Przemytnik (część 4)
Lee White nie musiał się tłoczyć w kolejce, bo ten seans miał dawno opłacony, więc z braku lepszego zajęcia przyglądał się ludziom, którzy tak jak on przyszli dziś do tego modnego nowojorskiego kina. Właśnie zaczęli wpuszczać na salę. Kolejka ustawiła się w ciągu krótkiej chwili. Jego VIPowska karta gwarantowała pierwszeństwo i oddzielne miejsce, gdzie nikt nie przeszkadza w pełnym odbiorze treści filmu, ale stanął tak jak inni, bo nie lubił się wyróżniać. Przepuścił nawet w kolejce parę staruszków, żeby i oni mogli spokojnie znaleźć swoje miejsca. Nagle odezwał się alarm bramki wejściowej. Starsza pani nawet nie starała się ukryć zakłopotania. Ochroniarz zmierzył ją wzrokiem, podniósł z malutkiego krzesełka, a zawstydzona staruszka odezwała się pierwsza:
- Przepraszam pana za kłopot, mam neurochip, od trzech lat choruję na Alzheimera.
- Czy wyraża pani zgodę na udostępnienie danych medycznych? – Ochroniarz wyjął czytnik z kieszeni munduru.
- Tak, oczywiście – staruszka widocznie była już w takich sytuacjach, bo sama położyła palec na skanerze i spojrzała prosto w czerwone światełko diody, żeby czytnik rozpoznał obraz jej tęczówki. Ochroniarz chwilę studiował komunikaty pojawiające się na wyświetlaczu.
- Dziękuję, wszystko w porządku, życzę miłego seansu. Rozumie pani, procedury... – ukłonił się, jakby w geście przeproszenia i wrócił na swoje malutkie krzesełko.
Lee nie odczuł żadnego stresu, był pewien wyniku kontroli. Wszystkie elektroniczne rzeczy zostawił w depozycie. Przytknął swoją VIP-owską kartę do czujnika, bramka otworzyła się a migające znaki na podłodze zaprowadziły go do wyciszonej kabiny. Tu docierały tylko dźwięki z filmu, a obraz był widoczny z najdrobniejszymi szczegółami, choć jednocześnie można było wybrać opcję z reakcją publiczności. Cóż, wielu VIPów lubi jednak oglądać komedie śmiejąc się wspólnie z innymi.
Skanery w ułamek sekundy zmierzyły jego drobną, odziedziczoną po matce sylwetkę, a fotel dostosował swój kształt, żeby VIPowi było naprawdę wygodnie.
Oglądał film uważnie, każdą scenę, każdy szczegół. Karmił swój mózg każdym kształtem, kolorem, dźwiękiem. Kiedyś zastanawiał się czy ma swój ulubiony gatunek, ale coraz częściej dochodził do wniosku że nie. Czy były jakieś filmy, które uważał za dobre lub słabe? Też raczej nie. Każdy miał w sobie coś, co mogło wzbudzać zainteresowanie. Niestety, z braku czasu chodził głównie na głośne premiery filmów o dużych budżetach. Na tym zarabiał. Wiele razy obiecywał sobie, że będzie też oglądać mniejsze produkcje, ale zdawał sobie sprawę, że byłoby to rodzajem hobby bez większych profitów.
Film się skończył, a Lee jak najszybciej odebrał rzeczy z depozytu i prawie pobiegł do swojego malutkiego mieszkanka. Było ciasne, wymagało remontu i dość drogie, ale miało tę wielką zaletę, że znajdowało się blisko kina. Otworzył drzwi, zabrał spakowaną już małą kabinową walizkę i po godzinie był już na lotnisku JFK.
Trasę do Cantonu obsługiwały malutkie odrzutowce, pewnie kupione jako używane od miliarderów, którzy zdecydowali się na nowszy model. Ale też mało było na tej trasie podróżnych. Chiny były wrogim krajem, każdy musiał mieć zezwolenie na podróż. Przed wejściem drobiazgowo go sprawdzono, tak samo jak każdy zakamarek pamięci telefonu – wiedział, że każda inna elektronika bardzo by spowolniła odprawę, więc nie miał nic innego. W telefonie nie miał żadnej muzyki ani filmów, więc wpuszczono go bez problemu.
Latał na tej trasie często, co było bardzo nietypowe zarówno dla Chińczyków jak i obywateli USA. On miał szczęście lub pecha być i jednym i drugim równocześnie. Kiedy państwo Yu Tian i Jerome White decydowali się na swój przyjacielski rozwód uzgodnili opiekę naprzemienną nad 12-letnim wówczas Lee. W trosce o emocje syna prowadzali go nawet do psycholożki w za dużych okularach na nosie, która rozpoznała w nim autyzm. Fakt, że słabo radził sobie w kontaktach z ludźmi, często ich nie rozumiał, według znajomych nie miał poczucia humoru. Ale filmy go fascynowały, nie tyle losy bohaterów, ale sposób w jaki pokazywano poszczególne sceny, kostiumy, scenografia, Filmy były bardziej zbiorem pięknych obrazów niż opowiadaną historią. Wtedy jeszcze oglądał mnóstwo filmów w samolocie, bo podróżował kilka razy w roku do matki w Cantonie i wracał do ojca do Newark. Albo odwrotnie. Teraz, po piętnastu latach już nie był pewien kogo odwiedzał, a do kogo wracał. Mówił doskonale w obu językach, a kiedy po izolacji Chin od USA i Europy przyszedł czas wybrać względnie stałe miejsce długo się nie mógł zdecydować. Korzystał z prawa do kontaktu z obojgiem rodziców, choć oczywiście teraz już nie potrzebował ich opieki. Ale opiekę zastąpiły inne korzyści. Jego sposób na życie wymagał częstego podróżowania między wrogimi gospodarczo krajami, bo Lee trudnił się przemytem. Swojego towaru nie przewoził jednak w walizce ani nie zaszywał w ubraniu, nie potrzebował go połykać, żeby przewieźć go w żołądku. Jego kontrabandą były nowości filmowe, które przewoził w swoim wyćwiczonym do tego mózgu. Kontrola zawartości mózgu człowieka była co prawda technicznie możliwa, ale póki co sprzeczna z prawem.
9-godzinny lot upłynął mu na drzemce. Potrzebował tego bardzo i kiedy znalazł się w taksówce na kantońskim lotnisku ciągle jeszcze przecierał zaspane oczy. Taksówka zawiozła go wprost pod odrapany domek w jednej ze skromniejszych dzielnic.
Stary Baijiu jak zwykle przywitał go nietypowym dla mało wylewnych Chińczyków serdecznym uściskiem.
- Przywiozłeś mi ten „Rebel Death”? – Baijiu tak niemiłosiernie kaleczył wymowę tego krótkiego angielskiego tytułu, że Lee mimowolnie się skrzywił. Chyba udało się sprawić, żeby starzec potraktował to jak uśmiech. Zresztą jego mimika była amerykańsko-azjatycką mieszanką niełatwą do rozszyfrowania nawet dla bliskich znajomych.
- Jasne, że tak. Świeżutka premiera.
Stary paser wykonał kilka znanych tylko sobie gestów, które oko kamery bezbłędnie wychwyciło i ukryte w ścianie drzwi rozsunęły się. Lee był zaskoczony tylko za pierwszym razem, kiedy okazało się, że prowadzą do luksusowego 6-pokojowego dwupoziomowego apartamentu.
- Chcesz odpocząć? – wskazał kanapę wysokogatunkowej prawdziwej skóry.
- Nie, zacznijmy od razu. Czuję się doskonale, spałem w samolocie.
- Świetnie, dzwonię po Yunru.
Kobieta dotarła tak szybko, że Lee nie zdążył nawet dopić doskonałej aromatycznej herbaty, którą zawsze częstował go Baijiu.
Lee miał wspaniałą pamięć nawet bez hipnozy, co nie zmieniało faktu, że Yunru uwielbiała z nim pracować. W trans wprowadzała go łatwo, a wtedy z jego mózgu można było wydobyć całe terabajty szczegółowych obrazów i dźwięków, które były więcej niż wystarczającym materiałem dla komputera, żeby wyrenderował z nich cały film scena po scenie, klatka po klatce. Lee w transie mówił, rysował, a algorytmy już w ciągu kilku godzin były w stanie uzupełnić luki pamięci człowieka. Mózg Lee tworzył zresztą tych luk wyjątkowo mało, więc nie bez powodu Baijiu uważał go za najlepszego przemytnika w całych Chinach.
Komputery w podziemiach domu Baijiu pracowały na maksymalnej wydajności jeszcze kilka godzin. Klienci niecierpliwie czekali na nowe wzorce do imawizji. Film zaraz po amerykańskiej premierze był bardzo łakomym kąskiem na czarnym rynku. Za tydzień jego cena spadnie o połowę, a za miesiąc… Wolał nawet o tym nie myśleć.
„Lee już chyba dojechał do matki” – zmienił temat swoich myśli Baijiu – „Dobry chłopak, tak dba o nią, za każdym razem odwiedza, choć ona pewnie młoda jeszcze”.
Tian bardzo się ucieszyła z odwiedzin, a po chwili Lee z apetytem zajadał już Mapo-tofu, które jego matka przyrządzała jak nikt inny.
- Dobrze zarabiasz w tej Ameryce?
- Tak, ale ważne, że robię to co lubię. Chodzę do kina i jeszcze mi za to dobrze płacą – uśmiechnął się
- Jesteś jakimś krytykiem filmowym, dziennikarzem?
Nie lubił okłamywać matki, ale przemógł się, żeby skinąć głową. Gdyby dowiedziała się prawdy… Nie, nie dowie się – przecież to nigdy nie wypłynie, że należy do przemytniczej gałęzi jednego z największych chińskich gangów.
- Szkoda, że nie mogę przeczytać żadnego twojego artykułu. Nic tu ze Stanów nie dociera.
- Tak, nie mogę nic przewieźć, sprawdzają nawet moje osobiste pliki w chmurze.
- Szkoda, pokazałabym sąsiadkom, bo one tak często chwalą się swoimi dziećmi. Przyznam, że nie mogę już tego słuchać – uśmiechnęła się.
- To może jest jednak dobra strona tego embargo – przynajmniej ty nie będziesz ich katować takimi niepotrzebnymi przechwałkami. – oboje zaśmiali się.
- A masz na oku jakąś dziewczynę w tej Ameryce? Pewnie jak się tak napatrzysz na te aktorki w filmach to takie zwykłe dziewczyny ci się nie podobają… - uśmiech matki zmienił się w autentyczna troskę.
- One mi się nie podobają – wszystkie są do siebie podobne, sztuczne. Oglądam je tak ja np. scenografię. Grają swoje role, podobnie jak mężczyźni. Ja oceniam ich profesjonalizm, pomysły reżysera, scenariusz...
Matkę bardzo uspokoiła ta odpowiedź. Tym razem Lee był w 100% szczery. Tak właśnie patrzył na ubóstwiane przez miliony widzów aktorki. Idealnie kobiece ciała na ekranie jakoś nie wzbudzały w nim erotycznej fascynacji. Może zbyt wiele ich oglądał? A może koncentrował się tylko na tym, żeby jak najwięcej szczegółów zapamiętać, a taka fascynacja bardzo by w tym przeszkadzała...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania