Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pod tym samym niebem. W tym samym piekle. Cz 5

Gdyby opuszczający płonący czołg radzieccy żołnierze wiedzieli, jaki czeka ich los, z pewnością śmierć od ognia uznaliby za wybawienie. Nie wiedzieli tego jednak, a w tamtej chwili wola przeżycia nakazała opuścić im doszczętnie zniszczony pojazd. Byli teraz jeńcami prowadzonymi pod broną do sztabu dywizji w celu dalszego przesłuchania. Dla służącego na tym odcinku majora kontrwywiadu, oznaczało to konieczność zadawania samych pytań o liczebność lokacje sił i innych zbędnych danych, o których szeregowi czołgiści nie mieli najmniejszego pojęcia.

Instrukcje wymagały jednak przesłuchania każdego wziętego do niewoli żołnierza bądź cywila. Asystent majora wytarł właśnie pozostałą po poprzednim przesłuchaniu krew. Oficer zaś wstał i wyjrzał na dziedziniec przyjrzeć się kolejnej grupie jeńców.

Prezentowali oni obraz co najmniej wynaturzony; każdy z nich w rękawach bluzy mundurowej próbował ukryć połamane i zakrwawione od pomyślnych prób wyrywania paznokci palce. Ich twarze przypominały bardziej nadpsute rozgniecione owoce jabłek niż ludzką twarz. W tym ponurym marszu ku zatraceniu jeden z nich się potknął. Wtedy to niczym stado wygłodniałych wilków. Eskortujący grupę żołnierze SS dopadli swej ofiary, kopiąc, bijąc po twarzy kolbami karabinów. W ich oczach dało się ze zgrozą zauważyć pewną sadystyczną satysfakcję zwierzęcą radość płynącą z kolejnego ciosu. Pozostali Rosjanie stali obok, z pustym spojrzeniem przyglądając się tej scenie. Im i tak było już wszystko jedno. Przyglądający się całemu zajściu z nieskrywaną niechęcią kapitan Hess podszedł do grupy, dobył lugera i zastrzelił upadłego Rosjanina. Następnie zbeształ dowódcę eskorty za opóźnienia, po czym wracając wolnym krokiem na swoje poprzednie miejsce, włożył do ust tlącego się już papierosa i wrócił do czytania listu od swojej córki. Hess nie był sadystą, jednak strzał ten też nie był aktem miłosierdzia. Kapitan Hess po prostu nie znosił opóźnień oraz niepotrzebnej krzątaniny.

Temu wszystkiemu z podobnym uczuciem niechęci przyglądał się Kurtz. Pastwienie się nad jeńcami uznawał za czyn haniebny poniżej godności niemieckiego żołnierza. W przeciwieństwie do Hessa nie interweniował on jednak. Kontrwywiad ma swoich oficerów dyscypliną i zachowaniem swoich żołnierzy niech martwią się oni. Ze zdumieniem zaś spostrzegł, że jego niesubordynowany podwładny nie skrywając pewnej dozy satysfakcji, obserwuje całe zajście. Młody porucznik nie wiedział jeszcze jak postąpić wobec incydentu podczas zdobywania wzgórza. Z jednej strony powinien złożyć na niego raport, wtrącić do karceru, wydalić ze swojej jednostki. To nakazywał obowiązek, dyscyplina tak mocno wpajana mu na szkoleniu. Nie przebywał jednak teraz w koszarach. Tylko daleko na zalanym potokiem gęstego błota pustkowiu gdzieś w Rosji. Tu nie było łatwo o nowych rekrutów. Dylemat pomiędzy obowiązkiem a zwyczajną adaptacją do warunków ciążył młodemu porucznikowi. Paląc papierosa, posępnym krokiem zmierzał teraz do budynku sztabu. Zdawał sobie sprawę, że od jego raportu zależeć będzie gotowość bojowa załogi. Wiedział, że jeśli szczeniak ponownie odmówi wykonania rozkazu, ponownie narazi całą załogę, będzie to wyłącznie jego wina. Z drugiej strony, jeśli pozbędzie się kierowcy, jego drużyna zostanie wycofana na tyły, ostatnie miejsce, w którym młody porucznik chciał się teraz znaleźć. Ciężar decyzji przytłaczał go, to powinno być zadanie oficera szkoleniowego, nie dowódcy wozu. Podjęcie tak ważnej decyzji, bez czasu na jej przemyślenie było mu całkowicie nie w smak.

****

Kurtz ciężkim krokiem minął centrum łączności, panowała tam jak zawsze wrzawa, niemal chaos. Żołnierze, kompani łączności biegali to do swoich stanowisk, to po chwili znów z plikami dokumentów ruszali do biurek swoich przełożonych, z kolejnym ważnym raportem. Oni przynajmniej mają jasne rozkazy — pomyślał rozgoryczony. Od pierwszych dni szkolenia wpajano mu bezwzględne posłuszeństwo, dzień po dniu wykorzeniano resztki indywidualizmu. Uczono ślepego oddania i całkowitego podporządkowania rozkazom. W całym jednak cyklu szkolenia zapomniano o jednym, nikt nie nauczył młodego porucznika, podejmować samodzielnych decyzji. Dlatego, gdy zasiadł pisać raport, postanowił, przemilczeć sprawę niesubordynacji kierowcy. Tym sposobem uwolnił się od ciężaru podjęcia decyzji, bowiem wydalić go z jednostki mógł w każdej chwili. Pomijając w sprawozdaniu historię swojego podwładnego, poczuł jakby, umył ręce od całej tej sprawy, kupił sobie czas na dokładniejsze przemyślenie sprawy.

****

 

Ryk syreny alarmowej obudził nawet najbardziej zmęczonych żołnierzy. Przywykli już, że na wojnie nigdy nie mogą czuć się bezpiecznie, nawet w czasie snu. Naloty, ostrzał artyleryjski, nagłe alarmy bojowe, były integralnym elementem frontowego życia, podobnie jak, posiłek czy śmierć kolegów. Jednak wściekłe ujadanie psów, reflektory natarczywie badające ziemie oraz rozbiegane drużyny wartownicze, zwiastowały inny rodzaj alarmu. Kurtz, biegnąc ze swojego baraku do parku maszyn, poślizgnął się na kałuży krwi, ciało martwego wartownika zamortyzowało upadek. Nieżywy żołnierz miał poderżnięte gardło od ucha do ucha. Oficer spojrzał na wyłamany zamek klatki, w której przetrzymywano jeńców, leżący przed nim jeszcze nastoletni chłopak, absolutnie nie nadawał się do powierzonego mu zadania. Teraz i tak było to bez znaczenia, istotne w całym zajściu były dwie rzeczy: żołnierz, na którego właśnie spoglądał, nigdy więcej nie spieprzy swojej roboty, a sowieccy jeńcy uciekli. Oznaczało to, że lada dzień, gdy, wrócą do swoich, podzielą się wiedzą o rozlokowaniu artylerii przeciwlotniczej, miejsce, w którym teraz stoi stanie się prawdziwym piekłem na ziemi.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ritha 16.10.2019
    Witam :)

    „Gdyby opuszczający płonący czołg radzieccy żołnierze wiedzieli, jaki czeka ich los, z pewnością spłonięcie żywcem uznaliby za wybawienie. Jednak tego nie wiedzieli, a w tamtej chwili wola przeżycia nakazała opuścić im płonący pojazd” – tutaj masz kilka powtórzeń takich samych lub bliźniaczo brzmiących słów: płonący/spłonięcie/płonący, do tego starałabym się nie zaczynać zdania od „jednak”

    „Byli teraz jeńcami prowadzonymi pod broną do sztabu dywizji” – pod broną? Tu chyba bronią/obroną (?)

    „Dla służącego na tym odcinku majora kontrwywiadu. Oznaczało to konieczność zadawania samych pytań o liczebność lokacje sił i innych zbędnych danych, o których Ci szeregowi czołgiści nie mieli najmniejszego pojęcia” – to chyba jedno zdanie powinno być: Dla służącego na tym odcinku majora kontrwywiadu oznaczało to konieczność (…)”, ci* szeregowi (z małej)

    „Jednak instrukcje wymagały przesłuchania każdego wziętego do niewoli żołnierza bądź cywila” – kolejne zdanie zaczynające się od „jednak”

    Oj sporo błędów (przecinki itp.), spróbuj na początek wrzucić w ortograf.pl to ci przeczyści chociaż z podstawowych.

    „Ich twarze przypominały bardziej nadpsute rozgniecione owoce jabłek niż ludzką twarz” – obrazowe porównanie, całkiem spoko

    „Wtedy to niczym stado wygłodniałych wilków. Eskortujący grupę żołnierze SS dopadli swej ofiary” – czemu tutaj są dwa zdania? Też powinno być jedno.

    Jeśli chodzi o tematykę zdecydowanie powinieneś poczytać Ozara, podobne klimaty.
  • Matyz1991 16.10.2019
    Dzięki za poradę. :) Poprawki dodam jutro. Zdecydowanie poczytam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania