciekawe rozważania w tekście, jak i środki stylistyczne - "jeśli przeszukujesz czasami ten przedpokój, to znaczy, że chciałeś, abym był".
Ode mnie piątak ?
To mój pierwszy tekst prozatorski z 2014 roku. Cykl złożony z pięciu Opek powiązanych postacią peela. Od narodzin do śmierci.
Pozostałe są dużo dłuższe, a tu nie lubią długich tekstów.
Pełną ocenę można sobie wyrobić po lekturze wszystkich, ale starałem się aby każda część tworzyła zamkniętą całość.
Dzięki za lekturę.
No, ciekawe rozważania, nasuwające interesujące tezy :D
Pozdrawiam ;)
Czy może stworzyć kamień, którego nie podniesie?
Skąd się tu wstrzeliłeś jak już dawno nie ma na głównej?
Ale dzięki za obecność :)
Od urodzin do śmierci dwojga z nich.
Same w sobie stanowią całość i nie ma związku między nimi związku narracyjnego, więc można czytać osobno, choć na pewno pewne wydarzenia i uczucia wynikają z poprzednich części.
No, dlatego też czytam od "początku", bo coś tam jednak wyczułem, że chociaż maleńkie powiązania muszą być :D
No i koniec wstrząsający, bo zastosowanie kleszczy było metodą drastyczną, podobnie jak vacum. dzisiaj już nie stosuje się w położnictwie takich rozwiązań. Trzeba przyznać, że mały bohater przeszedł ostatni odcinek kanału rodnego bardzo boleśnie.
Pozdr
Nie zauważyłem, bo tekst już dawno zszedł z głównej.
Peel wyszedł na świat boleśnie, ale zejdzie szybko. Tak, jakby ludzie chcieli zejść.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania