Poprzednie częściBez skrzydeł cz 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bez skrzydeł cz 20

Na widok poirytowanej miny Glubera, który czekał przy samochodzie, kąciki ust młodego sługi uniosły się lekko w dyskretnym półuśmiechu. Nadzieje sekretarza, że wkrótce pozbędzie się niewygodnego podręcznego, okazały się chwilowo płonne, gdy zobaczył, że Uriel wychodzi z głównego holu dwa kroki za właścicielem. Nawet jeśli perspektywa spędzenia całego dnia pod natarczywym spojrzeniem pana nie była przyjemna, to jednak owo małe zwycięstwo sprawiło Urielowi satysfakcję.

Siedząc na tylnym siedzeniu obok Atariego, młody sługa niemal pochłaniał obrazy za oknem. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo tęsknił do tego ruchu, ulic zakorkowanych w godzinach porannego szczytu, ludzkiego mrowia na chodnikach, nawet zapachu spalin.

- Brakuje ci tego, Szczurku? - Zadane miękkim tonem pytanie sprawiło, że podręczny drgnął i usiadł prosto. Ręka właściciela delikatnie pogładziła jasne loki, które sięgały już prawie do ramion. - Jeśli się spiszesz, to w nagrodę zabiorę cię na spacer zaraz po pracy. Chciałbyś?

Kiedy chłopak odwrócił się w jego stronę i ze zdziwieniem spojrzał panu w oczy. Ruka niechętnie cofnął rękę. Lubił dotyk jasnych splotów pod palcami, niestety nie miał możliwości gładzić ich tak często, jakby tego sobie życzył, to jednak wkrótce mogło się zmienić. Dziś chciał sprawić dzieciakowi odrobinę przyjemności, a po rozjaśnionym delikatnie spojrzeniu, mógł wywnioskować, że trafił.

W Urielu chęć wykrzyczenia, że nie jest psem, którego można wyprowadzać na spacer, przez chwilę walczyła z pragnieniem, by choć przez kilka minut poczuć się, chociażby złudnie, wolnym.

- Tak, chciałbym. Dziękuję – odpowiedział cicho, zły na samego siebie, że dał się skusić.

 

Na widok przybyłych, starsza sekretarka Ruki wstała i uśmiechnęła się uprzejmie.

- Pana gość już przybył, panie Atari - oświadczyła i lekko zakłopotana skinęła głową w stronę drzwi do gabinetu. - Nie chciał zaczekać tutaj, więc wpuściłam go do gabinetu. Przepraszam, jeśli to problem, ale...

- W porządku – spokojnym tonem przerwał jej szef. – Proszę zrobić nam kawę i niech Uriel za chwilę ją przyniesie. - Wydał polecenie, po czym razem z sekretarzem zniknął za drzwiami.

Młody niewolny pozostał w sekretariacie i z niedowierzaniem spojrzał na sekretarkę, która wyprostowana na baczność zasalutowała w stronę gabinetu, po czym ponownie szczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.

- Chodź chłopaku, zobaczymy, czy pamiętasz cokolwiek z lekcji parzenia kawy. - Drobnymi kroczkami, w butach niewielkimi obcasie, Blanca podeszła do sługi, chwyciła go pod ramię, a potem pociągnęła do aneksu.

- Zasada trzech „o”, prawda?

Pod czujnym okiem kobiety, Urielowi prawie bezbłędnie udało się przejść cały proces przygotowania ziaren i parzenia napoju. Ustawiał właśnie filiżanki na tacy i zbierał w sobie odwagę, żeby przekroczyć próg gabinetu, kiedy delikatnie położyła mu dłoń na ramieniu.

- Przepraszam cię, Urielu – powiedziała cicho, a cała wesołość w jej oczach zniknęła zupełnie.

- Ale... ale dlaczego, za co niby? - zapytał zaskoczony chłopak, mimowolnie dostosował głos do cichego tonu sekretarki. Próbował rozgryźć, o co mogło chodzić, jednak był całkowicie pewien, że ta miła kobieta nie zrobiła niczego, czym mogłaby go urazić.

- Ja... ja wszystko wiem, wiedziałam od początku, kiedy przyszedłeś z szefem tamtego dnia. Nie jesteś pracownikiem. - Wymownie zerknęła na srebrną błyskotkę, która zdobiła przegub podręcznego. - Miałam sprawdzić, czy jeśli nadarzy się okazja, zaczniesz szukać pomocy.

Uriel bardzo ostrożnie odsunął od siebie tacę, na wszelki wypadek, gdyby emocje miały go ponieść i zapragnął czymś rzucić.

Cholera, więc jednak – pomyślał i przymknął oczy. Ale czy mógł się spodziewać czegoś innego? Co było nie tak z kobietami w otoczeniu pana, że wszystkie go uwielbiały? AnnaSu, Blanca, mała Liz i reszta kobiet w domu... Przecież nie mogło chodzić o urodę tego sadysty.

- Nic nie zrobiłam, bo byłam przekonana, że nie stanie ci się nic złego – kontynuowała sekretarka. - Ale i tak nie najlepiej się z tym czułam, dlatego się przyznaję.

Nic złego? - Urielowi  krew w żyłach gotowała się ze złości. Czy powinien był opowiedzieć o pierwszej nocy w rezydencji, albo pokazać sińce na szyi sprzed czterech dni? Ciekawe, co wtedy by powiedziała, czy nadal nie byłoby to nic złego?

Otworzył usta, żeby wyrzucić z siebie co myśli, ale kiedy spojrzał w niepewne, zmartwione oczy Blanki, zamknął je z powrotem. Mimo tego, że był na nią zły, nie chciał sprawić kobiecie przykrości. To przecież niczego by nie zmieniło.

- Wszystko jest w porządku – powiedział cicho, spróbował się nawet uśmiechnąć, ale usta nie chciały przyjąć odpowiednio radosnego wyrazu. - Zaniosę już te kawy, zanim wystygną.

Odetchnął dwukrotnie, po czym na sztywnych nogach ruszył w stronę drzwi do gabinetu, jednak nadal czuł na sobie badawcze spojrzenie sekretarki.

Kiedy wszedł do środka, w pomieszczeniu panowała cisza, jak gdyby mężczyźni zamilkli, w momencie gdy ktoś dotknął klamki.

Podręczny starał się nie rozglądać i z lekko opuszczoną głową podszedł do kącika wypoczynkowego oraz niewielkiego stolika, gdzie rozsiadł się dzisiejszy gość Atariego. Odstawił tacę, zdjął jedną z filiżanek, by postawić ją przed obcym. Dopiero wtedy na chwilę podniósł głowę, by spojrzeć w twarz nieznajomego, ale nie spodziewał się tego, co zobaczył. Ręka mu zadrżała, a kilka kropli kawy upadło na stolik i czarne spodnie, usadowionego przy nim mężczyzny.

Uriel nigdy wcześniej nie widział kogoś takiego. Powiedzenie, że przybysz był przystojny, to jakby wcale nie otwierać ust. Jasne, prawie białe włosy sięgały mu do połowy pleców, a rysy twarzy mogły świadczyć o szlacheckim rodowodzie. Nie mógł poszczycić się atletyczną budową Ruki, jednak smukłe ciało świadczyło o aktywnym trybie życia. Był niewiarygodnie piękny i to jego najprawdopodobniej właściciel kazał mu obserwować, nie wiedział tylko w jakim celu.

Był wrogiem? Sprzymierzeńcem? A może...może pan upatrzył go sobie na kochanka?

Chrząkniecie Atariego przywróciło chłopaka do rzeczywistości i dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, że bezwstydnie gapi się na mężczyznę, nadal trzymając w ręku filiżankę.

- Przepraszam – wymamrotał zawstydzony i czerwony na twarzy. Odstawił naczynie, wyciągnął z kieszeni chusteczkę i pochylił się, by zetrzeć mokre plamy. - Zaraz to wyczyszczę.

- Sam to zrobię. – Nieznajomy delikatnie wyjął mu z ręki skrawek materiału i uśmiechnął się łagodnie.

Podręczny uznał, że nie może dłużej zostać w tym miejscu i odwrócił się w stronę biurka. Postawił na blacie drugą filiżankę w obawie przed burą. Starannie unikał wzroku pana. Nie wiedział tylko, co zrobić z opróżnioną tacą, nie powiedziano mu też, że może wyjść. Spoglądanie na Glubera w celu uzyskania jakiejś podpowiedzi, również nie miało sensu, ponieważ sekretarz jak zwykle bardzo starał się nie ułatwić niewolnemu życia i liczył na jakiekolwiek potknięcie.

- Panie, czy mam wrócić do sekretariatu? - Odważył się wreszcie zapytać po chwili, która wydawała mu się wiecznością w czyśćcu.

- Zostajesz – odpowiedział jednym słowem Ruka.

Wzrokiem nakazał słudze stanąć obok biblioteczki, w tym samym kącie, z którego w trakcie ostatniej wizyty wyciągnął go Rubi, czym przyprawił chłopaka niemal o atak paniki. Z niewiadomych względów, może było to przeczucie, a może pobożne życzenie, Uriel był pewien, że dzisiaj nic podobnego się nie wydarzy. Obecny gość był inny i nie budził w nim poczucia zagrożenia.

Tak jak nakazał właściciel, podręczny mógł spokojnie zacząć obserwację nieznajomego, chociaż miał wątpliwości, czy jego spostrzeżenia do czegokolwiek się przydadzą, nie wiedział przecież, na co powinien zwrócić uwagę.

Sposób w jaki jego sługa wpatrywał się w gościa strasznie zirytował Atariego. Przez chwilę walczył z ochotą, by wyciągnąć chłopaka za drzwi i ukryć przed zaciekawionym wzrokiem pięknisia. Wiedział jednak, że zdecydowanie nie powinien był tego robić. Nie wtedy, kiedy wyznaczył swojemu szczurkowi zadanie.

- Mów, co udało ci się ustalić? - Ostatni raz dyskretnie spojrzał na Uriela, a potem całą uwagę poświęcił gościowi. - Przez telefon wspominałeś, że masz jakieś ciekawe informacje.

- Tak, mam, ale... - Rihter wyprostował się i na moment zwrócił wzrok w kierunku regału z książkami. - Czy to rozsądne, żeby mówić o tym przy chłopaku? Ostatnio nie zabrał go pan ze sobą, dlaczego więc teraz? A jeśli jest szpiegiem, albo wygada się gdzieś nawet nieumyślnie?

- Nie wygada – odpowiedział krótko Atari, by uciąć temat. Piękniś za dużo sobie pozwalał, jak gdyby chciał decydować za niego, kogo może i gdzie ze sobą zabierać.

- Czyli niewolny. – Piękną twarz Tristena wykrzywił lekki grymas, nie był on jednak skierowany ku słudze a jego właścicielowi. Sam nigdy nie posiadał niewolników i wcale nie chciał tego zmieniać. Wydawać się mogło, że gardzi tymi, którzy postępują inaczej.

Idealistyczny szczeniak. – Ruka na moment zmrużył oczy w oczekiwaniu na raport.

- Wysłałem dwóch ludzi – rozpoczął relację Tristen. - Jeden odwiedził kilka należących do niego klubów i wyszło na to, że przynajmniej dwa z nich zdążyły przejść w obce ręce. Drugi człowiek jeździł za Rubinowem, ale facet nie wykonał żadnych podejrzanych ruchów, jedyne co... - Richter na chwilę zawiesił głos, jak gdyby się nad czymś zastanawiał. - Czy istnieje możliwość, żeby taki ktoś działał charytatywnie? Pytam, bo w raporcie doniesiono mi, że spotkał się z jakimś mężczyzną, którego samochód zarejestrowany jest na fundację wspierającą lokalne domy dziecka.

Atari parsknął bezgłośnie i upił niewielki łyk wystygłej już kawy. Na myśl o Rubim, który robiłby cokolwiek dla kogoś innego, w dodatku bezinteresownie, ogarnął go pusty śmiech.

- Nie, to raczej nie jest możliwe, a co z tymi klubami, sprzedał czy chwilowo zastawił?

- Zastawił. Z tego co udało mi się dowiedzieć, jakiś czas temu ryzykownie zainwestował i stracił pokaźną sumę pieniędzy. Szukał co prawda pożyczki u ludzi ze środowiska, ale nikt nie chciał go wesprzeć. Podsumowując, Aleksander Rubinow siedzi w gównie tak głęboko, że tylko uszy wystają.

Tym razem Ruka aż wyprostował się w fotelu i z większą niż zwykle uwagą spojrzał na pięknisia. Takie słowa z ust tak ułożonego młodzika były czymś nowym i mogły świadczyć o tym, że mur dobrego wychowania zaczynał się kruszyć, albo, co też było możliwe, ze względu na wspólne interesy sam postanowił uchylić zasłonę.

Wygląda więc na to, że jedyne co może go uratować, to zyski z przemytu, a po ostatniej blokadzie na granicy jego towar zostanie wysłany najwcześniej pojutrze. - Prezes zabębnił palcami o blat biurka, wyglądało na to, że kręcili się w kółko i nadal bez źródła przecieku, bo nawet Rubi nie byłby taki głupi, żeby podcinać gałąź, na której siedział. Chyba że ten niewielki fragment mu nie wystarczał i chciał zająć całe drzewo.

- A co z towarem, sprawdził go pan? Może nie powinienem o to pytać, ale... - Rihter nerwowym ruchem przesunął po stole nietkniętą filiżankę. Czuł, że kiedy zadał pytanie, niejako wszedł w kompetencje swojego nauczyciela, jednak coś nie dawało mu spokoju. Jakieś myśli, a w zasadzie bardziej odczucia, których nie potrafił jeszcze sprecyzować.

- Tak, wczoraj byłem w magazynie. - Ruka postarał się ukryć uśmiech i upił kolejny łyk kawy. Wyglądało na to, że chłopak uczył się, miał głowę na karku, a co za tym szło, istniała szansa, że zabawa w mistrza i ucznia wkrótce dobiegnie końca. Syn starego doskonale sam da sobie radę. - Wszystko wyglądało dobrze. Prochy dobrej jakości, a ludzie wstępnie przyuczeni do służby. Na dwadzieścia sztuk, tylko dwoje całkiem nieoszlifowanych, ale i taki towar ma spore wzięcie, jeśli ktoś sam chce pobawić się w tresera.

Atari rzucił krótkie spojrzenie w stronę podręcznego, a potem przeniósł wzrok z powrotem na gościa i jego nerwowo zaciśnięte pięści. Widział, że Tristen chciał powiedzieć coś nieprzyjemnego, ale powstrzymał się w porę.

- Nie zdejmuj jeszcze obserwacji, może coś wypłynie – nakazał uczniowi, wygodniej rozsiadł się w fotelu i przymknął oczy, dał tym samym znać, że dzisiejsze spotkanie uważa za zakończone.

 

Kilka sekund po tym, jak za Rihterem zamknęły się drzwi, Ruka wyprostował się ponownie. Odwrócił w stronę podręcznego i z rozbawieniem zarejestrował, że dzieciak nadal trzyma w rękach tacę, z którą nie wiedział, co zrobić.

- Podejdź – nakazał Urielowi, a kiedy ten niepewnie zbliżył się do biurka, złapał go za przedramię i przyciągnął do siebie. Kolana siedzącego w fotelu i podręcznego zetknęły się. - Obserwowałeś uważnie, więc teraz powiedz mi, co sądzisz o tym człowieku?

W pierwszym odruchu podręczny spróbował się cofnąć, ale wtedy uścisk jeszcze się wzmógł, przytrzymał go w miejscu, całkowicie uniemożliwił odwrót. Co więcej, nawet kiedy właściciel siedział w fotelu, ich twarze znajdowały się na tym samym poziomie. Trudno było patrzeć w szare oczy, które, jak wydawało się słudze, próbowały wedrzeć się w głąb drżącej duszy, chciały odczytać wszystkie tajemnice, nie pozostawić chłopakowi niczego, co byłoby tylko jego własne.

- Jest ostrożny. - Niewolny z trudem odwrócił wzrok, kierując go na stolik i pozostawioną tam filiżankę. Atari oczekiwał niemożliwego, jeśli liczył, że w trakcie jednego krótkiego spotkania można całkowicie rozpracować nowo poznanego człowieka. Ale coś powiedzieć musiał. - Nawet nie upił łyka kawy, jak gdyby się bał, że coś tam dosypano i... chyba pana nie lubi – wypowiadał ostatnie słowa, po czym wzdrygnął się lekko, ale jego właściciel tylko się roześmiał.

- Wiesz, szczurku, twój obiekt do obserwacji to dziwny człowiek. - Ruka delikatnie przejechał palcem wzdłuż rękawa Uriela. - Nie ma nic przeciwko handlowi bronią, nawet jeśli ludzie zaraz zaczną się nią nawzajem zabijać, ale na samo wspomnienie o niewolnictwie prawie dostaje piany. Rozumiesz go?

Słudze wydało się, że rozumie postawę Rihtera. Niespodziewanie myśl, że pan rozmawiał z nim normalnie, pytał o opinię, nawet pomimo wymuszonej bliskości, wydała się dziwnie przyjemna.

- Chyba tak. - Zaczął powoli chłopak, chociaż nie miał pewności, na jak dużą szczerość może sobie pozwolić. – Z broni korzystają tylko ci, którzy chcą i to ich wybór czy wezmą ją do ręki. Przeważnie. Na niewolnika nikt nie zgłasza się z własnej woli. Nie ma się wyboru, ja nie miałem. - Nawet nie spostrzegł, kiedy ostatnie słowa same wymknęły się z jego ust.

- Chyba nie podoba ci się obecna ścieżka kariery. - Zamiast się rozgniewać, Atari wybuchnął szczerym śmiechem, a twarz podręcznego pokrył krwistoczerwony rumieniec złości. - Idź teraz i odnieś wreszcie tę tacę. A... i zostań w sekretariacie z Blancą. Muszę popracować, więc do południa nie pokazuj mi się na oczy.

Ruka powoli wypuścił z uchwytu przedramię podręcznego i z zadowoleniem obserwował, jak zbiera filiżanki, a potem opuszcza gabinet, nadal lekko zarumieniony ze złości. Uznał, że zabranie go ze sobą, choćby po to, by obserwować poirytowany wyraz ślicznej twarzy, było doskonałym pomysłem.

 

Udawanie, że poranne wyznanie sekretarki nie miało miejsca, było niełatwe, mimo to oboje bardzo się starali omijać w rozmowie nieprzyjemny temat. Rozmowa o tym nic by już nie zmieniła, mogłaby jedynie zepsuć przyjazną atmosferę, jaką starali się wytworzyć. Gawędzoli o drobnostkach, zwykłych przyziemnych rzeczach i nawet raz czy dwa udało im się zażartować.

Kiedy po piętnastej Atari na chwilę wyszedł z gabinetu, niewolny był zaskoczony, że czas upłynął tak szybko, a dzień był zdecydowanie lepszy, niż zakładał jeszcze rano.

- Wiem, że mam na dzisiaj jeszcze jedno umówione spotkanie Blanco, ale zadzwoń i postaraj się je odwołać. Wymyśl coś i przełóż na przyszły tydzień.

Kobieta zaskoczona spojrzała na szefa, ale otrzymawszy od niego ciepły uśmiech, skinęła głową i pilnie ruszyła wykonać polecenie.

Właściciel ruszył ku wyjściu, a kiedy zauważył, że sługa nie idzie za nim,  odwrócił się, uniósł jedną brew i zapytał:

- I co, szczurku, rozmyśliłeś się i już nie masz ochoty na spacer?

Zaskoczony pytaniem Uriel się wyprostował. Prawda była taka, że całkowicie zapomniał o nagrodzie, którą pan zaproponował mu za obserwację obcego mężczyzny, wyglądało jednak na to, że miała zostać dotrzymana.

- Nie, panie, chcę pójść – odpowiedział bardziej gorliwie niż zamierzał. Czuł do siebie niechęć, kiedy pomyślał, że zaczyna zachowywać się jak pies, któremu obiecano wyprowadzenie na dwór. Mimo to nie potrafił opanować ekscytacji.

Ruszył posłusznie za mężczyzną do prywatnej windy, a później przez główny hol, gdzie przy wyjściu czekał na nich Gluber. Tym razem jednak nie posyłał słudze nienawistnych spojrzeń, a zwyczajnie go zignorował i zwrócił się do Atariego.

- Kazałem kierowcy zaczekać przy parku miejskim, dwie przecznice stąd – zaraportował. - Czy taki dystans panu odpowiada?

- Myślę, że tak – Ruka powoli skinął głową. - Powinno wystarczyć jak na pierwszy spacer, prawda? Tylko pamiętaj o odległości. Pójdziesz bez smyczy, ale masz nie oddalać się ode mnie dalej niż na sto metrów.

Chłopak skinął głową na znak, że rozumie i się zgadza, a później przeniósł wzrok na srebrną błyskotkę. Nosił urządzenie od kilku tygodni i prawie zapomniał o jego istnieniu, a co dopiero funkcji jaką miało pełnić.

- Weź to i załóż. – Sekretarz wcisnął niewolnemu w ręce torbę z jakimś nieznanym logo. - Szef powiedział, że dziwnie będziesz wyglądał, spacerując po mieście w samej koszuli.

Skupiony na innych sprawach Uriel nawet nie zauważył, że Gluber miał coś ze sobą. Ostrożnie zajrzał środka i wyciągnął czarną marynarkę w delikatne prążki. Pomimo że nigdy nie nosił takich rzeczy, musiał przyznać, że element garderoby doskonale wpasowywał się w jego gusta. Posłusznie wsunął ręce w rękawy. Nawet go już nie zdziwiło, że rozmiar został dobrany idealnie.

Czuł, że powinien podziękować, z drugiej jednak strony wcale nie prosił się o troskę tych bezwzględnych mężczyzn. Po kilku sekundach wybrał coś pomiędzy i wdzięcznie skinął głową.

Niewolnemu pozwolono iść przodem i przez kilka pierwszych kroków wydawało mu się, że jest obserwowany, jak gdyby przechodnie zdawali sobie sprawę, że znalazł się pomiędzy nimi tylko dzięki łasce pana. Jeszcze niedawno był częścią tego ludzkiego, wiecznie spieszącego się mrowia, dziś jednak czas go nie poganiał. Nie musiał spieszyć się na uczelnię czy do domu, wystarczyło jedynie pamiętać, o nieprzekraczaniu bezpiecznej granicy stu metrów wyznaczonej przez Atariego.

Przyglądał się właśnie jednej z witryn sklepowych, kiedy przez szum przejeżdżających samochodów do jego uszu dobiegł przeciągły krzyk.

- Uriel! - Z drugiej strony ulicy, pomiędzy trąbiącymi samochodami przedzierała się Erika.

Młodemu podręcznemu krew odpłynęła z twarzy, a nogi prawie ugięły. Kiedy przyjął propozycję właściciela, nawet nie przypuszczał, że spotka siostrę. Mieszkali przecież w innej części miasta, a szkoła, do której uczęszczała dziewczyna, również nie znajdowała się w ścisłym centrum.

Spanikowany spojrzał przez ramię na Rukę, który razem z sekretarzem przystanął w niewielkiej odległości i przyglądał się wydarzeniom.

- Panie, ja... ja to załatwię. Proszę się nie martwić – wyjąkał spanikowany Uriel, a kilka kropli zimnego potu spłynęło mu po skroni. Musiał zrobić wszystko, żeby pan nie domyślił się łączącej ich relacji, w przeciwnym razie rodzeństwo mogło być zagrożone. Gdyby uciekł, to właśnie do jego braci i siostry pierwsze kroki skierowałby Atari. - To tylko stara znajoma – skłamał.

Erika dopadła do niego i przytuliła mocno. Niewielkie dłonie chaotycznie przesuwały się po jego ramionach, klatce piersiowej i twarzy, jak gdyby nie wierzyła jeszcze, że brat naprawdę stoi tuż przed nią.

- Nic... nic ci nie jest, a my tak bardzo się martwiliśmy. Szukaliśmy cię. - Dziewczyna wyrzucała z siebie potok słów, a po sposobie w jakim drżała jej broda, Uriel domyślił się, że zaraz zacznie płakać. - Dlaczego nie dałeś znaku życia?

Chłopak złapał Erikę za ramiona i odsunął od siebie. Uśmiechnął się, przykładając wszelkich starań, żeby był to grymas zimny i jak najbardziej nieprzyjemny.

- Bo miałem was wszystkich dosyć, chciałem przestać być dla was niańką – wysyczał. Kiedy, oczy dziewczyny wypełniły się łzami, poczuł, że serce mu pęknie, ale wiedział, że robi to dla dobra rodzeństwa. Musiał ich chronić za wszelką cenę. - Ja też mam prawo do szczęścia. Znalazłem dobrą pracę, gdzie mam szansę się rozwinąć i zrobić karierę.

Spojrzał w kierunku Ruki, po czym odezwał się ponownie na tyle głośno, by pan mógł go usłyszeć:

- To mój nowy szef, a ty robisz mi przy nim wstyd. Odejdź. Możesz powiedzieć innym, że nic mi nie jest i nie chcę was oglądać.

- Żartujesz, prawda? Przecież nie możesz mówić tego poważnie? - Głos jego małej siostrzyczki drżał. Zacisnęła dłonie w pięści dokładnie w ten sam sposób, w jaki zdarzało się to robić Urielowi, kiedy starał się powstrzymać emocje.

- Nie żartuję, nic nas już nie łączy. - Czuł, że jeżeli potrwa to choć chwilę dużej, nie da rady i porwie dziewczynę w ramiona. Musiał stąd odejść, teraz, natychmiast. - Panie Prezesie, możemy już iść – rzucił w stronę Ruki, który nadal bacznie mu się przyglądał.

Wyminął siostrę i ruszył w stronę parku, gdzie według ustaleń miał czekać samochód. Miał ochotę w coś uderzyć, a najlepiej nie w coś, tylko kogoś – twarz prezesa, osobę, przez którą teraz przechodzili piekło.

Jedyne, co go w tej chwili pocieszało, był fakt, że Erika wyglądała dobrze, więc rodzeństwo sobie radziło.

Uriel nie rozglądał się więcej, nie patrzył ani na ludzi dookoła, ani na wystawy sklepowe. Skoncentrowany tylko na oddechu, próbował stłumić dziecięcą chęć rozpłakania się Szedł prosto przed siebie w kierunku samochodu zaparkowanego nieopodal głównej bramy parku. Kiedy dotarł na miejsce, zignorował kierowcę i bez pozwolenia zajął miejsce na tylnej kanapie. Pan mógł go ukarać za niesubordynację, ale dla chłopaka nie miało to teraz żadnego znaczenia.

Obserwował,  jak Atari z sekretarzem zbliżają się do pojazdu i przez chwilę przemknęło mu przez myśl, że otrzymanie kary nie byłoby takim złym sposobem, żeby przynajmniej na chwilę wymazać spod powiek obraz załamanej siostry.

Właściciel nie zajął swojego miejsca, przez chwilę tylko porozmawiał z kierowcą ściszonym głosem, po czym zabrawszy ze sobą Glubera oddalił się pospiesznie, pozostawiając zdezorientowanego sługę bez słowa.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • stereo_dream-dolby-C 7 miesięcy temu
    Jakiś czas temu doszedłem do tego, że nie jestem chyba docelową grupą wiekową, do której ma trafić tekst lub po prostu nie jestem w tej grupie, ale obejrzałbym pewnie chętnie film na podstawie. Za to techniczne dopracowane, jakbyś nigdy nie była dyslektyczką, też zwalczam wspomniany stan u siebie, tylko ja dorywczo i przez zasłony złej magii długo.
  • Angela 7 miesięcy temu
    Hej Yanko, o tym filmie już mi Dekaos kiedyś pisał, ja jakoś tego nie widzę. Co do grupy docelowej... jak do tej pory czytają koleżanki syna i kilka dziewczyn odemnie z pracy.
    Fajnie że zajrzałeś
    Pozdrawiam
  • Ciemna Strona Mocy pół roku temu
    Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaale nuda
    Sto razy ziew

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania