Bez skrzydeł cz 15
- Nie, nie poznaję.
Starszy, obdarty mężczyzna ledwie spojrzał na wyświetlacz telefonu, potem z większym już zainteresowaniem wbił spojrzenie w stojących przed nim identycznych młodzieńców. Gdyby nie ich różniące się kolorem kurtki, z całą pewnością pomyślałby, że widzi podwójnie.
- Proszę się przyjrzeć – nalegał Gabryjel i powiększył na wyświetlaczu zdjęcie zaginionego brata, po czym podsunął je staremu pijakowi bliżej pod nos. - Jeśli pan go widział, albo przynajmniej słyszał, że ktoś podobny do niego pałętał się po tych zaułkach, zapłacimy za każdą informację.
Skinął głową bratu, dając znak do wyciągnięcia pieniędzy, żeby pokazać je obdartusowi.
Pełna starych kamienic do wyburzenia dzielnica była ostatnim miejscem, w którym przyszło im szukać Uriela. Od kilku dni wytrwale przeszukiwali podobne okolice w całym mieście i niekiedy wydawało im się, że trafili na jakiś trop, każdy jednak okazywał się fałszywy. Czasami, skuszeni łatwym zarobkiem żebracy opowiadali, że widzieli chłopaka w towarzystwie kobiety, innym razem wspominali, jakoby błąkał się po okolicy, wskazywali nawet kierunek, dając braciom nadzieję, która za każdym razem okazywała się płonna. Dopiero tutaj, na najdalej położonym od centrum obszarze, wydało im się, że trafili w odpowiednie miejsce. Zastanowiło ich, dlaczego nikt nie chce rozmawiać, a zaczepione osoby ledwie zerknąwszy na zdjęcie, oddalały się spanikowane. Nikt nie próbował wyłudzić od nich pieniędzy, a wszyscy rezydenci zaułków byli dosyć mocno posunięci w latach, brakowało młodszych.
Stary pijak przez chwilę wpatrywał się w zwitek banknotów, później przeniósł wzrok na twarz trzymającego je Raziela, nadal unikając przyjrzenia się zaginionemu. Toczył wewnętrzną walkę, by po kilku sekundach głośno przełknąć ślinę i skinąć ręką na bliźniaków, żeby się przybliżyli.
- Nie widziałem chłopca, ale jeśli mówicie, że zaginął dziesięć dni temu, to już go nie znajdziecie – powiedział cicho, dyskretnie rozglądając się dookoła i upewniając, że nikt postronny nie może go usłyszeć. - Wtedy działy się tutaj naprawdę złe rzeczy, a dzieciak, na dodatek ładny...
- Człowieku, jakie rzeczy? Mów składniej. Co się wtedy stało? - Razjel z trudem powstrzymywał się od złapania starucha za kołnierz i wytrząśnięcia tego, co wie. Bał się jednak, że przemoc przyniesie odwrotny skutek i nie wyciągną z pijaka tak potrzebnych informacji. Nie potrafił tego określić, ale w zachowaniu i słowach mężczyzny było coś, co unosiło mu włoski na karku.
- Przyjechali trzema czarnymi busami i sami byli czarni, zamaskowani. Wyłapali wszystkich młodych, a jak ktoś się stawiał, to przez łeb dostał i nieprzytomnego wlekli.
- Kto? - napiętym głosem zapytał Raziel, czując, jak krew odpływa mu z twarzy.
- Diabły, handlarze ludźmi.
Z drżącej ręki Gabryjela wypadł telefon, ale chłopak nawet nie zwrócił na to uwagi, przymknął oczy i oparł się o odrapaną ścianę kamienicy. Nie chciał uwierzyć w to, co właśnie zostało powiedziane.
Rządzi się, jak gdyby był tu gospodarzem – pomyślał zirytowany Uriel. Na prośbę nowego lekarza odnosił do kuchni brudne kubki po kawie.
Grisza sprowadził się do posiadłości zaledwie przed trzema dniami i niemal natychmiast poczuł w niej jak u siebie, a ciekawscy domownicy, niewolni, i zwykła służba domowa,zaczęli urządzać sobie pielgrzymki do gabinetu. Oczywiście podręczny rozumiał, że posiadanie lekarza w pobliżu mogło cieszyć, nie zmieniło to jednak nastawienia do rudawego chudzielca, który tak bez problemu dostosował się do nowej, niecodziennej sytuacji.
A może doktor nie stracił pracy przez żadne nadużycia tylko problemy psychiczne, o których z wiadomych względów lepiej było nie wspominać - taka myśl przemknęła przez głowę chłopaka. Odgonił ją jednak, uznając, że sam zaczyna popadać w paranoję i z nudów nadmiernie wszystko analizuje.
Oprócz tego jednego razu na początku właściciel nie zabrał go z sobą do pracy, a nawet kiedy był w domu, nie zwracał na podręcznego większej uwagi. Uriel usługiwał mu tylko rano i wieczorem, pozostały czas dzieląc pomiędzy lekcje z Liz a poznawanie wielkiego domu. Nie miał jeszcze żadnego planu ucieczki, wiedział, że jest na to zdecydowanie za wcześnie. Obserwował, szczególną uwagę poświęcał ochronie domu, długości wart, uczył się twarzy i imion strażników. Oceniał ich zachowanie wobec niewolnej części służby.
- Odłóż kubki na blat. - AnnaSu spojrzała przez ramię na chłopaka, nie przerwała wykonywanej czynności, wykrawając z rozwałkowanego ciasta kilka niewielkich kółeczek.
- Korzystasz z okazji, że ten mały diabełek bawi się w ogrodzie? - Uriel z przyjemnością wciągnął w nozdrza zapach olejku migdałowego i uśmiechnął lekko. Nie wiedział dlaczego, ale w kuchni, u boku starszej kobiety czuł się naprawdę swobodnie, jak gdyby nie był niewolnym i znalazł w czasach radosnego dzieciństwa.
- Tylko nic jej nie mów.
Młody chłopak w odpowiedzi wykonał gest zasuwania ust na suwak i puścił oko do kucharki, otrzymując w zamian kilka sekund radosnego śmiechu.
- Mam dla ciebie zadanie, aniołku, oczywiście płatne w ciastkach – zawołała AnnaSu, za podchodzącym do drzwi blondynem. - Potrzebuję butelki białego wina do pieczeni, przyniesiesz z piwnicy?
Wiedziała, że nie odmówi.
Nie zamknął drzwi, pozwolił, aby światło z korytarza rozjaśniło przynajmniej pierwsze stopnie schodów prowadzących do podziemi. Rozejrzał się za włącznikiem, a nie znalazłszy go tuż przy wejściu, ostrożnie ruszył w dół.
Co za debil montuje włącznik na samym dole – pomyślał zirytowany, kiedy doszedł do ostatniego schodka, gdzie nie docierało światło z góry.
Wysunął dłoń, by obmacać chropawą powierzchnie ściany i w tym samym momencie został pchnięty do przodu. Wykręcono mu ramię i mocno przyciśnięto do zimnych cegieł. Spanikowany spróbował się szarpnąć, jednak przeciwnik wydawał się silniejszy, a nacisk prawie zmiażdżył mu nos.
- Nareszcie sami, pieseczku. - Niewolnik usłyszał za sobą chrapliwy głos, który natychmiast rozpoznał i zadrżał przerażony. - Tęskniłeś, bo ja bardzo?
Tobiasz przysunął twarz do szyi sługi i polizał ją lekko. Zadowolony, że nareszcie udało mu się dopaść upatrzoną ofiarę, sycił się jej strachem i bezradnością. Podniecały go drżące, miękkie ciała, całkowicie zdane na jego łaskę, więznące w gardle błagania o litość.
Już dawno nie miał szansy żadnego wytresować, a nowy nabytek szefa wyjątkowo mu się spodobał. Na początku, tuż po aukcji, na której chłopak się postawił i nie został sprzedany, strażnik miał nadzieję, że dostanie go pierwszy, ale tak się nie stało. Cierpliwość jednak się opłaciła, wystarczyło obserwować, czekać okazji. Teraz go miał i na samo wyobrażenie co może zrobić z drobnym sługą, poczuł, jak spodnie robią się ciasne w kroku.
- Puszczaj zboczeńcu. - Udało się wyszeptać Urielowi przez ściśnięte gardło, mając nadzieję, że jego głos nie drży – Zabieraj ode mnie te łapska, widzisz mój tatuaż i dobrze wiesz, co on oznacza - zaryzykował, sam nie mając pojęcia, czym jest specjalny wzór na jego dłoni, pamiętał jednak słowa Wina, by pokazać go w przypadku niebezpieczeństwa.
Młody niewolnik miał nadzieję, że Tobiasz odstąpi, tymczasem napastnik zluzował chwyt tylko na tyle, by móc wsunąć rękę pomiędzy ścianę i ciało chłopaka.
- Wiem, ale to bez znaczenia, bo ty o niczym nie piśniesz nawet słowem – sapnął strażnik, pożądliwie obmacując klatkę piersiową blondyna i zsuwał rękę niżej w stronę paska od spodni. - Od dzisiaj będziesz posłusznie dawał dupy za każdym razem, kiedy na ciebie zagwiżdżę i skamlał o więcej, chyba że nie zależy ci na rodzicach. Wiesz przecież, wypadki chodzą po ludziach. Jakiś pożar... albo wypadek samochodowy.
Więc to tak – pomyślał Uriel i trochę się rozluźnił. Niespodziewanie dla samego siebie poczuł, jak opuszcza go paraliżujący strach i odwracając twarz, tak by napastnik nie mógł zobaczyć, uśmiechnął się lekko. Napalony zboczeniec blefował.
- Dobrze, zrobię, co chcesz. Wygrałeś – podręczny westchnął cicho, udając poddanie.
Tak jak przewidział, wykręcone ramie zostało uwolnione, a Tobiasz wydał z siebie pomruk zadowolenia.
Blondyn pochylił głowę, oparł czoło o ceglaną ścianę, pozwolił się obmacywać, tłumiąc w sobie obrzydzenie. Wyczekał momentu, kiedy głowa strażnika znalazła się w odległości kilku centymetrów od jego własnej i szarpnął w tył, celnie trafiając w nos.
- Ty mały skurwysynu – Napastnik odskoczył w tył, instynktownie chwytając się za obolały fragment twarzy. - Zatłukę cię za to, a później zajmę się twoimi rodzicami.
- To może się nie udać, bo widzisz, jestem sierotą.- Uriel ostrożnie wycofał się w stronę wyjścia, nie spuszczając wzroku z przeciwnika. - Daję ci ostatnie ostrzeżenie, zbliżysz się do mnie chociaż raz, a o wszystkim powiem panu. Usłyszy o tym co chciałeś mi zrobić i o moim poprzedniku, o tym, którego Iwan nie wpisał nawet na listę – zagroził, mając nadzieję, że jego słowa odniosą zamierzony efekt i mogło tak być, bo przeciwnik nie ruszył na niego, stał tylko w miejscu, posyłając mordercze spojrzenia.
Kiedy chłopak poruszając się tyłem, był już w połowie schodów, drzwi na korytarz otworzyły się na całą szerokość.
- Zatrzasnęliście się? - Grisza z ciekawością zerknął w dół, w kierunku Tobiasza wycierającego z nosa krew. - Niedobrze schodzić tam po ciemku, można niechcący się uszkodzić. Panie strażnik, co to było, ściana? Pozwoli pan, że to opatrzę.
Tobiasz wymamrotał coś niewyraźnie i ruszył ku drzwiom, potrącając ramieniem nadal stojącego na schodach Uriela.
- Nie zbliżaj się do gabinetu przez następne pół godziny. - Podręczny usłyszał szept lekarza, kiedy przekroczył próg i wyszedł na korytarz, nie zdążył jednak zapytać dlaczego, bo Grisza odwrócił się na pięcie i ruszył za ochroniarzem.
Komentarze (18)
Pozdrawiam cieplutko.
podniebieniu jak Twoje.
Postaram się przygotować większą porcje, nie wiem tylko, czy danie będzie smaczne i odpowiednio
ładnie podane. Obiecać mogę jedynie, że nie trujące.
Dziękuję za komentarz i odsyłam pozdrowienia : )
Serio piszę
Zresztą nie odpowiadaj.
Bywaj
Cieszę się, że bohaterowie przypadli Ci do gustu i postaram się, co by nie zawiedli twoich
oczekiwań. Co do imion braci, powód ich nadania jest dosyć błahy, ale to na kiedyś.
Kłaniam się i dziękuję : )
Miłego dnia!
on nie ma innego wyjścia, jak tylko pozostać gnidą : )))
Miłego
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania