Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Panna młoda na szybko
Karol siedział na krześle i zastanawiał się nad swoją przyszłością. Wokół tańczyli, zielono, czerwono, niebiesko, wirowali ludzie w rytm muzyki, zespół dawał z siebie wszystko. Powiedział pozostałym, że musi chwilę odpocząć, posiedzieć samemu, właściwie to niedobrze mu się zrobiło. Wychylił kieliszek wódki i wstał, rękoma opierając się o stół. Miał już dość. Rozejrzał się – nikt nie zwracał na niego uwagi, świetnie, goście zajęci zabawą, panna młoda tańczyła ze swoim kuzynem, albo mężem kuzynki, kto go tam wiedział. Złowił jeszcze spojrzenie piwnych oczu wokalistki, cudownej, przeuroczej blondynki, i spokojnym krokiem przeszedł się w stronę holu, stamtąd do toalet. Przed męską złapał go jeden z jego przyjaciół, stary pijaczyna, nie do zdarcia, zapytał się go, czy wszystko w porządku.
- Tak, jasne, muszę tylko skorzystać z toalety. Wesele czy nie, dwójeczka nie wybiera.
- O stary, tylko nie zasiedź się tam, zaraz musimy się jeszcze napić!
- Daj spokój, Karolina zabiłaby mnie, gdybym się uchlał. Napij się z Michałem.
- Michał ma już w piździe, i to ostro, pokłócił się z Anią i zaczął nawijać o podrywaniu tej ślicznej dziewczyny z zespołu.
- Dobra, porozmawiaj z nim, idźcie wytrzeźwieć na zewnątrz czy co, ja muszę się wysrać.
Wlazł do pierwszej kabiny z brzegu, rozpiął pasek, opuścił spodnie i usiadł na muszli. Miał farta, nikt się akurat nie załatwiał, cisza i spokój, drzwi skutecznie tłumiły muzykę.
Jak mógł się tak wpierdolić? Miał 29 lat, był jeszcze młody, choć tak naprawdę to nie czuł się młodo odkąd skończył 22 lata. Z Karoliną był od lat czterech, oświadczył się przed rokiem, wszyscy uważali, że to zabawne, bo Karol i Karolina, hehe, musieli być sobie przeznaczeni, bardzo kurwa śmieszne. Gówno wiedzieli, oświadczył się jej, bo tak było najwygodniej. Było im ze sobą dobrze, chodzili razem na koncerty i do siłowni, czasem wspólnie biegali, a czasem przy butelce wina tańczyli do starych nagrań Abby. No i spędzali dużo czasu w łóżku. To był dobry układ, ona nie przypierdalała się do niego o pijaństwo, a on nie robił jej wyrzutów, że nie ma żadnych pasji i tak właściwie to niczym się nie interesuje. Bo taka właśnie była Karolina – ładna kura domowa, która dobrze gotowała i sprzątała, lubiła robić łydki na siłowni i wrzucać miliony zdjęć na instagrama. Rozmawiało się z nią całkiem dobrze, a czasem nawet ocierali się w tych swoich rozmowach o literaturę i sztukę, ale to nie było to. Zaręczył się z przyzwyczajenia, zrobił to, bo chciał się dopasować do pozostałych klocków w społecznej układance. Życie to powolne umieranie, a tak się składa, że jakoś łatwiej umiera się z kimś u boku.
- Ach, co za gówno – pomyślał.
Ktoś wtoczył się do toalety. Karol słyszał tylko jak facet z trudem rozpina rozporek i nuci coś pod nosem. Na ułamek sekundy do toalety wdarła się też muzyka, grali właśnie jakiś szybki kawałek disco polo. Facet skończył lać, mruknął coś sam do siebie i wytoczył się z powrotem do zabawy.
Życie to nic, życie to tragedia, ból, dramat. Tak mówili mu wszyscy co inteligentniejsi znajomi, właściwie to chyba wszyscy inteligentni ludzie jakich poznał, no i wielcy literaci. Okazało się jednak, że wcale tak być nie musi. Wystarczyło poznać odpowiednią osobę, nie Karolinę, nie tę, z którą się ożenił. Jeszcze wcześniej, w liceum, była Oliwia. Ach, ona była naprawdę cudowna, uśmiechała się tak szczerze, ani krzty fałszu w tej dziewczynie, sama prawda. Zaznała smaku samotności, tak jak on, w liceum i gimnazjum przede wszystkim. Musiała opiekować się niepełnosprawną siostrą, do tego miała surowych rodziców. Ojciec wymagał od niej, aby była we wszystkim najlepsza, jasno dawał jej znać, że zwyczajnie się jej wstydzi. Miała przyjaciółki, i owszem, ale jej przyjaciółki miały chłopaków i włóczyły się nocami po pubach, podczas kiedy ona, jak już pozwolili jej gdzieś wyjść, to musiała wracać do domu o 22. Chciał jej pomóc, uwolnić ją od ciężaru, choć trochę osłodzić życie. Nic z tego, odrzuciła go. Na studiach dalej ze sobą rozmawiali, ale on powoli miał jej dosyć. Ignorowała go namiętnie i nie chciało jej się nawet z nim pisać. Zaczęła trzymać się z różnymi dziwnymi grupkami, wymyślnymi subkulturami. No tak, musiała przecież odbić sobie tę samotność z poprzednich lat. Myślał o niej, tu na sraczu, w dniu własnego wesela, tak jak myślał o niej niemal codziennie przez ostatnie 10 lat. Była jedyną, z którą naprawdę
chciał się wiązać, jedyną, dla której warto było żyć. Kiedyś chciał nawet popełnić z jej powodu samobójstwo. Nie miał pojęcia jak to działa, przecież tak właściwie to nie było w niej nic specjalnie ciekawego, z twarzy zwyczajnie przeciętna, strasznie chuda i niska, poczucie humoru, to wszystko co miała do zaoferowania. A jednak pozostałe panny to tylko imitacje, związał się do końca życia z ładną, ale wciąż - nędzną podróbką. I w imię czego, wygody? Niech go szlag trafi. Nawet ze sraniem ma problemy, wstał, podtarł się, wciągnął spodnie i spłukał wodę.
Potem umył ręce i wrócił na salę, zatańczył ze swoją żoną, zatańczył z jej siostrą, wypił kieliszek ze świadkiem, i zespół ogłosił przerwę na kolację. Miał drogę ucieczki, ostatnią szansę, cały wieczór obserwował wokalistkę. Była uosobieniem piękna, blond włosy do ramion, piwne oczy, niska, ubrana w obcisłą czarną sukienkę, usta miała czerwone a w nosie maleńki, ledwie widoczny kolczyk. Zwrócił na nią uwagę już wtedy, gdy omawiali z zespołem pieniądze. Całe jej piękne ciało krzyczało głośniej, niż dźwięki, które wydobywały się z jej strun głosowych. No a głos miała cudowny, niski, naprawdę wspaniale śpiewała. Cóż, jego żona wyglądała dziś świetnie, ze swoimi niebieskimi oczyma i gęstymi brązowymi lokami, w gustownej sukni ślubnej, ale nie miała startu to tej Afrodyty, najcudniejszej z cudnych, prawdziwej bogini. Coś w nim pękło. Po co mu żyć, skoro musi wiązać się z byle kim, byle tylko nie być samotnym? Jak ma żyć, kiedy po całym świecie krąży tyle zbłąkanych bogiń, a żadna nie należy do niego?
Miał farta, blondynka wyszła właśnie do toalety,odczekał chwilę i ruszył za nią, w końcu miał słaby pęcherz, co pół godziny wychodził do toalety. W korytarzu nikogo, wszyscy zajęci szamą, najpierw zaczął podsłuchiwać przez drzwi, żadnych rozmów, była tam sama, jakie szczęście, akurat wychodziła z kabiny gdy otworzył drzwi. Spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem swoich obłędnie piwnych oczu, a on zdjął krawat.
- Chyba coś się panu młodemu pomyliło, to damska toaleta – powiedziała, uśmiechając się przy tym uprzejmie.
- Wiem. Powiedz mi, po co wychodzić za kogoś, jeżeli nie jest się w stanie kogokolwiek kochać?
- Co?
Rzucił się na nią i zwarł jej usta swoimi, wtrącił ją z powrotem do kabiny i zamknął drzwi. Stawiała opór, ale to go tylko bardziej podjudzało. Odwrócił ją plecami do siebie, zdjął krawat i wcisną go jej do ust, dłonią upewniał się, że dobrze stłumi krzyki.
Drugą ręką zadarł jej sukienkę, majtki miała gustowne, koronkowe, ściągnął je szybko na dół i rozpiął zamek od spodni, potem wziął ją na stojaka. Poddała się jakoś w połowie, zaczęła tylko cicho łkać.
Było mu piekielnie dobrze, najlepsze ruchanie w jego życiu, coś wspaniałego.
- Przepraszam, szepnął jej do ucha gdy skończył. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem. Nie zasłużyłaś na to.
Potem rąbnął jej głową o ścianę, kobieta jęknęła głucho, nie udało się, cóż, życie to nie film, walił tak jeszcze ze trzy razy, dopiero wtedy straciła przytomność, a on wyciągnął jej ciało z kabiny i położył je delikatnie na podłodze. Z rozbitej głowy wypłynęła strużka czerwonej jak jej szminka krwi.
Nie chciał jej zabijać, o nie, miał nadzieję, że przeżyje, była zbyt piękna. Ludzie zabijają piękno, a przecież piękno musi trwać, jak nie dla niego, to choćby i dla innych. Wyciągnął telefon i zadzwonił na pogotowie:
- Halo, na weselu w sali diamentowej w Nowej wsi wielkiej dziewczyna uderzyła się w głowę i straciła przytomność, moje nazwisko Zbigniew Nowak, pospieszcie się!
Rozłączył się i wyrzucił do kosza telefon, to była szybka akcja, miał farta, że nikt nie wszedł, wszyscy obżerali się łososiem w sosie śmietanowym i chuj wie czym.
Wyszedł więc, potem ruszył przez hol, na dworze kilka osób paliło papierosy, krzyknęli do niego, pytali się o co chodzi, odpowiedział, że zaraz wróci i wyszedł w otaczający salę las, prosto w ciemność, zaczął biec.
Biegł przez dobre kilka minut, potykał się o konary i zahaczał o krzaki, marynarka mu się podarła, w końcu zmęczył się i zaczął wypatrywać odpowiedniej gałęzi. Udało się, po jakimś czasie znalazł właściwe drzewko, a po chwili rozpaczy już nie żył. Powiesił się na pasku od spodni. W ostatnich sekundach swojego życia myślał o piwnych oczach pięknej wokalistki, której imienia nawet nie pamiętał. Miał nadzieję, że jeżeli istnieje jakiekolwiek życie po śmierci, że jeżeli jego świadomość w jakiś sposób przetrwa, to że w zaświatach utopi się w tych oczach, że zapamięta je po wieki.
Komentarze (77)
„Miał 29 lat, był jeszcze młody, choć tak naprawdę to nie czuł się młodo odkąd skończył 22 lata” – zapisałabym słownie liczby
„Złowił jeszcze spojrzenie piwnych oczu wokalistki” – to mi się podoba
„Zaręczył się z przyzwyczajenia, zrobił to, bo chciał się dopasować do pozostałych klocków w społecznej układance” – i to
„Miał farta, blondynka wyszła właśnie do toalety,odczekał chwilę” – spacji brakło po przecinku
Kurde, rozkręciłeś się potem, nie spodziewałam się, że to pójdzie w taką stronę. Tragizm będący wynikiem poupychanych w głowie refleksji na temat szerokopojętej egzystencji, wbijania się w ramy, życia według pewnego społecznie wypracowanego schematu, rozbieżność pomiędzy tym czego człowiek pragnie, a tym co dostaje. Niedosyt. Marazm. Desperacja. Smutno mi po przeczytaniu. Pióro masz lekkie, narracja ciekawa, fabuła spójna, zaklamrowana, podobało mi się.
Podobało mi się.
Pozdrawiam :)
Zrób lepszy, kwoko, wtedy mogę z tobą o tym pogadac
Jeśli tylko o techniczną, to chętnie przeczytam twoje uwagi
Myślałam, że masz tam jakiś poziom, ale... szkoda gadać. Tylko dziwi mnie, bo przecież głupi nie jesteś.
Ale w sumie, to rzępolenie Janka, jak dla mnie jest ok. Ja w ogóle nie mam zdolności muzycznych, więc nawet mu deko zazdroszczę
No raczej nie tyh
Baj :)
Ja piszę książę po chińsku dopiero się ucząc chińskiego, także nie oczekuj cudów
Poza tym, serio, mi nie wypada :)
Jak sobie tam chcesz
Pa słoneczka XD
Jako paranoJa
P.S. I makowca jak byś zrobiła. Ino żeby dużo rodzynów było.
A po co Rithce sztuka? Ona g. chwali, bo tylko na tym się zna.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania