Pierwszy Nekromanta Erudii część 6 - dzień 17
Dzień 17
- Milluś, skarbie. – Starsza elfka rzuciła się na Millarda i zaczęła całować go po policzkach. – Nic się nie zmieniłeś. Gdy wyjeżdżałeś, byłeś taki mały, bezbronny, nic się nie odzywasz, nie piszesz, przyjeżdżasz niezapowiedziany po tylu latach i nic się nie zmieniłeś!
Gdy teleportowali się do puszczy, zdecydowali się zostawić w niej smoka i gryfa, a do miasta pójść pieszo. Od razu ich wpuszczono, kiedy Millard powiedział, kim są i z jaką sprawą przybywają. Strażnicy przywitali go gorąco, a potem zaprowadzili całą drużynę do ratusza. Tam już oczekiwali na nich rodzice elfa.
- Mamo, mamy zadanie do wykonania. – Odepchnął ją lekko.
- Zadanie może poczekać. – Machnęła ręką. – Teraz zajmij się swoją rodzicielką, za którą przecież tak bardzo tęskniłeś.
Starszy facet stojący w rogu pomieszczenie krzyknął coś niezrozumiałego, popluł się i wskazał palcem na siebie.
- No i swoim ojcem. – Przewróciła oczami. – O nim też pamiętaj.
- Nic mu się nie poprawiło? – zapytał.
- Nic a nic.
Cała drużyna stała z tyłu i podśmiewała się za plecami Millarda. W końcu jednak Sandro zdecydował się interweniować.
- Proszę pani – powiedział, biorąc ją za rękę. – Sprawa naprawdę nie cierpi zwłoki. Jak ją załatwimy, to będzie pani miała syna na wyłączność, ale teraz proszę na chwilę go zostawić.
Spojrzała na niego i odskoczyła ze strachem.
- Kim ty jesteś? – Zniesmaczona zerkała na jego czarny strój. Wręcz czuła bijącą od niego cmentarną aurę.
- Przyszłością Erudii. – Zaśmiał się głucho. – Do dzieła, panowie. – Zwrócił się ku pozostałym.
Triamerci wystąpił do przodu i przywitał księcia elfów, który właśnie wkroczył bocznymi drzwiami, powiadomiony przez wartowników o przybyszach. W dwójkę przeszli do osobnego pomieszczenia i mag pokrótce zreferował mu to, co już wiedzieli. Przedstawił bieg ostatnich wydarzeń i spytał, u kogo mogliby zasięgnąć rady.
W tym czasie drużyna rozmawiała między sobą.
- Wcale się nie dziwię, że uciekłeś stąd jeszcze za młodu – mruknął krasnolud do Millarda. – Też bym zwiewał, gdybym miał takich starych. Znaczy rodziców.
Elf obejrzał się za siebie na swoją matkę, stojącą w kącie i rozmawiającą z ojcem. Powiedzieli jej, że muszą się naradzić i jej obecność będzie niewskazana. Obraziła się i udawała, że nie istnieją.
- Wtedy też się uzależniłem – odparł, biorąc fajkę w dłonie. – Bez tego byłoby mi ciężko.
- Wybacz taki ostry osąd wcześniej. – Waldref uderzył się w piersi. – Gdybym wiedział, co cię spotykało w młodości, nie patrzyłbym może tak krzywo na twój nałóg. – Nagle przesunął lekko Christiana ręką i wskazał na jedną ze ścian. – Widzicie te malowidła?
Pokiwali głowami.
- To są wydarzenia z podróży Orrina! – wykrzyknął krasnolud. – I Wielkiej Wojny z Abzulem!
- Tu jest nasz książę! – podekscytował się Sandro. – To chyba moment odwiedzenia Bastionu.
- Wtedy się zaciągnąłem do jego armii – odparł z dumą Waldref. – Ale patrzcie tu. – Wskazał na rysunek więzienia, na którym w centrum stały dwie postaci: stary czarodziej i krasnolud, rozbijający toporem bramy lochów. – To jestem ja. No i Rvandemid, to ten obok. A wy mi chcieliście wierzyć!
W tym momencie z komnaty wyszedł Triamerci i machnął do nich ręką, by się zbliżyli.
- Idziemy do Jaskini Prawdy.
Nie czekając na odpowiedź i nie dając żadnych wyjaśnień ruszył przodem. Poszli za nim, klucząc ulicami miasta. Zostając parę metrów za czarodziejem, Sandro odezwał się do krasnoluda i elfa:
- Jest jedna sprawa, którą już dawno powinienem poruszyć… - zaczął.
- Czekajcie. – Millard zatrzymał się, przerywając mu. – Gdzie są kusznicy?
- Wiedziałem, że czegoś zapomnieliśmy. – Waldref chwycił się za głowę. – Trudno, teraz po nich nie wrócimy. Kontynuuj – zwrócił się do nekromanty.
- No to właśnie mówiłem, że tak dużo się dzieje i nie znalazłem odpowiedniego momentu, by wam powiedzieć… - tłumaczył się.
Popatrzyli na niego z zaciekawieniem.
- Gdy teleportowaliśmy się ze Strażnicy – kontynuował – zakręciło mi się w głowie. Poczułem obecność dwóch istot i dotarły do mnie dwa komunikaty. – Wziął głęboki oddech i wyrecytował z pamięci:
- Ciągłe trudności, jakie spotykacie na drodze, nasyła demon przyjaźni. Chce was użyć do swoich celów a później zabić: dąży do waszej i mojej zguby, chociaż pewnie mówi co innego.
- O ku… - Waldref zatkał sobie usta dłonią, by nie narazić na uszczerbek swojego rycerskiego honoru.
- I druga myśl – kontynuował. – Demon siły powoduje śmierć w twojej okolicy, jak tylko używasz nekromancji. Pamiętasz tych dwóch kuszników? Chcesz, żeby było tak zawsze? Mu nie zależy na was – on chce zniszczyć mnie, podejrzewam, że podpuszcza was przeciwko mnie, oskarżając o fałszywe czyny.
- Chyba nie rozumiem, co tu się dzieje – pokręcił głową krasnolud. – Zdradzasz nas z demonami?
Wyszli już z miasta i szli przez las. Droga wznosiła się w stronę wzgórza, to chyba w nim miała się znajdować tajemnicza jaskinia.
- To nie tak – odrzekł Sandro. – Nie wiem, kim oni są i dlaczego kontaktują się ze mną. Mam tylko wrażenie, że się nie lubią oraz że jestem im do czegoś potrzebny.
- Ja tam rozmawiam z demonami przez ostrze topora. – Waldref poklepał swoją ukochaną broń. – Może powinieneś…
W tej chwili Triamerci niespodziewanie zatrzymał się i obrócił się przodem do reszty drużyny. Za jego plecami dostrzegli ciemny otwór groty.
- Jesteśmy przed wejściem do Jaskini Prawdy – wyjaśnił. – Władca tego miasta potwierdził słowa arcymaga o Nici i stwierdził, że podejrzewa o wszystko istoty o naturze demonicznej. Powiedział, że podobnie było za czasów Wielkiej Wojny z Abzulem – wtedy to demon był Nicią i jak potężny Orrin go zabił, wszystko wróciło do normy. Książę elfów upewnił mnie też, że jak zniszczymy Nić, to demony nie będą potrafiły istnieć w naszym świecie oraz że musimy zrobić to jak najszybciej – jeśli jest tak, jak podejrzewa, to mówił, że dziwi się, że świat jeszcze nie uległ zagładzie. Jesteśmy tu, bo według niego osoba z czystym sercem, która stanie wewnątrz groty, dowie się tego, czego pragnie. Nasze serca może nie są do końca czyste, ale służymy słusznej sprawie – spróbujmy więc dowiedzieć się, co jest tą Nicią, gdzie się znajduje i jak ją zniszczyć.
Weszli do środka i stanęli przed płaską ścianą z kamienia. Dostrzegli w niej swoje odbicia – skała zachowywała się praktycznie jak lustro.
- O żesz ty – westchnął krasnolud, dotykając gładkiej powierzchni.
Millard i Triamerci zamknęli oczy, próbując w skupieniu usłyszeć słowa jaskini, a Sandro stanął z boku i spod płaszcza wyciągnął kartkę wyrwaną jeszcze w Strażnicy. Odczytał po cichu cały poemat.
Gwiazda zakryła swój blask, zasłaniając się miesiącem
Miesiącem godziny narodzin przyszłości
Przyszłości, śni ci się śmierć nieśmiertelności
Nieśmiertelności w nekromancji ukrytej
Na nici przyszłości zawiśnie los całości
Całości walczącej o nieśmiertelność
Nieśmiertelność niech przyniesie śmierć
Śmierć swojej ciemnej stronie
Przyszłości, to dzień twojej śmierci
Śmierci twojego odbicia w kamieniu
Kamieniu, usłyszysz głośno imię
Oby to było imię przyszłości
Christian westchnął ciężko. Nie przepadał za poezją. Nagle zakręciło mu się w głowie. Usłyszał donośny głos:
Stań przed kamiennym lustrem, powiedz Daker, przejdź i zabij go, a uratujesz Erudię, przyjaciół, a ja dam ci potęgę.
Zaskoczony oparł się o ścianę. Prawie natychmiast dotarł do niego drugi komunikat:
Stań przed kamiennym lustrem, powiedz Thanys, przejdź i zabij go, a uratujesz Erudię. przyjaciół i pogrzebiesz demona, który pragnie waszej śmierci.
Nie dał rady ustać i opadł na ziemię.
- Co się dzieje? – zapytał szeptem sam siebie. – Czemu chcecie się nawzajem pozabijać? Co ja mam do tego?
W tym momencie jego wzrok padł na drugą strofę Poematu o przyszłości.
- Na nici przyszłości… Jestem przyszłością Erudii. Na nici… A może powinno być Na Nici? Jestem Nicią? Jak? Dlaczego? Co mam zrobić?
Spod płaszcza wyciągnął sztylet i przyjrzał mu się z namysłem.
Jeśli się zabiję, nie będzie miał mnie kto wskrzesić, myślał. A może to właśnie przez moje czarno magiczne badania stałem się Nicią. Nekromancja miała stać się rozwiązaniem, a stała się zgubą
- Czy da się to rozwiązać bez samobójstwa?! – wykrzyknął.
Pozostali spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Co jest? – przyskoczył do niego krasnolud. – Demony cię opanowały? – Wyszarpnął topór, gotowy zadać cios opętanemu.
- Czekaj! – powstrzymał go Triamerci. – Zawsze zdążysz go zabić. O co chodzi?
Sandro podniósł się i spojrzał na kamienne lustro. Millard powoli wyciągnął łuk i nałożył na niego cięciwę.
- Czyżbyś był… - nie dokończył mag.
Christian jeszcze raz zerknął na ukradziony tekst.
- Przyszłości, to dzień twojej śmierci. Śmierci twojego odbicia w kamieniu. Kamieniu, usłyszysz głośno imię. Oby to było imię przyszłości – odczytał i powiedział głośno. – Christian Sandro.
Prawie ogłuszył go mentalny krzyk. Kamienne lustro zafalowało i zmieniło się w wodę, stojącą pionowo w miejscu ściany.
- W mordę troglodyty. – Waldref był zdolny powiedzieć tylko to.
- Naprzód! – rozkazał mag i jako pierwszy wkroczył w nadnaturalną ciecz.
Za nim poszedł nekromanta, następnie krasnolud, a na końcu elf. Woda w ogóle ich nie moczyła – jakby jej nie było. Zakrzywiała tylko wzrok i dopiero po zrobieniu paru kroków przez nią i wyjściu po drugiej stronie, dostrzegli zakapturzoną postać, stojącą kilkanaście metrów przed nimi.
- Przybyliście. – Nieznajomy odrzucił kaptur i ukazała im się zniszczona twarz, bardzo podobna do twarzy Christiana. – Zginiecie.
Bez żadnego ostrzeżenia w drużynę uderzyła fala ognia. W ostatniej chwili Triamerci osłonił przyjaciół Aurą Mocy, chroniąc ich przed spłonięciem. Cios był jednak tak silny, że upadł na ziemię i z nosa poleciała mu krew.
- Za Erudię! – krzyknął Waldref, czując, że w końcu nadchodzi jego czas.
Topór rycerza zajaśniał wspaniałym blaskiem i krasnolud zaszarżował na wroga. Zderzył się ze skałą, która nagle wyrosła mu na drodze. Kamień nie wytrzymał i uległ naporowi wojownika. Wtedy Millard wypuścił pierwszą, płonącą strzałę. Czarna postać uskoczyła, lecz pocisk po uderzeniu w ścianę za nią eksplodował. Triamerci podniósł się na nogi i wypuścił błękitny grot prosto w rozproszonego nieprzyjaciela. Tamten ostatnim wysiłkiem woli stworzył magiczną zasłonę, odbijając pocisk prosto w maga. Czarodziej krzyknął z bólu i upadł na ziemię. W tej samej chwili druga strzała elfa przeszyła na wylot czaszkę przeciwnika. Wróg poleciał do tyłu i zastygł martwy na ziemi. Waldref stanął nad jego ciałem i obrócił się do Millarda.
- No i coś ty zrobił?! – wykrzyknął. – On był mój! – potrząsnął toporem.
Nagle martwy wróg podniósł głowę i magiczną strzałą uderzył w krasnoluda. Pocisk odbił się od jego zbroi, zostawiając na niej zaledwie wgniecenie. Rycerz ciął potężnie toporem. Przeciwnik poleciał do tyłu z rozharatanym tułowiem. Następny cios świetlistego oręża i nie miał głowy. Kilka kolejnych ciosów i poodpadały kończyny. W końcu Waldref zatrzymał się, dysząc ciężko.
- Teraz już raczej nie zmartwychwstanie – stwierdził. – Ale dla pewności przydałoby się go jeszcze spalić. Millard? Triamerci? – zawołał. – Któryś z was mógłby się tu pofatygować? – Obrócił się, by zobaczyć, co tamci robią.
Dostrzegł elfa i nekromantę, klęczących nad leżącym na wznak magiem.
- Co się stało? – zapytał, podbiegając do nich.
- Dostał własnym czarem – odparł sucho Sandro. – Ale będzie żył. Pójdziesz po zioła? – zwrócił się Millarda.
Elf bez słowa wstał i wyszedł z jaskini. Waldref spojrzał znacząco na Christiana, ściskając mocniej topór.
- Skoro mamy chwilę – zaczął. – To może w oczekiwaniu na powrót naszego kompana wyjaśnisz mi, co się stało. I podasz choć jeden dobry powód, dla którego nie powinienem cię zabijać.
- Dlaczego miałbyś to zrobić?
- Bo jesteś nekromantą, gadasz z demonami i jak sam stwierdziłeś, jesteś Nicią! Albo się wytłumaczysz, albo zeszpecę ci tę wspaniałą buźkę – zagroził.
- Już to zrobiłeś. Przed chwilą, zabijając GO. – Wskazał ręką na porozrzucane po całej grocie kawałki ciała tajemniczej postaci. – Tak jak w starożytnym poemacie, był to dzień śmierci Przyszłości, mojej śmierci. Nieśmiertelność, ukryta w nekromancji, przyniosła śmierć swojemu odbiciu w kamieniu. Zabiliśmy moją ciemną stronę, Nić uległa zniszczeniu, gdyż to właśnie przez moje mroczne upodobania Edric i Rvandemid zostali wykorzystani przez demony z innego świata.
- Co? – Waldref miał wrażenie, jakby Sandro mówił w całkiem innym języku. – Skąd ty to wszystko wiesz?
- Z wiersza. Z moich odczuć. – Wzruszył ramionami. – Diabły już do mnie nie mówią. Nie czuję ich obecności.
- I to mi ma niby wystarczyć? Twoje emocje? Myśli nekromanty?
- Nie jestem już nekromantą – przerwał mu Christian. – I nigdy do tego nie wrócę. To przez moje uczynki prawie przysłużyłem się demonom w niszczeniu świata i nie chcę, by to się powtórzyło. Wraz z zaklęciem rzuconym przez księcia dwa demony przeszły do tego świata, niszcząc jego część trzęsieniem ziemi. Potem jednak zechciały pozbyć się siebie nawzajem i nakierować mnie na zabicie jeden drugiego. Mówiły w myślach do mnie, gdyż do mnie, jako Nici, mieli najlepsze połączenie. Nie mogli działać w świecie, gdyż nawzajem się blokowali. Zabiliśmy moją ciemną stronę, Nić uległa zniszczeniu, diabły opuściły naszą rzeczywistość. Można by powiedzieć, że świat został uratowany. Jeśli jednak dla własnej pewności lub czystego sumienia chcesz mnie zabić, wal śmiało. – Spojrzał prosto w oczy krasnoluda.
Waldref powoli opuścił topór.
- Wylecz go – nakazał, wskazując na czarodzieja. – A potem pomyślimy, do czego drużynie się przydasz, skoro nie jesteś już nekromantą. Może Triamerci nauczy cię paru zaklęć? Albo znajdziesz sobie jakąś wiwernę i będziesz postrachem bagien? Zobaczymy, co czas przyniesie…
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania