Pewnego Razu na Sawannie

PEWNEGO RAZU NA SAWANNIE

 

Bardzo wczesne lata dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku, ciepłe i słoneczne lato, rano.

 

Na przedmieściach niedużego miasta, niedaleko jeziora, mieszkało czworo przyjaciół, nazywających się Banan, Ananas, Nanana i Titilentina, a wszyscy z nich mieli po dwadzieścia kilka lat.

 

Banan i Ananas byli ubrani w okulary przeciwsłoneczne, słomiane kapelusze, białe koszule, niebieskie dżinsowe spodnie. Nanana i Titilentina miały na sobie równiez okulary przeciwsłoneczne i kapelusze słomiane, a poza tym jasne, wielokolorowe sukienki w białe kropki.

 

Podczas śniadania w domu Banana, w kuchni której wnętrze było pomalowane na biało i przyozdobione białymi dekoracjami, przyjaciele wpadli na pomysł, aby wyruszyć gdzieś na wycieczkę. Dobrze się składało, bo Banan był miłośnikiem podróży, zresztą jak każde z nich, i miał garaż, a w nim samochód rekreacyjny czyli kamper. Wkrótce pojechał on przez miasto, razem z czwórką podróżników spragnionych przygód. Przejechawszy przez pełne ogrodów przedmieścia oraz przez obszar rozległych pól i suchych łąk, dotarli nad jezioro otoczone długim i szerokim lasostepem, sięgającym aż po horyzont.

 

Będąc na miejscu, pospacerowali po okolicy, a nawet popływali w zbiorniku, w którym żyły ławice ryb z kilku gatunków. Po kilkudziesięciu minutach pojechali dalej. Dotarli na wielką suchą łąkę, gdzie znajdował się duży trawnik porośnięty białymi i żółtymi kwiatami łąkowymi, a zacieniony był drzewami tworzącymi sporych rozmiarów sad, przez który przechodził wąski i płytki, lecz długi i czysty strumyk.

 

Podróżnicy zrelaksowali się na kocach przez kilka minut, chowając się przed słońcem w cieniu drzew i słuchając śpiewu ptaków oraz świerszczy. Po krótkim odpoczynku, wyruszyli dalej w długą drogę wiodącą przez ogromny, ale płaski obszar. Swoją wyprawę skończyli oni w niedużym mieście wypoczynkowym, graniczącym ze złocistymi plażami, wydającymi się być nieskończonymi. Zostawili samochód na parkingu i poszli na rozległą łąkę między terenem zabudowanym a oceanem, która składała się z typowej wysokiej trawy plażowej, rosnącej na piasku.

 

Szybko biegali i skakali wysoko, ciesząc się radością życia, otwartą przestrzenią, świeżym oceanicznym powietrzem, i czasem wolnym po tygodniach ciężkiej pracy.

 

Koniec.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Sileth 30.04.2015
    Banan i Ananas... normalnie kocham te imiona! xD
    Opowiadanie bardzo krótkie, ale jest w porządku ;)
    Pisz dalej :)
  • Całkiem dobre, przypadło mi do gustu. Dam czwóreczkę :3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania