Proszę zachować bezpieczną odległość od rzeczywistości. Reboot systemu.
Miasto wraca do normalnych obrotów, a ja próbuję nie wrócić do swoich.
Wieczór siedzi na parapecie i patrzy na mnie jak ktoś, kto zna wszystkie moje sztuczki.
Nie ma już gwaru nocy, nie ma też porannej niewinności.
Jest tylko to coś pomiędzy — stan, w którym człowiek udaje, że się ogarnia, a tak naprawdę tylko łata dziury w ciszy.
W mieszkaniu robi się półmrok.
Światła z ulicy drgają na ścianach jak powidoki złych decyzji.
Na stole stoi zimna herbata, której nie miałem siły dopić.
W tle leci jakaś playlista „lofi-study”, choć nie studiuję nic poza własnym życiem.
Telefon leży obok mnie, ekran do góry, jakby chciał być bramą do innego świata.
Nie odzywa się.
Ja też nie.
Patrzę na miasto.
Warszawa miga światłami, jakby robiła mi aluzje.
Jakby mówiła: „Wiem, że masz ochotę jeszcze raz. Wiem.”
Cisza jest gęsta.
Niepokojąco przyjemna.
Wspomnienia z nocy wracają falami — neon za klubem, chłód przystanku, to krótkie poczucie, że jestem częścią czegoś większego.
Potem ta pustka, która spadła na mnie jak kaptur.
Zastanawiam się, czy to ze mną coś jest nie tak, czy po prostu miasto ma dar mieszania ludzi jak talię kart i rozdawania w najmniej odpowiednim momencie.
„Uwaga, przygotuj się do wyjścia.”
Głos z mojej głowy brzmi jak komunikat ZTM-u, choć jest tylko echem nawyków.
Przeciągam się.
Myślę, że dziś zostanę.
Nie będę biegł za niczym.
Nie dam się złapać neonowym sidłom.
Dziś nie.
I wtedy telefon wibruje.
Jedno drżenie, drugie.
Ekran zapala się miękkim światłem.
Jej imię.
Nie trzeba więcej.
Patrzę chwilę, zbyt długo, żeby to było normalne.
W środku coś drga — jakby noc, którą próbowałem zamknąć na klucz, właśnie znalazła sobie kopię.
Odbieram.
– Wyjdziesz? – pyta, a jej głos jest znajomy jak mapa, którą zgubiłem, zanim nauczyłem się czytać.
W tle słyszę kroki, szumy, czyjeś śmiechy.
Świat toczy się dalej.
Ze mną czy beze mnie.
Przesiąkam tą chwilą.
Patrzę na okno.
Na miasto.
Na siebie, odbitego w czarnym ekranie telewizora.
Wieczór milczy.
Czeka.
– Nie wiem – mówię w końcu, cicho, szczerze jak nigdy.
Ale wiem, że już wstałem z kanapy.
Że szukam kurtki.
Że to „nie wiem” jest raczej pytaniem, a nie odpowiedzią.
A ona tylko oddycha do słuchawki i mówi:
– To ja poczekam.
I miasto za oknem też jakby czeka.
Na mój krok, w którąkolwiek stronę.
Komentarze (12)
KOńcówka nie za bardzo /wg mnie.
I miasto za oknem, też czeka mój oddech.
Dobrze napisany tekst. Podoba mi się...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania