Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Pomidorowa - Z cyklu: Stand Up pisany.
Ze wszystkich zup na świecie najbardziej lubię pomidorową. Lubię ją do tego stopnia, że mógłbym ją wpierdalać bez przerwy .Non - stop kolor. Myślałem już nawet o dostosowaniu swojego pokoju tak, aby nie zapierdalać po dolewki tam i z powrotem. Łóżko, stół, laptop, jakaś komoda i kroplówka z dziesięcioma litrami potrawy Bogów. Ooo tak. Minimalizm zaadaptowany tylko i wyłącznie do potrzeb żołądka. Po 24h zmiana zbiornika i po sprawie. Gdybym był preppersem do przetrwania potrzebowałbym jedynie kuchenki gazowej, zapałek, wody, koncentratu pomidorowego, makaronu i udka z kurczaka. Napewno taka perspektywa nie spodobałaby się mojemu psu:
- Kurwa. Znowu pomidorowa i ten ochłap z drobiu. Jebać to, idę w kimono.
Co dzień, z rana stałby wpatrzony w miskę w nadziei, że mi odpierdoli i pojawi się w niej pachnący i mięciutki kotlet schabowy. Nie ma takiej opcji. Nieraz zastanawiałem się - wpierdalając pomidorową - co mogło mnie popchnąć w objęcia tego nałogu, z którego nawet nie próbuję się wyleczyć. Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie musiałbym się cofnąć, aż do czasów swojego dzieciństwa. Być może wyglądało to tak. Kołyska. W niej ja, pluszowy miś i roznoszący się w powietrzu zapach dopiero co postawionego klocka. Nade mną twarz młodej kobiety, zapewne mojej matki. Chociaż chuj wie. Może zaraz po porodzie zostawili mnie w Oknie Życia, a potem przygarnęła mnie jakaś hodowczyni pomidorów i stąd moja schiza. Nieważne. Matka mizia mnie po brzuszku, kręci pustakiem na lewo i prawo, uśmiecha się jak końska dupa do bata i pierdoli w kółko to samo:
- Powiedz mama.
- Powiedz mama.
- Pomidojowa.
- Zygmuś słyszałeś? Polikarpek zaczął mówić.
Co to kurwa za imię? Polikarpek. Czy ich kompletnie pojebało? To już nie można było: Wiesiek, Tadzik albo Romek? Przynajmniej znalazłbym porządną robotę na budowie zamiast wymyślać jakieś pojebane gry. Burza mózgów kurwa. Eustachy, Bonawentura, Krzesimir i ja:
- Może na 10 levelu dodać kolejnego bossa ziejącego ogniem?
- Nie. Wrzućmy go na piętnastkę. Na dziesiątce będą zombiaki plujące trującym jadem.
- O czym oni pierdolą? Jakie zombiaki? Przecież to planszówka.
No i w takim towarzystwie teraz przebywam. Trzech przygłupów w okularach ze szkiełkami jak denka od butelki, którzy przez osiem godzin debatują nad tym, czy górskie pająki lepiej się zabija z kuszy czy z łuku. Nieważne.
- Pomidojowa.
- Co kurwa? Matka jest chujowa?
Przy mojej matce pojawia się jakiś wąsaty kolo w białej, dziurkowanej koszulce bez rękawów. Tatuś.
- Zygmuś nie bluzgaj przy dziecku. Nasze kochanie chce amu. Zaraz mamusia da cycusia.
Kurwa, ile ja bym teraz dał, żeby wtedy polubić tą gęstą i lepką wydzielinę sączącą się z jej sterczących "balonów". I tak dorastałem otoczony troskliwą opieką obojga rodziców. Przedszkole, podstawówka, a tam pierwsza miłość. Nigdy nie zapomnę tych pięknych, zielonych oczu, kinola jak ziemniak i falujących blond włosów. Klementyna. Tak się nazywała. Chodziła do siódmej C o profilu wojskowym. Do tej pory się głowię co ona miałaby niby robić po jej ukończeniu.Ważyła gdzieś tak w przedziale 100 - 150. Ręce miała jak bochny chleba. Nie takie jak z Biedronki, Półkilogramowe. Nie, nie kurwa. To były typowe wiejskie "piątaki". Do tego grube kulasy i bary jak u niedźwiedzia. Armia zawodowa? W sumie czemu nie.
- Ja pierdolę. Nie dość, że gąsienica poszła się jebać, to jeszcze paliwa zabrakło.
- Klementyyynaaa. Klementyyynaaa. O jesteś. Weź podopychaj te trzy czołgi na bazę. Jak wrócisz to jeszcze wygrzebiesz tamtego Bewupa z błota, bo jeszcze go chuj strzeli.
Ale wtedy była dla mnie najpiękniejszą istotą jaka chodzi po tej ziemi. Pewnie nigdy w życiu nie zwróciłbym na nią uwagi gdyby nie. No właśnie. Gdybym nie zajebał łbem o piłkę lekarską. Znaczy na odwrót. To piłka lekarska zajebała mi w to, co nosiłem na szyi. Padłem jak rażony piorunem, a gdy się ocknąłem, zobaczyłem anioła, który chusteczką wyciera mi krew z nosa. Niestety. Nasze drogi szybko się rozeszły. Któregoś razu mój stary zażyczył sobie, żebym przyprowadził Klemcię do domu. Tak nazywały ją koleżanki z klasy. Kiedy tylko zasiedliśmy do wspólnego obiadu, moje dalsze plany i marzenia z nią związane prysły jak bańka mydlana.
- Zuch dziewczyna. Zaczynasz jutro od ósmej rano. Robota lekka i dorobisz trochę do kieszonkowego. Pozamiatasz halę i posegregujesz opony. Te od Tirów na jedną kupę, te od traktorów na drugą.
Tak zakończyła się edukacja Klemci i moja miłość. Nie zobaczyłem jej już nigdy więcej. Podobno mieszka teraz i pracuje na Syberii jako położna, kiedy wypatrzył ją na skupie złomu u mojego ojca jakiś milioner z Tomska.
- Jakie śliczne maleństwo. Chodź do Klementynki na rączki. Niech cię przytulę, moja ty kruszynko.
- Pani Doktor, Pani Doktor. Ona się nie rusza.
Di End
Komentarze (18)
Tylko z pomidorków, do tego cebulka, pęczek koperku, trochę wody, gotujemy aż się wszystko ładnie rozgotuje, odcedzamy, doprawiamy i to jest zupa!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania