PODSUMOWANIE ROKU 2024

Ostrzeżenie: wzmianka o bardzo kiepskich nawykach żywieniowych, może być dla kogoś triggerująca.

 

W poprzednim podsumowaniu (zrobionym tylko dla siebie) nazwałam rok 2023 najtrudniejszym rokiem w moim życiu. Rok 2024 określam najbardziej przełomowym.

 

(Co nie znaczy, że nie był trudny, o nie.)

 

Jak by to…

 

Od początku ostatniego semestru studiów licencjackich moja z trudem wypracowana organizacja pracy znowu się rozsypała. Mniej więcej od końca podstawówki/gimnazjum pogrążałam się w rosnącym chaosie organizacyjnym, co na tym trzecim roku wreszcie zaczęłam opanowywać… no właśnie, do czasu.

 

Przede wszystkim byłam solidnie w d… z pracą licencjacką – większość otaczających mnie ludzi miała już przynajmniej połowę, a ja nawet nie potrafiłam się do tego zabrać. Przerastało mnie ogarnięcie, jak się zabrać – jak zrobić spis treści itp. Miałam przeprowadzony wywiad z pacjentką (praca miała formę studium indywidualnego przypadku), interesujący mnie temat (neurologia, jedna z metod leczenia udarów), a mimo to nie umiałam się przemóc.

 

Stresowałam się tym do tego stopnia, że nie jadłam normalnie – wyglądało to jak wpadanie w anoreksję(?). Nie, że nic nie jadłam – bałam się opaść z sił i uważałam to za skrajnie nieodpowiedzialne – ale np. miałam wyrzuty sumienia, jeśli przerwy między posiłkami były krótsze niż pięć godzin. Albo jeśli uczucie sytości po jedzeniu trwało dłużej niż pół godziny. Bardzo się namyślałam nad każdą porcją jedzenia, żeby na pewno była „optymalnych” rozmiarów. (Podpowiem, że "optymalne" dla ówczesnej mnie oznaczało "za mało".) Nie myślałam właściwie o niczym innym.

 

Na szczęście nie trwało to długo. Pomogły rozmowy z zaufanymi osobami (choć jedna w dość nietypowy sposób) i uświadomienie sobie, że tak „odreagowuję”, zamiast przejść do źródła problemu – czyli ruszyć z tą cholerną pracą.

 

I ruszyłam. Nie, nie poszło gładko. Bywało, że przez dwa dni zrobiłam więcej, niż przez kolejny tydzień. Ale sporo się nauczyłam o moim trybie działania i przekonałam się do muzyki klasycznej (Divenire*, uwielbiam). Często wstawałam ok. czwartej rano, bo wtedy szło mi najlepiej, a krótko po tym przychodził kot, wskakiwał obok mnie na krzesło obrotowe i dotrzymywał mi towarzystwa. W chwili kiedy to piszę, też tu siedzi, a co :)

 

To właśnie wtedy zaczęłam publikować tu krótkie, refleksyjne lub anegdotyczne teksty („randomy”) – pomagały mi wyrzucić z siebie nadmiar myśli i rozgrzać mózg przed kolejnym rozdziałem pracy.

 

I choć skończyłam prawie w ostatniej chwili, na „ostatniej prostej” wyjadając podczas gorączkowego pisania Nutellę łyżeczką ze słoika, to wyszło całkiem dobrze i obroniłam się bez problemów.

 

Obrona pracy to jedno, do zaliczenia była jeszcze sesja i egzamin dyplomowy – praktyczny, na oddziale. Sesja jak sesja, ale TO był stres. Zwłaszcza, że krótko przed tym wszystkim w nieprzyjemnej atmosferze uległa zakończeniu pewna bliska, długoletnia znajomość.

 

Dwie były takie relacje, które się w 2024 nieprzyjemnie urwały, wspominałam o tym w przedostatnim „randomie”. Aczkolwiek nie kupuję tego powiedzenia, że przyjaciel, który odszedł, nigdy nim nie był. Lubię myśleć, że te wszystkie wiadomości, rozmowy, wspólne przedsięwzięcia itp. coś jednak znaczyły. De facto pomogły mi przejść przez te trzy lata (i więcej), bez nich teraźniejszość mogłaby tak nie wyglądać. Więc jestem im wdzięczna, żal mi tylko końcówki.

 

Egzamin na oddziale – bardzo duży stres, pacjentka przydzielona mi pod opiekę była trudna (nie jej wina, cierpiała m. in. na otępienie), o kooperacji nie mogło być mowy. W procesie pielęgnowania (trzeba było napisać po wszystkim) zdecydowanie było co pisać, podobno dobrze mi wyszedł.

 

Jeszcze załatwienie formalności z Okręgową Izbą Pielęgniarek i Położnych… i tak oto zostałam pielęgniarką.

 

No właśnie. Co dalej?

 

„Klasyczna” ścieżka po skończeniu licencjatu z pielęgniarstwa i uzyskaniu prawa do wykonywania zawodu obejmuje rozpoczęcie studiów magisterskich na równi z pracą w zawodzie.

 

Ja jednak wcale nie byłam (i nie jestem nadal) pewna, czy tego chcę. Jedyne, czego byłam i jestem pewna, to że chcę związać swoją karierę z pracą z dziećmi.

 

Złożyłam papiery na magisterkę z pielęgniarstwa i z neurobiologii (na tej samej uczelni). A gdy przyjęto mnie na oba kierunki, potwierdziłam na neuro. Niestety, ostatecznie tego kierunku u nas nie otworzyli – przyznaję, dało się to przewidzieć. W efekcie zostałam z tzw. niczym – a w każdym razie z niczym sensownym, a zapisywać się na coś „z dupy” nie chciałam.

 

Zdecydowałam – robię „rok przerwy” – skupiam się na pracy, nadal we własnym zakresie ćwiczę miganie (w międzyczasie zakończyłam też drugi etap kursu Polskiego Języka Migowego) i rozważam w tym czasie dalsze kroki, a od przyszłego roku startuję znowu na studia – magisterskie z piel czy jakiekolwiek, które w międzyczasie wybiorę. Nawet lepiej, będę miała czas na spokojne wdrożenie do pracy, zamiast mierzyć się z dwiema nowościami naraz.

 

I tak wylądowałam tu – w jednym z Regionalnych Centrów Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa (wciąż noszę się z napisaniem o tym tekstu) i… na studiach pedagogicznych (tryb niestacjonarny i hybrydowy).

 

Krwiodawstwo jako praca chodziło mi po głowie od dawna jako jedna z opcji, a co do studiów… cóż, status studenta do pewnego wieku po prostu się opłaca. Wybrałam pedagogikę, bo chciałam, by przedmiot nie był dla mnie zbyt wymagający (czyli wszystkie bardziej ścisłe rzeczy odpadały), ale choć trochę mnie przy tym interesował. W Centrum pracuję od poniedziałku do piątku i czasem w soboty, a w część weekendów mam zdalne wykłady i ćwiczenia na uczelni. Da się zrobić.

 

Co do migania – wpadam czasami do najbliższego Stowarzyszenia Niesłyszących porozmawiać z Głuchymi. Przekonałam się, że – jak z każdym językiem – „szkolna” znajomość języka to zaledwie pierwszy krok i do płynnej komunikacji jeszcze duuużo mi brakuje. Nie poświęcam temu tyle czasu, ile bym chciała, ale jestem zdeterminowana, by to ogarnąć.

 

Z innych rzeczy – przeszłam krztusiec. Wrogowi tego nie życzę. W tym najgorszym okresie moja dieta złożona była głównie z ciepłej herbaty, ciepłego mleka z miodem – albo takiego prosto z lodówki – i arbuza (bo miękki, zimny i lekki). Jeszcze nigdy dotąd nie było tak, żeby bolało mnie picie wody w temperaturze pokojowej. Aha, i nieprzypadkowo nazywa się tę chorobę „studniowym kaszlem”. Ataki kaszlu naprawdę wracają tak długo.

 

Przyszłość… nadal rozważam temat, ale dopuszczam myśl o skończeniu tej pedagogiki. Chcę pracować z dziećmi. Bez względu na to, czy będę to robić bardziej jako pedagog, czy pielęgniarka, jedno będzie pomagać drugiemu i stanowić dodatkowy atut. Może dzięki temu będę mogła pracować bardziej specjalistycznie z dziećmi chorymi/o specjalnych potrzebach? Prowadzić jakąś formę terapii? Brać udział w prowadzeniu badań? Pomysłów mam dużo, potrzebuję jeszcze zorientować się, czego jeszcze będą wymagać i na ile są realne (śmiech).

 

Czytam i piszę mniej niż kiedyś i niż bym chciała, ale nie zamierzam tego odpuszczać, bo potrzebuję tego jak kania dżdżu (czy coś tam innego potrzebującego).

 

Tak więc no, jeśli tu dotarliście, to trzymajcie kciuki…? I nie spodziewam się może po 2025 tęczy i jednorożców, ale i tak życzę Wam, by Nowy Rok przyniósł Wam to, co dla Was najlepsze.

 

___________________________

* Ludovico Einaudi, Divenire

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • andrew24 rok temu
    Życzę, aby każdy następny,
    był owocniejszy.

    Pozdrawiam serdecznie 5*
    Miłego dnia
  • droga_we_mgle rok temu
    Dzięki, doceniam. Miłego dnia też
  • Bettina rok temu
    Jedyne, co mi przychodzi do glowy to ze bohaterka jest alkoholicxką, ktora zmaga sie z alkoholixmem. Jako ze nie wywoluje cieplych uczuc w czytelniku. Jest mi obojetna.
  • Lecz się psychopato!
  • Droga,
    Dzięki za życzenia i oby ten raczkujący Roczek okazał się przełomowy, nadzwyczajny, odkrywczy albo po prostu Dobry i żeby przyjaźnie były trwalsze od hybryd.

    Ps. Jakiś czas temu na onecie czytałam reportaż o pielęgniarce, która w Centrum Krwiodawstwa przepracowała kilkadziesiąt lat. Nawet będąc już na emeryturze nie mogła rozstać się ze swoją pracą. Dopiero zmiany w komunikacji miejskiej spowodowały (musiała dojeżdżać do miasta), że niechętnie i pod naciskiem rodziny - zrezygnowała.

    Ps2. Czy mogłabyś napisać coś więcej na temat kursu Polskiego Języka Migowego?
    Coraz więcej firm, w tym telekomunikacyjnych zatrudnia specjalistów od Języka Migowego.

    Pozdrawiam.
  • droga_we_mgle rok temu
    No to kobieta z powołaniem, nie powiem :) lubię tę pracę, ale nie widzę się w niej aż tak długo😅

    Właściwie już to zrobiłam - nauce migania i ogólnie PJM-owi, Głuchym i całej otoczce poświęciłam dwa teksty, podlinkuję tutaj:
    https://www.opowi.pl/migawki-czyli-ciekawostki-o-gluchych-i-a97072/
    https://www.opowi.pl/random-17-czyli-zabawa-w-miganego-a96886/

    Całkiem możliwe, że wrócę jeszcze do tematu, gdy nabiorę doświadczenia. Jeśli po przeczytaniu tego będziesz mieć jakieś pytania, daj znać w komentarzu - postaram się odpowiedzieć albo uwzględnić je w kolejnym tekście :)

    Dzięki za komentarz i też pozdrawiam ~
  • przemastt rok temu
    To Lepszego Nowego Roku 2025 zrealizowania wszystkich planów i marzeń. Doceniam ludzi kształcących się bo sam... szkoda gadać. Trzymaj się „Siostro”
  • droga_we_mgle rok temu
    Dzięki :)

    A kształcić się można na różne sposoby, niekoniecznie formalnie :))
  • MrCookieMstr rok temu
    Na swoje studia patrzę w kategoriach czasoumilacza. Poznałem branżę, trochę ludzi, posmakowałem studenckie klimaty, poznałem różne przedmioty. Było fajnie niemniej nie chciałbym do tego wracać. Gdyby wówczas istniała opcja zakończenia przygody z uczelnią pracą licencjacką czy inżynierską to poszedłbym w to.

    Owszem, jak ktoś planuje wykonywać zawód licencjonowany, gdzie magister jest wymagany albo ma to przełożenie na finanse to rozumiem. W przeciwnym przypadku mocno zastanawiałbym się nad sensem poświęcania kolejnych lat aby dostać tytuł który przeważnie mało co znaczy poza sektorem publicznym czy państwowymi organizacjami.
  • droga_we_mgle rok temu
    No, wiem od rodziny, że kiedyś nie było licencjatu i trzeba było do magistra albo wcale...

    No cóż, w moim zawodzie akurat ma to przełożenie na finanse :') Ale mogę zwiększyć kwalifikacje (i płacę :)) też w inny sposób, więc nie jestem ograniczona do tego. Jedna z zalet tego zawodu - jest naprawdę sporo możliwości poszerzenia kwalifikacji.

    Dziękuję za komentarz :)
  • Aleks99 rok temu
    Dla mnie najbardziej przełomowym do tej pory był 2021, ale czuję, że mocno przełomowy będzie też 2025
  • droga_we_mgle rok temu
    👍

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania