Poprzednie częściPrzedszkolak '94 (Część I)

Przedszkolak '94 (Część IV)

CZĘŚĆ IV

 

Jestem podekscytowany. Dziś nie widziałem jeszcze ojca. Teraz usiądę z nim przy jednym stole. Rozmowa z tatą, który jest ode mnie kilka lat młodszy - brzmi nieźle. Wchodzę do mieszkania i dostrzegam ojca w typowej dla niego pozie. Siedzi na fotelu, nogi ma założone na drewnianą ławę, głowę odchyloną do tyłu. Z szeroko otwartych ust wydobywa się odgłos chrapania. Na ławie stoi puszka piwa „Herbowe”. Przez moment mam ochotę łyknąć sobie i poczuć stary smak piwa, do którego warzenia nie podchodzono tak... przemysłowo. Odpuszczam. Moje sześcioletnie kubeczki smakowe mogą zwariować i się niepotrzebnie rozczaruję. Tata jest kierowcą ciężarówki w hurtowni spożywczej. Przez dziesięć godzin dziennie jeździ starem po sklepach i rozwozi towar. Nagimnastykuje się przy tym niemiłosiernie, toteż nie dziwota, że jest zmęczony. Nie mogę się jednak powstrzymać i wskakuję mu na kolana. Budzi się zszokowany i trąca ręką puszkę. Resztka piwa wylewa się na ławę. Ojciec nie jest tym przejęty. Patrzy na mnie swoimi błękitnymi oczami. Mimo tego chronicznego zmęczenia i zaspania jest taki... rześki. Wydaje się być pełen witalności. Jego twarz mówi „mogę zdobyć ten świat, jeśli tylko zechcę”. Uśmiecham się jak głupek i nie wiem co mam powiedzieć.

- Odkupujesz piwo, kolego! - tata krzyczy i wbija mi palce pomiędzy żebra.

Wiję się niczym węgorz, broniąc się przed łaskotkami i próbując wyrwać z żelaznych objęć ojca. Po kilku chwilach uspokajamy się, a ja nadal patrzę na niego. Teraz moje oczy są już załzawione. Nie wiem czy z miłości czy od śmiechu.

- Tęskniłem za tobą, tato...

- Rano chciałem się z tobą przywitać, ale spałeś jak zabity.

- Wczoraj miałem ciężki dzień w przedszkolu - śmieję się.

- Gdy ja byłem w twoim wieku, nie wiedziałem co to zmęczenie.

- Serio?

Do pokoju rytmicznym krokiem wchodzi mama z talerzami w dłoniach. Marszczy nos.

- Co tu tak śmierdzi piwskiem?

- Co dobrego na kolację? - rzuca w odpowiedzi tata.

 

Siedzimy przy stole. Rodzice pałaszują kanapki z pasztetową i pomidorami. Przyglądam się im jak zaczarowany. Zastanawiam się jak będzie mogło dojść do tego, że za około osiem lat, zacznie się między nimi psuć. Nasze mieszkanie stanie się niemym świadkiem burzliwych kłótni, a po nich cichych dni. Dni, które będą się rozrastać do tygodni, a następnie miesięcy. Z tego co pamiętam, poszło o pieniądze. Jak zawsze. Z biegiem lat życie stanie się droższe, a pensje rodziców, będą stały w miejscu. Powoli zacznie brakować na podstawowe artykuły. Przestanę jeździć na wycieczki szkolne, a koledzy z klasy będą się śmiali, że mam stare, porwane buty. Mama nie wytrzyma pierwsza i oznajmi ojcu, że wyjeżdża za granicę, aby dorobić do rodzinnego budżetu. Relacja między nimi będzie już tak wyziębiona, że tata nawet tego nie skomentuje. Mama wyjedzie do Włoch na zbiory oliwek. Ciężka robota w czterdziestostopniowym upale. My z ojcem jakoś będziemy sobie radzić, ale to nie to samo. Tata cały dzień będzie pracował, a mnie nie będzie komu przypilnować. Oceny w szkole się pogorszą. O wiele za wcześnie poeksperymentuję z używkami. Jakoś to przetrwamy, ale gdy mama wróci do domu, ojciec oznajmi jej, że kogoś znalazł i się wyprowadza. Moje serce złamie się na pół. Mamy chyba też... Niby byli w stanie wojny, ale czułem, że ona wciąż go kocha. Od tamtej pory tatę będę widywać sporadycznie. Raz w miesiącu, albo jeszcze rzadziej. Jego nowa kobieta, której imienia nawet nie chce mi się wymieniać, nie przypadnie mi do gustu. Łagodnie mówiąc...

- Czemu nie jesz? - pyta mama, a ja spostrzegam, że oboje patrzą się na mnie zdziwieni.

- Sorry, mamo. Zamyśliłem się...

- O czym tak dumasz? - pyta tata przeżuwając kęs kanapki.

- Myślę... Czy moglibyście obiecać, że już zawsze będziemy razem?

Tata przestaje mielić szczękami. Mama upuszcza kanapkę na talerz. Cisza trwa bite kilkadziesiąt sekund. Wreszcie ojciec odzyskuje rezon.

- Skąd to pytanie, Jędrek?

- Po prostu... Dziś słyszałem jak rodzice Roberta się kłócili. Oni zawsze się awanturują... Ale skąd ja mogę wiedzieć, czy wy nie zaczniecie się tak kłócić.

- Dorośli ludzie czasami się kłócą...

- Okej. Ja to wszystko rozumiem. Tylko obiecajcie, że się nie rozstaniecie...

Mama i tata patrzą zaskoczeni to na siebie, to na mnie. Wbijam w nich wzrok oczekujący odpowiedzi.

- Dobrze, obiecuję - mówi tata.

- Ja również - mama podnosi rękę jak na ślubowaniu.

Powoli kiwam głową. Nie wiem dlaczego wywlekam ten temat na powierzchnię. Chyba, po prostu, żeby się uspokoić. Jeżeli jutro obudzę się na powrót jako dorosły, chciałbym, aby rodzice wciąż byli razem. Może mama by żyła? Te stresy z ojcem i ciężka praca za granicą na pewno nie pomogły w walce z chorobą nowotworową. Kto wie, co mnie czeka jutro?

 

Zjadam kanapki. Kąpię się w wannie. Przebieram się w błękitną piżamę w motocykle. Przytulam się mocno do taty i mamy. Mówię im, że ich kocham. Dostaję po buziaku i kładę się do swego łóżka. Zważywszy na to, że jestem jedynakiem, mam własny pokój i co ważniejsze własne wyrko. Wiem, że niektórzy koledzy muszą spać z braćmi i siostrami. Leżę w ciemnościach. Drzwi do dużego pokoju są uchylone. Rodzice chyba są pewni, że już śpię, bo zaczynają o mnie gadać. Nie słyszę wszystkich słów, ale wyłapuję kontekst...

„Jest dziś jakiś dziwny.”

„Nigdy się tak nie przytulał.”

„Dzisiaj chyba z pięć razy mówił, że mnie kocha.”

„I ten tekst o byciu zawsze razem.”

„Wspaniały chłopak.”

„Tak, udał się nam synek...”

Dopiero, gdy słyszę ostatnie zdania, zaczynam odpływać w objęcia Morfeusza. Myślę o moim rowerze BMX i o tym, że chyba dzięki niemu zrodziła się moja pasja. Podświadomie drapię paznokciem szorstki, wytarty obrazek jednośladu na piżamie. Jako dorosły facet jestem zapalonym motocyklistą. Chyba już śnię, ponieważ czuję, że siedzę na stalowym rumaku o mocy, która może ponieść mnie z prędkością ponad dwustu kilometrów na godzinę. Odjeżdżam z piskiem opon...

 

Otwieram oczy. Orientuję się, że mam na głowie kask motocyklowy. Stoję w bardzo długim korytarzu. Nie jestem pewien czy ściany są pomalowane czarną farbą czy jest tu po prostu ciemno. Czuję się obolały i poruszam naprzód z trudnością. Skórzany kombinezon do jazdy nie ułatwia mi zadania.

Nagle na ścianie, po prawej stronie wyświetlają się slajdy. Dosłownie tak jakby ktoś uruchomił rzutnik. Mogę przysiąc, że słyszę jednostajną pracę urządzenia. Korytarz zostaje rozświetlony poprzez obraz asfaltowej drogi. Zauważam, że slajd się porusza. Rozpoznaję... To ja. Pędzę motocyklem grubo ponad stówkę. Widzę całą sytuację z perspektywy pierwszej osoby. Dookoła miga mi jedno z osiedli naszego miasteczka. Teren zabudowany. Widzę ją w oddali - śmieciarka. Wyjeżdża z drogi podporządkowanej. Przypominam sobie. Wiem, co się zaraz stanie. Nie. Wiem, co się stało. Bo jestem pewien, że to się już wydarzyło. Zaczynam hamować bardzo wcześnie, ale prędkość jest tak duża, że szanse są zerowe. Akcja trwa mniej niż trzy sekundy Slajd gaśnie, gdy moje ciało uderza w tył ciężarówki. Następuje cisza, w której słychać jedynie mój chrapliwy oddech. Jestem świadom, że uderzenia z taką siłą, nikt by nie przeżył.

Jakby na potwierdzenie moich przypuszczeń, zaczynam słyszeć bicie dzwonów. Najpierw cicho, następnie coraz głośniej. Gdy hałas jest już nie do zniesienia, ściana po lewej stronie zaczyna rozświetlać się kolejnym slajdem. Wnętrze kościoła jest wypełnione ludźmi. Zauważam wśród nich kilku znajomych, ale jest też mnóstwo osób, które kojarzę tylko z widzenia. Na katafalku stoi biała trumna. Na trumnie leży biały kask z czarną szybką. Na ławce ustawionej dla najbliższych zmarłego siedzą samotnie mój ojciec oraz Marta. Ona ściska w dłoni zmiętą chusteczkę. Jej całe ciało drży spazmatycznie. Tato, w totalnym bezruchu, tępo wpatruje się w marmurową posadzkę świątyni. Kapłan wstaje ze swojego miejsca i podchodzi do ambony. Poprawia z trzaskiem mikrofon i z nienaturalnym echem rozbrzmiewa tubalny, niski głos.

- Dziś z wielkim smutkiem i żalem, żegnamy naszego brata, Jędrzeja...

Moja żona wybucha głośnym płaczem. Sam również czuję stalowy ucisk na gardle. Ksiądz przerywa na chwilę, po czym podejmuje:

- …jednak musimy pamiętać, że nasz ukochany mąż, syn, przyjaciel, parafianin ogląda teraz oblicze Pana...

W trzeciej ławce, z prawej strony dostrzegam Roberta z żoną. Kilka ławek dalej siedzi Maciek. Ledwie go poznaje. Nie mamy ze sobą kontaktu od lat, ale jednak przyszedł. Miło z jego strony. Lepiej późno niż wcale, jak to się mówi.

- ...więc nie smućmy się aż nadto. Tam - ksiądz wskazuje palcem ku górze - ma on życie wieczne! Tam...

Głos stopniowo cichnie. Wnętrze kościoła ciemnieje, aż wreszcie wygasa. Na końcu długiego korytarza błyska i gaśnie małe światełko. Aha. No tak. Jasne. Więc to jest ten słynny tunel... Nie wygląda to jak nadjeżdżający pociąg. Bardziej jakby ktoś otworzył na końcu drzwi i wszedł do środka. Rzeczywiście, słyszę powoli zbliżający się stukot obcasów. Wydaje się, że trwa to całe wieki. Postać zbliża się na kilka metrów i obraz mi się wyostrza. To ona. Moja matka. Znowu ma dwadzieścia kilka lat. Nie żaden anielski orszak. Najzwyczajniej w świecie, przyszła po mnie moja mama. Zupełnie jak do przedszkola. Skąd ten pomysł, że „przyszła po mnie”? Hmm. To chyba już jest jasne...

Matka podchodzi do mnie blisko. Bardzo ostrożnie ściąga mi z głowy kask i odkłada go na kamienną posadzkę. Kładzie mi dłonie na policzkach i czule całuje w czoło.

- Mama? - mówię bardziej do siebie niż do niej.

- Czekałam na ciebie, synku - uśmiecha się i wyciąga ku mnie dłoń - Chodźmy. Już czas...

- Dokąd, mamo?

- Zobaczysz... - szepcze mi do ucha.

Chwyta moją dłoń i delikatnie ciągnie w kierunku, z którego przybyła. Nie opieram się. Chyba jestem już gotowy. Ruszamy ku drzwiom trzymając się za ręce...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Clariosis 16.10.2020
    Intrygujące zakończenie - naprawdę ciekawi mnie, co takiego zdarzy się dalej. Czyżby całe te cofnięcie się do dzieciństwa było projekcją umierającego umysłu? Szczególnie jednak smutne są wnioski, do których bohater doszedł, a szczególnie ten z rodzicami - przykre, kiedy ludzie nie umiejąc znaleźć wspólnego języka coraz bardziej oddalają się od siebie. Nawet z najtrudniejszą sytuacją można dać sobie radę, jeżeli tylko jest dialog. Niby tak proste, a tak trudne do wykonania...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania