Pokaż listęUkryj listę

Polska 2021 - Część 2 - Wszyscy odchodzą.

CZĘŚĆ 2

„Wszyscy odchodzą”

 

Nagle rozległ się łomot, ktoś walił pięściami w wieko od ziemianki, Ariel obudził się zlany potem, serce waliło mu jak oszalałe jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej i uciec gdzieś daleko, byle jak najdalej od właściciela.

 

- Ariel, otwieraj! Wiem, że tam jesteś, tylko ty zawsze przytrzaskujesz siatkę maskującą. Słyszysz mnie?! Otwieraj stary – wydzierał się energiczny głos.

 

Damian, pieprzony Damian walił w wieko od wejścia. Ariel o mało nie krzyknął z radości, zapomniał o niedawnym śnie, który niemal doprowadził go do palpitacji serca.

Chłopak przesunął dźwignię w lewo, zamek puścił a wieko powędrowało na bok odsłaniając szczurowatą twarz Damiana, która w świetle księżyca wyglądała jeszcze bardziej komicznie niż zazwyczaj.

Damian wlazł do kryjówki, miał zranioną rękę(nic poważnego, pewnie zahaczył się o jakiś pręt), więc Ariel musiał wyręczyć kolegę i zasunąć wieko za niego.

Szczurowaty kolega pociągnął za sznurek i zapaliło się słabe światło, teraz można było dostrzec Damiana w całej okazałości. Jego blond włosy, jak zwykle potargane – jak to określał, był to nieład artystyczny – na nosie miał kocie okulary „zerówki” w czarnej oprawce a na sobie zieloną wiatrówkę i spodnie moro.

 

- Siadaj stary, widziałeś? Wojna Nam się trafiła – powiedział Ariel.

-Ano, jak widać, ale coś mi się zdaje, że to nie jest taka zwykła wojna.

- Dzięki Bogu, że jesteś- Ariel uciął temat wojny - Inaczej chyba bym oszalał. Miałem strasznie pojebany sen, śniły mi się martwe twarze, była tam też twarz mojej mamy i Mateusza, ten dopiero wyglądał strasznie, miał dziurę po kuli na środku czoła – opowiadał swój koszmar Ariel, lecz Damian przerwał mu:

- Spokojnie, to tylko sen. Mam coś na uspokojenie – rozczochrany blondyn wyjął zza pazuchy mały woreczek wypełniony ciemnozielonym suszem, który przypominał nieco majeranek – Zapalimy, wyluzujesz się a jutro pomyślimy, co zrobić. Co Ty na to Ariel?

Chłopak niespecjalnie lubował się w tego typu używkach, jednak po takim dniu jak ten stwierdził, że należy mu się chwila relaksu.

-Rozpalaj – powiedział do Damiana a ten w mgnieniu oka z kieszeni wyjął szklaną rurkę rozszerzoną na jednym z końców tak, żeby można było napchać tam tytoniu bądź w tym wypadku innego, zdecydowanie bardziej odurzającego specyfiku.

 

Chłopcy rozłożyli się wygodnie na kanapie, która teraz niemal wygięła się w łuk pod ciężarem ich ciał i sprawiała wrażenie jak by miała pęknąć w pół.

 

- Słuchaj, nie wiesz co z Mateuszem?- zapytał Ariel, lecz jego rozmówca nie był za bardzo zainteresowany udzieleniem odpowiedzi, skupiał się na znalezieniu zapalniczki. Z marnym skutkiem.

-Trzymaj – powiedział Ariel i podsunął mu przedmiot, którego tak usilnie szukał przez ostatnie kilkanaście sekund szczurowaty blondyn.

Pstryk, pstryk i pomarańczowy płomyk pojawił się najpierw na szczycie zapalniczki a potem przeszedł na susz znajdujący się w szklanej lufce, która Arielowi przypominała pochodnię.

- To jak? Wiesz coś o Mateuszu? – ponowił pytanie.

- Nie żyje – odparł zimno Damian, bez jakiejkolwiek emocji na twarzy, po czym zamaszyście zaciągnął się gęstym dymem i opadł ciężko na oparcie kanapy.

Ariel wbił w niego wzrok nie mogąc uwierzyć, że ich przyjaciel nie żyje a ten tak spokojnie o tym mówi.

- Jak to nie żyje?

- Tak to. Umarł, więc nie żyje – odparł Damian i ponownie zaciągnął się dymem, który po kilku sekundach wypuścił i dokończył wypowiedź –To chyba logiczne, prawda?

-Co logiczne?

-To, że jak umarł to nie żyje – wyjaśnił rozczochrany blondyn.

Ariel był w szoku, próbował wyjaśniać sobie, że to przez narkotyk Damian mówi o śmierci przyjaciela w taki sposób.

- To był nasz kumpel, od podstawówki! –chłopak podniósł głos na Damiana – Jak możesz mówić o tym w ten sposób? Zielsko wyżarło Ci mózg czy co do cholery? Przejąłeś się w ogóle tym, że umarł?

- Pioruna też zabili.

- Co? – zapytał Ariel, robiąc przy tym głupią minę, coś pomiędzy zdziwieniem a zdenerwowaniem.

- Zabili mojego psa.

- Śmierć psa jest dla Ciebie…-chłopak nie zdążył dokończyć pytania, ale Damian przewidział, o co chciał zapytać:

-Tak – odparł – Śmierć Pioruna jest dla mnie ważniejsza niż śmierć tysiąca innych ludzi. Wiesz dlaczego? – zadał pytanie, głęboko spoglądając w oczy Ariela – Wiesz? – powtórzył.

-No…tak – zająkał się – Piorun był dla Ciebie ważny, ale… - nie zdążył dokończyć, ponieważ szczurowaty znów mu przerwał:

- Gówno wiesz. Jedynie ten pies mnie rozumiał, on był mądrzejszy niż tysiąc ludzi razem wziętych, dlatego tak bardzo mi go szkoda.

 

Odbiło mu, pomyślał Ariel, cholera jeszcze wariata mi tu brakowało. Muszę z Nim jakoś pogadać, byle delikatnie, wariaci często bywają agresywni. Nie, to nie możliwe, Damian po prostu w taki sposób przeżywa utratę bliskiej osoby, nigdy nie był dobry w wyrażaniu emocji, ja w zasadzie też nie. Jak by go tu podejść? Właściwie to jak zabili tego psa? Przecież gdyby trafili w blok Damiana to jego trup leżałby koło psa.

 

- Jak zginął?– spytał Ariel

- Kto?

- No Piorun. – odpowiedział

Damian wbił wzrok w podłogę i długo nie odpowiadał. W końcu potarł dłonią o dłoń próbując je rozgrzać:

- Zimno w tej norze jak diabli, masz fajkę?

- Leży koło ciebie

-Gdzie? – spytał blondyn rozglądając się na boki. Najwyraźniej narkotyk zaczął już działać, ponieważ miał spowolnione ruchy i gdyby nie to, w jakiej sytuacji się znaleźli, był by niezły ubaw z Damiana.

- Na kanapie, leży koło Twojego kolana.

Po chwili macania kanapy, najinteligentniejszy z trójki przyjaciół… teraz już dwójki, znalazł paczkę papierosów, wyciągnął jednego a drugi wypadł sam i poleciał na podłogę.

- Po prostu, zginął. Wyleciał na ulicę i akurat szli Ci bandyci… w konwoju. Dwóch szło z przodu w środku jechał jakiś wóz pancerny, z tyłu też było dwóch.

 

Ariel co prawda, nie prosił o taki szczegółowy obraz całego zdarzenia ale postanowił nie przerywać koledze.

 

- Wołałem go, ale on nie reagował. Zaczął się plątać jednemu z trepów pod nogami, no i ten się wkurzył, przydusił głowę Piorunka do ziemi – głos Damiana zaczął się łamać a w oczy zachodziły powoli łzy – Przeszedł po jego głowie, rozumiesz to? Przeszedł po jego głowie. Co on zrobił mojej psinie… Jego głowa, ona pękła a on poszedł sobie dalej jak gdyby nigdy nic. Mój biedny piesek, mój kochany przyjaciel, dlaczego on mu to zrobił? To tylko pies, chciał się bawić. Moja kochana psina.

 

Damian zaczął szlochać i powtarzał w kółko jak mantrę ostatnie zdanie.

Chłopakowi zrobiło się strasznie żal kolegi, faktycznie był bardzo zżyty ze swoim psem, często przedrzeźniał innych mówiąc, ze jego pies jest mądrzejszy od nich.

Ariel chwycił go jedną ręką za ramię, drugą zaczął poklepywać po plecach:

 

- Wiem, że Ci ciężko stary, ale razem damy radę, musimy przeżyć, rozumiesz? Damy radę. Musimy być silni, słyszysz?

Damian nie odpowiadał, był cicho, Ariel spojrzał na niego, rozczochrany bardziej niż zwykle blondyn zasnął.

-Kurde, wypaliłeś sam całe zioło? A to ja miałem się wyluzować po moim chorym śnie, ale widzę, że Tobie bardziej się przydało brachu – powiedział sam do siebie, Damian spał jak niemowlę, niesamowite było to jak szybko zasnął.

 

Ariel ułożył w miarę sensownie kolegę na kanapie, teraz sam nie miał za bardzo gdzie zalegnąć, postanowił spróbować przespać się na siedząco, wcisnął swoje nie najszczuplejsze cztery litery między podłokietnik kanapy a rozwalonego po lordowsku Damiana i tak po dłuższej chwili zasnął.

Już nie śnił, do samego rana miał spokojny sen – w dodatku obyło się bez zioła.

************************************************************************************

Gdy otworzył na ułamek sekundy oczy Damian już nie spał, siedział na podłodze oparty plecami o kanapę.

 

- Dzień dobry – powiedział Ariel.

 

Damian nie odpowiedział jednak chłopak nie przejął się tym za bardzo. Ogarnięty jeszcze snem przymknął na chwilę oczy, ale wiedział, że pora wstawać i zabrać się za misję, którą układał w głowie poprzedniego dnia, czekała go wyprawa po zapasy. Teraz było ich dwóch, więc mogli za jednym razem zgarnąć więcej prowiantu, co pozwoliłoby na niewychodzenie z ziemianki przez jakiś miesiąc (o ile mieli by fart i nikt inny nie wpadł na pomysł obrabowania stojącego nieopodal spożywczaka) a to z kolei zmniejszyłoby ryzyko natknięcia się na wroga. Właśnie, wróg – Ariel przypomniał sobie, że musi wyjaśnić sprawę z Piorunem, to znaczy chciał się dowiedzieć, z jakiego kraju pochodzą najeźdźcy, bo skoro Damian widział ich na własne oczy to zapewne widział również jakieś emblematy czy naszywki na ich mundurach. Właściwie, czemu Damian się nie odzywa?

Ariel nie otwierając oczu –z racji tego, że „dojrzewał” jeszcze po ciężkiej nocy - spytał:

 

-Co nic nie mówisz? – Odpowiedzi nie usłyszał, więc ciągnął dalej - Wiem, wiem upaliłeś się wczoraj i jest Ci wstyd, ale nie ma się czego wstydzić, nawet takiemu wytrawnemu palaczowi zdarza się osłabnąć – sarkastycznie dodał a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

 

Cisza, zero odpowiedzi, Ariel postanowił otworzyć jednak oczy i sprawdzić, dlaczego inteligentniejszy z nich nie odpowiada, umarł czy co?

Zobaczył Damiana, skulonego w kłębek, wyglądał jak kulka, ciężko oddychająca kulka, jego tułów podnosił się i opadał łapczywie łapiąc powietrze, teraz wyglądał bardziej jak piłka, ale tenisowa. W dodatku odbijana.

 

-Co ci jest? – Ariel ześlizgnął się z kanapy, przysiadł na kolanach naprzeciw dyszącego Damiana i jeszcze raz powtórzył pytanie.

-As… ehu, ehu – zaczął kaszleć Damian – Astma – odpowiedział, przy czym z jego gardła – a może z samej klatki piersiowej – dobiegały jakieś świsty.

- Dobra, spokojnie, nie panikuj – uspokajał go Ariel – Gdzie masz leki, co?

 

Damian podniósł się na rękach, otworzył szeroko usta próbując rozpaczliwie łapać powietrze, które za nic nie chciało znaleźć się w jego płucach.

 

-Podnieś ręce do góry, oddychaj, gdzie masz te leki? – zapytał go Ariel, który sam zaczynał panikować nie wiedząc jak pomóc duszącemu się koledze – Gdzie masz te leki?

- W… w domu, zostały w domu – wysapał Damian, którego twarz zaczynała robić się sina.

 

W domu? Jasna cholera, jak mam Ci pomóc skoro nie masz leków? – głowił się Ariel – Zanim pójdę do Twojego mieszkania i wrócę to już się udusisz. Myśl Ariel, myśl. A jak bym mu zrobił dziurę w krtani i wsadził plastikową rurkę od długopisu? Nie, to się robi alergikom jak ich pszczoła ugryzie.

 

-Trzymaj ręce w górze! – krzyknął na Damiana, który chyba nie bardzo już kontaktował – Trzymaj się! Nie umieraj mi tu przez pieprzoną astmę, proszę Cię. Nie zostawiaj mnie samego – prosił, a właściwie było to błaganie.

 

Damian złapał go mocno za ramiona, trzymał je tak mocno jakby zależało od tego jego życie, można było to porównać do uczepionego gałęzi człowieka, który wisi nad stumetrową przepaścią, Ariel był kompletnie bezradny, nie miał pojęcia jak postępować w przypadku ataku astmy. W głowie wirowały mu różne pomysły, a to sztuczne oddychanie, a to uciskanie klatki piersiowej, wiedział jednak, że to nie pomoże w tym przypadku. Nie miał pojęcia jak mu pomóc, był bezsilny a niema niczego gorszego niż bezradność.

 

-Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej? Zdążyłbym pobiec po Twoje leki – mówiąc to Ariel miał ton jakby oskarżał duszącego się kolegę.

 

Damian ostatkiem sił łapał powietrze, jego brzuch cały się trząsł – ogólnie całe jego ciało targane było przez konwulsje, jednak w okolicach brzucha miał coś jakby skurcze – po chwili zastygł w bezruchu nadal mocno trzymając ramiona Ariela, uścisk nie zelżał ani odrobinę, z jego gardła zaczęły wydobywać się dziwne dźwięki, jakby charczenie połączone z gwizdaniem. Jakieś dziesięć sekund później Damian wypuścił powietrze, ostatni dech pomyślał Ariel.

Ostatni dech to chyba jeden z najgorszych elementów umierania, Jakub Witkiewicz, którego zabiły pociski samolotów, również w ten sam sposób, co Damian wyzionął ducha. Dlaczego tak się dzieje? Czy to dusza wychodzi z człowieka i ulatnia się ku niebiosom? Czy to po prostu najzwyklejszy, jeden z wielu, element anatomii człowieka? To teraz nieistotne. Znów zostałem sam – pomyślał Ariel, po czym złapał martwego już przyjaciela i mocno przytulił.

 

- Mieliśmy dziś iść po zapasy, miałem cię wypytać o tych żołnierzy, wiesz tych, co zabili Twojego psa… mieliśmy razem przetrwać, a Ty mnie tak po prostu zostawiłeś? I to przez co? Przez cholerną astmę? – wrzucał denatowi Ariel.

 

Śmierć zbiera swoje żniwo, przemierza zielone łąki zostawiając za sobą czarny ślad, niczym smoła na białym płótnie. Czy teraz czas na mnie? Może ten wyśniony Mateusz miał rację, może ja też niedługo umrę? I dobrze, skończy się to wszystko… to całe przeklęte gówno.

 

Z jednej strony chciał się poddać, z drugiej zaś coś mówiło mu: „Walcz!” I to ten drugi głos przekonywał go bardziej, nie chciał się poddać, miał do zrealizowania cel, musiał odnaleźć rodziców, to go napędzało i nie pozwalało spocząć. Inną opcją do rozważenia jest spojrzenie na sytuację z psychologicznego punktu widzenia, tzn. Odnalezienie rodziców pozwoliłoby mu poczuć się bezpieczniej, to tak jak postać generała na polu bitwy sprawia, że wojska stają się pewniejsze siebie i silniejsze, to ciekawe zjawisko, kiedy mamy przy sobie bliską osobę możemy stać się wielkimi. Oczywiście są jednostki doskonale radzące sobie w pojedynkę, jednostki uważające drugą osobę (nawet bardzo bliską) za zbędny balast, niepozwalający wzbić się w powietrze, niepozwalający latać, ciągnący w dół.

To właśnie taką samotną jednostką musiał stać się teraz Ariel. Musiał nauczyć się przetrwać. Musiał nauczyć się latać.

Zaczynał doskwierać mu głód i pragnienie, ostatni posiłek –jeśli tak można nazwać paczkę chipsów – zjadł wczoraj późnym popołudniem, teraz doszła jeszcze sprawa z Damianem, trzeba było zrobić coś z ciałem, najlepiej byłoby urządzić pogrzeb, chociażby prowizoryczny, trzeba było się tym zająć natychmiast zanim zwłoki zaczęły śmierdzieć.

Cholera, nie mam nawet łopaty żeby wykopać dół – pomyślał chłopak – przecież nie zostawię go ot tak, gdzieś na polu.

Przysiadł na pufie, odpalił papierosa, spojrzał na blade ciało Damiana.

 

- Aleś mnie urządził stary – powiedział, oczywistym było, że na odpowiedź nie miał, co liczyć – Lepiej żebyś był teraz tam na górze i błagał aniołki o fart dla mnie, bo inaczej jak Cię tam spotkam to nakopię Ci do tyłka.

Wziął kilka machów z papierosa, wbił wzrok w podłogę i znów zwrócił się do ciała Damiana, które było lekko przerażające, zwłaszcza twarz, na której został grymas cierpienia.

 

- Teraz wyniosę Cię na zewnątrz, bez obrazy, ale wiesz jak jest, zaczniesz cuchnąć i takie tam, później wybieram się po zapasy, może znajdę w okolicy łopatę albo coś do… no wiesz, do kopania i urządzę Ci pogrzeb. Przydałaby mi się teraz Twoja pomoc – powiedział i zamilkł, dopalił papierosa, po czym podciągnął rękawy siwej bluzy, w którą był ubrany, zrobił krok nad denatem i podszedł pod metalową klapę służącą za wejście do ziemianki. Przekręcił dźwignię w lewo, w podrdzewiałym zamku - który Ariel kiedyś wygrzebał z piwnicy swojego świętej pamięci dziadka - coś zazgrzytało, jednak zamek nie puścił.

 

Zaciął się – pomyślał – Jeszcze tego mi brakowało, utknę tu głodny z martwym Damianem. Zabije mnie nie wojna a przeklęty stary zamek, który być może pamięta jeszcze poprzednią wojnę (chociaż raczej aż tak stary nie był).

 

- Niech cię szlag! – krzyknął i uderzył pięścią z całym impetem w zamek, przez który mógł utknąć na dobre, uderzenie poskutkowało, co prawda zamek sam w sobie nie odpuścił jednak śruby, którymi był przykręcony nie wytrzymały uderzenia (ręka Ariela także, polało się trochę krwi), jedna wypadła druga się obluzowała i tak zdradziecki zamek można było spokojnie wyjąć.

 

Ariel spojrzał na zakrwawioną rękę -która dopiero teraz zaczynała boleć – i zaczął się śmiać.

 

- Widziałeś? – zapytał martwego Damiana, który naturalnie nie mógł widzieć całego zdarzenia – Dobrze, że montowaliśmy ten zamek po pijaku, inaczej utknął bym tu z Tobą na dobre.

 

Teraz mógł wyjść na powierzchnię, wystarczyło przesunąć pokrywę na bok.

Miał pewne obawy przed wyjściem, wiedział jednak, że nie ma wyboru, musi wyjść. Złapał drabinkę, która liczyła dziesięć metalowych szczebli, z czego przedostatni na górze był złamany, Ariel wspiął się po nich - pomijając przedostatni na górze – i wychylił głowę niczym kret ze swojej nory.

Wziął głęboki wdech - brakowało mu świeżego powietrza, w ziemiance śmierdziało mazutami, chłopcy często znosili tam różne farby i oleje – tego dnia było dość wietrznie i chłodno, godzinę można było na oko oszacować, jako trzynasta albo czternasta, choć Arielowi zdawało się, że wstał o godzinie dziewiątej lub coś koło tego i godzina nie mogła być późniejsza niż jedenasta przed południem.

 

Teraz ta gorsza część – pomyślał Ariel – trzeba wynieść ciało Damiana z ziemianki, zadanie wydawało się pozornie proste, jednak w rzeczywistości tak nie było, chłopak długo się nagimnastykował zanim ustawił Damiana w taki sposób żeby mógł go w miarę łatwo wyciągnąć z kryjówki, sam przebieg całej operacji bardziej przypominał wyciąganie wielkiego worka ziemniaków z ciasnej piwnicy niż godny transport zmarłego na miejsce pochówku.

Udało się, obydwoje byli już na górze, z tym, że Ariel był ciałem i duchem, Damian jedynie ciałem.

Chłopak przerzucił ciało zmarłego kolegi na ramieniu i poszedł jakieś sto metrów na wschód od kryjówki, rozglądając się dookoła i obserwując czy nie widać żadnych wojsk. Nikogo nie było, cisza, na niebie latało małe stado sikorek, źdźbła trawy delikatnie układały się do ziemi przeczesywane przez wiatr, który tak samo jak trawę przeczesywał rozczochrane blond włosy Damiana (choć gdyby żył poprawił by mnie i powiedział: „Nie są rozczochrane, to nieład artystyczny”).

 

- No, to jesteśmy, pamiętasz to drzewo? – zapytał denata Ariel starając się nie patrzeć na jego twarz, na której zastygł obraz przedstawiający człowieka dramatycznie walczącego o oddech – Tutaj pierwszy raz przyszliśmy zapalić papierosa w podstawówce, mało się wtedy nie udusiłem – mówiąc to Arielowi na twarzy wymalował się lekki uśmiech a spoglądając w jego oczy dostrzec można było, że jest nieobecny, myślami był gdzieś bardzo daleko – Spójrz, jaki zwrot akcji, dusiłem się pod tym drzewem, ale to Ciebie pod nim pochowam, bo to Ty się udusiłeś.

 

Przerwał na chwilę monolog, odpalił papierosa i usiadł na trawie obok ciała Damiana. Niebo strasznie się zachmurzyło, zbierało się na niezłą ulewę, jednak Ariel nawet nie zwracał na to uwagi, było mu obojętne czy będzie siedział przemoczony i cały w błocie, teraz chciał tylko porozmawiać z Damianem, a może z kimkolwiek byleby nie być samym.

 

- Szkoda, że nie możemy teraz pogadać, miałem tyle pytań, coś Ci powiem, pewnie byś mnie za to zabił, ale w tej sytuacji chyba nie muszę się o to martwić – spojrzał na twarz Damiana kątem oka jednak przypomniał sobie, że to niezbyt przyjemny widok i odwrócił wzrok wpatrując się daleko przed siebie - Pamiętasz jak w liceum podobała Ci się ta Magda? Wiem, że teraz byś zaprzeczył, ale ja z Mateuszem zauważyliśmy, że oczy Ci się świeciły jak tylko ją widziałeś. Ona jednak nie odwzajemniała tego, co do niej czułeś, często, gdy na korytarzu staliśmy z Mateuszem a Ty siedziałeś w bibliotece podchodziła do Nas i flirtowała ze mną, czasami też naśmiewała się z Ciebie – Ariel wziął ostatniego macha z papierosa i odgasił go na kamieniu - Raz zadała pytanie, pamiętam jak dziś, co powiedziała: „Co to za debil się z Wami kręci?” Spojrzeliśmy wtedy na siebie z Mateuszem i odpowiedziałem: „On jest dziwny, nie zwracaj na niego uwagi”, strasznie mi się podobała, no i wiesz…chciałem ją przelecieć.

 

Ariel zrobił krótką pauzę, splunął dwa razy, niebo również zaczynało pluć, poczuł na karku pierwsze krople deszczu, które były jak strzały ostrzegawcze informujące: „Uciekaj, bo zaraz nie będzie na tobie suchego miejsca”. Niezbyt jednak przejął się tą informacją. Po chwili wznowił monolog:

 

- Żałuję stary… żałuję, że nie powiedziałem jej wtedy, że taka jak ona nawet nie zasługuje żeby mówić Ci „dzień dobry”. Dwa dni później wylądowaliśmy w łóżku a ja czułem się jak skończony dupek, przeleciałem dziewczynę, w której byłeś zakochany po uszy. Ale ona nie zasługiwała na Ciebie.

 

Nagle rozległ się huk, chłopak zerwał się na równe nogi, spojrzał w kierunku skąd dochodził dźwięk, a dochodził ze strony rzeki, jakieś cztery kilometry od miejsca, w którym stał, zobaczył chmurę dymu, zapewne wysadzili magazyn w porcie.

Deszcz zaczynał padać coraz mocniej, Ariel przypomniał sobie, że ma robotę do wykonania.

 

- Muszę lecieć, Ty tu zostań – powiedział do Damiana, choć ten raczej nie miał zamiaru się nigdzie wybierać – Jak wrócę to zrobimy pogrzeb, a jak nie wrócę to spotkamy się tam na górze i będziesz mógł mi walnąć w twarz za to, co Ci przed chwilą powiedziałem. Wiem, że przed obliczem Najwyższego nie powinno się używać przemocy, ale co tam, najwyżej wylądujemy w piekle, zawsze lubiłem saunę – zażartował Ariel – Widzisz? Egoista ze mnie, nawet teraz pomyślałem tylko o sobie.

 

Podniósł głowę, spojrzał w niebo:

- Idę, powiedz Bogu, żeby trzymał tych skurwieli z daleka ode mnie - powiedział i odszedł.

Następne częściPolska 2021 Część 3 [+18]

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania