Potwora historia potworna.

Potwór ulokował się pod łóżkiem. Pod łóżkiem to dobre miejsce. Ciemno, strasznie, kurz, ciasno, więc nikt inny się nie pcha. Potwór sobie tam siedział i myślał jaki ten świat przerażający. Wolał nie wychodzić ze swojej siedziby. Jak dzieciak spał to rozgrzewał się z jego ciepłoty materac także i potwór miał ciepło. Spod łóżka widać było telewizor zatem miał okno na świat. Dzieciak żarł na łóżku, kruszył stąd potwór miał prowiant. Jedynie stare kapcie chłopca trąciły, ale dało się znieść, to co będzie narzekał.

W środku nocy, niczym gąsieniczka wypełzał potwór spod łóżka, bo napić się musiał. To jedno mu doskwierało. Wciąż odczuwał pragnienie. Jak dzieciak coś zostawił to mu podpijał, ale to rzadko było, a tak trzeba się było wyczołgać jak wszyscy spali, pobiec do łazienki bo bliżej i z kranu pił, pił, pił, pił, pił. Jak zajęte, czasem ktoś w środku nocy zajdzie, to cichaczem do kuchni złaził. Ale nie lubił. Bał się, że po ciemku ze schodów spadnie. I kto by mu pomógł? Nikt. Sam by się musiał wyzbierać. Całe życie sam. Taki los potwora. Stawał na szczycie schodów i aż go w dołku ściskało. Zejść, nie zejść? Nie lubił w nocy po parterze się wałęsać. A mało to włamywaczy, złodziei, dziwolągów jakichś? A pod łóżkiem? Spokój, z roztoczami się poglądy wymieni, względnie cicho. Dzieciak okrutnie chrapał. Czasem potwór był tak zmęczony tym hałasem, że kwilił z bezsilności, a pająki swoimi nogami ocierały mu łzy. No i tak żył potwór. Z dnia na dzień. Od serialu do serialu. Od wyprawy do łazienki po wyprawę do kuchni. Od nieprzespanej nocy po cichą noc. Tylko coś mu w kręgosłupie strzeliło, ale siedź całe życie pod łóżkiem i noś się prosto. No nie da się, po ludzku. A potem się dziwią, że potwory garbate, połamane.

Kupili dzieciakowi psa. Myślał potwór czy by go nie zjeść. Nie był głodny. Na złość chciał zrobić, bo psa wszyscy kochali. Poza tym pies raz się zmoczył koło łóżka, a nie było nikogo żeby posprzątać, więc potwór cały dzień siedział w tych oparach absurdu. W ogóle pies był dość smrodliwy. Z pyska odór, kłaki gubił, zawsze się cieszył. Nie lubił go potwór. „Po co ten pies w ogóle” - myślał sobie. Denerwowała go ta radość z niczego. Już normalnie miał go potwór pod łóżko wciągnąć, nie że tak sobie tylko gadał, ale dzieciak zaczął w pokoju miskę dla psa zostawiać. Więc pomyślał potwór, że psa głodową śmiercią wykończy. I mu kradł jedzenie i cieszył się z tego. A pies tak schudł, że go podejrzewali, że tasiemca ma. Cieszył się potwór. Ale co gorsza pies też się dalej cieszył. Od tej karmy dla psa rozwolnienia potwór dostał. A nie mógł za często do łazienki chodzić, bo w domu cały czas ktoś był. Brzuch go bardzo bolał. Myślał, że mu gazy trzewia rozerwą. No i którejś nocy pobiegł do łazienki za potrzebą. Aż dreszcze miał. Osłabł był i padł na podłogę, jedną ręką przytrzymując się muszli. Zapłakał. Był taki zmęczony, pełen bólu i rozpaczy. Wczoraj gorączkował. Dumał potwór nad swym losem żałosnym, nagle kroki słyszy. Myśli – trudno, niech mnie złapią, na alarm biją, nie mam już sił. A to pies go wyniuchał i przyszedł. Źle się z tym czuł potwór, że go pies takim słabym ujrzał. Potworny powinien być potwór, a nie taki życiem styrany. Tymczasem położył się pies koło niego i go wzrokiem współczującym objął. Ten sam pies, co go tak potwór nienawidził, jakoś tak go ukochał po swojemu. Nie pasowało to potworowi. Jednak nienawidzić wolał. Bo jak nienawidził to miał zajęcie. A to pułapkę szykował, a to zemstę. Ale jak nie mógł już nienawidzić, to zaczynał myśleć o sobie. I smutek go ogarniał. I żyć mu się wcale nie chciało. Więc musiał psa nienawidzić za to już tylko , że dłużej nie mógł go nienawidzić. Jakoś trzeba się było ratować, przed sobą samym.

Razu pewnego ukradł dzieciakowi parę naklejek z plecaka. Przykleił je do łóżka i się gapił dzień cały, żeby czas zabić. Ale czas jakiś taki nieśmiertelny był. I martwił się potwór, sensu swego jestestwa nie widział. Następnego dnia coś kudłatego i ohydkowego na naklejce siedzi. Okazało się, że już czas jakiś Pod łóżkiem siedziało. To Mietek i Wiesiek, paskudne pająki. No i tak się potwór zakumplował z nimi. Też były brzydkie i złośliwe i dobrze się rozumieli. Też najbardziej Pod łóżkiem lubili mieszkać. I jak se tak razem siedzieli we trójkę, to trochę światła wpadło pod to ciemne Pod łóżkiem. Przyjaźń mroki potrafi rozjaśniać.

Poszedł nocą do łazienki. Zajęte. Siedzi ktoś. No to trzeba na dół. Zebrał się potwór w sobie i zjeżdża po poręczy z duszą na ramieniu. Szybciutko do kuchni. Już pod kran łeb ładuje, a tu głos słyszy. „Kto to znowu o tej porze?” myśli zszokowany, ale nie ma czasu zwłoki, kryć się trzeba. Na ogródek się wyślizgnął. Zapaliło się światło. To matka. Znowu w nocy podżera, a potem się dziwi, co taka gruba. To teraz sobie potwór posiedzi w nocy i zimnie. Rosa była, kłak potworny złapał wilgoć i się sfilcował, zimno ciągnie od ziemi, lęka się potwór, iż wilka złapie, a matka żre i żre. Gaśnie w końcu światło, zaraz powróci potwór pod upragnione Pod łóżkiem. Jasny gwint… matka drzwi zatrzasnęła. Potwór zamarł. Stoi w tej zimnicy i ciemnicy, za klamkę desperacko szarpie, a tu złowroga sowa pohukiwać zaczęła. Uciekł przerażony do budy. Pies go ugościł, miejsce zrobił. Na tyły się pcha potwór. Jakby przyszły lisy, borsuki, albo inne leśne kreatury, to pies pójdzie na pierwszy ogień, a potwór się jakoś wyratuje – tak to widział.

Każdy szmer go w nocy budził. Cały był spocony i wewnętrznie zdruzgotany. Trzeba było czekać, aż się łazienka zwolni. Ale teraz już za późno. Musi wykombinować jak się znowu do domu wkraść. Główkował był potwór, aż słońce nie wzeszło. Ciepło było, radośnie, świat bił swoim blaskiem. Tylko, że potwór smutek miał w środku, więc tym bardziej nie mógł się cieszyć tym co zewnętrzne. Leżał w budzie jak mumia jakaś, bez życia, gdy tymczasem pies harcował po ogrodzie. I tak patrzył potwór na niego, a ten ganiał z wywalonym językiem na lewą stronę, jakby nie znał strachu i zwątpienia. I czemu ten język zawsze na lewą stronę?

Jął znów potwór nad swym losem dumać. W sufit budy się zagapił i mu się przypomniało, że jest taki samotny. Smutek go ogarną, więc tak leżał zwinąwszy się w kłębuszek i czekał, choć na co - nie wiedział. Godziny mijały a ból istnienia nie ustawał. Wnet pierwsza gwiazdka wyszła. „Co bym chciał, co bym chciał” zadawał sobie potwór pytanie, lecz odpowiedzi znaleźć nie umiał. Więc zażyczył sobie, żeby gwiazda cierpiała. I myślał, że jest taki zły i okrutny, choć tak naprawdę nie chciał być sam w tym żalu co go dręczył.

Druga noc z rzędu poza bezpiecznym Pod łóżkiem była jeszcze gorsza niż pierwsza. Pies miał sen i wierzgał, potwór się strasznie sfrustrował, bo sam zasnąć nie mógł. Zaczął nasłuchiwać. Żeby jeszcze w nocy słychać było hałasy – to by było wiadomo, że coś się dzieje. Ale noc szmera. Nic tylko szmery. Słuch trzeba wysilać, dość jest on zwodny, w domysłach potwór tonął. Jutro już musi do domu się wślizgnąć, bo psychicznie w tej budzie nie uciągnie. Noc jest taka przerażająca i niebezpieczna. A Pod łóżkiem? Mietek, Wiesiek, skarby co sobie potwór nagromadził: dwa stare komiksy, sfatygowany drewniany flet, trzy długopisy z czego jeden wypisany. Normalnie królestwo. A tu – wśród dziczy życia nie można było zaznać spokoju.

Może by burza jakaś była, piorun strzelił, potwora zabił i nie musiałby się na tym łez padole męczyć. Wyobrażał to sobie, jak po chwili bólu umiera i nie musi dłużej być. Ale takie już to życie przewrotne, ci którzy nie chcą być, żyją zawsze za długo, a ci co chcą, zawsze za krótko. Rozpłakał się w końcu potwór i zasnął ze zmęczenia.

Rano do budy osa wleciała. Pierwsze co zrobiła – potwora użądliła. Tak był zszokowany natłokiem nieszczęść, że zawyć z bólu nie zdołał. Nim odzyskał przytomność umysłu wierny psiak pożarł był oprawcę. Potwór nie mógł jednak wyjść ze stanu przygnębienia. Żądło sterczało mu z brzucha niczym symbol upodlenia. Chciał niebu posłać spojrzenie wyrzutu pełne, ale go dach budy ograniczał, ból istnienia potęgując. Leżał tak potwór zastygły w rozpaczy. Albo wkrótce do domu wróci, albo niech mu pies aortę przegryza.

Sparaliżowany bezsilnością leżał potwór w budzie dzień trzeci. Pies gościnnym był, to fakt, czas jednak do paradjsu Pod łóżkiem wrócić. Zmroku potwór oczekiwał, by plan powrotu zrealizować. Gdy upragniona szarówka spowiła ziemię, jął potwór siły witalne gromadzić, które lęk przed życiem z niego wysysał. W trzy godziny, sześć minut i czterdzieści sekund zgromadził na tyle sił by wypełznąć z budy, biec przez ogród, krasnala ogrodowego pochwycić i szybę w oknie, za pomocą tegoż, rozbić. Nie żałował był krasnala, bo on wcale nie ożywał w nocy. Wiedział o tym potwór, ponieważ jak nie mógł zasnąć to go parę razy wołał. Pogadać chciał po prostu. Też ma potrzebę bliskości, co sobie myślicie.

Hałas domowników pobudził, ojciec pierwszy zszedł na dół by sprawdzić co się stało. Chwilę później już u jego boku matka z synem stała, bo po co mieli zostać na górze, skoro właśnie tak im ojciec przykazał? Tego spodziewając się potwór, który dotychczas w niewidocznym miejscu przyczajony był, rzucił się pędem na górę, by wskoczyć niczym szczupak w upragnione Pod łóżkiem. Naraz jego serce przeszył miecz bólu. Wydał ze swej paszczy niemy krzyk. Pod łóżkiem było pusto. Mietek i Wiesiek nieżywi, kapciem dziecięcym stłamszeni, skarby zabrane, okruchy odkurzone. Tak niewiele miał i tyle wystarczało, tak niewiele i wszystko zarazem, odebrali mu. I oto jęła zionąć pustka z potwora, jakby zgasła w nim nadzieja. Mrok Pod łóżkiem zapanował, a drogę przetarły mu gorzkie łzy, spływające po potwornych policzkach. Zapałał był nienawiścią do świata.

Leżał potwór w niemocy, a z jego na w poły bolejącego, a na w poły obojętnego już serca chłód zionął. Przenikał ramę łóżka, ortopedyczny materac, a w końcu nawet ciało chłopca, by duszę jego podrażniać. Czuł to dzieciak. Czuł wyraźnie. Obezwładniało go to cudze cierpienie. Spać nie mógł, był rozdrażniony, zmęczony i nieustannie mu było zimno. Słońce świeci a on w swetrze siedzi. Kłótliwy się zrobił. Obrażalski. W końcu wziął go ojciec na stronę i przyczynę stanu takiego chce poznać. Więc mu syn odparł, że odkąd włamanie było nie czuje się bezpiecznie. Czuje jakby się wewnętrznie wszystko posypało, jakby pod łóżkiem miał jakiegoś potwora, co chce go skrzywdzić, ale w niemoc popadł, a ta potworna niemoc jakby i jego ogarnęła – oczywiście metaforycznie rzecz ujmując. Tymczasem był to stan faktyczny jaki zaistniał, gdy w duszy potwora panoszyły się rozpacz i zwątpienie. Każdy wyraz żalu, rozpaczy, niezadowolenia, który potwór niemym uczynił był jak niewyplewiony chwast, co serce potworne oplótł, nie pozwalając mu dłużej swej funkcji wykonywać. Oto oddech potwora był płytki, cielsko jego lodowate, oczy nienawiścią pałające, bo serce co z trudem funkcje życiowe podtrzymuje, nie ma siły już kochać. Będzie odtąd potwór cierpienie zadawać, aż każda osoba w jego pobliżu nie zazna rozpaczy.

Tak oto zaczął podstępem prowokować niechęć pomiędzy matką a synem. Najpierw drobne sprzeczki, a to za często chłopiec skarpetki gubił, a to w kuchni po nocy woda wszędzie rozchlapana, jakby ktoś na złość robił, „a skoro nie ojciec i nie ja, to tylko ty zostajesz”. A to ulubiona porcelana stłuczona. I tak wprowadził do domu obustronną podejrzliwość, napięcie, brak zaufania. I napawał się tym potwór. Sam wychudł był, a na twarzy jego co dzień gościł uśmiech pełen zawiści i pogardy. Błędem byłoby sądzić, że to już wszystko co potwór miał w zanadrzu. Skoro wszystko mu zabrali i nicość zostawili, tak i on chciał nicość w chłopięcym pokoju zostawić.

Serce potwora zła rządne, do zła dążyło. Po kolejnej misternie uknutej intrydze, wielką kłótnią zakończonej, rodzice na dole zostawszy, syna do pokoju odesłali. Tam już potwór czekał na niego. Chłopiec drzwi otworzył i koszmar swój w krasie pełnej ujrzał. W oczy wprost mu potwór patrzył i wiedział dzieciak, iż tenże, życie odebrać mu pragnie. Ale poruszyć się nie mógł, rodziców na pomoc wezwać. Zło zobaczył, ale i ból co się w okrucieństwo przemienił. I łzy spływały po jego twarzy, jak dwa malutkie strumyczki współczucia, które jakby mówiły, skoro boli tak bardzo, to bronił się nie będę. Zaszokowało to potwora. Skąd nagle ta nić zrozumienia. Dręczył chłopca już tak długo. W furię wpadł potwór. Nie zrozumienia pragnął, lecz bólu zadawania. Pochwycił swą ofiarę, w żelaznym uścisku gardło jego miażdżąc. Wtem pies wbiegł do pokoju. Tego już potwór znieść nie mógł. Oto kolejna istota, zamiast po bitwie stoczonej w nienawiści, przemocy jego ulec, patrzyła na niego jakby mówiąc: ale przecież byliśmy przyjaciółmi, dlaczego to dla ciebie za mało? Dech w piersi potwornej zaparło. Nie tak być miało. Nie tak! Ale pies dobrym był dla niego i w tej okrutnej chwili do gardła mu nie skacze, lecz jakby pyta się siebie, co więcej mgło uczynić by temu zapobiec. Nie dało się chłopca zgładzić, psa przy tym nie raniąc. Odrętwiał był potwór emocjonalnie, szybko musiał decyzje podjąć. Chłopca z uścisku wyswobodził, psa pochwycił, zbiegł z domu.

I tak się zaczęła potwora tułaczka i bezdomność. Od domów ludzkich stronił, głodował często, parokrotnie z mostu chciał skoczyć, jak woda płuca jego wypełnia poczuć i tym nędzne życie zakończyć. Ale pies był przy nim. Ale pies się gapił tymi ślepiami, co w nich miłość mieszka. Nie raz go potwór pod dom odprowadzał, żeby wrócił do rodziny, żył w godnych warunkach. Nie chciał pies. Bał się, że zemrze wtedy, co ludzkie jeszcze w potworze zostało. Na głód, wstyd, bezsilność się godził, byleby to co ludzkie w potworze utrzymać.

Zima srogą się okazała. Wynędzniałe istoty coraz ciężej mrozy znosiły. Nic już prawie potwór nie jadł, wszystko psu oddawał. Nie zniósłby, gdyby coś mu się stało. Ale mało miał jedzenia. Mniej coraz. Pies chorować zaczął. Wiedział potwór, że długo tak nie pociągnie. Decyzje musiał podjąć. Czy psa dalej na nędze i strach skazywać, czy pozwolić mu odejść. Ale kto go kochał wtedy będzie? Kto miłością będzie na niego patrzeć? „ A ty myślisz, że on cię kocha? Jest ciepły jak każdy pies.” Dręczył go głos w głowie. „ Przez próg domu przestąpi, zaraz cię zapomni”. Na samą myśl o tym, zły się potwór robił. Myślał czy by bezwzględnym się nie stać, żeby utrata psa tak bolesna dla niego nie była. Czas się jednak kończył. Gdy już tak pies był słaby, że się nie mógł z legowiska podnieść, wziął go na wychudłe ręce i zaniósł do domu. Dopiero pod drzwiami pies położony obudził się i nim zrozumiał co się stało, potwór nacisnął dzwonek i biec zaczął, póki miał jeszcze siłę pozwolić odejść jedynej istocie co go kochała.

Zawył pies rozpaczliwie, wiedział bowiem, że w tym okrutnym świecie, do którego potwór wracał, nie da się przeżyć w samotności. Jęk bólu, który wydał z siebie za serce potwora pochwycił. Obrócił się by po raz ostatnio na niego spojrzeć. Pies tymczasem desperacko usiłował dostrzec potwora w ciemności. Ich oczy spotkały się, a pies wbił w potwora wzrok, jakby spojrzenie pełne miłości przy życiu mogło trzymać. Mogło znacznie więcej, objętym nim potwór poczuł, że żyć było warto. Drzwi otworzyły się i ojciec wziął zwierzaka na ręce. Wtedy doznał potwór tego bólu straty, co się go tak bał. A ten, choć nieludzki, wyzwalającym był. Uświadomił sobie potwór, że nie tylko pozwolił się kochać, lecz sam także kocha. Odszedł w noc ciemną i zimną. Nie czuł już strachu.

Średnia ocena: 4.1  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Dekaos Dondi 19.08.2023
    IK↔W guście mym. W sensie pomysłu, treści i nieco jak "drzewiej" stylu. Taki inny tekst, od innych.
    Jedynie co bym zmienił, to widoczne przerwy między akapitami, by nie było "ściany tekstu"
    Pozdrawiam🙂:)
  • Najpiękniejszy tekst, jaki ostatnio przeczytałam w sieci❤❤❤
    W dwóch wyrazach głodny potwór zjadł po literce, ale mi się zgubiło, jak znajdę, to wstawię.
    Autor/ka z anonimowego konta, więc ni jak sprawdzić innych publikacji. Szkoda.

    Proszę pisać i publikować. Pozdrawiam.
  • Angela 20.08.2023
    Cudowny tekst, co to ciepełko i uśmiech wywołał. Nawet jeśli błędy jakieś weń były, to ja ich nie widziałam
  • Grafomanka 20.08.2023
    Dobrze poprowadzona opowieść. Potwór jest postacią metaforyczną, odnosi się do konkretnej osoby izolującej się od ludzi i szukającej swojego miejsca, ciemnego i niedostępnego. Można szukać powodów, domniemywać dlaczego taki wybór, ale to już kwestia o podłożu stricte psychologicznym.
    Nigdy nie wiadomo co dany człowiek przeżył i jaki wpływ wywarły na niego te przeżycia, zachodzi obawa że na tyle destrukcyjne, że nie jest w stanie koegzystować.
    Mamy więc stworzenie nieufne, zastraszone, przeraźliwie samotne. Mamy też Psa, który okazał Potworowi serce, przywiązanie, gotowość pomocy.
    Potwór początkowo wrogo nastawiony, zaczął tolerować obecność Psa, nie na tyle jednak, by wyzbyć się latami nagromadzonej nieufności.

    Zakończenie pozwala na przypuszczenia, że w Potworze coś drgnęło, okazał Psu współczucie, przyszedł z pomocą.
    Zrozumiał piękno przyjaźni, miłości. Jednak czy na pewno?
    Potwór odszedł, wrócił do swojego bezpiecznego świata, pozostawiając Psa.
    Kogo bardziej, w takiej sytuacji, żal? Potwora czy Psa?

    Bardzo przygnębiająca opowieść, widać że Autor dobrze czuje się balansując na krawędzi uczuć i odczuć.

    Pozdrawiam
  • Akwadar 21.08.2023
    Podobuje mnie się
  • Rekluza 22.08.2023
    Nawet z happy endem. O takim zakończeniu nie śniłam.
  • Rekluza 23.08.2023
    Mój potwór jest tak dobrze odżywiony, dorodny oraz pulchny, że pod łóżkiem się nie zmieści. Mieszka ze mną jawnie, męczy mnie nieskrycie, dusi i wysysa, gdy tylko otworzę oczy, tak że krzyczę wulgaryzmy w samotności waląc w stół, aż przed sąsiadami wstyd. Krwi wprawdzie nie pije, ale karmi się flashbackami i migawkami ze studni przepastnej wspomnień. Jest jak zmora, tylko że dzienna. W nocy śpi ze mną, lecz bywa że gdy przebudzę się za potrzebą, do rana nie da mi już usnąć. Motyw z psem także podobny do mego żywota, acz przeciwstawnie negatywny. Oto, 11 lat temu otworzyły się bramy piekielnych czeluści i do życia mego weszła ujadająca agresywna suka. Od początku walczyłam zaciekle, aby się jej pozbyć. Po 4 latach wykrwawiającej walki uwolniłam się, ale nie całkowicie. Kontakt został ograniczony do minimum. Jest lepiej, ale potworowi stan ten nie wystarczy. Potwór jest nie zadowolony, niezaspokojony. Potwór żąda ofiary, sprawiedliwości i wyrównania rachunków. Potwór nie odejdzie dopóty, dopóki nie będzie totalnej wolności od bestii oraz remisu. Potwór odejdzie tylko z suczym truchłem. Zrobiłam dla siebie tyle ile mogłam, poświęciłam wiele, straciłam tak dużo aż płakać się chce, gdy o tym pomyślę. Psica przegoniona jest daleko, ale ciągle na horyzoncie. Więcej już zrobić dla siebie nie mogę, ponieważ, iżby potwór odszedł musiałby to być czyn karalny. I co, mam zgnić celi tylko po to by potwora eksmitować? Cytat: "Jednak nienawidzić wolał. Bo jak nienawidził to miał zajęcie." Ano Panie, prawda. Potworny nie dokłada się do czynszu i nie dorzuci na zakup nowych mebli. Nie do końca jednak jest pasożytem, bo gdyby jego zabrakło to już po nienawiści i pojawią się: pustka, samotność i świadomość zmarnowanego życia. Przy nim zaś nie mam czasu myśleć o beznadziei egzystencji, bo całe dnie upływają na bitwach,sparingach i nienawiści przezeń podsycaniu.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania