Prolog - "Elements"

Byłem przyzwyczajony do lasu, i jego mieszkańców, więc nie zdziwiłem się kiedy jakieś zwierzę przemknęło obok, całkowicie mnie ignorując. Przynajmniej tak sądziłem, starając się ponownie zasnąć na tej niewygodnej, nierównej, twardej jak skała ziemi. Chyba nie muszę tłumaczyć że było to bardzo trudne, chociaż trzeba przyznać że zasłużyłem sobie na takie, a nie inne życie.

 

Westchnąłem poddańczo, powoli otwierając oczy i rejestrując otoczenie. Nasłuchując podniosłem się z prowizorycznego łóżka, i rozejrzałem wokoło, czując w powietrzu zapach... zmokniętego psa? Jeszcze nie do końca przebudzony podrapałem się po głowie, w tej samej chwili zahaczając nogą o wystającą gałąź, co zakończyło się upadkiem.

 

Klnąc pod nosem spróbowałem się podnieść, ale czując ból i zmęczenie prędko z powrotem opadłem na ziemię.Przewróciłem się na plecy, i spojrzałem w górę na księżyc, prezentujący się na niebie w pełnej klasie.

 

Nigdy nie mogłem do końca zrozumieć dlaczego on tak mnie przyciąga, porusza moje serce i powoduje że czuję się bezpiecznie. Przecież to tylko księżyc, nic więcej... a mimo to podczas każdej pełni miałem straszną ochotę naśladować wilka, zawyć, aby dać upust emocjom, które mną zawładnęły.

 

Leżałem tam tak jak zahipnotyzowany, nie czując już bólu, ale też nie mając najmniejszego zamiaru podnieść się z mokrej ziemi.

 

Z odrętwienia wybudziły mnie powarkiwania jakiegoś zwierza, i zrozumiałem że nie jestem sam na tej polanie. Ciekawiło mnie tylko kim, lub czym jest mój niezapowiedziany gość.

 

Niespodziewanie straciłem wzrok, księżyc, gwiazdy i konary drzew... to wszystko zamieniło się w nicość, ciemność, ale jak później się okazało nie trwało to zbyt długo. Mrok, który mnie otoczył zniknął równie szybko jak się pojawił. Dopiero po chwili zrozumiałem że to nie moje oczy straciły na sile, ale jakiś kształt przesłonił mi wszystko to co tak szanowałem i kochałem.

 

Nie zamierzałem dalej leżeć w bezruchu i czekać na następny atak. Wstałem, i odwróciłem się w stronę, gdzie jak sądziłem czaiło się niebezpieczeństwo. Z początku nic nie zauważyłem, co wcale nie ostudziło mojego zapału.

 

W końcu jednak coś dostrzegłem, zwierzę, a raczej jego część. Z pomiędzy drzew zaczęła wyłaniać się bestia czarna jak smoła, o oczach równie ciemnych. To coś przypominało wilka, było wilkiem, tyle że o wiele większym w porównaniu z tymi, które widywałem wcześniej.

 

Zamarłem, a z czasem zaczęło do mnie docierać że zbyt pochopnie oceniłem tą zbłąkaną duszę. Dałem się ponieść wyobraźni, zostałem oszukany przez własne zmysły, kiedy tak naprawdę wilk nie był zły. Złamałem własne zasady, zwracając dużą uwagę na wygląd, a przecież i w tym się myliłem. Samotnik znajdował się w cieniu, to dlatego sądziłem że jest czarny, a jego oczy... wszystko co o nim myślałem zmieniło się, kiedy nieśmiało zaczął się do mnie zbliżać, tym samym uwalniając się z ciasnych więzów mroku.

 

Zmrużyłem oczy, które starały się przywyknąć do jasności bijącej od przybysza. Kiedy tak wpatrywałem się w wilka, zaczęło do mnie docierać że jedynie płeć mogłaby poruszać się z taką gracją, i mieć tak czystą aurę. Waderka przypominała mi gwiazdę polarną, która spadła z nieba, jak do tej pory bezskutecznie szukając powrotu do domu. Jej sierść przypominała blask księżyca, tak samo jak oczy, które wpatrywały się teraz we mnie ze zdumieniem, zainteresowaniem, ale i nieufnością.

 

Z początku niezdecydowanie, po chwili już pewnie krocząc w moją stronę, ale w taki sposób jakby sunęła, a nie stąpała po ziemi. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Jedyne czego się bałem, to że jeżeli odwrócę wzrok, wilczyca rozpłynie się w powietrzu, i okaże się wymysłem mojej wyobraźni, lub że to tylko sen, z którego nieuchronnie kiedyś będę zmuszony się obudzić.

 

Chłonąłem więc każdą informację. Napawałem się tą chwilą jak tylko mogłem, aby nie zapomnieć, i nie stać się ofiarą bólu oraz cierpienia, które i tak już wystarczająco zapełniały moje serce.

 

Czas zatrzymał się dla mnie, abym mógł dłużej nacieszyć się tym spotkaniem. Byłem głuchy na jej warkot, ślepy na jej ostre jak brzytwa kły. Można by rzec że widziałem to co chciałem widzieć, oczarowany jej osobą. Strach był jakby nieobecny, ciało nie należało już tylko do mnie.

 

Nogi chwiejnie zaczęły prowadzić mnie w jej stronę, a ja nie miałem nic przeciwko, chciałem wreszcie ją dotknąć, zobaczyć z bliska jej oczy, poczuć jak pod ciężarem jej łap drży ziemia.

 

Zdziwiona waderka nagle znieruchomiała, przestała mnie atakować dzikimi spojrzeniami, i warczeniem. Cofnęła się, a ja przerażony krzyknąłem w sprzeciwie.

 

-Czekaj! Proszę zostań. – Niemal jęknąłem. Byłem już naprawdę blisko, bliżej niż mógłbym sobie nawet zamarzyć.

 

Kiedy już zamierzałem unieść dłoń by dotknąć jej sierści, usłyszałem wycie dochodzące z głębi lasu.

 

Znieruchomiałem rozpaczliwie licząc na to że to niczego nie zmienia, ale nawet tak tępy człowiek jak ja domyśliłby się że chodzi o nią. Szukają ją, ona odejdzie i znów poczuję tą samotność, bezradność, wszechogarniającą panikę że nic się nie zmieni w moim życiu.

 

//Jeżeli spodoba wam się prolog to będę kontynuować już na blogu :)

Następne częściProlog - "Pożeracz Żywiołów"

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania