Pocztówka
Szelest.
Przystaję, odwracam głowę. Liście, te co dawno już spadły, ręką chłodną strącone, muskają mi twarz, niesione przez wiatr.
Dogania mnie to, co nie miało prawa już wstać, te zwiędłe, zieleni pozbawione, uśmiechy letnich chwil zaginionych. Nie miały prawa, lecz znów się uniosły, odnalazły mnie, nie pierwszy z resztą raz.
Miałem iść na przód, a jednak to robię, odwracam się. Ile bym dał by ożywić jeden z nich, ten dawno wyschnięty świat, jeden liść spośród miliona innych.
Dlaczego zwalniam? Znów chcę, udaję że nie, lecz chciałbym cofnąć, choćby na chwilę, czas. Chciałbym wydłubać, ukraść z klepsydry jedno ziarenko, to co kiedyś z rąk mi wypadło tak łatwo, i zabrał je czas.
Mogę próbować trwać, iść na przód, i nie iść. Mogę próbować nie chcieć tam być.
Lecz gdy wsłuchuję się w echa szelestów, gdy ożywają, latem szepczących, na pocztówkach z liści, do mnie wciąż słanych gorących oddechów, to gdzie jestem?
Tu, czy tam?
Komentarze (13)
Spoko, dzięki za ocenę i kom. Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania