Perełko część XI
W mgnieniu oka zostałam przeniesiona na drewniane krzesło. Ciężko było mi nawet usiąść. Ręce drżały, a łzy samowolnie skapywały na zafarbowany krwią materiał sukienki. Nim się obejrzałam, chłopak związał ręce grubym, kłującym sznurem, po czym za pomocą tego samego wiązadła unieruchomił moje nogi, przywiązując je do nóżek siedzenia. Nie próbowałam uciekać, z rozwaloną nogą… Jak?
- Schrzaniłaś wszystko. Żarcia pewnie nie dostaniesz przez kolejny tydzień. Przyjdę wieczorem. Teraz idę, nie będę patrzeć, jak matka obdziera Cię ze skóry – wymamrotał, odwrócił się na pięcie i wyszedł, znikając za ścianą.
Niewyobrażalnie mocno żałowałam swojego występku. Wiedziałam, że spotka mnie niemała kara. Będę obdzierana ze skóry? Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić, wyobraźnia gdzieś się musiała skończyć. Nigdy nie musiałam zastanawiać się nad torturami, którym będę poddana. Stałam się bezbronnym kłębkiem nerwów usadzonym na kawałku drewna. Przynajmniej zdałam sobie sprawę, co czuli ludzie skazywani na śmierć. W tym momencie, co prawda, chciałam śmierci. Chciałam, by przyszedł jakiś kat. Chciałam końca męczarni.
Kat też zjawił się. Próbowałam zachować zimną krew, ale to chyba nie było możliwe. Na widok porywaczki niosącej miseczkę, dostałam zawrotów głowy. Nie mogłam się powstrzymać. Zanim podeszła, zdążyłam zwymiotować. Przezroczysta wydzielina rozjechała się po ciemnej podłodze. A ja sama pochyliłam się zdecydowanie za późno. Za późno, by uniknąć zabrudzeń. Wymiociny pokryły znaczną część sukienki. Sam widok był obrzydliwy, zapierający dech w piersi. Patrząc na swoje odzienie, szybko dostałam kolejnych odruchów wymiotnych, ale teraz nie miałam czego zwrócić – ostatni raz jadłam cholernie dawno, nie licząc proszków, które dostałam od tej wiedźmy. Podrażnione gardło drapało niemiłosiernie. Chyba kilka minut poświęciłam na powstrzymanie kaszlu.
Gdy, z trudem, doszłam do siebie, od razu popatrzyłam na kobietę. Stała, opierając się o framugę. Obserwowała mnie bardzo uważnie. Z ledwością uniosłam głowę, chcąc spotkać jej oczy. Standardowo, nie wyrażały żadnych emocji, ewentualnie niezadowolenie, w końcu pobrudziłam podłogę. Energicznym krokiem przysunęła się i klęknęła tuż obok mnie, tak, że dotykała mojej łydki kolanem. W miseczce dostrzegłam zanurzoną w płynie kuchenną gąbeczkę. Wyglądała, jak nowo wyjęta z opakowania. Kobieta chwyciła ją w swoją kościstą dłoń i lekko wycisnęła. Plecami mocno wcisnęłam się w oparcie krzesła. Nim się obejrzałam, gąbeczka spoczęła na mojej nodze, dokładnie tam, gdzie miałam rozerwaną skórę. Chciała mi zdezynfekować ranę, wewnętrznie uspokoiłam się. Zdziwiłam się niezwykle szybko. Ledwo odetchnęłam, czując się bezpiecznie, a rozcięcie zaczęło cholernie piec. Takie piekące właściwości przypisałam wodzie utlenionej. Prędko jednak zrozumiałam, że to nie ten preparat. Czułam się, jakby rozrywali mi łydkę, w międzyczasie wbijając w nią najcieńsze igiełki. Momentalnie w kącikach moich oczu zebrały się łzy, wiedziałam, iż twarz ewidentnie mi poczerwieniała, malutkie krople mieszaniny łez i potu spływały po policzkach. Wewnętrzny gorąc, wypalający skazę wypełnił całe wnętrze mnie.
Solanka.
Komentarze (6)
" Kat też zjawił się. " - "Zjawił się też kat."
Jednak to za duży błąd nie jest.
Nadal mi się wydaje, że nastolatek ją uratuje. Ode mnie 5 i czekam na więcej. Buźki.
"Gdy, z trudem, doszłam do siebie, od razu popatrzyłam na kobietę". - raczej bez przecinków przed i po "z trudem", rozumiem że to wtrącenie, niemniej lepiej wyglądałoby bez tych przecinków.
"Standardowo, nie wyrażały żadnych emocji, ewentualnie niezadowolenie, w końcu pobrudziłam podłogę". - bez przecinka po "standardowo".
Tę część przeczytałem szybciej niż poprzednie - nieco bardziej dynamiczna akcja robi swoje :) Liczę, że niedługo dodasz kolejną część :) Czekam niecierpliwie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania