Przeklęty Cień (odc.1)

Jechaliśmy przez las już czwarty dzień. Przejechaliśmy konno już dobrą kupę kilometrów od dnia w którym wyjechaliśmy z Rox w stanie Ox w Icho jednym z państw podlegających cesarstwu. Cztery dni odział składający się z pięciu ochotników jechał przez gęsty las pod przewodnictwem Maro członka plemienia leśników. Celem naszej wędrówki było dopadnięcie młodej kobiety –tak z piętnaście lat- będącej oskarżonej o uprawianie czarów co w stanie Ox jest karane śmiercią. Wszyscy mieli tylko jeden cel znaleźć i przyprowadzić do Rox albo zabić. Moim celem było co innego ale na razie nie będę niczego zdradzać.

Jechaliśmy w luźnym szyku który każdego dowódcę wojskowego doprowadził by do załamania nerwowego. Ja i Hall młody budowlaniec jechaliśmy niemal w ramie w ramie na końcu. Przed nami jechał Oxford kowal a przednim pastor Kost. Na samym początku szedł Maro prowadzącego za uzdę swego Kasztana.

–Jak myślisz ile jeszcze? –Zapytał się mnie cicho Hall by nikt poza mną nie usłyszał.

–Nie wiem. –Odparłem krótko spod zakrywającego mi górną część twarzy kaptura płaszcza.

Dołączyłem do tej grupy poszukiwawczej przed dzień wyjazdu. Nie znałem ich a oni nie znali mnie więc się nie odzywałem i jechałem na końcu. To że w ogóle odezwałem się do Halla świadczy tylko o tym że polubiłem tego młodego chłopaka. Od samego wyjazdu jechał na końcu obok mnie a po kilku godzinach milczenia od chwili wyjazdu z Rox po prostu nie przestawał do mnie mówić. Gdyby nie to że jego historie które mi opowiadał były naprawdę ciekawe a dowcipy śmieszne po prostu powiedziałbym mu by się zamknął. Ale on naprawdę był fajnym kolesiem i wiedział kiedy się zamknąć.

Hall odchylił się lekko na siodle jakby chciał rozprostować plecy.

–Ile można po prostu gonić za jedną dziewczynką. –Stwierdził dalej mówiąc tak bym tylko ja go usłyszał. – Nie moglibyśmy sobie po prostu odpuścić? Przecież w wielu stanach i państwach magia jest dozwolona jeżeli ten kto się nią para nie zrobi nikomu krzywdy. A przecież Mag nie zrobiła nikomu krzywdy więc o co hałas? Sądzę że pastor uwziął się na nią tylko dlatego że nie chciała mu dać dupy zboczek jeden. –Spojrzał pogardliwie na pastora i spluną przez ramie. –Pedofil jeden jebany. Gdyby nie to ze jest pastorem a ludzie w miasteczku głupio bogobojni to sam bym mu kark przekręcił.

Hall tak samo jak ja nie jechał z nimi tylko by ją znaleźć ale też by dopilnować pastora i innych. Z tego co Hall mi powiedział w ciągu tych czterech dni to on wziął udział w tej całej sprawie od początku by ją chronić. On wiedział co może się stać kiedy ludzie dopadają kobietę która jest na ich łasce. On jako budowlaniec był bardzo silny i muskularny mógł temu wszystkiemu zapobiec. Teraz jechał by ją uratować od kary śmierci. Tak dla wyjaśnienia to zdradził mi że on sam pod przebraniem pomógł jej uciec z więzienia i teraz znów ma zamiar jej pomóc.

Spojrzałem na niego z sympatią ale on nie mógł tego zobaczyć spod kaptura. To człowiek których jest coraz mniej na świecie pomyślałem.

–Zrobię co się da by dziewczynka nie wpadła w ich rance. –Kontynuował dalej. –Bogowie mi świadkami że prędzej przekręcę im karki niż dam ją skrzywdzić. –Spojrzał kolejny raz na mnie. – Mam nadzieje że się nie wycofasz i pomożesz mi ją uratować.

Potwierdziłem skinieniem głowy choć to nie było pytanie.

Dzień po wyjeździe gdy rozbiliśmy obóz i mi zdradził swoją tajemnice zapytał mnie czemu z nimi jadę. Powiedziałem że to tajemnica a ten nie drążąc tematu zapytał się mnie czy mam taki sam zamiar jak reszta. Zaprzeczyłem a ten poprosił mnie o pomoc w uratowaniu dziewczynki. Bez wahania się zgodziłem i tak na tej wyprawie zdobyłem przyjaciela aż po grób.

Godzinne jazdy potem zatrzymał nas Maro. Wszyscy zatrzymaliśmy konie i z nich zsiedliśmy kiedy dał nam znak. Podeszliśmy do niego ustawiając się wokół . Maro kucał pochylony nad ściółką leśną wpatrując się w coś czego ja nie widziałem. Ale ja nie znałem się na tropieniu.

–Całkiem świeży ślad. –Orzekł pewnie swym chrapliwym głosem. – Ma chyba z dwa dni. Nasza

uciekinierka porusza się teraz na piechotę. –Orzekł ale to było dla nas pewne po tym jak dzień wcześniej znaleźliśmy zwłoki konia którym się poruszała. Najwidoczniej go zajechała. –Wyraźnie kuleje. –Podniósł się i powiódł wzrokiem w głąb lasu przed nami. –Nie mogła odejść dalej niż pół może dzień drogi od nas.

Na te słowa wszyscy wskoczyliśmy na konie a Maro ruszył biegiem prowadząc swego konia za uzdę.

–Biedne dziecko. –Jękną Hall. –Musimy jakoś ich spowolnić i dać jej więcej czasu.

Już wiedziałem co mam robić. Przystawiłem dłoń do szyi mojej srebrnej klaczy. Użyłem swojego talentu telepatycznego i powiedziałem koniowi co ma zrobić. Moja Szermierz się nie stawiała. Wiedziała dlaczego ma to zrobić i tak samo jak my chciała pomóc tej biednej dziewczynie. Szybko w odpowiedzi dotknęły mnie jej ciepłe myśli oznaczające ze jest gotowa a potem po prostu się potknęła. Ja dzięki że byłem na to przygotowany wyjąłem nogi za strzemion a potem wypadłem z siodła tak by w upadku nic mi się nie stało.

Szermierz tak jak uzgodniliśmy przyklęknęła na przednie kopyto idealnie udając potknięcie a zaraz potem zaczęła udawać że kuleje. Moja kochana Szermierz gra rewelacyjnie. Wszyscy stanęli i spojrzeli na nas. Hall zsiadł z konia i pomógł mi wstać a ja udałem jeszcze na dokładkę ze stłukłem kolano. Hall na mnie spojrzał a ja mrugnąłem do niego porozumiewawczo. Nie uśmiechną się ale widziałem po oczach że zrozumiał.

–Co się dzieje! –Zagrzmiał pastor podjeżdżając z resztą do nas.

Kost wyglądał tak jak powinien wyglądać każdy kaznodziei. Był nie brzydki i nieprzystojny, postawę miał zawsze godnie wyprostowaną ale w oczach miał coś co mnie odrzucało. Było w nich coś Fanatycznego i obleśnego. Każdy mógłby wziąć to za płonącą się w jego oczach ogień gorliwej wiary ale ja wiedziałem że to coś innego. Hall też to wiedział.

–Koń mi się potkną. – Powiedziałem opierając się na muskularnym ramieniu Halla. Spojrzałem na moją klacz udając że uważnie przyglądam się jej kopytu na którym tak jak umówiliśmy starała się nie opierać. –Chyba stłukłem sobie kolano a moja klacz okulała.

Pastor wydał odgłos gniewu i posłał mi i Szermierz mordercze spojrzenie.

–Teraz kiedy jesteśmy już tak blisko! –Niemal warkną.

–Nie moja wina. –Skłamałem udając że się bronie. –A poza tym tamta też kuleje i jeżeli trochę zwolnimy albo zrobimy dzień przerwy to nie ucieknie za daleko.

Pastor dał do zrozumienia że ta propozycja go nie zadowala.

–Od początku czułem że ty nieznajomy przyniesiesz nam pecha. –Warkną na mnie dając upust swojej wrogości. –I miałem racje. Ty rób co chcesz ale my jedziemy bez ciebie. Ta mała czarownicza musi ponieść kare za swoje niecne praktyki.

Raczej za to że nie dała ci dupy i nie zrobiła Loda.

–Chłopak ma racje. –Wstawił się za mną Kowal. –I tak wszyscy jak i konie jesteśmy zmęczeni po przedzieraniu się przez rzekę a na dodatek już ciemnieje.

Pastor spojrzał na kowala jak na zdrajcę i prychną na niego pogardliwie a potem znów spojrzał na mnie a konkretnie w oczy próbując się za mną w pojedynku mentalnym. Sam tego chciałeś pomyślałem spokojnie przyjmując jego wyzwanie. Nie minęło pięć minut a Kost odwrócił gniewnie wzrok. Nie był wstanie wygrać za mną w tej grze choć musze powiedzieć że od samego patrzenia mu w oczy poczułem się zbrukany. Oxford jak i pastor zsiedli z koni w tym pastor klną przy tym jak szewc.

Hall posłał mi dyskretny uśmiech. Widziałem to w jego błękitny iskrzących się oczach że moja wygrana z pastorem sprawiła mu dużo uciechy.

W ciągu następnej godziny nasz przewodnik odnalazł dobre miejsce na obóz. Pewnie poszło by nam szybciej gdyby nie to że ja nas spowalniałem wlokąc się na końcu opierając się o Halla a moja kochana Szermierz też mocno nas spowalniała genialnie grając okulałą. Tak nas spowalnialiśmy że już zapadła w lesie noc kiedy rozbiliśmy obóz.

Oxford rozpalił ognisko przy pomocy nazbieranych przez pastora w lezie gałęzi. Hall przywiązał konie do pnia drzewa apotem je nakarmił owsem i napoił wodą. Leśny rozstawił wokół obozu prowizoryczne pułapki które mają na celu bardziej nasz ostrzec niż coś złapać. Po wszystkim chciał zobaczyć moją nogę a później mojego konia ale na szczęście Hall go uprzedził.

–Niewiedziałem ze znasz się na medycynie. –Zauważył złośliwie Kowal.

Hall posłał mu genialnie udawany wesoły uśmiech i powiedział:

–I widzisz Oxford ilu rzeczy ty o mnie nie wiesz.

Podszedł do mnie. Podciągnąłem nogawkę moich czarnych bojówek odsłaniając kolano. Hall chwile poudawał że ją ogląda i po pięciu minutach stwierdził że to lekkie stłuczenie i że jutro będzie lepiej. Potem podszedł do Szermierz i przyjrzał się jej kopytu. Kopyto bardzo szybko owinęliśmy płótnem by nikt się jej lepiej nie przyjrzał i nie zauważył że nic jej nie jest. Tak samo jak u mnie po pięciu minutach stwierdził że to na szczęście stłuczenie i że pomoc medyczna nie jest potrzebna ale będziemy musieli trochę zwolnić i żeby najlepiej nic nie dźwigała.

Pastorowi było to w niesmak i nie omieszkał nas o tym poinformować ale nie mógł nic zrobić. Pokuśtykałem do konia Halla brązowego Barona. Położyłem mu rankę na szyi i użyłem daru. Zapytałem się go czy nam pomoże i weżnie moje rzeczy które do tej pory dźwigała Szermierz zaraz po tym jak udało mi się go uspokoić i wytłumaczyć ze nic jej nie jest i że tylko udaje. Poczułem jak jego spokojne myśli dotykają mojego umysłu i mówią że zrobi wszystko dla mnie i Szermierz. Ah ta miłość! Już od dnia wyjazdu zauważyłem że Szermierz i Baron mają się ku sobie co w niesmak było Ramzesowi czarnemu ogierowi Oxford ’a i Michelowi – czekoladowemu koniu pastora. Obu tym koniom bardzo spodobała się Szermierz ale ona wybrała Barona. Tylko Koniowi Maro była ona obojętna bo ten miał w wiosce klacz i parę źrebiątek –dumny dobry ojciec.

Pół godziny później zagotowała się owsianka którą zawieszono nad ogniem. Po czterech dniach jazdy owsianka trochę się zastarzała i niebyła tą samą świeżą i pożywną owsianką którą była pierwszego dnia ale i tak dla nas straciła smak. Hall siedział obok mnie opierając się plecami o to samo drzewo co ja.

–Udało ci się kupić dla niej trochę czasu. –Szeptał do mnie między jednym kęsem a drugim. –Ale i tak nie jest bezpieczna. Jak nie oni ją dorwą to zginie z głodu lub zimna w lesie. –W jego głosie dało się wyczuć że strasznie się martwi ale twarzą tego nie zdradzał. –I tak to cud ze jeszcze żyje ale ile może jej dopisywać szczęście. Musimy coś zrobić. –Oświadczył nagle szeptem ale stanowczo. –Masz jakiś pomysł?

Już się nad tym zastanawiałem i już wysłałem telepatycznie prośbę o protekcje do wszystkich zwierząt które żyją w lesie. Nie mogłem jej namierzyć telepatycznie ale mogłem prosić las o ochronę. Dostałem tego samego dnia odpowiedź od miliona zwierząt w lesie i odpowiedzią przychylną do mojej prośby. Las będzie ją karmił a zwierzęta pilnowały i grzały w nocy.

–Nie martw się. –Powiedziałem spokojnie związując moje długie czarne jak pióra kruka włosy rzemykiem z tyłu w samurajski kucyk. –Las jest jej przychylny.

Hall patrzył na mnie przez chwile uważnie a oczy świadczyły o tym że o czymś myśli.

–Nie mogę cię rozgryźć Raven. –Oświadczył powoli. –Jestem pewny że jesteś dobrym człowiekiem ale jest w tobie coś dziwnego i coś mrocznego. Z reguły dziwne łączy się z strasznym ale nie u ciebie. W tobie jest coś dziwnego coś nie wytłumaczalnego ale i coś strasznie mrocznego.

Popatrzyłem mu w oczy.

–Nie mylisz się. –Mój głos był spokojny i opanowany co mogło by się wydać trochę straszne w tej chwili. –I właśnie z tego powodu szukam tej czarodziejki. Potrzebna jest mi pomoc magiczna ale nie byle jaka tylko osoby obdarowanej konkretnym rodzajem magii.

–Do czego ci jest potrzebna. –Momentalnie ton jego głosu stał się podejrzliwy.

Pokręciłem przecząco głową.

–Jesteś dobrym człowiekiem ale nie mogę ci nic powiedzieć. –Oświadczyłem spoglądając na mojego konia i Barona stojących obok siebie i skubiących zieloną trawę. – Ale bądź pewny że to nic złego i nie chce jej skrzywdzić. Chce by była bezpieczna nie dlatego tylko bo jej potrzebuje ale dlatego że się z tobą zgadzam. –Spojrzałem znowu w oczy Halla. –Możesz mi wierzysz.

Przez chwile patrzyliśmy sobie w oczy próbując wybadać co myśli ten drugi. Hall widział w moich oczach że mówię prawdę i że naprawdę nie mam złych zamiarów względem dziewczynki.

–Wierze ci. –Oświadczył odwracając wzrok na grających w karty towarzyszy. Jego głos był teraz tak samo jak mój spokojny –niemal bezbarwny. –Ale nie podobają mi się twoje tajemnice. Od początku wyprawy nic o sobie nie powiedziałeś poza tym jak masz na imię. Wiem że podałeś fałszywy powód dlaczego chcesz z nami jechać tylko dlatego że chciałeś byśmy cię zabrali…

W miasteczku powiedziałem wielebnemu ze czarownice kiedyś zabiły mi w okropny sposób rodziców i przy pomocy dobrej gry aktorskiej i genialnym kłamstwom wziął mnie za sobą –aczkolwiek niechętnie.

–… wiem też że mas w sobie cos magicznego. –Nie zdziwił mnie tym. Nie był głupi –wręcz przeciwnie był bardzo inteligentny –i spędził zemną podczas wyprawy tyle czasu że niebyło siły by nie zauważył. – Ale i tak nic o tobie nie wiem. Wierze ze masz powód do tajemnic ale mógłbyś mi coś zdradzić.

–Powiedziałem ci że potrzebuje pomocy czarodziejki. –Oznajmiłem okładając drewniana miskę i łyżkę obok. –To więcej niż wie o mnie sam bóg.

Hall patrzył na mnie ale nie drążył tego tematu. To była kolejna jego zaleta –wiedział kiedy drążyć a kiedy dać sobie spokój. Kiedy skończył jeść wyczyścił swoja miskę a ja swoją. Potem zaczął nawijać jak zwykle aż Maro nie powiedział że czas spać. Wszyscy położyliśmy nasze głowy na siodłach i przykryliśmy kocami. Ja do tego wziąłem do ranki pod kocem nuż.

Następne częściPrzeklęty Cień (odc.2)

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • NataliaO 23.11.2014
    ciekawe , 4:)
  • Dzięki :)
  • Katerina 23.11.2014
    Trochę mnie przeraziło. W sensie twój pomysł, ale nawet fajne
  • Ale nie rozumiem. Co cię konkretnie przeraziło?
  • Nie żebym żebrał o komentarze ale jestem ciekaw jak wam się podoba. Jestem ciekaw co zmienić a co nie. Dlatego proszę o komentarze.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania