Bez skrzydeł cz 8
Mężczyzna, który jakiś czas później wszedł do kuchni, z całą pewnością nie był pracownikiem ochrony. Mógł mieć trochę więcej niż czterdzieści pięć lat, o czym świadczyły lekki przyprószone siwizną włosy na skroniach. Ubrany w elegancki brązowy garnitur, przyglądał się chłopakowi z niechęcią zza szkieł okularów w grubych rogowych oprawkach.
- Nazywam się Gluber i jestem sekretarzem twojego pana – przemówił tonem równie chłodnym, jak jego spojrzenie. - Mam obowiązek odstawić cię na górę, a w międzyczasie wytłumaczyć, czym będziesz się zajmował w rezydencji. Chodź za mną.
Uriel poczuł żal na myśl o opuszczeniu bezpiecznej, ciepłej kuchni, w głosie sekretarza kryły się jednak nuty niepozwalające na choćby najmniejszą próbę sprzeciwu. Spojrzał jeszcze na kucharkę, próbującą dodać mu otuchy uśmiechem i skinieniem głowy.
Wstał i posłusznie ruszył ku drzwiom, a później za obcym, przez długi korytarz.
- Musisz wiedzieć na wstępie – rozpoczął, zapowiadający się na długi wykład okularnik. - Że szef jest osobą bardzo zajętą. Nie pracuje tak jak większość od ośmiu do dziesięciu godzin, a często całą dobę. Nawet pozornie relaksujące wyjście do klubu na drinka, służy zawieraniu nowych kontraktów, omówieniu szczegółów transakcji biznesowych. Do moich, a teraz po części twoich obowiązków, należy wyręczenie go we wszystkim, czego nie musi robić osobiście. Rozumiesz?
Nastolatek skinął głową.
- Do niedawna zajmowałem się wszystkim, od momentu kiedy pan Ruka się budził, aż do nocnego spoczynku. Przykazano mi zostawić ci obowiązki związane z dbaniem o niego tutaj, w rezydencji i pozostać przy tych, dotyczących pracy. Począwszy od jutra, będziesz budził pana, dbał o jego garderobę i posiłki. Zostawiłem ci pełną rozpiskę. Całkowicie nie wiem, dlaczego szef przydzielił tobie te obowiązki. - Spojrzenie jakie posłał blondynowi, mroziło krew w żyłach. - Czasem pewnie będzie zabierał cię z sobą do biura, w charakterze maskotki. Masz wtedy siedzieć cicho, robić wszystko co każe i generalnie ładnie wyglądać.
Czy ty jesteś zazdrosny? - chciał zapytać dzieciak, jednak zabrakło mu odwagi. Mężczyznę wydawał się drażnić już sam fakt istnienia Uriela i lepiej było nie zaogniać sytuacji.
Nie chciał tych obowiązków, gdyby mógł, z przyjemnością na powrót oddałby je sekretarzowi, a sam zająłby się choćby ogrodnictwem. Jego pragnienia niestety nie miały żadnego znaczenia. Szedł posłusznie tam, gdzie mu kazano i miał przedziwne wrażenie, że jest jak cielak, prowadzony do rzeźni.
Gdzieś tam, na jednej z wyższych kondygnacji, czekał na niego właściciel, mężczyzna mogący zrobić z nim wszystko, na co przyjdzie mu ochota.
Główny hol był cichy i pusty, dopiero kiedy dotarli na półpiętro, ich uszu dobiegł przeraźliwy dziecięcy pisk. Drzwi do apartamentu otworzyły się gwałtownie, uderzając o ścianę i wybiegła z niego rudowłosa dziewczynka. Mijając ludzi na schodach nie przystanęła, jak gdyby gonił ją sam diabeł. Bardzo mocno przyciskała coś do drobnej piersi i już po chwili zniknęła za załomem korytarza, stukając malutkimi obcasikami.
Okularnik skrzywił się, poirytowany nagłym hałasem.
- Biegający wszędzie, kudłaty problem - wypluł w ślad za dziewczynką.
Dłonie Uriela samoistnie zacisnęły się w pięści. Nie wiedział, czy będzie w stanie przetrwać wśród ludzi, dla których krzywda wyrządzona dziecku nie miała znaczenia, a krzyk nie budził współczucia, jedynie irytację.
Gdyby tylko znalazł sposób, żeby uciec, zabierając z sobą małą Liz.
- Szefie, przyprowadziłem chłopaka – poinformował sekretarz, kiedy przekroczyli próg apartamentu.
Obaj stali przy drzwiach, nie ważąc się wejść dalej bez wyraźnego polecenia. Ruka kończył zakładanie świeżej koszuli i nawet nie spojrzał w ich stronę, dopóki nie zapiął ostatniego guzika. Odezwał się dopiero, kiedy wygodnie usiadł w fotelu przy biurku.
- Doskonale Gluber, teraz możesz już odejść. Jeżeli dobrze pamiętam, twoja najmłodsza ma dziś urodziny. Złóż jej ode mnie życzenia, a prezent masz już zapakowany do bagażnika.
Szpakowaty mężczyzna przenosił wzrok ze swojego pracodawcy, na niewolnika i z powrotem. Z każdą mijającą sekundą, aż nadto widoczne się stawało, że wcale nie chciał wychodzić.
- Czy na pewno nie ma niczego, w czym mógłbym panu pomóc? - zapytał, próbując opóźnić moment odejścia. - Te sprawozdania z wczoraj…
Usta Ruka zacisnęły się w wąską kreskę. Nie lubił powtarzać poleceń, o czym podwładny wiedział bardzo dobrze. Skłonił się lekko i obdarzając Uriela ostatnim, nienawistnym spojrzeniem, wyszedł.
Nastolatek pozostał przy drzwiach, jednak Pan zajęty przeglądaniem jakichś dokumentów, wydawał się stracić nim całe zainteresowanie. Starał się prawie nie oddychać, by nie zwrócić na siebie uwagi i z lekko pochyloną głową dyskretnie obserwował właściciela. Smukłe palce Pana, odpowiednie bardziej dla pianisty niż handlarza niewolnikami, te same, które wczoraj po południu zaciskały się na jego szyi, wprowadzały jakieś dane do komputera.
A gdyby udało mi się… Nie zdążył do końca sformułować myśli, kiedy poczuł na sobie przenikliwe spojrzenie szarych oczu.
- Zapomnij – odezwa się Ruka, powoli wstając zza biurka. - Wszystko, oprócz informacji o pogodzie, które będą ci potrzebne podczas przygotowywania garderoby, objęte jest hasłem.
Uriel zbladł. Czy jego intencje były aż tak widoczne, że dało się je odczytać z twarzy? Z przerażeniem patrzył, jak potężnie zbudowany mężczyzna zbliża się do niego powoli, leniwym krokiem.
- Mój sekretarz wytłumaczył ci już, na czym będą poległy twoje obowiązki, ale to nie wszystko. - W kąciku ust zamajaczył trochę złośliwy uśmiech.
Ozdobiona sygnetem dłoń dotknęła policzka chłopaka, by po chwili zsunąć się niżej, poprzez szyję, gładząc ją lekko, na osłoniętą lnianą koszulą klatkę piersiową. Palce odnalazły sutek i uszczypnęły, niezbyt mocno, jednak na tyle, by nastolatek poczuł dyskomfort i zadrżał. Chciał się cofnąć, ale wbijająca się w plecy klamka z całą stanowczością uświadomiła mu, że nie ma gdzie.
Boże dopomóż – przerażony modlił się bezgłośnie. - Nie pozwól, żeby zrobił mi to znowu.
Zacisnął powieki, kiedy jednak nic więcej się nie wydarzyło, po chwili pozwolił sobie na otwarcie oczu. Ruka nadal stał bardzo blisko, ale teraz wyraz jego twarzy był bardziej poważny.
- Nadmiar wolnego czasu sprzyja głupim pomysłom, a ty chyba nie chcesz być karany za coś, co już na wstępie skazane jest na niepowodzenie, prawda?
- Nie, nie chcę, Panie – wydusił z siebie chłopak poprzez ściśnięte strachem gardło. Nietrudno było się domyślić, o jaki rodzaj kary mogło chodzić właścicielowi.
Kiedy mężczyzna odsunął się i podszedł do ustawionego w rogu apartamentu niewielkiego barku, blond włosy dzieciak odetchnął z ulgą. Nadal jednak z czujnością obserwował właściciela, nalewającego do szklanki niewielką ilość bursztynowego płynu. Zdawał sobie sprawę, że w tym momencie niewiele różni się od polnej myszy, narażonej na atak drapieżnego ptaka.
- Jak wiesz, czasem będę zabierał cię z sobą – rozpoczął Ruka, na powrót siadając za biurkiem i wyciągając przed siebie długie nogi. - W pozostałe dni będziesz udzielał lekcji Liz.
Oczy Uriela szeroko otwarły się ze zdumienia. Zupełnie nie tego się spodziewał, tymczasem Pan kontynuował:
- Jesteś w takim wieku, że powinieneś pamiętać początki własnej edukacji, a co za tym idzie, będzie ci łatwiej nauczyć czegoś małą. Ta bestyjka jest niewiarygodnie żądna wiedzy. Do której klasy liceum chodziłeś?
- Pierwszy rok administracji, Panie – wymamrotał chłopak, już dawno przyzwyczajony, iż uważano go za młodszego, niż był w rzeczywistości. Zauważył za to, że z większą łatwością przyszło mu nazwanie swojego porywacza panem.
Śmiech Ruka z początki był cichy, po chwili jednak wzmógł się, wypełniając całe pomieszczenie.
- Niesamowite, jesteś w zasadzie dorosłym mężczyzną, a ja brałem cię za dzieciaka – powiedział, kiedy jego wesołość już trochę zelżała. - To chyba pierwszy raz, kiedy się pomyliłem w ocenie wieku niewolnika.
Urielowi przyszło do głowy, że może zrobił źle, przyznając się do prawdziwego wieku, była to jednak reakcja automatyczna. Jeżeli przez moment pomyślał, że jako dziecko mógłby liczyć na leprze traktowanie, to wspomnienie wybiegającej w panice małej dziewczynki, przywróciło go do rzeczywistości. Dla młodych nie było taryfy ulgowej.
- Idź już spać – padło polecenie od strony biurka, a chłopak z ulgą położył rękę na klamce, pewien, że zostanie odesłany do pomieszczeń dla niewolników. Wszystko było lepsze, niż zostanie w apartamencie. - Nie powiedziałem, że możesz wyjść. Śpisz tutaj. - Kolejne słowa zgasiły tę ledwie tlącą się nadzieję.
- T… tutaj? - głos nastolatka załamał się, a spojrzenie przewędrowało po pokoju, na dłuższą chwilę pozostając przy starannie posłanym, olbrzymim łóżku.
- Zadecydowałem, że zostaniesz moim podręcznym, a co za tym idzie, musisz być zawsze na tyle blisko, żebym mógł po ciebie sięgnąć. - Wyjaśnił Ruka, upijając z wyraźną przyjemnością niewielki łyk z kryształowej szklanki. - Postawiono dla ciebie łóżko w garderobie.
Mężczyzna udał, że nie widzi wyrazu ulgi, jaka odmalowała się na twarzy młodego niewolnika.
- Masz piętnaście minut na wieczorną toaletę. Nie zamocz opatrunków, a ubranie zostaw w łazience.
Uriel otworzył usta chcąc zaprotestować, wiedział jednak, że to na nic. Pan odczuwał wyraźną przyjemność, dręcząc go w ten sposób. Ruszył w stronę łazienki, pamiętając tym razem by nie zamykać za sobą drzwi.
Komentarze (35)
No cóż, przykro mi Cię rozczarować, ale tu tak nie będzie, bo historia zmierza w innym kierunku.
Miło mi jednak, że przeczytałeś i zostawiłeś ślad.
Pani niewolników wszystko można! Dopracowywać albo nie, zawodzić i zwodzić, bo Pani to Pani, jak napisze tak ma być. No!
ale na pewno ma prawo do kreowania postaci, wedle swej woli i preferencji : ) No!
W prozie (powieść, opowieść) czytelnik może sobie wyobrazić obraz, ale namalować musi autor. Autor kreuje i podaje na tacy bohatera (zły, skurwiel, łagodny baranek), może zaskakiwać odbiorcę zmianami nastroju, zachowania,sposobu, dopuścić do kreowania postaci... to grzech! Powieść to nie poezja.
bo Ruka jest tylko mój : ) Bardziej chodziło mi o to, że to co ja w założeniu, wmontowałam
postaci jako dobrą cechę charakteru, ktoś może uznać za naiwność, albo nawet rozlazłość.
Może faktycznie postaciom brak wyrazistości, ale dołożę starań, żeby się za bardzo nie rozmyły.
Miłego wieczoru : )
''Usta Ruka zacisnęły się w wąską kreskę'' - dlaczego usta Ruka? Usta Ruki.
''Nie pomocz opatrunków'' - nie zmocz opatrunków.
Przecinki masz w przedziwnych miejscach. Przeczytaj na głos, łatwiej wyłapiesz gdzie postawić.
imienia Ruka i tak jest w całej serii.
Dzięki za uwagi.
Pozdrawiam.
Mam wrażenie, że w tej całej ''rozgrywce'' tak naprawdę chodzi o coś innego, niż można by wnioskować?
Ale to jeno odczucie me.No i ten... sekretarz... Pozdrawiam:)↔5
''o czym świadczyły lekko przyprószone''
No cóż, o co w tym wszystkim chodzi i jaką osobą jest Ruka, okaże się pewnie za jakiś czas,
ale raczej nie będzie to nic zaskakującego.
No tak, sekretarz jest mendom : )
Dzięki za wizytę i komentarz.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam ciepło.
rasowych skurwieli, ale postaram się, żeby nie było bardzo cukierkowo : )
Wiem, że gdzieniegdzie kulawo, co tam dożę, poprawię wieczorem.
Dziękuję i serdecznie pozdrawiam : )
nadzieję, że w miarę sensowne opowiadanie : )
Dziękuję za czytanie.
Pozdrawiam : )
Pozdrawiam
Dziękuję za komentarz i wiosennie pozdrowienia ślę :)
Ślicznie dziękuję za komentarz.
Pozdrawiam.
Ślicznie dziękuję za czytanie i ślad.
Pozdrawiam.
*Czy ty jesteś zazdrosny?/dałabym w cudzysłowie;
*zabierając z sobą małą Liz./ ze sobą/ dałabym też trzykropek na końcu dla lepszego efektu.
*nie wiem czy mam ci dalej wymieniać dywizy i puste wiersze. Już o nich mówiłam, więc będę je omijała;
*odezwa się Ruka/odezwał;
* leprze/ lepsze;
Co mam poradzić, że historia podoba mi się coraz bardziej? :D Ani mi się waż jej porzucić, bo myślałam, że jest całkiem nowa, a zauważyłam, że pierwsze rozdziały powstały już mega dawno. Nie zniechęcaj się negatywnymi komentarzami o fabule. Nie każdy jest otwarty i wydaje mu się, że tekst zawiera kontrowersję. Ja tak tego nie odczuwam. Sztuka jest sztuką, a życie życiem. Pisać każdy ma prawo o wszystkim. Dla mnie to słodko-gorzka historia, która na pewno pozostanie mi w pamięci na długo po jej zakończeniu. Piszesz dobrze, ciekawie, cała otoczka jest spójna. Kontynuuj i nie pozwól się złamać, bo sądząc po komentarzach nie tylko ja chcę poznać całość, która pewnie gdzieś się tam rysuje w twojej głowie. Na razie, jest bardzo dobrze:) tak trzymaj:D
... Pytanie, co będzie dalej? Dozuję sobie to, jak czekoladę, co by całej nie zjeść od razu. Pozdro?
Bardzo dziękuję za czytanie. Pozdro : )
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania