Podziemia — cz.11
— Wysłać medyków z krwią i wszelkim ustrojstwem do przywrócenia jej stanu genetycznego przed tym całym zachodzącym w niej burdelem, kto na to pozwolił? — Nie mógł uwierzyć, że znowu to mówi. — Przysadzisty dowódca z brodą ledwo mieścił się w mundurze. Oddział specjalny bazy bakteriowej przechodził ciężki kryzys. Większość inżynierów była na detoksie.
— Przekazać wiadomość! Escape! — Zamieszanie ze strefy dżungli przeniosło się na poligon biurowy jednostki.
— Cenny materiał biologiczny, zabezpieczyć bez uszkodzeń! — Wydawał rozkazy trzesąc się jakby tańczył budyń potrząsany w salaterce. Przybił szpilkę w zdjęcie Zwiadowczyni, główka wystawała jej z czoła.
Młodszy zastępca nadzoru misji, zawołał.
— Szefie! Dzwoni z trzeciej od słońca! — Poczłapał do matrycy macierzy i kliknął rozlewając paluch na powierzchni. — Oświetlony płynął na twarzy pod naporem instrukcji.
— Oszalała, mówi, że my nie istniejemy! — Główny bakteria upadł na metalową podłogę.
Cyber atak wywołał u niego zawał serc. Zabrali go na oddział intensywnej, zastępca zignorował feik nusa.
— Enter! Chodź tu natychmiast! — praktykant zwerbowany z najlepszej uczelni podszedł w białym fartuchu.
— Co z tobą? Autorytet to ja, a nie twój kitel, bierz się do roboty, zanim ta stacja wymknie się poza nasze jednostki.
Młody przyszły doktor sztuk sztucznej miazgi umysłów odszedł skrócony o samoocenę.
— Projekcja! A ty do cholery co? — Tracisz kontrolę nad konsolą? Widać jak się starasz popijając kawę, która to już dzisiaj? Kawomanka! Pisząca ukradkiem wiersze. Tfffu!
Wyzywał wszystkich po kolei, aż padła kolej na niego. — Refleksja ty wiesz co! — Obyło się bez epitetu wypowiedzianego na prze-głos.
Zasiane ziarno nieprawdy podkopało morale podwładnych. Szczypali się nawzajem, wbijali szpilki i wyzywali, autentyczność rosła w siłę również w naturze.
Elwa krzyknął tak głośno, że gała skupiła na nim uwagę.
— Rzuć w to ślepie guano, tak to, co spadło przed chwilą! — Poznali przyczynę opuszczenia gniazda przez Szkarłatnego. Niekulturalni sąsiedzi potrafili dokuczyć, szczególnie, kiedy mieli młode osrajdusy.
Podniosła się z trudem utrzymania równowagi i zrobiła, tak jak jej kazał Elva.
— Nie ruszaj się! — podbiegł do niej, zaraz ci to usunę! — szamotał się z Eliksir dobrą chwilę, zanim wydłubał jej ostrym pazurem pluskwę z ucha. Krwawiła obficie, urwał kawałek koszuli i zwinął w kulkę upychając jej opatrunek w ucho.
— Miałeś szansę, dlaczego? — patrzyła na niego z głębokim wyrzutem.
— Skok bez ciebie nie miałby sensu. — uśmiechnął się mimochodem, chochlik zabłysnął mu w kąciku oka.
Ślepie zamroczyło, zawirowało kilka razy, zrobiło rundę naokoło drzewa i uderzyło w pień.
Spadło zaraz za nim pisklę. Żółte ptaki pikowały w dół gubiąc pióra, kilka z nich mocny podmuch wiatru podrzucił ponad gniazdo.
— Leci wybawienie — Elwa podskoczył, złapał kilka długich lotek. — Łap pozostałe! — obserwował jak Eliksir tańczy w powietrzu niczym nimfa w balecie antygrawitacji, jej skrzydła nabrały mocy oblewając się purpurą.
—
Komentarze (2)
Obadaj:
***
Wysłać medyków z krwią i wszelkim ustrojstwem,
do przywrócenia jej stanu genetycznego przed tym całym zachodzącym w niej burdelem.
Kto–do garbatego chrząszcza– na to pozwolił?
***
Wydawał rozkazy trzęsąc się, jak roztańczony budyń...
***
Przykuł szpilką zdjęcie
***
...popijając kawę. Która to już dzisiaj?
#
odszedł skrócony o samoocenę / osrajdusy→szczególnie te określenia
Pozdrawiam😅
Popoprawiam, dzięki. 😉
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania