Poszukiwacz ludzkich dusz - rozdział drugi.
Do kolejnych misji byłem już znacznie lepiej przygotowany. Miałem świadomość, że miejsca w których się pojawiam nie są przypadkowe. Że energia, która mnie do kogoś ciągnie nie bierze się znikąd. Siadałem obok ludzi w autobusie, na ławce, czasem ściągałem ich z chodników tuż po wypadku. Jedni byli bardziej zdezorientowani, inni mniej.
Kiedyś przyszedłem po dziadka co mieszkał sam z psem. Stary grzbiet był całym jego światem. Dziadek nie miał rodziny ani przyjaciół. Umarł nagle, we śnie. W wieku osiemdziesięciu trzech lat. Czekał na mnie ubrany w bawełnianą piżamę, wyraźnie przybity.
- Co się z nim stanie? Kto weźmie takiego kundla, emeryta?
Popatrzyłem na ekran telefonu. Mieliśmy jeszcze trochę czasu. Wieczność musi zaczekać.
- Jak się wabi pies?
- Toner.
- Dziwne imię dla psa.
- Ma swoją historię.
Dziadek wstał i podszedł do ściany, z której ściągnął wyblakle zdjęcie oprawione w drewnianą ramkę i podał mi je do ręki. Fotografia przedstawiała młodego mężczyznę siedzącego za starą maszyną do pisania. Uśmiechał się. Wyglądał na szczęśliwego.
- Czterdzieści lat pracowałem w tej drukarni. Najpierw przepisywałem krótkie teksty, później całe książki. Kiedy weszła nowa technologia przenieśli mnie do archiwum. Zajmowałem się segregowaniem dokumentów i utylizacją starego sprzętu. Pewnego letniego popołudnia, wyrzucając kartony po zużytych tonerach znalazłem tego oto nieszczęśnika.
- Teraz rozumiem. Czy Toner jest agresywny? Jak reaguje na dzieci i inne psy?
- To zazdrośnik. Potrzebuje dużo uwagi. Ale krzywdy nikomu nie zrobi.
Popatrzyłem na kundelka. Wielki łepek i nieproporcjonalnie krótkie łapki sprawiały, że wyglądał mocno nieporadnie.
- Widzi? Słyszy? Choruje na coś?
- Ma lepsze zdrowie niż psie młodzieniaszki. Tylko z cukrem trzeba ostrożnie.
Szybko przywołałem wspomnienia wszystkich ludzi, którzy odchodzili. Szukałem historii, w której mogę umieścić to małe, bezbronne stworzenie.
- Niech Pan założy klapki. Mam pewien pomysł.
Zaprowadziłem ich na dworzec, gdzie wsiedliśmy w pociąg relacji Kraków - Warszawa. Pies był rzeczywiście bardzo grzeczny. Szedł, trzymając się blisko mojej nogi.
- Czy on mnie jeszcze widzi i słyszy? - zapytał staruszek po chwili milczenia.
- Niestety nie. Ale na pewno Pana czuję. Inaczej nie byłby taki spokojny.
W Warszawie odnaleźliśmy starą, przedwojenną kamienicę. Jedną z nielicznych, która ocalała. Stąd kilka tygodni temu zabrałem Łukasza. Zajrzałem przez okno do mieszkania na pierwszym piętrze. Pani Danusia siedziała przy stole i piła kawę. Po drugiej stronie stołu stał pusty wózek inwalidzki. Pani Danusia samotnie wychowywała niepełnosprawnego syna. Po jego śmierci została sama. Młody mówił mi, że mama kochała zwierzęta, ale z uwagi na jego alergie musiała zrezygnować z ich posiadania.
- Toner. Zostań tu i czekaj. Poleciłem psu. Następnie cicho zastukałem w okno.
Zanim kobieta zdążyła podnieść się z krzesła nas już nie było. Z oddali kilku metrów patrzyliśmy jak bierze kudłacza na ręce i przytula.
- A więc możemy już iść, czy coś jeszcze?
Zapytałem starego drukarza
- Możemy iść. Dziękuję.
Komentarze (5)
"z której ściągnął wyblakle zdjęcie" - wyblakłe
"Ale na pewno Pana czuję." - niepotrzebna duża litera, czuje
"- Toner. Zostań tu i czekaj. Poleciłem psu. Następnie cicho zastukałem w okno." - brak myślnika
"Zapytałem starego drukarza" - zabrakło kropki
A nie mógł normalnie oddać tego psa? Wydawało mi się, że przecież żywi ludzie go widzą...
No i bardzo króciutkie. Zdecydowanie można by to rozwinąć, bo to po prostu wygląda jak mały epizod, trochę szkielet czegoś większego. I absolutnie nie jest to złe: tyle że ja, jaka czytelnik, chciałbym poczytać coś dłuższego, bardziej rozbudowanego w takiej tematyce. Bo potencjał jest.
Pozdrawiam
Tutaj nie znajduję nic, co by mogło mnie zatrzymać...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania