Pokaż listęUkryj listę

Projekt "Polska 2021" Połowa rozdziału 1

ROZDZIAŁ 1

„Pytania bez odpowiedzi”

Polska, rok 2021.

 

Dochodziła godzina 21, rodzice Ariela szykowali się już do snu z racji tego, że wcześnie rano musieli wstać do pracy. Ariel krzątał się jeszcze w kuchni, szukając czegoś, co mógłby na szybko przegryźć.

Ostatecznie nie wziął niczego na ząb, pożyczył rodzicom dobrej nocy, i poszedł do swojego pokoju.

 

Włączył telewizor i przeskakiwał z kanału na kanał, zatrzymał się na kanale informacyjnym, a tam jak zwykle od pewnego czasu, tematem przewodnim była groźba wybuchu globalnego konfliktu zbrojnego.

Ariel niespecjalnie wierzył w to, że w dzisiejszych, jak się mu wydawało, normalnych czasach, może dojść do wojny. Kto chciałby narażać całą ludzkość na globalną katastrofę? W imię czego?

 

Owszem, Ariel wiedział, że lokalne konflikty się zdarzają, przecież w każdym małżeństwie są kłótnie ale żeby w jedną kłótnię angażować cały świat? Czy naprawdę wszyscy ludzie w jednym momencie, każdy z osobna, chce się kłócić? Czy do wojny potrzeba angażować cały świat? Arielowi wydawało się to głupie i bez sensu, nie wierzył w to, co mówią media, że światu grozi wojna. Nie wierzył, że w Polsce może dojść do czegoś takiego. Pamiętał lekcje historii ze szkoły i opowiadania starszych o tym, jaka wojna była straszna, ale nie wierzył, że w Polsce, w jego ojczyźnie, może znów nastać czas wojny.

 

Kiedyś, często zanim zasnął, Ariel rozmyślał leżąc w łóżku, co by zrobił gdyby wybuchła wojna.

Czasem wyobrażał sobie, że ratuje inne osoby, które uciekały przed kulami wrogich karabinów, a potem ci ludzie traktowali go jak bohatera. Innym razem wyobrażał sobie, że ukryłby się i nie wychodził, nie reagowałby na prośby o pomoc. Potem zazwyczaj zasypiał a jego rozmyślenia rozmywały się w głębokiej czerni snu.

 

Ariel przeskoczył jeszcze kilkanaście kanałów, jednak nie znalazłszy niczego interesującego postanowił pójść spać. Wyłączył telewizor, spojrzał jeszcze przez okno, wszystko było jak zwykle, na ulicy prawie nikogo już nie było, pod samochodem zaparkowanym pod blokiem chował się kot, wiatr lekko poruszał koronami drzew a niebo było czarne jak jego sny. Ariel śnił rzadko, zawsze miał spokojny, twardy sen aż do samego rana. Ten sen, który miał nadejść dzisiejszej nocy, również zapowiadał się tak samo. Spokojnie, łagodnie i kojąco. Wskoczył więc do łóżka, opatulił się ciepłą kołdrą i zasnął.

Nie wiedział jednak, że jego sen, może być ostatnim tak spokojnym snem w życiu.

 

*************************************************************************

 

Nagle rozległ się huk eksplozji, nie jednej a wielu, eksplozje następowały jedna po drugiej, budynek drżał, Ariel obudził się zdezorientowany, z zewnątrz dobiegały płaczliwe krzyki, przekleństwa, ktoś kogoś poganiał, słychać było dźwięk odpalanego silnika samochodu.

 

Ariel szybko wyskoczył z łóżka, podszedł do okna i zobaczył widok rodem z filmów katastroficzny, na których to ludzie uciekali w pośpiechu przed tornadem, tsunami bądź innym niszczycielskim żywiołem.

Ale to nie przed dziełami natury uciekali teraz ludzie, na których patrzył, a może jednak…. Wszak człowiek to również dzieło natury.

 

Patrzył przez okno nie mogąc jeszcze uwierzyć w to, co widzi, a widział ognisty deszcz, rakiety niczym igły z rozdartego worka spadały z nieba. Co ciekawe żadna nie trafiła w blok mieszkalny, właściwie rakiety te nie trafiały w nic konkretnego, jedynie w gołą ziemię, może to miał być celowy zabieg, żeby przestraszyć ludzi, a może to po prostu fart i zasługa niezbyt dobrze skalibrowanych celowników.

 

Ariel w pierwszej kolejności pomyślał o rodzicach, była godzina 7.43 więc już od jakichś 40 minut powinno ich nie być w domu. Podbiegł do sypialni rodziców i tak jak się spodziewał nikogo nie zastał.

Jasna cholera, czy to, co mówili w telewizji, ta cała wojna, czy to mogło okazać się prawdą? Co mam zrobić, dokąd iść.

 

Ariel zaczął się zastanawiać, ale wiedział, że nie ma na to czasu i musi jak najszybciej opuścić mieszkanie.

Zabrał z półki telefon, portfel z dokumentami oraz klucze do mieszkania, zbiegł po klatce schodowej, na której walały się jakieś przedmioty, które zgubili ludzie w pośpiechu opuszczający swoje mieszkania.

 

Wybiegł na zewnątrz, wszyscy biegali w jedną i w druga stronę, jedni popędzali drugich, Ariel miał wielką chęć spytania kogoś, kogokolwiek o to, co się dzieje, ale nie miał szans, każdy był zajęty swoją własną, prywatną, misją. Ucieczką.

 

Ludzie pakowali się do samochodów, niektórzy zabierali znajomych i sąsiadów, jeden facet był tak przerażony sytuacją, że zapomniał zabrać swojej żony, opamiętał się dopiero po przejechaniu jakichś stu metrów, zawrócił i zabrał kobietę, która wewnątrz pojazdu wymachiwała rękoma, mając prawdopodobnie mu za złe, iż o niej zapomniał.

 

- Ariel! Chłopaku, żyjesz, Ty?! – zacharczał znajomy głos, który Ariel poznał natychmiast. Głos należał do Jakuba Witkiewicza, sąsiada mieszkającego naprzeciwko drzwi Ariela.

- Co się dzieje ? Wojna? – zapytał go Ariel.

- Na walentynki mi to nie wygląda – odparł Jakub Witkiewicz – Trzeba uciekać, gdzie podziałeś rodziców Ariel?

- Powinni być w pracy, ale w tej sytuacji nie mam pojęcia gdzie mogą być. Kto atakuje? Rosjanie?

 

W tej chwili rozległ się grzmot silników odrzutowych, Ariel spojrzał na niebo, przeraził się. Wprost na niego leciały trzy myśliwce, widać było podwieszone pod skrzydłami rakiety, po jednej na skrzydło.

- Szybko, za budynek – krzyknął Witkiewicz.

 

Ariel, czym prędzej nie oglądając się na Jakuba pobiegł za budynek, przyległ do ściany i przykucnął.

Gdzie jest sąsiad? Gdzie podział się Jakub Witkiewicz? Wychylił się zza ściany budynku, przeskanował oczyma teren, szukał znajomych kręconych siwych włosów pana Witkiewicza. Nie znalazł.

Myśliwce były już sekundy od blokowiska, świsnęły pociski, kilka trafiło w elewację budynku, za którym chował się Ariel.

 

Usłyszał odpalane rakiety, rozległ się huk, ziemia zatrzęsła się niby od kroków olbrzyma. Zobaczył martwą kobietę, która nie zdążyła się schronić i oberwała odłamkiem bądź przeszyły ją pociski, które to ciągłą serią wypluwały myśliwce. Leżała martwa, twarzą w kałuży. Oblał go zimny pot.

Krzyk, przeraźliwy krzyk. Ktoś jęczał z bólu, Ariel błagał w myślach żeby to się skończyło. Skończyło się, myśliwce odleciały równie szybko jak się zjawiły. W oddali było jeszcze słychać grzmot silników, ale było już po wszystkim. Tak się przynajmniej zdawało być.

Ariel wyszedł zza ściany bloku, która zapewne uratowała mu życie i stanął niczym zamurowany. Zrobiło mu się słabo i miał chęć zwymiotować. Wszędzie martwi ludzie, kilku z brakującymi częściami ciała, inni po prostu zabici przez pociski. W miejscu, w którym jeszcze chwilę temu był placyk porośnięty trawą była wypalona dziura. Ktoś wił się w konwulsjach, prosił o pomoc, która nigdy nie nadejdzie. Wiedział o tym, ale miał nadzieję. Nagle umilkł, umarł… a może zemdlał.

 

Arielowi przez głowę przelatywało tysiące myśli, ale najbardziej pulsowała jedna, najważniejsza. Gdzie podział się sąsiad, siwy Jakub Witkiewicz? Powoli ruszył do przodu, przestawiał nogę za nogą, wahając się czy za chwilę nie wyłoni się kolejny myśliwiec i nie zasypie go pociskami.

- Panie Jakubie! – zawołał w nadziei, że ten mu odpowie. Cisza.

Szedł dalej rozglądając się na wszystkie strony, wszędzie martwi, okaleczeni ludzie. Coś uderzyło o ziemię za plecami Ariela, chłopak odskoczył, obrócił się za siebie.

- Przeklęta dachówka – powiedział z ulgą.

Poszedł dalej naprzód, usłyszał szept, cichutki, chrapliwy głos.

- Tu jestem – powiedział głos niewątpliwie należący do Jakuba Witkiewicza, dochodził on ze strony schodów do bloku, w którym mieszkał Ariel.

Podbiegł szybko do ceglanego murka, tworzącego korytarzyk do ów schodów. Zobaczył Jakuba, leżącego na ziemi, zakrwawionego i bladego.

- Matko, trafili pana. Dlaczego pan się nie schował? – pytał go Ariel uklękając przy ledwo żywym sąsiedzie. Spojrzał na jego brzuch, z którego sączyła się ciemnobordowa krew.

- Musisz… - zaczął ciężko mówić Jakub Witkiewicz, lecz zmuszony był zrobić pauzę, musiał odkaszlnąć. Wypluł krew.

Ariel przestraszony tym widokiem, z którym nie miał nigdy wcześniej do czynienia, miał ochotę odsunąć się od Witkiewicza, na widok krwi zazwyczaj robiło mu się słabo i miał ochotę zemdleć. Tym razem wytrzymał.

- Idź w stronę granicy niemieckiej – wyszeptał jednym tchem Jakub. Jak się okazało, był to jego ostatni dech.

 

W stronę granicy? Po cholerę w stronę granicy z Niemcami? Ariel zastanawiał się, w czym miałoby mu to pomóc. Lepiej schować się w jakimś bunkrze, ktoś na pewno już organizuje schronienie dla cywilów. Polska armia nie jest przecież bezbronna, dodatkowo w razie wojny z pomocą przyjdą sojusznicy z NATO. Po co opuszczać własny kraj? Nie jestem szczurem, w razie potrzeby zaciągnę się do armii i będę bronił ojczyzny, myślał Ariel, lecz nie mógł zostać przy trupie Jakuba Witkiewicza.

 

Nagle przypomniał sobie o ziemiance, którą kilka miesięcy temu stworzył razem ze znajomymi, Mateuszem i Damianem. Rzut beretem, trzeba tylko iść polami w stronę małego lasku.

Wstał od ciała Jakuba i pobiegł w stronę ów lasu, który widać było już z osiedla, sama ziemianka pozostawała niewidoczna nawet dla tych, którzy nad nią przechodzili. Wejście było doskonale zamaskowane i tylko trójka przyjaciół – Ariel, Mateusz oraz Damian – znali wejście do środka.

 

5 minut drogi od lasku było kolejne osiedle, na którym to mieszkał Damian i Mateusz, Ariel często na nim bywał, mieścił się tam sklep spożywczy, w którym zaopatrywali się w papierosy i piwo, a zapasy zabierali potem do ziemianki gdzie spędzali razem czas.

 

Ariel był już na miejscu, gdy usłyszał znajomy huk silników, nadlatywały kolejne myśliwce, które zdecydowanie nie były nastawione pokojowo i nie leciały w celach prezentacyjnych a tym bardziej nie przybyły nieść pomocy mieszkańcom polski. Ariel szybko odsunął metalowe wieko, które służyło za wejście do ziemianki, wszedł do środka zasuwając za sobą pokrywę, teraz trzeba było znaleźć włącznik światła. Owszem, w ziemiance było światło, co prawda dosyć słabe, ale darmowe i wcale nie trzeba było ciągnąć żadnych kabli.

Wystarczyło przez 20 minut pokręcić pedałami na rowerze pozbawionym kół żeby zapewnić sobie słabe światło na jakąś godzinę. To zasługa Damiana, złotej rączki z zamiłowania.

Pstryk, i słabe światło leniwie rozjaśniło pomieszczenie. W środku było dość skromnie, nie panował tam luksus, na środku stał stół, na którym często rozgrywane były turnieje w pokera bądź gry planszowe, wokół stołu stały cztery czarne skórzane pufy, pod ścianą była jasnozielona, podniszczona starodawna kanapa w kratę z frędzelkami zwisającymi z podłokietników, a nad nią wisiał obrazek przedstawiający londyńską czerwoną budkę telefoniczną. Ściany to po prostu gołe, białe pustaki, dlatego że Arielowi i spółce zabrakło pieniędzy na wykończenie ziemianki. Ponadto w rogu pomieszczenia stała szafka, która powinna kryć jakieś drobne zapasy. Ariel podszedł do niej i otworzył drzwiczki. Lekko podrdzewiałe zawiasy skrzypnęły i oczom chłopaka ukazały się trzy paczki papierosów, dwa piwa oraz paczka cebulowych chipsów. Długo tu nie zabawię, pomyślał.

 

Wziął butelkę piwa oraz paczkę papierosów, usiadł na kanapie, która pod jego ciężarem lekko się zapadła jakby chcąc powiedzieć: „Złaź ze mnie, jest mi za ciężko”.

Wyjął papierosa, z kieszeni spodni wyciągnął zapalniczkę, która pod naporem jego kciuka zrobiła „pstryk” i pojawił się mały płomyk. Zaciągnął się dymem, wygodnie oparł plecy o oparcie kanapy, lekko wypuścił dym, który w świetle słabo świecącej żarówki zdawał się tańczyć, otworzył piwo i pogrążył się w namyśle.

 

Co teraz? Muszę odnaleźć rodziców, ale co jeśli oni są teraz w mieszkaniu a mnie tam nie ma?

Pomyślą jeszcze, że zginąłem. Nie, na pewno uznają, że uciekłem i schowałem w bezpiecznym miejscu, o ile jeszcze takie istnieje. Nie mogę wrócić do bloku, co jeśli znów będą ataki? A co z chłopakami? Mateusz mógł uciec z rodzicami, ale Damian mieszka sam, znając go powinien być w ziemiance przede mną. Wiele razy wspominał, że taka ziemianka jest na wagę złota, jeśli dojdzie do wojny. Czyżby zginął? Niemożliwe, jest zbyt inteligentny żeby umrzeć. Przez cały ten okres, kiedy w telewizji mówili o możliwości wybuchu wojny, tylko on się tym przejmował z całej naszej trójki. Układał jakieś plany, co zrobić, jeśli dojdzie do konfliktu. Brał nawet pod uwagę możliwość ataku nuklearnego, ale wtedy podkreślał, że nawet ziemianka nie uratowałaby nas przed promieniowaniem.

 

Gdzie się podział w takim razie? Wiele bym dał żeby teraz móc z Nim porozmawiać, na pewno wiedziałby o co chodzi, jak mało kto interesował się sytuacją na świecie, wiedziałby co trzeba zrobić, jak postępować. Był jak stacja telewizyjna albo radiowa. Stacja radiowa, właśnie. Przecież czasem podczas naszych spotkań słuchaliśmy radia w ziemiance. Gdzie ono jest, gdzie radio? Ariel wstał z kanapy niczym wystrzelony z procy, lub jak kto woli, rakieta wystrzelona z myśliwca, zaczął przeszukiwać zakamarki pomieszczenia, otworzył wszystkie możliwe szufladki i szafeczki, które były w ziemiance. Nie znalazł.

 

Ostatnią szansą był schowek na pościel w kanapie. Podniósł siedzisko i oczom ukazało mu się srebrno-niebieskie pudełko z głośnikami. Wyjął je, postawił na stole, przysiadł na pufie i z nadzieją, że baterie nie są wyczerpane nacisnął guzik „Power”. Zadziałało, dioda zamrugała na zielono, teraz wystarczyło pokręcić gałką, znaleźć stację i dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego myśliwce bombardują miasto. Z głośników urządzenia zaczęły wydobywać się trzaski i skrzeczenie, po kilku kombinacjach gałką, przypominających próbę włamania się do sejfu bez znajomości kodu, radio zaczęło mówić ludzkim głosem.

 

„… sojusze przestały być przestrzegane, wielu dawnych sojuszników dołącza do armii wroga. Musicie wytrwać, pomoc nadejdzie, zabierzcie dokumenty, leki i żywność, jeśli to możliwe schrońcie się przed nalotami w piwnicach bądź innych nisko położonych budynkach….”

 

Nagle sygnał się urwał i głos, który niedawno wydawał instrukcje, zamienił się w szum.

- No działaj do diabła – wycedził Ariel przez zaciśnięte ze złości zęby, klepnął dwa razy otwartą dłonią w gadającą do niedawna maszynkę, ale nie przyniosło to rezultatu, ruszył kilka razy antenką, radio zatrzeszczało i znów zaczęło przemawiać:

 

„… które było do niedawna przyjazne Polsce, deklaruje zamiar użycia broni chemicznej, nie szukajcie w tym kraju azylu, nie zbliżajcie się do ich granic. Nastał czas wojny, w najbliższym czasie przywódcy państw zasiądą do stołu w celu dyplomatycznego zażegnania konfliktu, bowiem tylko w ten sposób możemy przywrócić pokój na świecie. Bóg z Wami rodacy. Niech żyje wolna Polska”.

W tym momencie sygnał urwał się, nie z winy radia Ariela, po prostu stacja przestała nadawać. Inne również nie odbierały. Może rozwalili nadajnik, pomyślał chłopak. Tak wiele pytań a tak mało odpowiedzi.

Następne częściProjekt "Polska 2021" Część 1&2

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • James Braddock 15.02.2015
    Super! Bardzo mi się podobało i czytałem z zaciekawieniem, czekam na następną część ze zniecierpliwieniem :)
  • Gryzek 15.02.2015
    Dziękuję za opinie :) Postaram się nie zepsuć tego, mam pewien pomysł co do konsekwencji broni chemicznej, ale wiązało by się to z całkowitą zmianą świata i trochę się boję takiego eksperymentu. Zobaczymy co rozum podpowie :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania