Poprzednie częściPo prostu bądź

Po prostu przyjaźń

Witajcie. Opowiadanie świeżo napisane. Pisałam je w trakcie pracy, a to wszystko za sprawą mojego snu. :)

Miłej lektury.

 

„Prawdziwy przyjaciel to dobry złodziej, który zawsze stara się ukraść nasze problemy i smutki”. „Prawdziwy przyjaciel widzi pierwszą łzę, łapie drugą, powstrzymuje trzecią.”.

 

Był środek lata. Jak na tegoroczne pogodowe warunki nie było gorąco, ale mi to odpowiadało. nie znosiłam upałów, także miałam nadzieję, że wyjazd, na który się szykowałam od kilku dni, będzie udany. Razem z grupą znajomych mieliśmy jechać nad jezioro, żeby spędzić ze sobą trochę czasu.

- Lily, no nie bądź taka – namawiała mnie Rosalie parę dni temu. – Nie daj się prosić. Będzie naprawdę fajnie. A po co masz w domu siedzieć?

Rose była wysoką brunetką o piegowatej, pociągłej twarzy i zadartym nosie. Zawsze chodziła w dresach i nie przejmowała się faktem, że przechodnie, mijając ją, pokazują na jej ubiór palcami i kręcą głowami, jakby uważali go za nieprzyzwoity.

- No dobra – zgodziłam się w końcu. – Pojadę z wami.

I tak o to wpakowałam się w piknik wraz z grupą wariatów. Wyjechać mieliśmy w sobotę z samego rana, czyli jutro, a ja dalej nie byłam do końca spakowana. Musiałam iść jeszcze do sklepu i kupić parę rzeczy, ale nie mogłam do tej pory się ruszyć. W końcu wstałam, ubrałam się i wyszłam z domu. Do sklepu nie miałam daleko. W połowie drogi jednak wpadłam na moją koleżankę Nicole.

- Hej – odezwała się na mój widok. – Gdzie tak pędzisz?

- Do sklepu – odpowiedziałam. – Muszę dokupić parę rzeczy na jutrzejszy wyjazd.

- To jedziesz jednak na ten piknik? – zapytała.

- Tak. A dlaczego miałabym nie jechać?

- Wiesz, myślałam, że do mnie wpadniesz. A ty jak zwykle nie masz czasu.

- O ile mnie pamięć nie myli – odezwałam się, siląc się na spokój. – To miała wpaść do ciebie Julie. Tak przynajmniej mówiłaś dwa dni temu.

- Nie może jednak. – Nicole westchnęła.

- Ach, więc to tak? Miałam być w zastępstwie za nią?

- Nie, no coś ty… - Widzę, że jest naprawdę oburzona.

- Powiedz mi, ile my się znamy? – zapytałam, patrząc jej w oczy. – Dobre 10 lat. A odkąd ja zaczęłam układać sobie życie, to się kłócimy, bo ciągle masz do mnie pretensje, że a to czasu nie mam, że nie rozmawiam z tobą tak jak kiedyś… A o czym ja mam z tobą rozmawiać? Wy z Julie macie swój świat, który mnie nie interesuje, teraz w twoim życiu istnieje tylko ona. Ja już przestałam się liczyć. I nie, żeby mi to przeszkadzało, bo chyba do tego przywykłam, ale, do jasnej cholery, nie miej do mnie pretensji. Bo to ty tak wybrałaś, nie ja.

Odetchnęłam głęboko, usiłując się uspokoić. Nieważne, że kłóciłyśmy się, stojąc na środku chodnika.

- Czyli sugerujesz, że to moja wina, tak? – zapytała ostro.

- Nie, nie sugeruję – odpowiedziałam. – Chodzi mi po prostu o to, że ja nie zamierzam być twoim planem B. Że jak Julie nie przyjedzie, to ja wskoczę na jej miejsce. I jeszcze jedno. Mam prawo jechać gdzie chcę, z kim chcę, a tobie nie muszę się tłumaczyć, a już na pewno nie mam obowiązku być na każde twoje zawołanie.

- Zmieniłaś się – stwierdziła dziewczyna cicho. – Nie jesteś tą samą Lily, którą znałam.

- A ty tą samą Nicole – odparłam spokojnie. – I co ty na to? Bo to ty zmieniłaś do mnie stosunek, kiedy ja inaczej ułożyłam sobie życie. Każda z nas poszła własną drogą, to zrozumiałe, ale trochę nie pojmuję dlaczego przerabiamy ten sam temat po Raz kolejny. Ty wybrałaś relację z Julie, a ja wybrałam pracę. To normalne. Szkoda tylko, że odkąd tak się porobiło, że ja wybrałam pracę, chłopaka, to ty zmieniłaś do mnie podejście. Tak się nie zachowuje prawdziwa przyjaciółka. I nieważne, że obecnie mieszkam sama, bo chłopak mnie zostawił. Ważny jest fakt, że nie przeszłaś pomyślnie próby naszej przyjaźni.

- Ty naprawdę zwariowałaś – stwierdziła dziewczyna. – Widzę, że nie mamy o czym rozmawiać. Cześć.

Po tych słowach odwróciła się i odeszła, pozostawiając mnie na środku chodnika. Przez moment stałam jak wrośnięta w ziemię, nie mogąc się ruszyć. Byłam zła i było mi cholernie przykro, bo znowu wyszło tak, jakby to wszystko była moja wina.

Kiedy jakiś czas później wróciłam do domu, miałam przez chwilę ochotę, by zadzwonić do Rose i powiedzieć jej, że jednak nie przyjadę, ale szybko się rozmyśliłam. Miałam świadomość, że jeśli zostanę w domu, będę rozpamiętywać dzisiejsze zdarzenie. Z westchnieniem dopakowałam się do końca, po czym opadłam na łóżko, oczekując wieczora.

* * *

Gdy na następny dzień otworzyłam oczy, pierwszym, co przykuło moją uwagę, była ulewa za oknem.

„Chyba nici z pikniku” – przeszło mi przez myśl.

Już, już sięgałam po telefon, by zadzwonić do Rosalie, gdy ten sam zawibrował.

- Cześć, kochana. Zbieraj się. Czekamy na ciebie przed blokiem. Jedziemy do mnie.

- Jasne, zaraz będę – odparłam i rozłączyłam się.

Dziesięć minut później siedziałam już w ciepłym samochodzie, gdzie oprócz Rosalie byli Alice, Danny i Harry.

- Widzę, że pogoda pokrzyżowała nam plany, co? – spytałam.

- Daj spokój. – Alice wydęła wargi. – Przecież wczoraj było tak ładnie, słonecznie.

- Tegoroczne lato po prostu płata nam figle – stwierdził Harry.

Trudno się było z nim nie zgodzić. Częściej padało niż grzało, co było nie do pomyślenia, gdy się wspominało o okresie letnim.

Na miejscu impreza rozkręciła się w dość szybkim czasie, lecz mój nastrój wcale nie był tego dnia imprezowy.

- Lily, chcesz piwo? – zapytała Alice.

- Chętnie – odparłam.

Miałam nadzieję, że alkohol pomoże mi zapomnieć o wczorajszej sytuacji choć na chwilę.

- Wszystko w porządku? – Danny usiadł obok mnie. – Jesteś dzisiaj jakaś mało rozmowna.

Przyglądałam mu się przez chwilę. Przystojny był, to trzeba mu było przyznać. Wysoki, umięśniony, szarmancki… Nic dodać, nic ująć, prawdziwy typ gentlemana.

- Tak, jasne – odpowiedziałam po dłuższej chwili.

- Nie wydaje mi się. Ale w porządku, nie naciskam. – Uśmiechnął się do mnie, po czym odszedł.

Alice była naprawdę szczęściarą, mając takiego faceta. Byli razem od dwóch lat, ale jak na razie nie zamierzali brać ślubu, choć niejednokrotnie powtarzaliśmy im, że mogliby zacząć o tym myśleć.

Pod wieczór, kiedy w końcu przestało padać, wyszłam na balkon i oparłam się o balustradę. Muzyka była głośna, a mnie od alkoholu, gwaru i właśnie muzyki w pewnym momencie rozbolała głowa. A wcale Nie wypiłam dużo, bo ledwo jedno piwo. Stałam tak przez kilkanaście minut.

- Lily?

Podskoczyłam jak rażona piorunem. Tuż obok mnie stał Danny, przyglądając mi się uważnie.

- Mógłbyś nie straszyć? – zapytałam, przykładając dłoń do serca. – Zejdę przez ciebie kiedyś na zawał.

- Przepraszam. – Uśmiechnął się. – Naprawdę nie chciałem. Martwimy się o ciebie. Zimno jest, a ty stoisz tu taka samotna. Wszystko OK?

- Nie. – W końcu się poddałam. – Od wczoraj nic nie jest OK., jak na złość.

- Dlaczego? Powiedz, co się stało?

Opowiedziałam mu o kłótni z Nicole, o tym, że znowu wyszło na to, że to ja jestem ta najgorsza.

- Tak właściwie, czym ty się przejmujesz? – zapytał, kiedy skończyłam opowiadać. – przecież to, że ona się tak zachowuje, nie jest twoją winą.

- Ale ja się tak czuję – wyjaśniłam, spuszczając wzrok. – Może i masz rację, że nie powinnam się tym wszystkim przejmować, nią przejmować, ale nie potrafię. Wiesz ile to lat? To jest kawał zmarnowanego czasu.

- Nie do końca – zaprotestował. – Przecież przeżyłyście też piękne chwile.

- Niby tak, tylko… - Zawahałam się. – Teraz, ilekroć do nich wracam, strasznie mnie one bolą. Boli mnie fakt, że to już nie wróci. Boli mnie to, że ona stała się taka… Że tak strasznie się zmieniła. A tylko dlatego, że ja inaczej sobie ułożyłam życie.

- To, że sobie zaczęłaś układać życie, świadczy o tym, że chcesz coś w nim osiągnąć, zmienić – wyjaśnił spokojnie Danny. – A ty Nie zbawisz całego świata. To tak jakbyś próbowała przestawić mur, choć wiesz, że nie dasz rady tego dokonać. Skup się na sobie i na obecnych przyjaciołach, na tych, którzy cię doceniają, którzy akceptują cię taką, jaką jesteś. Nie wracaj do przeszłości, żyj teraźniejszością.

- Staram się, tylko… momentami to nie jest wcale proste.

- A czy ktoś powiedział, że życie będzie proste? Nie. Poza tym, tacy ludzie to są chyba egoiści, skoro nie cieszy ich szczęście drugiego człowieka. Bo co, uważają, że dopóki jesteś na ich każde zawołanie, to jesteś fajna, a jak już sobie układasz życie po swojemu, to jesteś zła? Takie słabe trochę. Tacy ludzie nie są warci naszej uwagi.

Skinęłam głową. W głębi serca podzielałam jego zdanie, ale czy potrafiłam przełożyć to na praktykę, na swoje własne życie? W moich oczach zalśniły łzy. Zacisnęłam usta.

- Hej. – Poczułam nagle jak mnie obejmuje. – Nie płacz. Naprawdę, nie warto.

Zamiast odpowiedzieć, przytuliłam się do niego i rozkleiłam się na dobre. Przez chwilę klepał mnie pocieszająco po plecach, po chwili jednak przestał i czekał, aż się uspokoję. Nie wiem, ile tak staliśmy, wreszcie jednak jako tako doszłam do siebie.

- Prze… Przepraszam… -wyksztusiłam.

- Nic się nie stało. – Otarł mi zabłąkaną łzę z policzka. – Każdy czasem musi sobie popłakać. A przyjaciele są po to, żeby sobie pomagać w ciężkich chwilach. Są nie tylko wtedy, jak jest dobrze, ale też jak jest źle. Myślę, że nawet zwłaszcza wtedy, bo dopiero w sytuacji kryzysowej okazuje się, kto tak naprawdę jest twoim przyjacielem.

Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco,.

- Głowa do góry, Lilka – rzekł. – Chodź, wracamy do reszty. Pewnie bardzo zmarzłaś.

Kiwnęłam głową. Gdy weszliśmy do środka, wszyscy się zerwali.

- Lilka, Danny, co tak długo? – zapytała Alice.

- Płakałaś – zauważył Harry.

- Już jest w porządku – uspokoiłam ich. – Naprawdę, nie martwcie się.

Rzeczywiście, czułam się o wiele lepiej niż przed godziną. A to wszystko dzięki Danny’emu, który nie dość, że mnie wysłuchał, to jeszcze pozbierał z kryzysu.

- Ale co się stało? – zapytała Rosalie.

- Jeśli Lily będzie chciała, to wam opowie – odparł Danny spokojnie. – Ale teraz nie zadręczajcie jej pytaniami. Sytuacja jest zbyt świeża. Potrzebny jest czas, żeby rany mogły się zabliźnić, no i Lily potrzebuje czasu, by mogła się z nią oswoić na tyle, że będzie w stanie o niej opowiadać.

Moi przyjaciele pokiwali głowami, a ja tak na dobre się uśmiechnęłam. Byli naprawdę wyrozumiali i kochani.

- To co, zostało jeszcze jakieś piwko? – zapytałam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • KarolaKorman 06.07.2017
    Twój program robi ci psikusa i pisze słowo ,,nie'' dużą literą, mnie tak robi ze słowem sala. Opowiadanie realne, ładnie napisane. Piękne cytaty wstawiłaś. Tak własnie, każdy chciałby mieć takiego dobrego, niezawodnego przyjaciela. Pozdrawiam :)
  • Celtic1705 06.07.2017
    KarolaKorman Wiem, że robi. Drażni mnie to niesamowicie, ale już nie miałam siły czytać tekstu od początku i wyszukiwać każdego nie. W każdym razie, dziękuję. I miło, że zajrzałaś do mnie. :)
  • Celtic1705 06.07.2017
    KarolaKorman Mogłabyś mi wyznaczyć te fragmenty, w których jeszcze nie poprawiłam tego nieszczęsnego "Nie"? Bo starałam się to robić niby na bieżąco, ale chyba coś jednak nie wyszło.
  • KarolaKorman 08.07.2017
    ,,A ty jak zwykle Nie masz czasu.''
    ,,- O ile mnie pamięć Nie myli – ''
    ,,Wy z Julie macie swój świat, który mnie Nie interesuje, ''
    ,,Tak się Nie zachowuje prawdziwa przyjaciółka.''
    ,,Ważny jest fakt, że Nie przeszłaś pomyślnie próby naszej przyjaźni.''
    ,,lecz mój nastrój wcale Nie był tego dnia imprezowy.''
    ,,- Mógłbyś Nie straszyć? ''
    ,,ona się tak zachowuje, Nie jest twoją winą.''
    ,,… momentami to Nie jest wcale proste.''
    ,,- Nic się Nie stało.''
    ,, Są Nie tylko wtedy, jak jest dobrze,''

    Proszę, na życzenie :)
  • Celtic1705 08.07.2017
    KarolaKorman Dziękuję Ci bardzo, poprawiłam, zaraz zrobię edit, żeby było w porządku.
  • blaackangel 06.07.2017
    Poruszasz problem który niestety pojawia się coraz częściej, przeżyliśmy z ludzmi tyle lat i mimo że są dla nas najblizsi to jednak najmocniej nas ranią. Z doświadczenia nikomu tego nie życzę. Ode mnie 5 :)
  • Celtic1705 07.07.2017
    blaackangel Ja też z doświadczenia nikomu tego nie życzę. :) Naprawdę, nic przyjemnego. Zwłaszcza, gdy w głębi serca się ma nadzieję, że się może jeszcze coś zmieni, podczas gdy nie zmieni się nic. Dziękuję za pięć. :)
  • blaackangel 23.07.2017
    Celtic1705 tak dokładnie lub czasem chciałoby się aby coś się zmieniło, jednak rana dalej boli wiec, istny barok wewnętrzne rozdarcie człowieka

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania