Proxima Centauri B

Ocknęła się i rozejrzała w koło. Przetarła zmęczone, rozespane oczy i wyciągnęła się na wygodnym, ale już bardzo zużytym i wygniecionym siedzeniu Dyżurnego Lotu statku, a raczej załogowej kapsuły międzygwiezdnej. Pomimo upływu lat, ciągle jeszcze, zanim otworzyła oczy, miała wrażenie, że jest w domu. W półmroku tuż przed nią rozciągał się masywny panel sterowniczy. Przed nią, w środkowym oknie, świecił niewielki, ale jasny punkcik. Cel misji. Jednej z sześciu. Przed nimi wystartował jeden statek, po nich miały być jeszcze co najmniej cztery. Wszystko w tajemnicy, ciszy, bez widzów, świadków, rozgłosu…

Wsłuchała się w tykającą ciszę w kabinie. Tykały różne wskaźniki na pulpicie. Tykały, migotały, świeciły, wskazując różne parametry lotu. Szumiał wiatrak wentylacji, szumiały przepływające rurami płyny, również te chłodzące reaktor jądrowy. W głowie też jej szumiało. Szczególnie teraz, gdy znów pojawił się jej wróg, ból głowy. Tuż przed nią wisiał w powietrzu gruby, masywny kalkulator. Zagarnęła go ręką i włożyła w kieszeń z brzegu panelu. Spojrzała w boczne okno. Pustka. W drugim to samo. Mały statek, przemierzający pustkę nie do ogarnięcia umysłem.

Masując powoli skronie, usiłowała przypomnieć sobie moment startu. To był rok 1979. I znów wszystko jej się poplątało. Przecież nie może pamiętać samego momentu startu, bo od wielu godzin spała już w komorze stazy. No tak, od dawna rzeczywistość mieszała jej się z wizjami czy wspomnieniami. A teraz jeszcze ten dokuczliwy ból głowy, który się wzmagał. Nic nie mogła z tym zrobić, bo leki przeciwbólowe się już kończyły. Mogą się wydarzyć sytuacje, gdy będą bardziej potrzebne. Wsparła głowę o oparcie i znów powróciła myślami do przeszłości. Po tym, jak wylecieli na orbitę, dołączono im kilka modułów, w tym ten z reaktorem jądrowym, zapasami powietrza i pożywienia, z komorami stazy, gdzie tkwiło czterech, z sześciu, uśpionych członków załogi. Trzy kobiety i troje mężczyzn. Teraz na swojej wachcie była tylko ona. Na wspomnienie o zmarłym mężu i przyjacielu, opuściła głowę. Ból wciąż rozdzierał jej serce. Pamiętała dokładnie tamten dzień. Dzień w którym napromieniowało go, gdy usuwał awarię reaktora. Umierał w bólach przez wiele kolejnych dni, więc wspólnie zdecydowali, że uśpi go w komorze. Niedługo potem wykres na monitorze zamilkł, co jednoznacznie oznaczało, iż ustały w nim funkcje życiowe. Teraz jest już poza statkiem...

Odpięła pasy przytrzymujące ją w miejscu i przedostała się, płynąc sprawnie w powietrzu, przez wąską śluzę, do modułu mieszkalnego. Statek miał dwa pomieszczenia, w których osoby dyżurujące mogły spędzać czas pomiędzy stanami uśpienia. Tu głównie pracowano, usuwając awarie do której wybudzano załogę i tu odpoczywano. Jedno to kabina sterownicza a drugie to moduł mieszkalny, doczepiony z tyłu kabiny. Było tam trochę luźniej. Miał jakieś trzy na trzy metry wolnej przestrzeni. Dużo. Bardzo dużo. Z niej prowadziło wąskie przejście do korytarza, który otaczał całe to pomieszczenie. Znajdowały się tam kapsuły ze śpiącymi członkami załogi oraz przestrzenie, gdzie zmagazynowana była część żywności, tlenu i inne akcesoria, niezbędne do przeżycia. Kobieta trwała przez chwilę w zawieszeniu, pośrodku pomieszczenia. W końcu, oglądając się wolno, zgarnęła ołówek i kilka papierów z wykresami, fruwających luźno, i przyczepiła na ścianie. Usuwanie awarii w jednym z elementów instalacji cieplnej nie powiodło się. Odkąd komputer uznał, iż musi zostać wybudzona, minęło kilka tygodni, a ona nawet nie zdołała zlokalizować miejsca awarii. Wypuściła powietrze, zrezygnowana. Wyjrzała przez niewielkie okno. Pustka. Wkoło cisza i pustka. Czasami zastanawiała się, czy aby ich statek nie stoi w miejscu…

Straciła dużo czasu na próbach wybudzenia ze snu swoich dwóch zmienników. W końcu zdecydowała, ze zrobi przerwę. Kilkugodzinną. Starała się nie wpaść w panikę. Czuła się bardzo samotna. Samotna i bezradna.

Znów wciskała przełączniki inicjujące wybudzenie. Robiła wszystko zgodnie z procedurami. Przez kilkanaście godzin. I nic. Była przemęczona, miała dość.

— On wiedziałby co zrobić — łkała bezsilnie, pochylona nad instalacją. Powoli ogarniała ją rozpacz. Nie brała pod uwagę, że będzie sama na zmianie. Jego strata była koszmarem, ale jakoś to przetrwała. A teraz jeszcze to. Później spróbuje wybudzić drugą parę. Wiedziała, że to nie ich kolej, ale nie miała wyboru. Czuła się tak strasznie samotna. Resztką rozsądku powstrzymała dalszy płacz. Nie miał sensu. Krople łez fruwały po całym pomieszczeniu. Żeby przetrwać musi myśleć racjonalnie. Załączyła odkurzacz…

Studiowanie połączeń nic nie dało. Wszystko sprawdziła i nie znalazła usterki. Jeszcze raz, tym razem z latarką w zębach, rozebrała panel sterujący z poszczególnymi kabinami, przyłączeniami i płytkami. Nadal nic. Cokolwiek się stało, dotyczyło wszystkich komór stazy. Usterka musiała być więc gdzie indziej. Nie bardzo wiedziała, gdzie szukać. Od startu minęło kilka lat. Lat naprzemiennego snu i krótkich chwil czuwania, podczas których dokonywano korekt lotu i usuwano awarie. To bardzo długi czas. Kto by pamiętał. Trzeba zagłębić się w instrukcje.

Głównym celem misji było przetestowanie zachowania i reakcji ludzi zamkniętych w ciasnym statku-kapsule w ekstremalnie długim okresie czasu. Pozostałe, to między innymi, test reaktora jądrowego, komór stazy, sprawności silników, modułu łączności, wytrzymałości kadłuba i różnych innych urządzeń na statku. W czasach, w których startowali, zimna wojna popychała całe rzesze ludzi, ogarniętych wzniosłymi ideami, do wiekopomnych czynów. Obok wyścigu zbrojeń równolegle odbywał się wyścig w kosmos. Kto pierwszy wyleci na orbitę, kto stanie na Księżycu, kto poleci dalej. Dla idei ludzie byli zdolni poświęcić wszystko. Jak ta misja. Jak wiele mniej lub bardziej udanych misji wcześniej. Jednak ta wyróżniała się szczególnie. Już w momencie startu było wiadomo, iż jest to misja w jedną stronę. Tu nikt nie miał złudzeń.

Popadła w skrajne przygnębienie. Zerkała w dwa ekrany pokazujące obraz z kamer zewnętrznych. Pustka wokół działała przytłaczająco. Szarzyzna wewnątrz pomieszczeń, przygnębiała dodatkowo.

— Nie możesz się poddać! — szeptała sama do siebie, usilnie walcząc z marazmem ogarniającym wycieńczony samotnością umysł. Rozpaczliwie zbierała myśli. Zmuszała się do rozsądnych działań.

— Zadania! Procedury! Nie poddawaj się! Co to ja miałam teraz zrobić? — szeptała rozgorączkowana, marszcząc brwi. — Muszę zebrać myśli. Oh, ten potworny ból głowy…

Gdy brał górę, starała się zasnąć, albo popadała w świat wspomnień. Pocieszała się marzeniami, że czerwony olbrzym, ku któremu zmierzają, okrążany jest przez planety, i że właśnie docierają do jednej z nich, która jest bliźniaczo podobna do Ziemi, i krąży w egzosferze Proximy. I że odebrali sygnał od statku, który wystartował przed nimi, a teraz orbituje nad tą planetą. Czasami w swoich wizjach szła jeszcze dalej, wyobrażając sobie, jak poprzednicy czekają już na nich, na powierzchni tej planety. I że wspólnie zjadają posiłek, radośnie rozmawiając. Tak, o tym marzyła najczęściej…

Straciła nadzieję. Możliwe, że już nigdy nie uda się ich dobudzić. Znów dopadło ją przygnębienie, ale tym razem już nie panikowała. Znała ten etap, kiedy popadała powoli w otchłań otępienia i obojętności. Przechodziła przez niego już wielokrotnie. „Działać mechanicznie! Masz wryte w głowę podstawowe procedury!” — brzęczało jej w głowie. Sprawdzała więc tor lotu, przeliczała na kalkulatorze to i owo, napisała suchy raport, który przesłała na Ziemię…

Epilog

Napęd jądrowy nie był jednak tak wydajny, jak uważano i nie rozpędził nas do zakładanej pierwotnie prędkości. Wobec kosmicznych odległości, trwaliśmy jak zawieszeni w bezruchu, w kosmicznej pustce. Jednak nie to było główną przyczyną, dla której podjęłam decyzję o opuszczeniu posterunku w dyżurce statku. Po stwierdzeniu ustania funkcji życiowych u pozostałych członków załogi, postanowiłam, że zasnę w wolnej komorze stazy. Może to jest właśnie powód, dla którego nie odbieraliśmy żadnych wiadomości z wcześniej wysłanego statku, ani od tych wysłanych po nas? Nie było tam nikogo, kto by mógł je nadać? A może, podobnie jak my, też mieli awarię modułu łączności? Nawet nie zauważyłam, w którym momencie to się stało… A szkoda, bo w 2016 roku z Ziemi wysłano do nas wiadomość o odkrytych czterech planetach, krążących wokół Proximy Centauri. Jedna z nich jest podobno bliźniaczo podobna do Ziemi i krąży w egzostrefie tej gwiazdy. A może moduł łączności nam jednak nie padł i ta wiadomość dotarła? Może kiedyś ją nawet odczytam? Już tak niewiele pamiętam i z trudem odróżniam rzeczy realne od wyimaginowanych. A może to wszystko mi się śni…?

Na Ziemi jest rok 2018. Mój lot więc trwa już 39 lat, ale ja od 31 lat śpię.... I śnię… I kto wie, ile będę spać i czy kiedykolwiek się wybudzę…

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Canulas 30.08.2017
    Ja naprawdę nie wiem, czemu tu nie ma komentarzy?
    Za długie? Temat nie siadł?
    W każdym razie jak znalazłem chwilę, i mimo że czytam na bombie (w robocie) to czasu na pewno nie uznaje za stracony.
    Tekst spokojny, teoretycznie nic się nie dzieje (bo i w sumie niewiele), ale epilog bardzo wszystko zwraca.
    Bez pompatycznosci, bez strzałów, wybuchów i kutafonow na kijach. Za to spokojnie i refleksyjnie.
    Całość taka, jakbym już oglądał gdzieś lub czytał, ale i tak ok.
    4
    Pozdrawiam
  • Agnieszka Gu 30.08.2017
    Dzięki za opinię. Też czasami czytuję "na bombie" ;) Pozdrawiam
  • Canulas 30.08.2017
    ja* (autokorekta) jak zwykle
  • Canulas 30.08.2017
    Pozdrówka. Pisz dalej. Mnie kupiłaś, a przynajmniej dam siebie wypożyczyć.
    Ps. Na bombie, ale z należytą uwagą, nie na odpi...
  • Agnieszka Gu 31.08.2017
    wiadomo :)
  • detektyw prawdy 30.08.2017
    czesc wielokropkow mysle do wywalenia, a szczegolnie w tytule, rozumiem tajemniczosc ale bez przesady
  • Agnieszka Gu 31.08.2017
    ok dzięki
  • Ritha 17.10.2019
    Detek tu był :D i wychwycił wielokropki. Aga lubi wielokropki :D Ale w narracji już chyba nie.
  • No tu też ciekawie, i potwierdza sie to co pisałem w „Sąda” o Twojej astrowiedzy. Potrafisz namalować obraz, jedyne czego moim zdaniem brakuje aby pociągnąć szersza rzeszę czytających za swoim tekstem to fajna wciągająca akcja, uczucia itd
    Ale jak widzę, to jedno z pierwszych opowiadań tutaj, będę zaglądał dalej do ciebie, bo piszesz ciekawie i na tematy, które mnie interesują.
    Pzdr
  • Agnieszka Gu 31.01.2018
    To miał być w zamyśle taki trochę nostalgiczno - refleksyjny opis lotu ... Dłużącego się straszliwie, nudnego, itd. W dobie dzisiejszych filmów akcji, gdzie "coś" musi się dziać, chciałam nakreślić tą opowieść w rzeczywistych realiach, jakie mogłyby mieć miejsce podczas takiego "niekończącego" się lotu... Niestety, mam świadomość moich braków w "technice pisarskiej", więc wyszło to słabiej niż zakładałam. No i nie każdy gustuje w "spokojnej tematyce" :) Dziękuję, że zajrzałeś :)
  • Ozar 12.08.2018
    Dobrze sie czyta. Proxima Centauri to chyba nasza najbliższa gwiazda oddalona o 3/4 lata świetlne. To jak na kosmos odległość wręcz mikroskopijna, ale nawet teraz dla naszej techniki nieosiągalna. Hm... w 1979 roku napisałaś. To chyba lekka przesada, bo wtedy nawet o wyprawie na Marsa mówiło się w perspektywie 20/30 lat. Dobrze opisałaś psychikę bohaterki, bo w takim bardzo długim locie to właśnie psycha jest najważniejsza. A samotna kobieta gdzieś w bezdennej pustce kosmosu, gdzie nikt, ani nic jej nie pomoże w żadnej sprawie, to już materiał na horror pod względem tego co może zacząć wyczyniać ludzka psychika. A do tego jazda w jedną stronę, reszta załogi martwa, no kurdę nie chciałbym być na jej miejscu. Dla mnie 5 a pociągnęłaś to dalej, bo początek daje wielkie pole manewru do dalszego pisania.
  • Agnieszka Gu 12.08.2018
    Ooo już tu zawędrowałeś :) Super :))

    "w 1979 roku napisałaś. To chyba lekka przesada,.." — wiesz, ja nie uważam tego za przesadę. Wiele mówiące teorie spiskowe zakładają, iż już przed Gagarinem sporo osób, nie mówiąc o zwierzętach, wzniosło się na orbitę. Sęk w tym, że nie wrócili (w każdym razie, nie w jednym kawałku) — bo nie przeżyli. Testy, nieudane próby itd... chylący się z wolna ku upadkowi Związek Radziecki potrzebował efektywnych widowisk i udanych przedsięwzięć, również w kosmosie. Na Księżycu się nie udało (podobno?) - Amerykanie byli wcześniej, więc próbowano na wielu frontach... Nie cofano się przed niczym, żadnym poświeceniem. Nie od dziś wiadomo, że to co oficjalne to jedno, a nieoficjalnie to... duuużo więcej się dzieje. Tak bym to widziała :))

    A propos dokonań ZSRR w tematyce kosmicznej - jakbyś coś, gdzieś kiedyś sklecił, daj znać.Chętnie poczytam :))

    Co do kontynuacji - będzie. Pisze się. Aleee powoli, bo muszę jeszcze dopracować warsztat i wiedzę. Więc jeszcze trochę potrwa..... i będzie wplecione w inne opowiadanie. Ale to już zupełnie inna historia :))
    Podrowionka :))
  • stefanklakson 06.01.2019
    Nie mam ostatnio Agnieszko zupełnie chęci na dłuższe teksty, dlatego nic nie komentowałem. Od dziecka jestem miłośnikiem fantastyki naukowej, lubię "Fundację" Asimova, opowiadania Ellisona, Ursulę K Le Guin, historie o "Stalowym Szczurze" Harrisona, "Amber" Zelaznego i dziesiątki innych książek, które stoją sobie u mnie bezpiecznie i spokojnie na półkach. Pamiętam też, co nasunęło mi się w związku z tematyką i lekturą Twojego opowiadania, że będąc dzieckiem bardzo duże wrażenie zrobiło na mnie zakończenie filmu Planeta Małp z 1968 r. Twoje opowiadanie jest dobrze i ciekawie napisane, można się było wczuć w atmosferę statku. Opowieść podobała mi się. Jak poczytam kolejne, to też coś napiszę. Życzę wytrwałości w pisaniu, bo przy takich długich tekstach trzeba się dużo napracować. Ja to rozumiem. Pozdrawiam, Stefan.
  • Agnieszka Gu 06.01.2019
    Witam,
    Asimov to jeden z najlepszych twórców SF. Wychowała się na nim (nie licząc Lema i kilku jeszcze innych Wielkich). Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam
  • Ritha 17.10.2019
    Dzień dobry :D

    „Wsłuchała się w tykającą ciszę w kabinie. Tykały różne wskaźniki na pulpicie. Tykały, migotały, świeciły, wskazując różne parametry lotu. Szumiał wiatrak wentylacji, szumiały przepływające rurami płyny, również te chłodzące reaktor jądrowy. W głowie też jej szumiało” – jest pęd, umiejętne zastosowanie powtórzeń, cudo

    „Masując powoli skronie, usiłowała przypomnieć sobie moment startu. To był rok 1979. I znów wszystko jej się poplątało. Przecież nie może pamiętać samego momentu startu” – a tu mnie już troszkę gniecie 2 x startu
    „Wsparła głowę o oparcie i znów powróciła myślami do przeszłości” – i tu – wsparła o oparcie, zbyt bliźniacze

    Z tym Twoim ziewaniem podczas czytania, kultowym już w zasadzie :D jest tak, że czuć w Twoim pisaniu, że lubisz konkretna narrację bez przynudzania. Ciekawa byłam początków, fajny tekst, mocno „kosmiczny”, teraz już to rozszerzasz, wprowadzasz różne wątki, bazując na zainteresowaniach. Epilog świetny.
    Dobry tekst.
  • Agnieszka Gu 18.10.2019
    Hej :) Gdzie cie tu przywiało :) Ale niespodzianka :)
    To baaardzo początkowy tekst, baaardzo :)
    Dzięki za luknięcie i odgrzebanie opka.
    Pozdrowionka :)
  • Ritha 18.10.2019
    A tak mnie zawiało :)
  • Agnieszka Gu 18.10.2019
    Ritha Tu jest ten sławny komentarz Canulasa - czytałam go wtedy 100 razy w wypiekami i przejęciem :D :D :D
  • Ritha 18.10.2019
    Agnieszka Gu :D Pięknie :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania