Poprzednie częściParadise #2 - Kiedy Gasną Światła

Paradise #3 - Wpół Do Wyjścia

11:00 PM

Głęboki oddech niesiony falą echa. Wzrok skupiony przed siebie w mrok, w czas który mijał nieubłaganie, lecz wolno. Dźwięk tłuczonego szkła, szarpaniny i drapania tynku nie dość mocnego, by nie kruszył się. Siedzący sztywno, w zaparciu, pełen kwiatów czerwieni na dłoniach i twarzy, czekał na koniec nadziei. Wplątany w piękno świata wczorajszego, wypacał teraźniejszość. Zabijając świadomość, drżał o zrozumieniu słowa "jutro". Wyblakłe powieki co chwilę, bardziej naciskały na siebie. Mięśnie, spragnione odpoczynku wprowadzały w coraz to większe wibracje ciało Adama. Oparty o ostatniego jaki mu został, drewnianego przyjaciela, powstrzymywał nacisk "spragnionych", będących po drugiej stronie barykady. Nic co miało się stać, nie mogło się już ziścić. Brzdęk...puknięcie...i kolejne. Bębny...niczym z otchłani piekielnych zastępów czekających na jego przybycie. Wyjście jest jedno. Wyjście jest ostateczne.

"Jak to mówią, fortuna daje i zabiera. Cholera. Szkoda, że tak szybko. To miało wyglądać inaczej. Nie tak miałem skończyć. Nie siedząc przy rozwalonej latarce, ściskając w dłoni "wyjście". Ostatni nabój w komorze, tylko dla mnie. I tak to lepsze niż, pozwolenie tym bydlakom na ucztę z mych trzewi. Mój kumpel pewnie już jest po drugiej stronie. Wreszcie spotkam się ze wszystkimi. Sam decyduję jak skończę. Nie ten pieprzony świat. Sam wybieram. Właśnie..."

 

Kilka godzin wcześniej

 

03:00 PM

- Springfield wita. - Postać na moment stanęła przed przechylonym i mocno wgniecionym, biało-zielonym znakiem. - Hmm... jak myślisz znajdziemy tu coś przydatnego? - Bohater spojrzał na malca tuptającego tuż obok niego. Ten oblizał tylko pyszczek i ruszył lekko przed Adamem. - Tak masz rację. Jedzenie to podstawa. Musimy znaleźć jak najwięcej prowiantu. Droga długa, a chciałbym najrzadziej jak to możliwe wchodzić do podobnych miast. - Przetarł dłonią pot z czoła i przymrużył oczy. - Z drugiej strony, nie obraziłbym się, gdybym znalazł w lokalnej policji coś z większym kalibrem. Lecz najpierw pożywienie. Widzę, że podróż nie jest dla ciebie przyjemnością. Ja zresztą też nie mogę wytrzymać na tym skwarze. Heh!

Adam przybrał skwaszoną minę i idąc, poruszał głową to w prawo, to w lewo, szukając odpowiedniego budynku do przeszukania. Pobliskie sklepiki nie posiadały już niczego. Powybijane szyby i puste półki spotykały się ze wzrokiem bohatera. Oszołomione piaskami i popiołem miasto, tętniło ciszą, z okresowymi gwizdami wiatru za dnia. Po kilku minutach marszu, dresiarz podjął decyzję wejścia do pobliskiego domu mieszkalnego, który był w całkiem dobrym stanie. Żółtopomarańczowy, dwupiętrowy budynek wyglądał przeciętnie. Zakurzenia na szybach, wysoka, sucha trawa w ogrodzie i otwarte drzwi wejściowe świadczyły, iż jak wszystko dookoła, zostało opuszczone jak najszybciej.

- Musisz teraz wyjątkowo uważać Max - powiedział do psa. - Nie wiadomo co możemy tam zastać. - Pies w odzewie, szczeknął.

Mężczyzna wyciągnął z kieszeni pistolet i oboje weszli do środka. Ostrożnie sprawdzając każde pomieszczenie, posuwali się do przodu. Na parterze znaleźli jedynie wiarę i odwagę. Na piętrze natomiast rozczarowanie i złość. Wszytko było doszczętnie opróżnione. Siły przyjaciół jednak podpowiadały, by iść dalej. Kolejne domy sprawie były przetrząsane. Ani drugi, a nawet siódmy nie posiadał w składzie choć jednej kromki zepsutego chleba. Adamowi kończyły się domy i pomysły. Szanse na znalezienie czegokolwiek malały. Nawet psina, traciła chęci niuchania za posiłkiem. Podczas przeszukiwania któregoś z kolei budynku, wszystko sprowadzało się do tego samego co w poprzednich. Lecz gdy pies wszedł do salonu, bohater zauważył dziwne zachowanie kumpla. Mogło się wydawać, że złapał trop. Kręcił się w kółko, z pyszczkiem blisko podłogi, machając ogonem, gdy po chwili podniósł łeb i wybiegł. Człowiek czym prędzej zareagował i poleciał za nim.

- Co jest Max, zwęszyłeś coś? - Pies nie reagował na głos Adama. Okrążając budynek, znaleźli się na tyłach. Znajdowała się tam drewniana klapa od piwniczki ulokowanej pod domem. Iskry w oczach postaci na jej widok, tańczyły z radości. To mogło być to. Ich trafienie w dziesiątkę, po wielu pudłach. Nie czekając, dresiarz otworzył drzwiczki i wparował na dół. - O tak! Max, jak dobrze cię mieć. - Pogłaskał kundla. Nakierowując światło z latarki pod ściany, ukazywały się tam regały, a na nich cała masa nieotwartych puszek. Jedne były typowymi konserwami z Bóg wie czym w środku, drugie zmielonym mięsem ala pasztet, inne zaś puszkami z fasolą w sosie. Mało tego, na dolnej półce stało około dwudziestu buteleczek wody. Bohater nie potrafił wyobrazić sobie lepszego znaleziska niż to, w tych czasach. Zabrał ile się da i uradowany wyszedł. Mógł w myślach odhaczyć najważniejszy podpunkt z powodów podróży tam.

 

06:00 PM

Do spełnienia brakowało jednego. Broni. Znaki wskazywały budynek policji tuż za jednym skrzyżowaniem, kilka minut od nich. Po drodze, bohater zatrzymał na chwilę wzrok na czymś co wcześniej musiało być kościołem, lecz po czasie stało się ledwie szopą. Mężczyzna zerknął tylko na napis namalowany czerwoną farbą nad wejściem "Gdzie jest teraz wasz BÓG" i nie zastanawiając się zbyt długo ruszył przed siebie.

Policja była tuż przed nim. Zdewastowana posiadłość, z potłuczonym szkłem i graffiti na ścianach była na tyle, ile to możliwe zabarykadowana od wejścia, gdy to się zaczęło. Metalowe stoły, powywalane, by służyły jako tarcza i tak niewiele pomogły. Dookoła unosił się nieprzyjemny zapach, mocniejszy niż ten z jadalni. Zapach ludzkiej ułudy i głupoty. Na podłodze tylko resztki z kombinezonów policyjnych, pełno papieru, którym sterował wiatr i zaschniętej krwi, której nie brakowało czy to na ścianach czy reszcie wszelakich obiektów będących w pomieszczeniu. I woda. Prawdopodobnie jakaś rura kanalizacyjna wybiła. Na twarzy Adama nie zagościła żadna nowa mina. To samo zło, które działo się wszędzie, musiało dotrzeć i tutaj. Kolejne miejsce, te same wołania o pomoc na ścianie. Przyzwyczajenie się do swojego losu i tego jaki będzie finał jest pewną ulgą w oczekiwaniu na nieuniknione. Ale za jaką cenę? Zawsze jest szansa. Nie trzeba popadać w miraże spokoju. Lepiej podążać za legendą, bo nawet, gdy na końcu jest pustka, sama droga ukazuje nam sen, o którym myśleliśmy, że już dawno zapomnieliśmy.

Dresiarz podszedł do biurka stojącego w oddali, pod ścianą. Liczył na coś co pomoże mu zlokalizować jakiś skład broni lub to, co z niego zostało. Grzebiąc w szufladach, nie zobaczył nic interesującego, po czym odchylił się w fotelu i westchnął. Rozglądając się dookoła dojrzał coś wiszącego w odległości kilka metrów od niego. Zrywając się z siedzenia, podszedł do tablicy. Była ona rozpiską pomieszczeń w obiekcie. Według niej, pomieszczenie z uzbrojeniem znajdowało się na pierwszym piętrze, w pokoju czterdzieści dwa. Człowiek cmoknął do psa i oboje wybrali się na górę. Litry wody zlewały się po schodach. Piętro pierwsze pływało. Postacie poruszały się szurając i pluskając w cieczy. Trzydzieści osiem...trzydzieści dziewięć...numery pomieszczeń zbliżały się do upragnionego. Cel był na wyciągnięcie ręki. Lecz cóż to? Drzwi były uchylone. Adam pchnął je mocniej, by zerknąć do środka. Ogołocone regały stały bezczynnie, śmiejąc się w twarz bohaterowi. Rozczarowanie powodowało uczucie zapadania się w sobie. Ale nie tylko ono. Grunt faktycznie pękał pod nim. Przez nasiąknięcie wodą, lewo trzymał się kupy. Waga człowieka przesądziła o jego wytrzymałości. W jednej chwili postać znajdowała się na górze, a w drugiej leżała na parterze, nieprzytomna przez uderzenie części podłogi. W rozpływającym się obrazie dostrzegł Maxa, który szczekał na niego z góry.

 

08:00 PM

Ponowny odgłos psa, który wyczuwał niebezpieczeństwo. Grubas łapiąc się za głowę, kwasząc twarz i przymrużając oczy, podniósł się z kałuży krwi. Rozejrzał się wokoło. Nie było dobrze. Całkowity zmrok miał nastąpić lada chwila.

- Cholera...mój łeb. - Spojrzał na zakrwawioną dłoń, którą dotknął głowy. - Max! Schodź tu! Natychmiast! Zaraz...się zjawią! - Podniósł się w końcu na nogi. Czworonóg natomiast odwrócił się od przyjaciela i zaczął warczeć w czerń. - Maaax! - Straszliwe jęki nabierały natężenia, z kolejnych miejsc. Wyciągając broń, ogarnięty strachem i biciem serca, które chciało wyrwać się z klatki piersiowej, ostatni raz spojrzał na kompana. - Max, uciekaj!

Z cienia wyskoczyły mętne zarysy dawnej cywilizacji. Krwawe i nienawistne, otumanione zapachem krwi, rzuciły się w pogoń przed uciekającym zwierzęciem. Wyskakując z dziury w suficie skoczyły także na mężczyznę. Oddając kilkukrotnie strzały w stronę bestii, rozpędzony korytarzem, poszukiwał schronienia. Odbijając się od drzwi do drzwi, trafił na otwarte. Zabarykadowany, wiedząc, że to koniec dla niego, jak i dla Maxa, siedział wykrwawiając się.

 

Aktualnie

 

11:32 PM

- Sam wybieram wyjście... - szeptał, przykładając lufę do skroni, kiedy zza drzwi usłyszał znajomy odgłos. - Max? To niemożliwe. - Kolejny raz zaszczekał i nastąpił huk. Znów. Śpiew metalowych kul przeszywających ciała kreatur rozbrzmiewał po drugiej stronie drzwi. Jedna za drugą sycząc, padały na ziemię, a niski śmiech mężczyzny przelatywał echem po korytarzu. Po minucie nastała cisza i trzy stuknięcia do drzwi. Adam odsunął się, a w wejściu, wśród dymu z rac, ukazała się postać potężnego mężczyzny, ubranego w wojskowe spodnie i buciory, białą koszulkę na ramiączka, na której odznaczał się nieśmiertelnik. W dłoniach trzymał dwa karabiny maszynowe, a na twarzy wymalowany miał uśmiech jakby miał urodziny. Za nim wbiegł Max.

- Heh! Słyszałeś jak jęczą? Uwielbiam to! Żyjesz grubasku? - Uśmiechnął się szeroko i zamknął drzwi. - Masz mądrego psa. Dla zrozumienia, bo już szklane oczy robisz, jakbyś swojego Boga zobaczył. Nie przyszedłem cię tu ratować. Raczej nie jestem z tych, którzy się poświęcają dla drugiej osoby. Rzucę nieco światła na to pomieszczenie. Widzisz ten wykurwisty, metalowy sejf na ścianie. Za nim jest cel mojego wtargnięcia. Broń, której zapewne szukałeś, nie było na piętrze prawda? Znalazłeś stare plany. Cały arsenał przeniesiono do tego właśnie pomieszczenia, gdy to się zaczęło. Śmieszne prawda. Miałeś wszystko czego potrzebowałeś przed swoim nochalem. - Postać zrzuciła z siebie wielki plecak i kucnęła przy dresiarzu. Odpalając papierosa przyglądała się pół żywemu Adamowi. - Nieźle się załatwiłeś kolego. Heh! - Wypuścił dymek z ust. - Nie obraź się, ale no, zanim doszedłem do tego gdzie jest ta broń, trochę czasu minęło. Tak samo z szyfrem do zamka. Zdążyłem przetrząsnąć wszystkie piętra powoli i dokładnie, no i liczyłem, że do tego czasu te stwory...no wiesz...zrobią co muszą i sobie pójdą. - Zakrwawiony grubas nie miał siły odpowiadać. Ledwo utrzymywał otwarte powieki. - Ale nie chciało mi się czekać dłużej. No i ten twój pies, wył i zawodził. - Nieznajomy wstał i podszedł w końcu do metalowych drzwi od składu broni i zaczął wpisywać kod. - Spokojnie, wytrzymaj jeszcze chwilkę. Zaraz będzie po wszystkim. Wujek Daniel znajdzie dla ciebie jakieś bandaże.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Margerita 21.05.2018
    pięć, jak ja dawno u ciebie nie czytałam żadnego tekstu
  • Elorence 22.07.2018
    Uwaga! Komunikat!
    Ogłaszamy tworzenie nowego projektu TW 3.0!
    Wszystkich zainteresowanych zapraszamy jutro (poniedziałek, 23.07.2018) do wątku "TW 2.0". Obrady rozpoczną się między godziną 19 a 20.

    PS: Przepraszam za spam :)
  • Lancelot 26.07.2018
    apsik XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania