Poprzednie częściPaskudny wiersz

Paskudny wiersz

W desz­czo­we dni wo­la­łem zni­kać. Roz­chy­la­nie przy­zwo­ito­ści

przy­cho­dzi­ło samo, zbyt łatwo ule­ga­łem po­ku­sie. Za­sło­na z nic

nie­war­tych słów. Brud­na po­ściel. Lep­kość zna­czą­ca upa­dek.

Błęd­ne ognie, smak nie­speł­nie­nia. Nie za­wsze to była ona,

cza­sem my­li­łem imię. Rzu­ca­łem się w prze­paść. Rzy­ga­łem.

 

Prze­kli­nam chwi­lę, gdy wspi­nacz­ka za­czę­ła być przy­jem­na,

a po­moc­na po­ezja wy­wier­ci­ła dziu­rę, wy­rwa­ła z nie­pa­mię­ci.

To takie łatwe od­chy­lić się od pionu, by skoń­czyć w po­zio­mie.

Spa­da­nie bez­wied­nie uczy po­ko­ry. Próba na­pra­wy, za­ce­ro­wa­nia

grze­chów przod­ków, lot na księ­życ. Rzy­ga­łem.

 

Zmie­sza­nie wody z ogniem, ko­bie­ty z dia­błem, nauka pły­wa­nia

w nie­czy­sto­ściach bogów. To wszyst­ko mam już za sobą. Teraz

nawet roz­dep­ta­ne nie­do­pał­ki na trze­cim pe­ro­nie, na­dmu­cha­na żaba,

ogni­sko na polu trzci­no­wym nie robią wra­że­nia praw­dzi­wych.

Za­nu­rzo­na w morzu dłoń wciąż czeka. Dziś jesz­cze nie rzy­ga­łem.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania