Przesłuchanie 1/3

Komisarz Jamnik łamał na kostki tabliczkę czekolady. Czekał na podejrzanego, któremu właśnie funkcjonariusze mieli zniszczyć piątkowy wieczór. Snuł w myślach plan operacji. Zastanawiał się nad kolejnością zadawania pytań oraz sposobie ich intonacji. Włożył kosteczkę pod język. Ssąc rozejrzał się po pomieszczeniu.

Cztery szare ściany, w jednej z nich lustro weneckie. Było ozdobione rysunkami dzieci sumiennych stróżów prawa. Im lepiej prace pociech oddawały szacunek służbą, tym rodzic zgarniał większą premię. Poza tym stał tam jeszcze taboret, fotel oraz prosty stół. Jamnik uznał, że przydałby się na podorędziu akumulator. Mały przyjaciel miałby nakłaniać do większej szczerości.

Do sali przesłuchań wpadł podinspektor Sznycel. Kilku dniowy zarost, plama kawy na kołnierzu, sugerowały, że wrze w przełożonym. Na co dzień reprezentował pedantyzm najwyższej potęgi. Raz skarcił posterunkowego za nadepnięcie na nowe pantofle. Za karę pastował buty wszystkich każdego dnia przez kwartał.

Zamknął za sobą drzwi na zamek. Był czerwony na twarzy, jakby zasnął w solarium. Podszedł i położył dłoń na barku komisarza, aby ten się z nim zrównał. Przy czym wbił go nieco w posadzkę, jak gwoździa. Dysząc, nachylił się nad uchem Jamnika, dla pewności, że niedosłyszą ich rozmowy ściany. Oddech Sznycla śmierdział lekko strawionym kabanosem.

— Mogę ci w końcu zdradzić, że dzisiejszy spektakl, to rozkaz z samej centrali. Pewna szycha za wysoko dupy podskakiwała, należy ją usadzić. — wyszeptał w podnieceniu. Wargi Sznycla wraz z ostatnim słowem mlasnęły, jakby pożarł belgijskiego trufla.

— To znaczy… to… od jedynego, słusznego, wszech i wobec dobrze nami władającego premiera? — zapytał drżącym głosem komisarz, a skinienie przełożonego, sprawiło, że dostał drgawek. Poczuł, że ma kości z lodu i właśnie wskoczył do jacuzzi. Euforia z adrenaliną wydrążyła mu mózg na wylot.

— Po pomyślunku, wybrałem ciebie. — mówił cicho Sznycel, kiedy komisarz usiadł na fotelu, pijany z emocji.

— Wierzę, że udźwigniesz zadanie. — ciągnął Podinspektor. — Swoją pracą na rzecz bezpieczeństwa państwa masz okazje wsławić naszą jednostkę…

Jamnik nie słuchał. Miał uszy zalepione zachwytem nad samym sobą. Piętnaście lat harówki. Zaczynał od łapanek na narkomanów. Niezliczone zimowe noce spędził w Skodzie bez ogrzewania, na na obserwacji dziennikarzy, których podejrzewano o zdradę narodu. Schlebiał i stawiał starszym rangą, którzy nim gardzili. Przez ostatni rok pieścił pupę Sznyclowi, aby wreszcie doczekać się misji. Zadania, które przyniesie mu medal z rąk premiera.

Podinspektor pacnął komisarza w kinol.

— Skup się. Wstawaj i słuchaj wytycznych. — rzekł Sznycel. Przybrał oficjalny ton, kogoś kto ma mosznę wielkości bocianiego gniazda.

— Moje uszy są w najwyższej gotowości sir. — odpowiedział komisarz.

— Zatrzymany miał się przyznać na wczoraj, więc podpis pod zeznaniami miał być na przedwczoraj. Zrozumiano? W takim razie przewiduje techniki vale tudo. Wszyściusieńko masz opisane w tece. — Sznycel wyłowił za pazuchy marynarki dokumenty.

— Mamy jeszcze świadka. — kontynuował podinspektor. — Ciężka szyszka do zgryzienia, ale pracuję, aby potwierdziła jedyną słuszną wersje. I jako szeryf naszego komisariatu, dziś sprawie, że zje mi z łapska. — W oku Sznycla diabełki ujeżdżały rakietę w locie. W drugim wciągały proch, jak mefedron uczniaki podczas przerwy na lunch.

Jamnik ucieszył się, że nie jest w skórze świadka.

— Więc możesz się na niego powołać. Liczę, że szybko czytasz, bo za trzy kwadranse będziesz gościł naszą gwiazdę. — poinformował podinspektor.

Komisarz już na osobności, zaczął z zapałem dobierać się do teczki. W niej była, aż jedna cała kartka maszynopisu. Pot zrosił czoło Jamnika. Oskarżenia zajmowały całe trzy czwarte strony. Ostatni raz przerzucał taką łopatę tekstu, kiedy wertował kodeksy prawne w szkole policyjnej.

Pomimo początkowego zwątpienia prędko uporał się z odrabianiem lekcji. Włączył w sobie tryb wytężonej pracy. Ślinił opuszki i walecznie łączył sylaby. Rozpędził umysł do prędkości wystrzelonego pocisku. Jego intelekt nie przywykł do wysokich obrotów. Na skutek czego ciałem Jamnika targały skurcze. Spocony capił, jakby opalał się w Miami ubrany w polar.

Skonstatował, że według zegarka na nadgarstku, ma w zapasie piętnaście minut. Prezent od małżonki sprawił, że ostatnie wolny czas poświęcił na wykuwaniu Adeli w myślach pomnika.

Uważał ją za najbliższą swojemu sercu osobę na globie. Z rozrzewnieniem wspominał bohaterskie wyrzeczenia Adeli, by tylko mógł spełniać służbowe rozkazy. Na sercu komisarza wyrosły z łez szczęścia tulipany.

Dwa lata temu Jamnik otrzymał polecenie infiltracji grupy terrorystycznej. Jak miał w zwyczaju, po zagryzieniu szklaneczki mleka kostką czekolady, wziął się sumienie do pracy. Łączniczką pomiędzy piątką kolumną, a ich do dziś nie odkrytą centralą, była prostytutka.

Służba nie wczasy, Jamnik, by nie spalić przykrywki był zobowiązany skorzystać z usług „Kontaktu”. Nieskazitelne sumienie, jednak nie pozwoliłoby mu na to bez aprobaty Adeli.

Usiedli przy kuchennym stole. Adela zamówiła z okazji postu łososia w cieście francuskim. Jedli w miłej atmosferze, wymieniali między sobą zasłyszane newsy lub plotki o sąsiadach. Wieczór płynął im przyjemnie, jak kajak doliną. Dopóki Jamnik z kamienną twarzą nie przytoczył żonie rozkazu.

Zamilkli. Oblicze Adeli upodobniła się do posklejanej bez ładu porcelany. Cisza swędziała komisarza, ale był za bardzo przerażony, by przemówić. Gęsta sieć żyłek na czole żony, które Komisarzowi przywodziły na myśl dopływy rzek, lada moment mogły wybuchnąć.

Adela jednym pociągnięciem zrzuciła całą zastawę na podłogę. Razem z dźwiękiem tłuczonych talerzy, Jamnik pożałował, że nie zasłonił się tajemnicą zawodową.

Małżonka weszła na stół, rozrywając sobie rajstopy. Na czworaka podpełzła do męża, aż stuknęli się nosami. Złapała za jego zarośniętą grdykę i wściekła oświadczyła:

— Jak śmiesz myśleć, że mogłabym wnosić przeciw. Krzyknąć veto, wobec twojej służby dla narodu. Zezwalam ci prawem świętej przysięgi, grzmocić ci ku chwale narodu, każdą kurtyzanę. Wręcz to nakazuję. — Adela zacisnęła rękę, a Jamnikowi brakowało tlenu.

— Zezwalał nacinać ci prostytutki, nacierać im rany solą. Pochwalam, jednym słowem, wszystko dla ratowania ojczyzny. — Małżonka zeskoczyła z mebla i zniknęła w salonie. Jamnik posprzątał bałagan.

Po krzepiących słowach, które go zmotywowały, stanął na wysokości zadania.

Tym większa była gorycz, gdy zebrał rózgi od Sznycla, za udaremnienie akcji. W łóżkowych wygibasach, komisarz okazał się zanadto uzdolniony. W przeciwieństwie do wyjałowionych strachem sabotażystów. Prostytutka nabrała podejrzeń i zniknęła z dnia na dzień. Trop się urwał.

Komisarz Jamnik siedział na fotelu, nogi zarzucił na stół. W jego głowie pękła rura z hormonami. Endorfiny kapały mu nosem, jak z kranu. Nie mógł wyśnić lepszej partnerki.

Pływał w fontannie radości w tempie allegro z delfinami. Z fantazmatów wyciągnął go za uszy, hałaśliwy oskarżony. Wprowadziło go dwóch chudzielców. Rzut oka wystarczył Jamnikowi, by stwierdzić, że będzie to droga przez ciernie.

C.D.N...

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Noico dwa lata temu
    Bardzo fajne, ale gdzie samo przesłuchanie? Liczyłem na więcej. Jak rozumiem w kolejnej części będzie?
  • Vincent Vega dwa lata temu
    Witam, dziękuję bardzo za ciepłe słowa. Będę dwie części. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania