Punkt odniesienia

Pierwszy kontakt z Zachodem był mało romantyczny, zgoła prozaiczny, jeśli nie brutalny. Nie znałem języka, natura poskąpiła mi specjalnych talentów — dla takich pozostaje fizyczna praca na farmie i w fabryce, za grosze. Kiedy skończyłem pielić sałatę, trzeba było ścinać kalafiory, potem zbierać pomidory i dynie, a na końcu rąbać drewno. W czerwcu nastała zima, ziemia odpoczywała, ja również. Z letargu wyrwały mnie dopiero kwiaty przypołudników, które zabarwiły szare skały fiordów na różowo. Zaciągnąłem się na statek rybacki i jak na złość, od razu zapanował w tej branży kryzys: po pierwszym rejsie szyper ogłosił bankructwo, trawler sprzedano i zostałem ponownie bez pracy. Chwytałem się każdego zajęcia, mogącego przynieść choćby najskromniejszy dochód. Czas mijał, zabierał młodość, ale przybliżał w zamian obyczaje kraju, który miał być dla mnie ziemią obiecaną. Po krótkim szkoleniu zostałem zatrudniony jako składacz na taśmie w manufakturze produkującej sterowniki do wózków inwalidzkich. Płaca była mizerna, lecz regularna i pozwalała na pewną stabilizację życiową. Zawisłem wbrew oczekiwaniom w ciasnej pętli niezmiennych zdarzeń: praca, dom, więcej pracy i tak w kółko, bez szansy na jakąkolwiek poprawę. Nigdy nie będzie mnie stać na własne mieszkanie, ani opłacić córce szkołę. Jedynym wyjściem z tej pułapki było wznowić studia, a koszta pokryć z pożyczki na lichwiarski procent.

 

Pierwszy rok poświęciłem wyłącznie nauce angielskiego, a moją tutorką była Jane. Jane miała już po czterdziestce, ale wyglądała na taką, którą faceci oceniają jako „w dobrym stanie technicznym”. Wiele kobiet w tym wieku ma wilczy apetyt na młodszych mężczyzn, choć nie po każdej to widać; ja jednak zapamiętałem Jane z całkiem innego powodu: namawiała mnie do prowadzenia pamiętnika. Początkowo pisanie w obcym języku sprawiało mi duże trudności, lecz Jane pilnowała, żebym nie rezygnował, przywołując mało znany precedens:

— Twój rodak, Jospeh Conrad opanował płynnie angielski gdy miał dopiero dwadzieścia lat, wiedziałeś o tym?

Nie tylko o tym nie wiedziałem; nie przeczytałem również żadnej z jego książek, ale głupio było wyjść na ignoranta, więc tylko skinąłem w milczeniu głową. Jane nie zwróciła uwagi na moje zakłopotanie i ciągnęła z niezwykłą pasją w głosie:

— I niech mnie drzwi ścisną, jeśli urodzony Brytyjczyk potrafił napisać coś lepszego!

 

Po angielskim przyszła kolej na specjalizację i wtedy poznałem Petera, który był wykładowcą w przedmiocie programowania. Nauka szła mi łatwiej niż pisanie pamiętnika, dzięki dobremu początkowi w Polsce, o czym jednak wolałem nie wspominać. Peter urozmaicał zajęcia anegdotami i jednego dnia nadmienił mimochodem o 'Reverse Polish Notation', bacznie mnie obserwując. Wiedziałem, że jest to rodzaj zapisu używanego do arytmetyki w mikroprocesorach, oparty na metodzie wymyślonej przez polskiego matematyka. Mimo to nie podniosłem ręki, żeby moi koledzy nie myśleli, że nie jestem jednym z nich.

 

Na zakończenie roku szkolnego zorganizowano przyjęcie w restauracji mongolskiej typu smorgasbord, czyli żryj ile wlezie. Dziś takie przyjęcia są na porządku dziennym, lecz wówczas była to dla mnie atrakcja zupełnie nowa. Zamiast wykwintnie przystrojonych stołów, miłej obsługi i bufetu zapraszającego widokiem egzotycznych potraw, wciąż widziałem siebie w barze studenckim „Karaluch” na Krakowskim Przedmieściu: wychylam wazę pomidorowej, wbijam potrójne pyzy, a wychodzę z baru głodny. Po drugiej stronie stołu siedział Peter, co bardzo mnie ucieszyło, bo choć starszy o dwadzieścia lat, był moim najlepszym kolegą. Po kilku porcjach jagnięciny, plastrów rostbefu i polędwicy na kości, podlewanych sowicie czerwonym pinot noir, nabrałem ochoty do rozmowy i nieopatrznie zacząłem od filozofii, nie zdając sobie sprawy, że Peter to niekwestionowany mistrz w tej dziedzinie i wkrótce nasza konwersacja przybrała formę monologu, przypominającego odbijanie rakietą piłeczki o ścianę. Kiedy Peter zauważył, że argumentuje od dłuższego czasu sam ze sobą, natychmiast zmienił temat:

— Czytałeś może książkę Michenera 'Poland'?

Dziwny zbieg okoliczności, że akurat o to zapytał, bo widziałem tę książkę w mieszkaniu u mojej siostry, ale nie zajrzałem do niej ani razu. Zresztą, po co miałbym czytać historię Polski napisaną przez Amerykanina, skoro znam ją dobrze ze szkoły. Słysząc to, Peter posłał mi wyrozumiały uśmiech i rzekł: “Yes, you know it, but you don't appreciate it”.

O co mu właściwie chodzi, że niby nie doceniam historii Polski? A czy on docenia historię swojego kraju? Historię należy znać, nie doceniać. Peter doskonale zdawał sobie sprawę, że tym pytaniem będę łamać sobie głowę do końca przyjęcia, ale nie znał mnie tak dobrze: to co powiedział, dręczyło mnie o wiele dłużej.

 

Nazajutrz z samego rana pojechałem do siostry. Kilka minut zabrało mi przeszukiwanie półki w dużym pokoju, zanim znalazłem nieduży egzemplarz w niepozornej oprawie z flagą stylizowaną na znak Solidarności. Złapałem za książkę, wsiadłem do samochodu i wkrótce byłem z powrotem w domu. Przebiegłem kilka pierwszych stron z podziękowaniami, ominąłem nieco przydługi wstęp i zacząłem czytać na początku następnej strony. Ciekawość ustępowała powoli miejsca rozczarowaniu: opis dobrze znanych zdarzeń i postaci, na temat których wylano morze atramentu. Peter chyba sobie zażartował, a może piękny umysł upija się szybciej niż normalny? Za oknem świeciło słońce, powiał cieplejszy wiatr, dlatego postanowiłem już bez wcześniejszych emocji doczytać do końca pierwszego rozdziału i na tym poprzestać. Szkoda pięknego dnia na tak pospolitą lekturę; zabiorę dzieciaki na plażę, niech sobie pobaraszkują w piasku; tylko zerknę, czy dalej jest o tym samym? Przewróciłem stronę, przeczytałem pierwsze zdanie i książka wypadła mi z rąk. Podniosłem ją ostrożnie, patrzyłem przez okno, lecz słońce, plaża i wszystko o czym myślałem przed chwilą, przestało mnie kusić… Nie pojechałem nigdzie tego dnia, ani następnego. Zamknąłem się na klucz w najmniejszej sypialni, służącej mi za pokój do nauki. Nie odpowiadałem na zawołania. Czytałem bez przerwy, aż zmorzył mnie krótki sen…

 

Śniłem, że galopuję na białym koniu, w hełmie na głowie, srebrzystym pancerzu ze skrzydłem orlich piór za siodłem i kopią z biało-czerwonym proporcem u boku. Co było potem, nie wiem, bo coś mnie wyrwało ze snu i czytałem dalej. Kiedy skończyłem, za oknem zapadła już noc. Nie miałem siły zapalić lampki, żeby spojrzeć na zegarek. Czułem, że mam wilgotne oczy, ale umysł wyjątkowo czysty. Nad ranem obudziło mnie pukanie do drzwi.

— Długo będziesz tam siedzieć? Chodź, zjesz śniadanie.

Usiadłem przy stole. Popatrzyła na mnie zatroskanym wzrokiem, czy przypadkiem nie jestem chory.

— Co to za książka? — Przerzuciła kilka kartek.

— Historia Polski jakiej nie doceniamy.

— Ale to po angielsku i napisane nie przez Polaka — zauważyła zdziwiona.

„Właśnie dlatego warto przeczytać” — pomyślałem, a na głos wyjaśniłem:

— Polak stworzyłby dzieło wyczerpujące, może nawet pasjonujące, lecz brakowałoby jednego elementu.

— Jakiego?

— Punktu odniesienia.

— Nie rozumiem.

— To proste. Wyobraź sobie, że w tej chwili ktoś puka do drzwi. Otwieram, wprowadzam gościa do środka, a on widząc ciebie, mruga do mnie okiem: „Masz piękną żonę”. A ja na to bez przekonania: „Ach tak, naprawdę?”

— To znaczy, że obcemu mogę się podobać, a tobie już nie, bo ci spowszedniałam… Czy to miał być komplement?

— Tak, bo ważne jest to, co powiedział ten obcy, a żebym ja to docenił, muszę patrzeć na ciebie tak samo jak on. Autor tej książki mógł pisać na temat innego kraju, wybrał jednak Polskę. Podziwiał nasz naród i jego kulturę bardziej niż my sami.

— Chcesz przez to powiedzieć, że ja Polski nie kocham?

— Czy kochasz tego nie wiem, ale wstyd ci o niej mówić. A co jest warta miłość powstrzymywana wstydem?

Skończyłem jeść i siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Poczułem lekkość w sercu, jak po spowiedzi. Chciałem zapomnieć o nieprzespanej nocy, ale pytania same płynęły do ust.

— Czemu daliśmy dziecku na imię Katherine, nie Katarzyna?

— Bo nikt takiego imienia nie wymówiłby, a tym bardziej napisał. Sam mnie o tym przekonywałeś.

— Tak i żałuję, bo jest i pozostanie dla mnie Kasią, a co ma wpisane w świadectwie urodzenia nie ma żadnego znaczenia i stanowi tylko biurokratyczną uciążliwość. A pamiętasz, co ci powiedział zaraz po przyjeździe Marek z Shirley?

— Jaki Marek?

— No, ten budowlaniec, co ma własny biznes. Powiedział, żebyś zapomniała o Polsce, bo im dłużej będziesz pamiętać, tym trudniej będzie ci tutaj żyć, zgadza się?

— Powiedział tak, ale ja mu nie przytaknęłam.

— Za takie słowa, to ten kieliszek wina, który trzymałaś wtedy w ręku, powinnaś wylać na jego gębę.

— Tego tylko brakowało… Już widzę jak podnosi wrzask: Wracajcie skąd przyjechaliście! Skoro nie możecie żyć bez Polski, co tutaj robicie?

Słuchałem jej z niedowierzaniem, zapominając, że zaledwie dwa dni temu, myślałem podobnie.

— To, że tutaj przyjechałem nie znaczy, że mam zapomnieć o miejscu urodzenia. Można żyć za granicą i być cały czas Polakiem, choć nie zawsze jest to łatwe.

— Dlaczego?

— Ponieważ większość Polaków opuszcza kraj w poczuciu winy. Później żyją w poczuciu winy. Wmawiają sobie i innym, że odnieśli za granicą sukces…

— Co w tym złego? — weszła mi w słowo. — Każdy chce, żeby go widzieli w pozytywnym świetle.

— Nie ma nic pozytywnego w ukrywaniu prawdy przed samym sobą…

Urwałem, widząc, że nic do niej nie trafia.

— To tak, jakby zjeść skisłej zupy i powtarzać jaka smaczna, a gdy nikt nie widzi, chodzić do kibla i wymiotować nią.

— O tym rozmyślałeś zamknięty dwa dni?

— Tak, ja już zwymiotowałem i więcej tego świństwa jeść nie będę!

 

Od tej rozmowy minęło kilka lat. Jednego ranka zauważyłem po drodze do pracy kobietę siedzącą z boku chodnika na krześle. Obok krzesła stało kilka tekturowych pudełek wypełnionych książkami o miękkich okładkach. Zajrzałem z ciekawością do jednego z nich.

— Ile za to?

— Dwadzieścia centów.

Nie miałem dwudziestki, więc dałem jej pięćdziesiąt centów i podziękowałem. Po wejściu do biura zamknąłem za sobą drzwi, włączyłem klimatyzację, usiadłem za biurkiem. Wyciągnąłem z teczki książkę i rzuciłem okiem na okładkę:

James Michener

THE COVENANT

 

Przewróciłem kilka pierwszych stron i zacząłem czytać…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (45)

  • Szpilka 27.12.2020
    Oj tak, ongiś hamerykańskie filmy budowały fałszywy obraz luksusu dla każdego, wypasione domy, ekstra bryki, tjaaaaaaaaaaa ?
    Oj, dostało po garbach wielu naiwnych, wierzących w mit od pucybuta do milionera.

    Ojczyzny się nie zapomina, ojczyzna jest w nas, chyba że ktoś świadomie ją wyprze, też się tak zdarza. Czy potępiam? Nie, z różnych powodów ludzie wyjeżdżają, nie tylko ekonomicznych, niektórzy krzywd doznali, nie mnie osądzać.

    Jest wtręt kulinarny, pyzy pycha, ale najlepsze domowe ?

    Znów się powtórzę - dobre i ciekawe pisanie ?
  • Narrator 27.12.2020
    To mnie pocieszyłaś, bo sądziłem, że w tej kwestii (pyzy) nikt nie podziela mojego zdania. Dziękuję za odwiedziny o tak wczesnej porze :)
  • laura123 27.12.2020
    Kiedy pracowałam w Holandii dużo spotkałam takich, którzy pracowali tam od lat i wyśmiewali takich jak ja, czyli twierdzących, że przyjechali tylko na określony czas, zarobić jakąś kasę i wracać do domu, czytaj: do Polski. Wyśmiewali nie tylko mnie, ale wszystko, co nasze.
    Kiedy powiedziałam, że kocham moją Ojczyznę i nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej, patrzyli na mnie z politowaniem. Na nich natomiast z politowaniem patrzyli Holendrzy. Nigdy nie spotkałam się z tym, żeby Niemiec, Belg, Anglik itd. wyrażali się lekceważąco o swoim kraju albo pozwolili komuś w swojej obecności szydzić z przywiązania i miłości do kraju pochodzenia. Taki był ich punkt odniesienia. Mój też, dlatego, kiedy już trochę poznaliśmy się, nigdy nie dali mi odczuć braku szacunku, czego nie zauważyłam w ich stosunku do tych ''polskich holendrów'', niemniej ci byli zbyt głupi, żeby dostrzec i zrozumieć ironię i lekceważenie z ich strony. Tak bardzo chcieli być do przodu, że nie widzieli, jak im tyły wiszą i śmieszą... żałosne to było.

    Bardzo dobry tekst 5
  • Narrator 27.12.2020
    Mamy bardzo podobne doświadczenia. Ja również poznałem wiele osób, które w pogoni za statusem obywatela obcego kraju, wypierały się własnego pochodzenia. Łatwiej się zatracić niż być sobą, ponieważ to drugie wymaga ciągłej oceny własnego postępowania. Dziękuję za szczery komentarz.
  • Pan Buczybór 27.12.2020
    O, super tekst. Bardzo płynna narracja, dobrze poprowadzona fabuła, czyta się szybko, przyjemnie, z zaciekawieniem. Patriotyzm w obliczu emigracji zarobkowej, asymilacji w nowej kulturze. Temat ciekawy, nieoczywisty, pozostawiający temat do przemyśleń dla czytelnika. Być Polakiem tam, na obcej ziemi, czy wyprzeć się ojczyzny, stać się częścią, innego, obcego kraju? Wybór trudny, a wiele zależy od człowieka. Rozterki bohatera są bardzo ludzkie i w sumie powszechne: myślę, że wielu ludzi czuje właśnie jak on, tylko może brakuje świadomości, impulsu, by zrozumieć ile znaczy ojczyzna dla serca.
    Pozdrawiam
  • Narrator 27.12.2020
    Miło mi, że się podobało. Dla mnie wybór stał się prosty: Polak czasowo zatrudniony za granicą. Oczywiście, ktoś powie: — Czemu nie w Polsce? Wtedy odpowiadam: — Można Polsce przysporzyć równie wiele korzyści, pracując w drugim kraju, jak długo zachowuje się polskość.
  • Celina 27.12.2020
    Zawsze to powtarzam z uporem maniaka, te wszystkie postawy wynikają z braku wiedzy, a przede wszystkim ignorancji historycznej i literackiej. Nie wiem co robią nauczyciele i szkoły, czy obecnie lekturą jest jeszcze taka nowela Sienkiewicza "Latarnik". Powinna być na poziomie licealnym, gdy do tych pustych końskich młodzieżowych łbów zaczyna w ogóle cokolwiek transcendentnego docierać poza anime, idiotyczną muzyką i Potterem.
  • Narrator 27.12.2020
    Nie tyle braku wiedzy, co zasady „wlazłeś we wrony, kracz jak one”. Większość ludzi nie lubi się odróżniać, bo takim „innowiercom” rzeczywiście jest trudno. Ile razy można wyjaśniać, tłumaczyć, przyczynę wyjazdu za granicę. Osobiście uważam, że emigracja to zjawisko chorobowe, wprawdzie takie, z którym da się żyć. Ale raz na miesiąc przychodzi komornik i należy uiścić opłatę „emigracyjną”, co nie jest rzeczą przyjemną. Dziękuję za ciekawy komentarz.
  • Celina 27.12.2020
    Narrator dodam tylko, że wielu wyjeżdżających formułuje już takie nienawistne opinie wobec kraju jeszcze przed wyjazdem, a tam na zachodzie być może ulegają one wzmocnieniu.
    To jest identyczne zjawisko jak to z lat pięćdziesiątych i późniejszych ubiegłego wieku, które formułowali ludzi wyjeżdżający ze wsi do miast. To pokolenie i następne do dziś nienawidzi wsi.
  • Szpilka 28.12.2020
    Narrator

    To problem bardziej złożony, gdyby Polska była bogata jak Szwajcaria, nie mielibyśmy kompleksów, a tak mamy i to nie nasza wina, że ludzi z krajów postkomunistycznych traktuje się protekcjonalnie.
    Z naszej winy poniekąd ukuło się powiedzenie - Polak Polakowi na obczyźnie świnią.

    Emigracja nie jest stanem chorobowym, nie każdy się do emigracji nadaje, wielu sobie chwali jak np. pewien Szwajcar, który się świetnie urządził w Nowym Jorku, ja też nie mam powodów do narzekań, obcy kraj dał mi więcej niż ojczyzna i wcale nie chodzi tylko o dobra materialne ?

    Nie tylko my szukamy lepszego albo innego życia, inne nacje też, nikt ich za to nie potępia, a Polaków i owszem, a przecież ponoć wolni jesteśmy i możemy kierować własnym życiem, jak nam się żywnie podoba. I nie jest tak, że tylko my narzekamy na własną ojczyznę, pewien Holender ubolewał nad sekularyzacją Holandii, a on głęboko wierzący katolik, Niemiec z kolei narzekał na multi-kulti i zdziczenie obyczajów, Włoch na olbrzymie bezrobocie wśród młodych i brak życiowych perspektyw itd.
  • Narrator 28.12.2020
    Szpilka Owszem, jest mała grupa ludzi (zaliczam siebie do niej), których ciągnie świat, ale za wszystko trzeba zapłacić, podróżować za darmo się nie da. Polański urodził się w Paryżu, zanim skończył studia wyjechał na Zachód, do kraju nigdy na stałe nie wrócił. A mimo to w swoich wspomnieniach umieścił takie zdanie: „w Polsce jest nie do życia, na Zachodzie jest nie do wytrzymania”. Może kiedyś napiszę o tym coś więcej.
  • Celina 28.12.2020
    Narrator Masz całkowitą rację. Dlatego podziwiam osoby wywodzące się z patologicznych rodzin, których rodzice zdaniem mym absolutnie na szacunek nie zasługują, bo niczego swym dzieciom nie zapewnili, a są przez swoje dzieci szanowani mimo wszystko. Bo nie sztuką jest czcić i szanować za coś, ale pomimo. Większość matek kocha swoje dzieci bezinteresownie, mimo że często w oczach świata na szacunek nie zasługują.
  • kigja 27.12.2020
    Ten utwór mi sie podoba. Bardziej od kilku poprzednich.
    Mam tylko jedno pytanko:
    fikcja, czy autobiografia?

    Pozdrawiam
  • Narrator 27.12.2020
    Oczywiście, że 100% zmyślenie.
  • kigja 27.12.2020
    Narrator,

    Czyli Perfekt ???
  • Bajkopisarz 27.12.2020
    Jak zwykle świetnie napisane.
    Prawdą jest, że przebywanie w jednym miejscu powszednieje i dopiero spojrzenie z zewnątrz można pozwolić znów ruszyć z miejsca. Kiedym emigrował na roczny kontrakt do Anglii też mi się zmienił punkt odniesienia i wiele spraw w Polsce okazało się być całkiem rozsądnymi i do rzeczy w porównaniu z absurdami brytyjskimi.
    Prawdą jest też, że wielu nie przyznaje się do porażki jaką ponieśli w kraju, nawet wtedy gdy za granicą odniosą sukces. Pytanie jednak, dlaczego tak się stało, co poszło nie tak, ze nie zrealizowali swych planów w Polsce. Niestety, odpowiedź na to pytanie mało kogo zajmuje, więc poprawy nie będzie.
    Dużo zależy też od szczegółów. Jest wiele momentów w historii z których można być dumnym, docenić, jak sobie nasi przodkowie poradzili. Sądzę jednak, że uczenie się na ich błędach też jest ważne. Kryzysów było sporo, nie wzięły się znikąd, złe decyzje podjęto. Wybiórcze traktowanie historii sprawia, że te błędy się powtarzają.
  • Narrator 27.12.2020
    Właśnie to chciałem przekazać — trudno obejrzeć „Bitwę pod Grunwaldem” z nosem przytkniętym do płótna. Zresztą pisał już o tym jeden „Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,...” Wszystko odgrzewane, powtórka z rozrywki, tym bardziej cieszę się twoją pozytywną opinią.
  • Shogun 27.12.2020
    Bardzo dobrze napisany tekst. Świetnie się czyta.
    Tak, prawda. Czasem, aby coś docenić należy spojrzeć na to z dystansu, z drugiej strony. Z innego punktu widzenia, gdyż wtedy dopiero możemy mieć pełny obraz na daną rzecz, na rzeczywistość.
    Temat, który poruszyłeś jest bardzo życiowy i powszechny. Rozterki, wątpliwości Polaków mieszkających za granicą względem Polski.
    Zapomnieć? Czy pamiętać? Trudna kwestia i trudne pytania, na które każdy odpowiada sobie sam.

    Pozdrawiam :)
  • Narrator 27.12.2020
    Rzecz jasna Polski nie da się zapomnieć, ale jak pisałem, można się jej wypierać. Ten mój nauczyciel, Peter, bacznie mnie obserwował, ponieważ musiał to dostrzec. Kiedyś na zajęciach rzucił hasło 'Reverse Polish Notation'. To jest taki zapis używany w procesorach do dodawania liczb, oparty na zapisie wymyślonym przez polskiego matematyka J. Łukasiewicza. A ja udałem, że jego nie słyszę, bo chciałem być jak inni, częścią stada, a nie Polakiem–odmieńcem. Gdy dziś o tym myślę, jest mi smutno i nie ma na to żadnej rady.
  • Shogun 27.12.2020
    Narrator najważniejsze, że pamiętasz :)
  • Józef Kemilk 27.12.2020
    Oczywiście, że niestety nie doceniamy Polski i Polaków. A przecież historia pokazuje, że możemy być dumni z wielu rzeczy: Odsiecz Wiedeńska i zatrzymanie Islamu, Bitwa Warszawska i zatrzymanie komunizmu, ratowanie Żydów mimo grożącej kary śmierci (mój dziadek też uratował jedno życie).
    Sama Polska jest piękna, tylko wystarczy wyjść z domu i wsiąść na rower. Mamy wiele bogactw naturalnych (węgiel, miedź, srebro, złoto, ropę, gaz) i klimat całkiem niezły, dzięki czemu jest zielono.
    Mamy oczywiście wady, słabo rządzimy, jesteśmy kłótliwi i zazdrośni, ale jest w nas wolność. W Polsce nie wyszedłby faszyzm niemiecki, czy też komunizm rosyjski. Polaków trudno ujażmić i niech tak zostanie.
    Sam tekst dobry i zachęca do lektury.
    5
  • Celina 27.12.2020
    A czy dziadek jest wymieniony w Parku Bohaterów, który powstał przy toruńskim Porcie Drzewnym?
  • Józef Kemilk 27.12.2020
    Celina Nie, niedawno nawet pytałem się mamy, czy spróbować wpisać dziadka do "Sprawiedliwy wśród narodów" Oni nawet pomagają znaleźć dokumenty. Mama nie chciela, a to trzeba uszanować. W końcu nie robili tego dla rozgłosu i chwały.
  • Celina 27.12.2020
    Józef W Toruniu jest piękny Park Pamięci, tam będzie w sumie czterdzieści tysięcy nazwisk. Za ukrywanie Żyda groziło rozstrzelanie całej rodziny. To było bardzo niebezpieczne. Szkoda, że tego nie zgłosiliście tam, ale wciąż można zgłosić, bo Park powiększają, ani do Jad Vaszem.
    Wklejam ci film tutaj i na pitoleniu, możesz zobaczyć jak to wygląda.

    https://www.youtube.com/watch?v=H933a11mx1k
  • Józef Kemilk 27.12.2020
    Celina dzięki Bogumił, spytam mamy.
  • Celina 27.12.2020
    Józef ja zgłosiłem tam człowieka z Chełmna nad Nerem, który został zamordowany za to, że przekazał na zachód informację że tam Niemcy organizują obóz zagłady. Jego pomnik stoi obecnie przed główną bramą tego obozu, ale jak się okazało organizatorzy tego Parku o nim nie wiedzieli.
  • Narrator 27.12.2020
    Dziękuję za bardzo trafny i budujący komentarz. A dodam tylko — nawet gdyby Polska nie miała żadnych bogactw naturalnych, a Polacy nie wygrali ani jednej bitwy, to też nie jest powód, żeby jej nie cenić. Kto nie szanuje swojej matki, ten niech nie oczekuje szacunku od innych. Pierzmy własne brudy na swoim podwórku, nie obnośmy się tym przed światem.
  • Onyx 27.12.2020
    Świetne. Ciekawie napisane, płynnie się czyta. Mam ogrom przemyśleń po tym tekście, pozwól jednak, że zostawię je dla siebie.
    Bardzo dobry tekst.
    5
  • Narrator 27.12.2020
    Cieszy mnie ten komentarz, tym bardziej, że piszemy inaczej i chyba należymy do różnych pokoleń. Ale zawsze można mieć coś wspólnego.
  • Tjeri 27.12.2020
    Kolejny świetny tekst. Sporo już napisano pochwał, nie będę powtarzać - zgadzam się z przedpiścami.
    Jedyne co delikatny niedosyt stanowi, to opis samej lektury. Miałam nadzieję na choć kilka konkretów, takich, które pokażą na przykładach różnicę w postrzeganiu historii. Autor poprzestał na wrażeniu, jakie książka zrobiła - też super, ale byłoby jeszcze wymowniej, gdyby móc parę fragementów poznać.

    Tak czy inaczej przeczytałam z przyjemnością!
  • Narrator 27.12.2020
    Skoro idealny balans jest niemożliwy, moim zdaniem lepszy jest niedosyt. Po obżarstwie ciężko spać.

    Tę książkę czytałem w wyjątkowych warunkach, których naprawdę nikomu nie życzę. Ponad 17 tysięcy km od miejsca, w którym się urodziłem, którego nie widziałem 10 lat, otoczony przez cudzoziemców oraz rodaków, którzy byli jeszcze bardziej cudzoziemscy, aż niespodziewanie ratunek przyszedł od zupełnie obcego człowieka, mówiącego obcym językiem. Czułem się trochę jak bohater filmu „Tańczący z wilkami”.

    Ale jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to było tak — autor zadaje pytania typu: „Dlaczego brakuje sznurka do snopowiązałek?” Odwracam stronę, a tu akcja cofa się o ponad siedemset lat. Tatarzy ze wschodu, Krzyżacy z zachodu, Szwedzi z północy. Kraj palony, łupiony, rujnowany, ale nigdy na kolanach. To mnie powaliło. Amerykanin z taką pasją opisujący dzieje mojego kraju. Ta sama historia, inny punkt widzenia.

    Było wiele innych wzruszających fragmentów, ale tego nie da się opisać. Tym co zostało, chciałem się podzielić i cieszy mnie, że nie sprawiłem wielkiego zawodu.
  • Tjeri 27.12.2020
    Narrator, o zawodzie nie ma mowy. Bardziej w kontekście zaspokojenia ciekawości. Bo zdajesz sobie chyba sprawę, jak świetna to jest reklama książki :)). Do tej pory z książek o historii Polski nie-Polaków czytałam jedynie Normana Daviesa. Zachęciłeś do zapoznania się z kokejnym spojrzeniem.
  • Narrator 27.12.2020
    Tjeri Tutaj znajdziesz informację o tej książce: http://self.gutenberg.org/articles/eng/Poland_(novel)
  • Tjeri 27.12.2020
    Narrator dzięki!
  • piliery 29.12.2020
    Po przeczytaniu przyszło mi na myśl: dlaczego w Polsce nikt tego nie wydał? Świetnie napisana recenzja ale też i przyczynek do autorefleksji nad własnym stosunkiem do polskiej historii.
  • Tjeri 29.12.2020
    Piliiery, jeśli chodzi o Ci prozę Narratora, to owszem, też się dziwię, choć wciąż podejrzewam, że nas robi w balona i się powydawał na prawo i lewo. :D
    Jeśli zaś o książkę, o której Narrator pisze, to została w Polsce wydana.
    https://www.empik.com/polska-michener-james-a,2517541,ksiazka-p
    Ja już namierzyłam na Allegro. :)
  • piliery 29.12.2020
    Tjeri Dzięki za informację. Kupuję. Narratorze chyba powinieneś się zgłosić do michenera o prowizję. :)
  • Narrator 30.12.2020
    piliery Jestem ciekaw waszych wrażeń. Tylko nie zapominajcie, że ja tę książkę czytałem w obcym języku, obcym kraju, otoczony emigrantami, którzy „zapomnieli” skąd pochodzą. Nawet ja sam, wystawiony na próbę, kilka razy zaparłem się ojczyzny. Być może, bez tych składników, książka ta nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ale żeby się o tym przekonać, trzeba jednak ją wpierw przeczytać.
  • Tjeri 31.12.2020
    piliery
    Moja "Polska" dziś przyszła. Kosztowała mnie trzy zeta na Allegro. Bardzom ciekawa.
  • befana_di_campi 30.12.2020
    Dyskusja dyskusją, o emigracji - oczywiście, tylko ja - z owej emigracji - uciekałam tak szybko jak było to możliwe... Z powodu choroby; nieuleczalnej zresztą, która nazywa się "nostalgia za tęsknotą".

    Serdecznie :)
  • Narrator 31.12.2020
    Słuszna decyzja. Przynajmniej żyjesz wśród swoich, tam gdzie urodzili się twoi rodzice. Polska to piękny kraj, dający każdemu wiele możliwości. Paradoks polega na tym, żeby to docenić, trzeba stamtąd wyjechać.

    Dziękuję za ciekawe refleksje na ten temat :)
  • befana_di_campi 01.01.2021
    Narrator Nie, Narratorze, ja jestem z tych nieurodzono-wypędzonych: z Polski [Lwów] do b. III Rzeszy :-) Mój zmarły Syn to polsko-niemieckie dziecko; Polskę kocham dlatego, że jest Polską, wobec czego tu tkwię.
    Oczywiście, że emigracji nie uważam za nic zdrożnego: każdy ma niezbywalne prawo ułożyć sobie życie dla siebie oraz swojej Rodziny.

    Serdecznie :)
  • Narrator 01.01.2021
    befana_di_campi To musi być niewyobrażalnie bolesne przeżyć śmierć własnego dziecka. Mam nadzieję, więcej, wierzę, że pisanie przynosi Ci pewną ulgę. Może to i najlepszy powód, żeby pisać.
  • Celina 31.12.2020
    Śpiewa Ci obcy wiatr
    Zachwyca piękny świat
    A serce tęskni
    Bo gdzieś daleko stąd
    Został rodzinny dom
    Tam jest najpiękniej

    Tam właśnie teraz rozkwitły kwiaty
    Stokrotki, fiołki, kaczeńce i maki
    Pod polskim niebem, w szczerym polu wyrosły
    Ojczyste kwiaty. W ich zapachu, urodzie jest Polska.

    Żeby tak jeszcze raz
    Ujrzeć ojczysty las
    Pola i łąki
    I do matczynych rąk
    Przynieść z zielonych łąk
    Rozkwitłe pąki

    Bo najpiękniejsze są polskie kwiaty
    Stokrotki, fiołki, kaczeńce i maki...

    Śpiewa Ci obcy wiatr
    Tułaczy los Cię gna
    Hen gdzieś po świecie
    Zabierz ze sobą w świat
    Zabierz z rodzinnych stron
    Mały bukiecik

    Weź z tą piosenką bukiecik kwiatów
    Stokrotek, fiołków kaczeńców i maków...

    Bo najpiękniejsze
  • Narrator 01.01.2021
    Dzięki za piękny wiersz. Wyjąłeś mi te słowa z serca :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania