Pierwszy Nekromanta Erudii cześć 2 - dzień 2
- Czyli dostaniemy wszystko, co spisaliśmy tutaj? – wolał upewnić się Triamerci.
Kwatermistrz poruszył się niespokojnie na krześle. Nie lubił tego człowieka. Nie dość, że podległy bezpośrednio księciu, a po jego śmierci praktycznie ponad wszelką zwierzchnością, to jeszcze żądał olbrzymiej ilości towarów, której on nie mógł mu wydać.
- Jeśli lord Brandeford się zgodzi, otrzymacie to, co będzie niezbędne w waszej misji – odparł wymijająco.
- Lord Brandeford kazał ci nas zaopatrzyć – wycedził mag.
Lorda Brandeforda kwatermistrz też nie lubił. Kazał mu się zająć upartym czarodziejem, jednocześnie nie nadwyrężając państwowych zapasów.
- Muszę też zadbać o mieszkańców zamku – tłumaczył się.
- Jeśli nie dasz nam tego co potrzebujemy, wszyscy zginiecie – zagroził Triamerci. – My was nie zabijemy, po prostu nie damy rady zrealizować misji. Misji, mającej uratować świat, odwrócić to, co się stało i ustabilizować pulsującą moc. Oczekuję, że ty i lord nam pomożecie, inaczej uznamy was za zdrajców Erudii i będziemy musieli wziąć co potrzebujemy siłą. – W oczach zabłysły mu iskierki nieopisanej potęgi.
- Dobrze – wyjąkał kwatermistrz.
- Weźmiesz więc tę kartkę i w przeciągu dwóch godzin załadujesz nam to na wóz. Zrozumiano? – Wyszedł, nie oczekując odpowiedzi.
Kwatermistrz został sam z listą zaopatrzenia. Przejrzał ją pośpiesznie.
- Pożywienie, wóz z końmi pociągowymi, latarnie – wymieniał. – Beczka oliwy?! Pięć krów?! Na co im to?
***
Koło południa tego samego dnia drużyna księcia wyruszyła z zamku. Dostali prawie wszystko, czego chcieli, lecz w mniejszej ilości. Zamiast jedzenia i piwa na miesiąc dostali go na dwa tygodnie. Konie otrzymali, niestety były to marne szkapy, ledwo dające radę ciągnąć załadowany wóz. Krów w ogóle nie zobaczyli na oczy, za to lord dodał im od siebie pięciu kuszników, w razie jakiejś nieprzyjemnej konfrontacji.
- Tak, w razie jakiejś konfrontacji, jasne – mruczał krasnolud. – Bandytów się w czysty sposób z twierdzy pozbywasz.
Jednak kusznicy na razie nie sprawiali kłopotów. Szli za wozem w równym szyku, będąc gotowymi do szybkiego działania. Na przedzie kolumny jechał Waldref na gryfie, boków pilnował elf, czasem wznosząc się w górę na smoku. Wozem powozili na zmianę Sandro i Triamerci, rozmyślając przy okazji o czekającym ich zadaniu.
Gdy przejeżdżali koło pastwisk zamkowych, Waldref zatrzymał się i nakazał kusznikom przyprowadzić parę krów. Kilka minut później podróżowali już wyposażeni w jedzenie także dla swoich magicznych wierzchowców.
Po jakimś czasie minęli ośrodek resocjalizacji minotaurów i wjechali w głąb szerokiego tunelu, mającego przeprowadzić ich pod oceanem i doprowadzić do królestwa Śnieżnych Magów.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania