Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Polska 2021 Część 3 [+18]

Ta część, ze względu na sceny gwałtu, przeznaczona jest dla czytelników pełnoletnich.

 

 

Szedł przez pole, trzymając się jak najdalej od drogi. Musiał zachowywać się jak gdyby był niewidzialny, nie wiadomo czy w oknie pobliskich bloków nie krył się snajper, który pozbawiłby go życia w ułamku sekundy.

Szedł brodząc po kostki w błocie i nucąc w głowie piosenkę „Tears In Heaven”, a jego dłonie, co chwilę muskane były przez trawy. Przez ciemne deszczowe chmury zaczęły przebijać się snopy słonecznego światła, które wyglądały naprawdę pięknie. Wprawny malarz zapewne miałby niezły materiał na majestatyczny obraz, a muzyk skomponowałby jakąś rzewną balladę.

Ariel wchodził już na teren osiedla, który otwierał dom z białą elewacją i podobny biały dom zamykał osiedle. Pomiędzy stało sześć poniemieckich ceglanych domów czterorodzinnych. Spożywczak stał zaraz za tym otwierającym domem. Przyczaił się w krzakach nasłuchując i wypatrując ludzkiej obecności. Pusto, do dzieła, podbiegł do sklepu, zajrzał przez małe okno (przez, które kiedyś klienci robili zakupy bez wchodzenia do środka, coś jak w kiosku), w środku wszystko było na swoim miejscu. Spojrzał na drzwi, które także były nienaruszone. Mocne pociągnięcie za klamkę, zamknięte. Trzeba wyłamać deski i sklejki, z których drzwi były zrobione. Trzy mocne kopniaki i nic.

- A wydawały się takie kruche – powiedział pod nosem.

Nie mógł sobie pozwolić na robienie rumoru, a taki niewątpliwie zrobił. Trzeba było znaleźć inny sposób na dostanie się do środka, gdzie powitają go picie i jedzenie, którego będzie mógł zabrać tyle ile tylko uniesie.

Złapał stojący nieopodal kij od szczotki, walnął delikatnie w szybę starając się zrobić jak najmniej hałasu. Udało się, szyba rozbita, wpełzł do środka. Był szczęśliwy, ale też przerażony.

-Muszę się streszczać – pomyślał.

Gdy pakował żywność do plastikowych siatek, które znalazł w sklepie, usłyszał krzyk. Przeszywający i wibrujący, niewątpliwie należący do kobiety. Przestraszył się, szybko wywalił torbę z prowiantem przez wybitą wcześniej szybę, sam również szybko wypełzł na zewnątrz. Krzyk przeplatany szlochaniem nie ustawał.

Ewidentnie komuś dzieje się krzywda, Ariel chwycił za niebieskie rączki plastikowej siatki, schował ją w pobliskich zaroślach tak, aby nikt mu jej nie podwędził i skradając się, nasłuchiwał skąd dochodzi krzyk.

W końcu wytropił to miejsce. Był to przedostatni dom z czerwonej cegły, w który musiał trafić któryś z pocisków, ściana na całej wysokości budynku była zniszczona, właściwie to jej nie było. Blok stał teraz na trzech ścianach, a wokół było pełno gruzu.

Ariel wytężał wzrok w poszukiwaniu krzyczącej kobiety, zobaczył jednak coś innego. Czterech mężczyzn ubranych w jednolicie szare mundury, bez jakichkolwiek emblematów z karabinami maszynowymi przewieszonymi na ramieniu. Wchodzili do rozwalonego budynku, z którego rozlegał się, teraz już tłumiony, krzyk.

Strach podpowiadał mu wrócić po torbę z jedzeniem i wracać do kryjówki, głos ciekawości jednak kazał mu sprawdzić, co się dzieje, choć już wiedział, co zobaczy.

Wszedł po schodach na piętro budynku naprzeciw tego na wpół zburzonego, i przykucnął w oknie. Zobaczył to, co sobie wyobrażał, że zobaczy. Tylko to było tysiąc razy gorsze od tego, co pokazywała mu wyobraźnia.

Jako pierwszą zauważył młodą dziewczynę, rozebraną do naga, brudną, podrapaną i posiniaczoną. Twarz miała zalaną łzami, a wokół niej było dziesięciu żołnierzy.

Żołnierze, nie wiem czy mogę użyć tego słowa w odniesieniu do bandy zdegenerowanych napalonych morderców.

Jacy z nich żołnierze skoro znęcają się na niewinnej, bezbronnej dziewczynie, która już nawet nie starała się bronić, poddała się. Próbowała zwinąć się w kłębek. Nie pozwolili jej. Dwóch mężczyzn przytrzymywało ją. Jeden trzymał za ręce, drugi za nogi.

Otrzymała kilka kopniaków w brzuch, trzy ciosy w twarz, z kącika jej ust popłynęła stróżka krwi. W końcu jeden z nich ukląkł przed nią, odwrócił tyłem do siebie, opuścił spodnie, złapał jej ciemne blond włosy, aż zasyczała z bólu i…

 

- Skurwysyny – Ariel wyszeptał przez zaciśnięte ze złości zęby sam do siebie i odwrócił wzrok od chorej sceny.

Nie mógł jej pomóc. Oparł się plecami o ścianę i czekał, sam nie miał pojęcia, na co. Podchodzili do niej po kolei, jak do jakiejś maszyny. Jak do zabawki.

 

Z każdym ruchem kolejnych żołnierzy w dziewczynie, gdy ta szlochała i bezsilnym głosem prosiła, aby przestali, w Arielu narastała nienawiść i złość. Nie do tych gwałcących żołnierzy. Narastała w nim nienawiść do ludzi.

Miał wielką ochotę zapalić papierosa, to jednak mogłoby go zdradzić, mógł tylko czekać. Teraz już wiedział, na co czeka.

Słońce zmierzało ku horyzontowi przybierając czerwoną barwę. W bloku obok żołnierze używali na dziewczynie w najlepsze nie zważając na jej prośby i błagania. Gdybyście tylko mogli zajrzeć w jej oczy, zobaczylibyście lustrzane odbicie śmierci.

Jeden z nich wyszedł z ruiny i chwiejnym krokiem zaczął zmierzać w kierunku bloku, gdzie siedział zabunkrowany Ariel. Serce chłopaka przyspieszyło, ale celem żołnierza nie było złapanie podglądacza, tylko wysikanie się na trawniku obok drzwi wejściowych do domu.

Odetchnął z ulgą, wyjrzał przez okno, dziewczyna została sama, żołnierze zaczęli wychodzić.

- To był ostatni raz, kiedy Cię skrzywdzili – powiedział w myślach Ariel.

Nie była to jednak prawda, gdy chciał już wyruszać na pomoc dziewczynie, usłyszał otwierane na dole drzwi. Ciężkie żołnierskie buciory zaczęły stukać o drewnianą podłogę klatki schodowej.

Jego oczy biegały po całym korytarzu, szukając alternatywnej drogi ucieczki. Mógł wyjść tylko oknem, ale na dole jeden z żołnierzy palił papierosa i z pewnością zauważyłby ekwilibrystyczną próbę ucieczki.

- Co robić, cholera, ale się wpakowałem – pomyślał.

Wojskowi wchodzili już po schodach, a Ariel dalej nie miał planu na ewakuację.

- Więc tak skończy się moje życie? Dostanę kulkę w łeb i zgniję na jakiejś klatce schodowej? – Gdy mówił w myślach to zdanie, zauważył, że żołnierz stojący na dole skończył palić i wszedł do środka.

Ariel w pospiechu otworzył okno, wlazł na parapet, odwrócił jeszcze głowę w kierunku schodów, żołnierze byli już prawie na piętrze, na którym był również on. Na schodach mignął rękaw szarego munduru. Już tu są. Szybkie spojrzenie przez okno, sprawdził czy na ścianie budynku jest jakiś punkt zaczepienia. Jest.

Skoczył w bok, jak małpa z gałęzi na gałąź, zaczepiając się o metalowy drut, który ciągnął się od dachu aż do ziemi. Przypominał teraz alpinistę, zardzewiały drut ranił dłonie. Usłyszał śmiechy żołnierzy, ale nie tych w bloku. Po ulicy szło jakichś ośmiu albo więcej trepów. Ariel nie miał czasu na ostrożne schodzenie po drucie, puścił się i upadł dość zabawnie najpierw na nogi, a następnie wywrócił się na tyłek, niefortunnie siadając na sporym kawałku cegły.

Wstał szybko, zaczął biec w kierunku, gdzie zostawił zapasy. Obejrzał się jeszcze na żołnierzy, czy aby nie wzbudził ich uwagi. Nie wzbudził, żołnierze byli ewidentnie podpici i w dobrych humorach szli w kierunku budynku, gdzie leżała dziewczyna.

- Boże –pomyślał– Jeśli oni idą… Boże.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania