Pierwszy Nekromanta Erudii część 3 - dzień 10
Dzień 10
- Szlachetny Waldrefie, mamy problem! – zawołał Millard z wysokości.
Jechali przez podziemia już osiem dni i czuli narastające zniechęcenie. Wokół panowała ciemność, rozświetlana tylko latarnią przyczepioną na przodzie wozu. Droga była nierówna i cały czas musieli uważać na troglodytów. Wrogowie zazwyczaj uciekali, gdy dostrzegali smoka i gryfa, ale kilka razy przypuścili atak na drużynę. Do tego wszystkiego dochodził brak wyczuwalnej różnicy między dniem i nocą. Każda doba wyglądała podobnie: jechali jakiś czas, aż Triamerci tylko sobie znanymi sposobami ogłaszał, że na powierzchni właśnie skończył się dzień. Wtedy zatrzymywali się, rozpalali ognisko z podziemnych odmian krzaków i niespokojnie przesypiali rzekomą noc. Rano cykl się powtarzał. Co jakiś czas tylko z sufitu spadały głazy i sypał się pył. Wtedy, pomimo zmęczenia, przyśpieszali, mając nadzieję, że zdążą wrócić, nim Minoteur całkowicie zniknie pod ziemią.
- O co chodzi? – zapytał krasnolud, podrywając w górę wierzchowca.
- Harpie – rzucił krótko elf. – Wataha, paręset metrów na wschód.
- W tej odnodze? – upewnił się, wskazując ręką na korytarz odchodzący w lewo.
Jeździec smoka pokiwał głową.
- Informujemy Triamerci?
Tym razem odpowiedź była przecząca.
- Według mnie nie ma potrzeby. Na razie nie planują ataku na nas, więc może przejdziemy bez żadnej awantury. A nawet jeśli, to harpie świetnie się palą. - Osobnik starszej rasy uśmiechnął się od ucha do ucha, klepiąc smoka po grzbiecie.
- Podoba mi się twoje podejście. – Waldref pogładził stylisko topora. – W ogóle wiesz, jak trzyma się ten świeżo sklejony kusznik?
- Chyba bezproblematycznie, prawda?
Dwa dni temu w wyniku incydentu z troglodytami jeden z kuszników został ciężko ranny i umarł chwilę później. Sandro jednak szybko zabrał go na wóz, mówiąc pozostałym żołnierzom, że wyleczy ich kompana. Godzinę później kusznik był jak nowy, stał się tylko trochę mniej rozmowny i nie chciał mówić o tym, co Christian z nim wyczyniał.
- Żeby tylko bezproblematycznie. – Zazgrzytał zębami. – Teraz jest dużo silniejszy i sprawniejszy. A jak celnie strzela…
- Sprawiasz wrażenie niezadowolonego z takiego obrotu sprawy?
- Bo nekromancja to zło! – wykrzyknął. – Nie należy igrać z mrokiem i go wykorzystywać. Mówię ci, kiedyś to się na nas zemści.
- Jak na razie zawsze dobrze na tym wychodziliśmy – odparł beznamiętnie. – No i sam szlachetny Edric uważał, że należy badać tę dziedzinę zdolności nadprzyrodzonych, bo może nam dać przewagę w walce ze złem.
- Co nam po przewadze, jak zniszczy nas to od środka?! A moją przewagą jest topór, gryf i moce, pochodzące z nieba.
- Jak tam chcecie, krasnoludzie. – Wzruszył ramionami. – Stanu obecnego i tak nie zmienicie, więc się tym nie martwcie. – Wypuścił dym nosem.
Waldref wstrząsnął w dezaprobacie swoją złotą grzywą i wrócił na ziemię, na przód kolumny. W tym momencie wóz się zatrzymał.
- Zatrzymujemy się na postój – poinformował go Sandro. – Jeden z kuszników się bardzo źle poczuł. Musimy sprawdzić, co mu jest.
- Ten, którego wyleczyłeś? – spytał z przekąsem.
- Nie. – Nekromanta zniknął na wozie.
Na tyle leżał blady żołnierz, trzymając się za brzuch.
- Poślij elfa po zioła – rzucił nekromanta do maga. – Potrzebuję Walczaka Podziemnego i trochę Habbusy. Powinien wiedzieć, gdzie to znaleźć.
Triamerci zeskoczył na ziemię, a Christian zwrócił się do kusznika:
- Nadal boli?
- Tak – wyszeptał tamten. – Te wczorajsze korzonki…
Sandro dotknął jego czoła – było gorące. Przyłożył zimny okład i przykrył chorego kocem. Teraz musiał poczekać na Millarda. Jednak nim ten przyszedł, żołnierz umarł. Christrian rozstawił przyrządy czarno magiczne, zabronił pozostałym wchodzić do środka i w ciągu godziny wskrzesił zmarłego. Kusznik cały czas nie czuł się osłabiony, więc do nocy podróżował na wozie.
Gdy nekromanta, zmęczony dokonanym cudem, zasnął na wozie, przyśniła mu się potężna postać, wynosząca miasto z podziemi z powrotem na powierzchnię. Ujrzał też troglodytów, ginących pod jej ognistym batem. Kiedy się obudził, w myślach kołatały mu dziwne słowa:
Witaj. Jestem Thanys, demon siły. Mogę dać ci siłę i potęgę. Mogę pomóc ci uratować Erudię.
Nie wiedział, co o tym myśleć, więc postanowił na razie to zignorować.
Wieczorem, podczas zbierania chrustu na ognisko, jeden z kuszników spadł ze skarpy i skręcił kark. Sandro nie odważył się do niego zejść, tym bardziej, że pozostali żołnierze wiedzieli, że ich kolega nie miał szans przeżyć – nie dałoby im się wmówić, że go uleczył. Od tego momentu podróżowali z czterema kusznikami. Gdy nekromanta stał jeszcze nad przepaścią i zastanawiał się, co zrobić, w jego myśli wpłynął obcy komunikat:
Witaj. Jestem Daker, demon przyjaźni. Chcę ci pomóc. Zauważyłeś, że po trzęsieniu ziemi zawsze, jak kogoś wskrzeszasz, ktoś inny ginie? To sprawka demona siły.
Wrażenie obcej świadomości zniknęło, lecz zostało przekonanie o prawdzie, jakie niosły te słowa. Christian wrócił do obozowiska, zastanawiając się nad całym dniem i nad tajemniczymi zdaniami. Stwierdził, że na razie zatrzyma je dla siebie – w końcu i tak choćby Waldref za nim nie przepadał, to po co dodatkowo psuć sobie opinię informacjami o kontaktach z demonami.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania