Przemytnik (część 3)
Hao Wang zamknął drzwi swojego Dogde Vipera z 1999 roku. Kowbojskie buty zastukały o podłogę podziemnego garażu wieżowca w nowoczesnej dzielnicy Shenzen. Hao był jednym z „bananowych” chińskich dzieciaków, którzy poddali się popularnej modzie na amerykański styl życia. Nie chciał żyć jak jego ojciec czy dziadek – partyjni funkcjonariusze, dla których zachodnia cywilizacja była ohydą, a tradycje kraju odgrodzonego Wielkim Murem największą świętością. Nastoletni bunt nie skończył się nawet teraz, kiedy Hao był już 28-latkiem po jednej najbardziej prestiżowych uczelni ani po tym jak ojciec bardzo pomógł mu w zdobyciu lukratywnej posady. Hobby opierające się na fascynacji Ameryką nie należało do tanich. Stary Dodge kosztował równowartość trzech najdroższych nowych chińskich aut. Już nie mówiąc o znajomościach, jakich wymagało zdobycie wszystkich zezwoleń na jego sprowadzenie.
Jego oryginalne amerykańskie ciuchy również były wyrazem buntowniczego luksusu dostępnego jedynie dla wybranych. Pomyśleć, że kiedyś to tu, w Chinach, amerykańskie firmy miały większość swoich fabryk, w których szyły (oczywiście legendarne) amerykańskie dżinsy. Dziś to już przeszłość, a teraźniejszość ma swoje różne nazwy: patriotyzm gospodarczy dla jednych, protekcjonizm dla drugich, koniec efektywnego globalnego rynku dla jeszcze innych.
Hao nie wnikał w te zawiłości. Wybrał dzisiejszy obiad, pierwszy z brzegu jaki zaproponowała lodówka głosem jego ukochanej Mai Lark, a cztery minuty później ta sama wirtualna Maya Lark z naturalnie brzmiącym kantońskim akcentem życzyła mu smacznego, kiedy kuchenka zakończyła swoje zadanie.
Zjadł, ułożył się wygodnie na kanapie i sięgnął po interfejs imawizji. Cały dzień nie mógł się tego doczekać, bo właśnie udało mu się kupić na czarnym rynku najnowszy film, który dopiero od tygodnia jest w kinach w USA i Europie. Uwielbiał te nowości. Świadomość, że jest tym pierwszym, który opowie chłopakom z biura o nowym filmie warta była wydania połowy pensji przeciętnego Chińczyka, którą on zarabiał w ciągu trzy dni. Jest w tym smak zakazanego owocu i każdy go lubi. Chłopaki z firmy też mają też swoje ulubione aktorki z Ameryki. Ale najważniejsze, żeby to były prawdziwe aktorki, nie wytwory AI. W Mai fascynowało go to, że gdzieś tam istniała naprawdę. Idealna, ale jednak prawdziwa. Pewnie, że każdy mógł sobie włączyć imawizję i do woli cieszyć się przygodami wirtualnych bohaterów istniejących tylko w trzewiach komputerów. Chcesz horror, w którym główna bohaterką jest blond uczennica liceum, którą ściga odrzucony niepopularny chłopak z piłą mechaniczną? Proszę bardzo. Potężne algorytmy AI znają cię doskonale, wiedzą czy dziewczyna będzie ci się bardziej podobać z czerwoną czy różową szminką. Serwer imawizji wie jak reagujesz na dotychczas pokazywane dźwięki czy obrazy, a interfejs umie przekazać twoje uczucia lepiej niż dawni poeci. Ale od czasu do czasu jego wyobraźnia potrzebowała oparcia w realności, w kimś kto istnieje naprawdę, choćby w dalekiej Ameryce. Hao mógł sobie pozwolić na kupno przemyconego filmu, zapłodnienie algorytmów jego treścią, żeby mogły zrodzić cały prawdziwszy, pełniejszy wirtualny świat.
Tym, co kręciło go najbardziej było udostępnianie tak stworzonego imafilmu swoim znajomym albo i milionom nieznajomych. To wspaniałe, kiedy możesz przekonać się, że twoje fantazje są lepsze od fantazji innych ludzi. Hao marzył, żeby kiedyś jego imafilmy były oglądane przez te miliony. A pierwszym warunkiem, żeby być na topie twórców imafilmów były kosztowne realistyczne wzorce z prawdziwych aktorów, prawdziwych filmów. Film, tak jak wiele innych kupił od starego pasera Baijiu. Uczciwy facet – zrealizował zamówienie bez najmniejszego opóźnienia. Ale Baijiu już taki był – typ staromodnego honorowego przestępcy. Jego pseudonim pochodził z czasów, kiedy szmuglował przez Syberię wyroby rosyjskich gorzelni. I już wtedy, jak wspominał ojciec Hao, każdy kupujący mógł być absolutnie pewien jakości sprowadzanego przez niego napoju.
Hao zalogował się do imawizora. Światłowód zaniósł jego marzenia do serwerów imawizji. U ułamku sekundy zdecydowały, że mogą je spełnić. Ten nowy film był o czasach wojny secesyjnej, Maya jako młoda wdowa po żołnierzu Konfederacji, chce dać wolność niewolnikom na plantacji swojego ojca. Idealistka wierzyła, że inni pójdą za jej przykładem i ta głupia wojna się zakończy. O filmie opowiedział mu Baijiu i zachęciło to go do zapłacenia tej wygórowanej ceny, ale jego nieskrępowane myśli zanurzyły się w jeszcze odleglejszą epokę i zamienione na kwantowy kod popłynęły do mózgów maszyn. One podsunęły mu nowe obrazy: Maya siedzi przy ognisku koło wigwamu i szyje skóry zwierząt igłą z rybiej ości. A sam Hao jako dzielny myśliwy z łukiem przewieszonym przez ramię wraca polowania ciągnąc jakieś zabite zwierzę na saniach zrobionych z gałęzi. Maya przerywa szycie, wstaje i mocno obejmuje go. Robi mu się ciepło, przyjemnie. Klęka przed nią i odkrywa jej idealnie piękny brzuch. Całuje, łagodnie muska wargami gładką skórę coraz niżej. Maya-Indianka oddycha coraz szybciej, głębiej, a Hao-dzielny myśliwy ma tuż przed samymi oczami obrazek ważki zmieniającej kolor z niebieskiego w żółty potem różowy…
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania