Bez skrzydeł cz 10
— Dobrze — pochwalił Ruka, upijając łyk kawy.
Gdyby tylko mógł, Uriel ucałowałby z wdzięczności młodszą siostrę, która do niedawna zmuszała go do oglądania filmów z epoki. Nigdy nie przypuszczał, że podejrzany na ekranie model zachowania służby w wielkich domach będzie kiedyś przydatny, a jednak. Dzięki temu udało mu się starannie nakryć do stołu i usłużyć panu podczas posiłku.
— Wydajesz się pojętny Szczurku, jednak zdecydowanie bardziej odpowiadał mi twój wczorajszy strój, kiedy stałeś tu przy stole. Myślę właśnie, czy nie stanie się on taką naszą małą tradycją. Rozbierz się.
Ruka nie musiał uważnie przyglądać się nowemu niewolnikowi, żeby wiedzieć, że pod skromnie opuszczonymi powiekami znowu iskierkami lśni gniew, a dłonie zaciskają się w pięści aż do białości nadgarstków. Widział emocje na jego twarzy, grę buntu i zdrowego rozsądku. Rozum zwyciężył, bo już po chwili ręce chłopaka rozluźniły się i powędrowały w stronę starannie zapiętego kołnierzyka. Rozpinał guziki powoli, jak gdyby palce nie chciały go słuchać, co dało właścicielowi pewność, że dzikie zwierzątko nadal czai się pod powierzchnią. Doskonale.
— Na teraz wystarczy. – Uśmiechnął się zadowolony i odstawił filiżankę na spodek. – Zapnij je z powrotem.
— Tak, Panie. – Z ust Uriela wydobył się schrypnięty szept. Starał się zachować spokój, jednak czół, że jeszcze chwila i nogi odmówiłyby mu posłuszeństwa.
— Postanowiłem pozwolić ci dzisiaj trochę obwąchać terytorium i zabrać ze sobą do biura. Zejdź na dół i powiadom szofera, żeby podstawił samochód.
— Tak, Panie. – Uriel przełknął gorycz rozczarowania. Gdzieś w głębi serca, aż dotąd miał nadzieję, że tego ranka rozpocznie zajęcia z Liz, unikając w ten sposób właściciela. Teraz miał znaleźć się z nim w ciasnej przestrzeni auta i usługiwać mu przez cały dzień.
— Jesteś rozczarowany? – Ruka trafnie odczytał malujące się na twarzy chłopaka emocje. – Nie kłam, że nie. Będziesz musiał popracować nad mimiką, bo póki co, można czytać w tobie jak w otwartej książce.
Blondyn skinął głową i wreszcie odważył się spojrzeć na mężczyznę, na którego twarzy, zanim zajął się lekturą prasy, widniała powaga. Nie wiedział co o nim myśleć, przez głowę przemknął mu nawet pomysł, że mógł on mieć rozdwojenie jaźni, albo inne psychiczne zaburzenie. Kto normalny w jednym momencie poniżałby człowieka, czerpiąc z tego wyraźną przyjemność, by zaraz później udzielać mu dobrych rad, robiąc z siebie mentora.
Nie zatrzymywany więcej wyszedł na korytarz i minął pilnującego drzwi Tobiasza. Pamiętał ostrzeżenie drugiego z ochroniarza i miał zamiar się do niego stosować, na nieszczęście jednak, w holu na piętrze nie było nikogo poza nimi.
Nie spodziewał się ataku, dlatego, kiedy został złapany za kołnierz i szarpnięty w tył prawie się przewrócił.
— Grrr. – Zwierzęce warknięcie poprzedzające pytanie i ręka błądząca po spodniach w okolicach krocza, wywołała dreszcz obrzydzenia. – I jak tam pieseczku, nauczyłeś się od wczoraj jakichś sztuczek, którymi chciałbyś się pochwalić? A może potrzebujesz dodatkowych lekcji?
— Nie, puszczaj mnie — błagalnie jęknął młody niewolnik, próbując się wyrwać, ale jego żałosne wysiłki sprawiły jedynie, że ochroniarz mocniej przycisnął go do siebie, dając dowód swojej gotowości, w postaci sztywnego członka przywierającego przez ubranie do szczupłych pleców.
Poniżej, z głośnym trzaśnięciem zamknęły się drzwi wejściowe, sprawiając, że Tobiasz niechętnie wypuścił swoją ofiarę.
— Do zobaczenia później — szepnął, trącając płatek ucha językiem i poprawiwszy na blondynie koszulę, lekko pchnął go w stronę schodów.
Dzieciak zrobił najpierw kilka chwiejnych kroków, a kiedy upewnił się, że nogi dadzą radę go unieść, biegiem ruszył do wyjścia. Zapomniał o poleceniach, które miał przekazać. Chciał jak najszybciej znaleźć się na powietrzu, możliwie jak najdalej od tego strasznego miejsca i obrzydliwych ludzi. To, że za opuszczenie wyznaczonego terenu, mógł porazić go prąd, nie wydawało się straszne. Kusiło utratą przytomności, krótkotrwałym wyłączeniem myślenia i odczuwania. Nie rozejrzał się za butami, które powinny znajdować się w szafce przy drzwiach, już prawie chwytał za klamkę, kiedy ktoś po raz drugi w przeciągu ostatnich minut, szarpnął go za koszulę i wciągnął za kolumnę. Oparty o chłodny marmur, stanął twarzą w twarz naprzeciw drugiego ochroniarza.
— Wszystko widziałem — powiedział na tyle cicho, by nikt postronny nie mógł go usłyszeć. – Zrobiłeś się zielony na twarzy, niedobrze ci?
Urielowi udało się lekko skinąć głową, a mężczyzna, rozejrzawszy się dyskretnie, wprowadził go do małego pokoiku, pełniącego funkcję wewnętrznej stróżówki i posadził przy otwartym oknie.
— Mówiłem, żebyś uważał na Tobiasza. Od kiedy zostałeś przywieziony, facet zachowuje się, jak gdyby mu totalnie odbiło. Ciągle łazi po kątach i fantazjuje, co z tobą zrobi, kiedy znudzisz się szefowi. – Mięsień w twarzy ochroniarza drgnął kilkukrotnie.- Nie przedstawiłem ci się jeszcze, jestem Win.
— Uriel, ale to pewnie już pan wie. – Nie zaryzykował, by zwrócić się do mężczyzny w bardziej poufały sposób. Czół, jak powoli dochodzi do siebie. Świeże powietrze i obecność przychylnego mu człowieka sprawiły, że mdłości powoli ustępowały, pozwalając zachować w żołądku śniadaniową owsiankę. – Dlaczego pan mi pomaga?
Strażnik wyglądem przypominający Indianina, o spiętych w kitkę czarnych włosach i śniadej surowej twarzy nie odpowiedział od razu. Jego czarne oczy przez chwilę zapatrzyły się w przestrzeń za oknem, gdzie kierowca podstawiał właśnie samochód.
— Powiedzmy, że przypominasz mi kogoś, ale to nieważne. Powiem ci tak na szybko, zanim zejdzie szef: kiedy Tobiasz znowu cię napadnie, a zrobi to na pewno, podstaw mu przed pysk tatuaż. Powinien odpuścić, bo zna ten symbol, jeśli nie, wtedy nie wahaj się krzyczeć. Wrzeszcz tak głośno, żeby pan cię usłyszał, bo tylko on może coś zrobić z tym pojebem. Nie oczekuj pomocy od chłopaków, nie będą z nim zadzierać.
Blondyn powoli skinął głową. Tyle potrafił zrozumieć, nikt nie miał najmniejszego powodu, by ryzykować kłótnie z kolegą, ratując jakiegoś tam niewolnika. Jednocześnie znowu na wierzch wypłynęła sprawa dziwnego tatuażu.
Uriel już miał zapytać ochroniarza, licząc, że może od niego uzyska jakieś informacje, kiedy dobiegły go ciche głosy z górnego piętra.
— Wkładaj szybko buty i czekaj przy aucie. Polecenia dla szofera wydałem zamiast ciebie, ale jeżeli nie będzie cię na miejscu, zanim szef zejdzie, to może być nieprzyjemnie. Dzisiaj moja kolej, żeby eskortować Pana Ruka i mieć na ciebie oko.
Młodemu niewolnikowi ledwie udało się stanąć przy czarnym samochodzie z luźno opuszczonymi rękoma i nisko pochyloną głową, kiedy właściciel pojawił się w progu. Niespiesznie zszedł po schodach wejściowych i stanął przed Urielem.
— Weź teczkę i otwórz panu drzwi – szeptem podpowiedział stojący obok Win.
Auto nie zdążyło jeszcze zjechać z podjazdu i włączyć się do ruchu, kiedy kierowca zmuszony został do gwałtownego hamowania. Potargany rudzielec w okularach stanął przed maską, szeroko rozkładając ręce i uniemożliwiając wyjazd.
— Przepraszam – powiedział kierowca, odwracając głowę w stronę tylnych kanap. - Nie chciałem szefa niepokoić, ale ten gość przyszedł tu wczoraj, zaraz po pana powrocie i domagał się rozmowy. Myśleliśmy, że jak w nocy zrobi się chłodno, to zrezygnuje, tymczasem on stoi przy bramie od wczoraj i jak mi się zdaje, nie ma w planach się stąd ruszyć.
Ruka wyprostował się lekko, by lepiej przyjrzeć się obcemu, poprzez przednią szybę. Twarz mężczyzny o wyglądzie roztargnionego naukowca była mu zupełnie obca i był pewien, że widzi go po raz pierwszy.
— Podał jakieś nazwisko? – zapytał, na powrót rozsiadając się wygodnie. Sytuacja, w której ktoś wystaje pod bramą rezydencji, nie była niczym nowym, zwykle jednak natręci rezygnowali już po paru godzinach. To, że ktoś był na tyle uparty, by spędzić na czekaniu całą noc, pomimo nieprzyjemnej pogody, zdarzyło się po raz pierwszy.
— Nazywa się Grisza Swips i jest synem naszego dłużnika-samobójcy. Właśnie dlatego szefa nie informowałem, bo wiadomo, po co przyszedł. Nic, tylko skamlałby o litość dla wdowy i rodzeństwa.
— Dobrze, załatwcie to szybko. – Rzuconym znudzonym głosem słowom, towarzyszyło kontrolne spojrzenie na zegarek.
Uriel drgnął obserwując, jak strażnik wyjmuje ze schowka skórzane rękawiczki i razem z kierowcą opuszcza pojazd. Przeczuwał, co miało stać się za chwilę, nie mógł jednak pojąć, dlaczego Win się uśmiechał, zamykając za sobą drzwi.
Człowiek przy bramie nie miał najmniejszych szans, w starciu z dwojgiem wyszkolonych oprychów. Nie zdążył zareagować, kiedy szofer zaszedł go od tyłu i unieruchomił, a ochroniarz zdjął z nosa okulary, po czym starannie odłożył je na murek. Pierwsze uderzenie w szczękę sprawiło, że głowa rudzielca mocno odskoczyła w tył, po czym jak na sprężynie powróciła na swoje miejsce. Nieszczęśnik zamrugał kilkakrotnie oszołomiony, nie zdążył jednak dojść do siebie, kiedy cios w splot słoneczny wycisnął mu z płuc resztę powietrza.
Młody niewolnik jęknął cicho i odwrócił wzrok. Nie mógł spokojnie na to patrzeć. Czuł, jak ciało samo się spina, a ręka wędruje ku klamce. Zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę nic nie zdziałałby przeciwko dwóm wyszkolonym strażnikom, ale bierne przyglądanie się zajściu, było gorsze.
— Gotuje się w tobie – zauważył siedzący obok mężczyzna, po czym zdecydowanym ruchem przyciągnął go bliżej, tak, że oparł się o muskularne ramię, z głową unieruchomioną w kierunku przednie szyby. – Patrz uważnie – nakazał. – Moi ludzie są profesjonalistami w każdym calu.
— Czy oni go zabiją? – zapytał Uriel, zanim zdążył pomyśleć.
Spodziewał się braku odpowiedzi albo takiej, będącej potwierdzeniem najczarniejszych przeczuć, ale Ruka roześmiał się i lekko poczochrał mu włosy.
— Nie, zdecydowanie nie. Z trupami są tylko problemy. Najprawdopodobniej niczego mu nawet nie uszkodzą na stałe – wyjaśnił nadspodziewanie łagodnym głosem i lekko pogładził ramię sługi. – Wiedzą jak bić, tak by naprawdę bolało, ale bez późniejszych konsekwencji.
Uriel spojrzał w twarz swojego właściciela, usiłując wyczytać z niej, czy mówi prawdę. Nie znał go na tyle, by móc wywnioskować cokolwiek opierając się na mimice, jednak tym razem naprawdę chciał mu wierzyć.
Kiedy ponownie wyjrzał przez szybę, cała akcja była już zakończona. Rudowłosy mężczyzna leżał w bezruchu na trawie, zwinięty jak embrion, a kierowca i ochroniarz wracali do samochodu, swobodnie o czymś rozmawiając.
— Mówiłem ci, że są rewelacyjne. – Win zdjął rękawiczki i siadając obok szofera, na powrót odłożył je do schowka. – Normalnie zero poobdzieranych kostek, jak gdybym nigdy nikogo nie stukł. Po prostu ręce dżentelmena – roześmiał się lekko, ale zaraz spoważniał i odwrócił się w stronę tylnej kanapy. – Zrobione, szefie. Jak już się pozbiera, powinien stąd zniknąć.
Odpowiedzią Ruka było lekkie skinienie głową i przybranie wygodniejszej pozycji. Zanim auto zjechało z podjazdu, młody niewolnik, obracając głowę, mógł dostrzec przez tylną szybę, jak pobity człowiek podnosi się z trudem i siada. Poczuł spływającą na niego ulgę. Jego oprawca nie był kłamcą, a przynajmniej nie w tym przypadku.
Komentarze (160)
''Czół, jak powoli dochodzi do siebie.'' Czuł
''dłużnika-samobujcy'' - samobójcy
Nazywasz innych ''zakutymi łbami'' a tu proszę... popraw, bo wstyd!
I sprawdź resztę, bo ja tak na szybko i pobieżnie.
Pozdrawiam :)
Angela, miłości ci brakuje? Co za tragedia...
Miłego dzionka!
A teraz spłyń.
Poza tym na czym polega mój rzekomy brak szacunku, że orty wyłuskałam i Autorce uwagę zwróciłam? Normalna rzecz na portalach.
Mnie mogą tutaj nie lubić, nie szanować, ale dla nikogo i dla niczego kłamać nie będę, a już na pewno nie dla tego, żeby ktoś mnie tu lubił czy szanował. Mądry mnie doceni, a na opinii głupich, to tylko głupim zależy.
Nie będziesz kłamać, tak? XDDD
https://www.youtube.com/watch?v=0J1LvPjkHK8
BYŁY BŁĘDY, TO FAKT NIEPODWAŻALNY I TEMU NIEZAPRZECZAM.
WSKAZANE (NIEZBYT GRZECZYIE) ZOSTAŁY POPRAWIONE I TO POWINNO BYĆ NA TYLE.
ELLIE, TEMAT KULTURY KOMENTOWANIA BYŁ WAŁKOWANY CHYBA ZE STO RAZY, BEZ REZULTATU I
W TEJ MATERI NIC SIĘ NIE ZMIENI.
NIE MA PO CO SIĘ SZARPAĆ
proszę, bez wycieczek personalnych. Byłoby bajecznie.
Pastwisz się nad Angelą od lat. Wypisz błędy i odejdź, nie powtarzaj w co trzecim komencie tego samego. Jeszcze jakiś problem?
Mar nawet bardziej dba o orty.
Zrób to pierwsza, jeśli jesteś taka nieskalana i bezbłędna...
Ona jest tylko człowiekiem, Ty jesteś bezdusznym złomem, który kiedyś (chyba) był istotą ludzką....
Nie możesz omdlewać, bo to dziecinne. Pisz, tylko sprawdzaj. Mało raz, to dziesięć razy. Ucz się, bez tego nikt nie pisze dobrze, no chyba że Akwadar, ale on jest geniuszem.
Stara śpiewka o innych portalach i wpierdolu, który dostałaś. Często o nim powtarzasz... to jakiś fetysz?
Nie jestem geniuszem, nie jestem polonistą, nie jestem nawet literatem...
Szkoda czasu na Ciebie.
A teraz pociesz naszą koleżankę, napisz jej, żeby nie przejmowała się ''bezdusznym złomem'' i nadal rodziła orty. Są piękne!
tylko działają mi na nerwy wycieczki personalne, będące chyba Twoim hobby.
Najprawdopodobniej błędy będę popełniać nadal, nawet ze znajomością pisowni,
czy obwarowana setkami tomów słowników, bo tak już mam. Poprawię je i będę wdzięczna,
tylko bez tego całego cyrku.
Tyle ode mnie.
Bywaj miszczynio!
miało się dopiero okazać, gdzieś pod koniec serii
Wklej, please, bo czytam i ciekawość mnie zżera ?
czy zrobić to na nowo.
W kierunku przednie szyby brakuje j
Itd. Itd.
czół (2x w tekście)/ czuł;
z sobą / ze;
Dzieciak / nie wiem czy powinno być, skoro wyjaśniana była już kwestia wieku;
Świerze/ świeże;
Pan/pan – raz jest tak, a raz inaczej. Dałbym z małej;
niego ochroniarza, licząc, że może od niego/ 2x niego;
zdarzyła się / zdarzyło;
chwile/ ę;
takie/j
"ale Ruka" przeskoczyło do kolejnej linii;
niestukł/ oddzielnie;
Jest trochę nadwymiarowych zaimków, powtórzeń z "się" i dywizów;
Dobry rozdział. Tak jak myślałam, z ochroniarzem będą jeszcze kłopoty. Jak zwykle w głowie rysuje mi się pewne poprowadzenie sceny, w której Ruka spuszcza mu manto;) Trochę boli, że tak potraktowano brata, niemniej w tym zachowaniu widzę twardą rękę biznesmena, który po prostu z jakiegoś względu nie może inaczej, albo zwyczajnie nie umie. Być może jeszcze nie. Ale na zmianę za wcześnie, bo więź pomiędzy głównymi bohaterami jeszcze nie jest na tym etapie, by na Rukę Uriel mógł wpływać. Oby do czasu... ;)
Właśnie, mnie się Angeli pisanie bardzo podoba, lekko się czyta ?
Popoprawiałam co się dało, została chyba tylko zaimkoza, ale jestem dziś za bardzo
rozstrojona, żeby coś z tym zrobić.
Zdecydowałam się zostawić dzieciaka, bo pomimo że starszy niż się wydawało, nadal
pozostaje bardzo młody w porównaniu do reszty bohaterów.
Podniosłaś mnie na duchu.
Oj, tak, mnie też sią zdarzają zaćmienia językowe, jak to ładnie psor Miodek nazwał ?
A są tu takie wredy i brzydy, co tylko patrzą, żeby w kostkę kopnąć, nie ma się co przejmować.
Prawdę napisałam, jak autor ma paskudny styl i nudzi, to ja nie czytam ?
W tym problem, że u mnie inaczej nie będzie, bo nawet słowo alkohol przeważnie piszę
z błędem i ja się nie pilnuję, to z ch wstawię.
Ale Ty coś pisałaś o dysortografii, tak? To nie powinno się natrząsać ani złośliwych przytyków robić.
Pozdrawiam.
Ale żaden powód, żeby sie katować ortografią, wyluzuj, są tu życzliwi ludzie, którzy wyłapią potknięcia, a wredniaków olewaj ciepłym moczem. O! ?
to w tracie pisania, jak dziesięć razy nie sprawdzę, to i tak z błędem napiszę. Niestety
przy czytaniu własnych tekstów często mi to umyka, ale da się żyć.
To drobiazg, wszak ludźmi jesteśmy i winniśmy się wspierać. Mykam na mecz Liverpool - Leipzig, kolorowych snów ?
Napisz, że masz. Fejsa aktualnie nie mam.
nie mam w znajomych.
Yanko, już jest luz : )
Muszę też kiedyś przeczytać jeszcze raz dotychczasowe części.
Nadal jakby coś "wisiało w powietrzu" Że to nie wszytko dokładnie tak, na jakie wygląda?
Pozdrawiam:)↔5
A na co wygląda? Cieszę się, że nie tak wszystko jest oczywiste. To ulga, bo przykro by było,
gdyby tekst był przewidywalny do bólu.
Dziękuję Ci i pozdrawiam.
Miłej nocki jutro wrócę
Pozdrawiam.
To ciekawe, że zawsze masz najwięcej do powiedzenia w sprawach, które u ciebie kompletnie leżą.
Pojawienie się rudzielca przed maską, a potem rozprawienie się z nim brutalnie na oczach chłopca robi wrażenie, że Ruka ma mocną pozycję. Jednak rozmowa w samochodzie daje mu jakąś lekcję... Jego oprawca nie był kłamcą, a przynajmniej nie w tym przypadku.
Ciekawa część, ale dalej nie wyjaśniona tajemnica tatuażu.
Serdecznie pozdrawiam
tatuaż jest dla chłopaka prezentem.
Uriel nie może mieć za łatwo, bo byłoby nudno : ) A rudzielec... Czytelnicy jeszcze go spotkają.
Cieszę się, że jesteś i czytasz.
Dziękuję i pozdrawiam : )*
Umiesz spójnie pisać długie teksty, pare potyczek tego nie przekreśli.
U siebie nie widzę błędów - szkoda, bo z takowymi piszę i zamieszczam, u innych tak - typowe?:)
Co za tym:
Mała literówka: "możliwie jaj najdalej"
Za blisko siebie być może dwa "by"? "by ryzykować kłótnie z kolegą, by ratować jakiegoś tam niewolnika." - dać "żeby" czy coś?
ma być. U innych, to jedna trzeba po literce, wtedy widać wszystkie niedoskonałości. Chyba.
Ciekawa jestem Yanowego "wydaje mi się".
Do któregoś partu to dobrze zapamiętam, co mi krążyło w umyśle, to pewnie zapamiętam do końca, wszystkiego może nie, ale kilka myśli pewniw jeszcze będzie.
Ale to tak, ze jak się czyta dalej, to niektóre sprawy już są na pewno odrzucone, z czasem może już nie będzie wpadać - może nawet o to chodzi.
dlatego obawiam się, że przez dwa tygodnie niczego nie wstawię. Łatanie tego idzie mi słabo,
a są to elementy istotne dla całości.
To chyba dobrze, że tajemnicze, ale jakby tak pokombinować, to przynajmniej w kwestii tatuażu,
można by się domyślić.
Dziękuję, że nadal czytasz.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania