Nie miałem tych problemów. Jak się zmienia szkoły jak spodnie to jest problem z połapaniem się gdzie się jest. Pamiętam, że do matury najlepszym miejscem do nauki był cmentarz - cisza i spokój.
No pięknie, na początku jeden z moich ukochanych.
Muszę Ci powiedzieć, że jest to bardzo dobry tekst. Łapiesz mnie za gardło, podnosisz do góry bez wysiłku, to mnie brakuje tchu, a Ty mi nucisz "A po nocy przychodzi dzień.
A co by było, gdybym to ja sam siebie tak podnosił albo przygniatał do ściany, dławiąc oddech i nucił sobie z sadystycznym uśmieszkiem Budkowy utwór? Co trzeba sobie zrobić, żeby wyrwać się z własnego uścisku? Czy maska pomoże?
Zresztą nie o tym chciałem, jeszcze chwila, a walnę tutaj 15 części kolejnej masakry. Ale nie o to chodzi.
Cholernie dobre to Twoje pisanie bez masek
Chylę czoła ;)
Dziękuję Adamie. Kocham ten utwór. Slucham go czasem na zapetleniu cala drogę do pracy. Od 3 minuty zaczyna się najbardziej emocjonalne "nucenie". <3
Maski to byl etap. Byly dla mnie cholernie "osobne", w sensie - ja i maska. Ona wrosla, ona mnie nauczyla jakos zyc, zrobila ze mne tego "drapieznika", ktory owszem - jest wrazliwy, widzi piekno swiata/chwili, ale nie da sie zlamac. Nie tak latwo. Tak mysle. Tak czuje.
Kiedys poszlam do psychiatry, jak chciałam zmienic prace, 5 lat temu, potrzebowalam 2 tyg. chorobowego, opowiedzialam o depresji, powiedzialam, ze boje sie, ze wroci, ze praca w windykacji mnie wykancza blablabla. I wiesz co mi powiedziala? Dam pani to chorobowe, bo wiem jaki jest rynek pracy w Polsce. I wierze w Pani przeżycia z depresja. Ale wie Pani co - pani to juz nie grozi. Pani mi tu wpadla do gabinetu emanujac sila i wypelniajac pokoj energia. Zycze lepszej posady, bo zdrowia juz nie musze. Tyle. Haha. Wyszlam od niej i geba mi sie cieszyla do wieczora:D
" przed i po, ale nie w trakcie." - przezajebiste, ale ja nie o tym...
Posłużę się przy podsumowaniu wymyśloną na prędce historyjką.
Jadymy.
Otóż był pewien skoczek. Skoczek w zwyż. Się Sotomayor zwał.
Zajebał ten skoczek raz 2:45. Dwa jebane metry i prawie pół. No skurwysyn. Dostał owacje, brawa, chuje na kiju i staniki z widowni (obojga płci). Było przegit.
Następny skosk, w innym miejscu (lecz nie w odległym czasie) wywinął ów (Zaciekawiony, nie bij: może "owy"?) skoczek Jump na 2:41. Kolejny, wykurwisty skok.
Oczywiscie na widowni szum, są gratulacje itd., ale staniki już nie latają pod nogi. Zdumiony Sotomayor pyta:
- Kurwa, czemu aplauz jest mniejszy, przeca zajebałem właśnie 2:41. Drugi najlepszy Skos tego sezonu. Kurwa, odbiłem się wyżej, niż jebana piłeczka od pingpongowego stołu. Czemu nie ma lecących w mą stronę garderobianych części?
Organizator myśli, analizuje. Nawet komputer włączył. W końcu odpowiada.
- Sotomayor, ki chuj chcesz. Fakt, dodałeś zajebisty skok, cii tu - wskazuje na widownię - widzieli, jak w poniedziałek zajebales 2:45. Szanują te 2:41, ale to nie robi już, aż takiego wrażenia.
Tera, jak to odnieść.
Ty właśnie w dwójce, zajebales 2:45. Pokazałaś się taką, jakiej ja Cię jeszcze nie widziałem. Zburzylas jebany mur.
Tera oddajesz kolejny kapitalny skok. Kolejne, tym razem 2:41. Wciąż to jeden z najlepszych skoków w tym sezonie. Przezajebisty. Ale jako że, między tym, a tamtym, minęło raptem kilka dni, mój metaforyczny stanik zostaje na korpusie.
Słowem, kolejny, przekapitalny tekst, ale błędnie przez sam pryzmat zbyt bliskiego (w sensie upływu czasu) sąsiedztwa z tamtym.
Kapitalna robota, ale poprzeczkę podniosłaś przewysoko.
5 i pozdrawiam. Idę, bo azot w ciele zaczyna działać.
Adios.
Jezdem panie! Pierwsze primo - cudna historyka! :) Satomayor :D
"Otóż był pewien skoczek. Skoczek w zwyż. Się Sotomayor zwał.
Zajebał ten skoczek raz 2:45. Dwa jebane metry i prawie pół. No skurwysyn. Dostał owacje, brawa, chuje na kiju i staniki z widowni (obojga płci). Było przegit." <3
"Pokazałaś się taką, jakiej ja Cię jeszcze nie widziałem. Zburzylas jebany mur. " - nie widzialo mnie takiej 95% osób jakie znam/mnie znają, a pozostale 5% i tak nie czaji sedna, howk!
Wiem o czym piszesz, wszystko kumam, ale musialam to napisac od A do Z na jednym ciągu, bo ja tu mam zycie, man, robote od siodmej do piętnastej, łobowiazki, zakupy, pranie, chuje muje, a od wtorku do piątku wyrwalo mnie z korzeniami z rzeczywistości, calkowicie, totalnie. To nie byly teksty, ktore moge rozciagnac w czasie, bo wlasnie czas i, bo mnie troche sponiewieraly. Jak kac gigant. Kumasz. W pewnym sensie, zaskoczylam sama siebie, nie planowalam pisac takiego czegos, ale mialam swietny humor we wtorek, usiadlam w nocy, i zobaczylam, gdzies tam wewnatrz siebie, niteczke. Wystawala, suka. Mysle, pociagne... I fuch!
Witam,
"Sama wydrapałam ten tunel na powierzchnię. Nikt mnie nie podciągnął do góry. " - piękne
"Potrafię się zaprogramować. Jak żołnierz. Na cel. Zadaniowo. Potem umieram na łomocące serducho i spazmy smutku, ale dopiero jak zrobię, co muszę. " - świetne spostrzeżenie i bardzo trafne zresztą
"Szukam tej najsilniejszej. Ona będzie robocza, na codzień. " - doskonała strategia
"Wypróbuję wszystkie i znajdę maskę cyborga. " - tu się trochę uśmiechnęłam pod nosem, wybacz ;) Wiem, że to opis trudnych zmagań z samym sobą, ale ... ;)
Przeczytałam starannie od deski do deski. Bardzo mnie wciągają te twoje pustostany, ale trzeba je dozować, bo tyle tam refleksji i przemyśleń przemycasz, że głowa mała. Dzięki i pozdrowionka :)
Heh, teraz bywam śmieszkiem, wtedy mi nie było do śmieszku. Nie poznałabys mnie wtedy, sponiewierana bezksztaltna maź. Powrót do tamtych emocji dość trudny, być moze patrzac z dystansu przerysowany. Ale jak patrzysz w lustro, nie wiesz kogo widzisz, boisz sie wejsc do autobusu i nie masz sily isc do wc, a pewnego dnia chcesz sie pozbierac, to marzysz o skrajności w druga strone, pragniesz jej, az Ci leb rozwala. Chcesz byc cyborgiem (psych). Dynia Ci krzyczy w srodku. Stąd to przerysowanie :)
Dużo refleksji, fakt, trzeba dozować, dziękuję za wizytę Aguś :)
Ta część również emocjonalna, ale nie poszła mi w pięty jak dwie ostatnie. Fajnie się to czyta, jest w tym taki dynamizm, że nawet niewiadomo kiedy, a już się kończy. Lubię tę piosenkę :-)
Pozdrawiam.
Hej.
Cały ten fragment autopojazdów, który kończy się "Ale jestem". Piękny, mocny.
Oj, i nie mogę więcej. Wzruszyłaś. Płaczę :)
(że pięć gwiazd to już chyba nie muszę wspominać).
Komentarze (22)
Muszę Ci powiedzieć, że jest to bardzo dobry tekst. Łapiesz mnie za gardło, podnosisz do góry bez wysiłku, to mnie brakuje tchu, a Ty mi nucisz "A po nocy przychodzi dzień.
A co by było, gdybym to ja sam siebie tak podnosił albo przygniatał do ściany, dławiąc oddech i nucił sobie z sadystycznym uśmieszkiem Budkowy utwór? Co trzeba sobie zrobić, żeby wyrwać się z własnego uścisku? Czy maska pomoże?
Zresztą nie o tym chciałem, jeszcze chwila, a walnę tutaj 15 części kolejnej masakry. Ale nie o to chodzi.
Cholernie dobre to Twoje pisanie bez masek
Chylę czoła ;)
Maski to byl etap. Byly dla mnie cholernie "osobne", w sensie - ja i maska. Ona wrosla, ona mnie nauczyla jakos zyc, zrobila ze mne tego "drapieznika", ktory owszem - jest wrazliwy, widzi piekno swiata/chwili, ale nie da sie zlamac. Nie tak latwo. Tak mysle. Tak czuje.
Kiedys poszlam do psychiatry, jak chciałam zmienic prace, 5 lat temu, potrzebowalam 2 tyg. chorobowego, opowiedzialam o depresji, powiedzialam, ze boje sie, ze wroci, ze praca w windykacji mnie wykancza blablabla. I wiesz co mi powiedziala? Dam pani to chorobowe, bo wiem jaki jest rynek pracy w Polsce. I wierze w Pani przeżycia z depresja. Ale wie Pani co - pani to juz nie grozi. Pani mi tu wpadla do gabinetu emanujac sila i wypelniajac pokoj energia. Zycze lepszej posady, bo zdrowia juz nie musze. Tyle. Haha. Wyszlam od niej i geba mi sie cieszyla do wieczora:D
Posłużę się przy podsumowaniu wymyśloną na prędce historyjką.
Jadymy.
Otóż był pewien skoczek. Skoczek w zwyż. Się Sotomayor zwał.
Zajebał ten skoczek raz 2:45. Dwa jebane metry i prawie pół. No skurwysyn. Dostał owacje, brawa, chuje na kiju i staniki z widowni (obojga płci). Było przegit.
Następny skosk, w innym miejscu (lecz nie w odległym czasie) wywinął ów (Zaciekawiony, nie bij: może "owy"?) skoczek Jump na 2:41. Kolejny, wykurwisty skok.
Oczywiscie na widowni szum, są gratulacje itd., ale staniki już nie latają pod nogi. Zdumiony Sotomayor pyta:
- Kurwa, czemu aplauz jest mniejszy, przeca zajebałem właśnie 2:41. Drugi najlepszy Skos tego sezonu. Kurwa, odbiłem się wyżej, niż jebana piłeczka od pingpongowego stołu. Czemu nie ma lecących w mą stronę garderobianych części?
Organizator myśli, analizuje. Nawet komputer włączył. W końcu odpowiada.
- Sotomayor, ki chuj chcesz. Fakt, dodałeś zajebisty skok, cii tu - wskazuje na widownię - widzieli, jak w poniedziałek zajebales 2:45. Szanują te 2:41, ale to nie robi już, aż takiego wrażenia.
Tera, jak to odnieść.
Ty właśnie w dwójce, zajebales 2:45. Pokazałaś się taką, jakiej ja Cię jeszcze nie widziałem. Zburzylas jebany mur.
Tera oddajesz kolejny kapitalny skok. Kolejne, tym razem 2:41. Wciąż to jeden z najlepszych skoków w tym sezonie. Przezajebisty. Ale jako że, między tym, a tamtym, minęło raptem kilka dni, mój metaforyczny stanik zostaje na korpusie.
Słowem, kolejny, przekapitalny tekst, ale błędnie przez sam pryzmat zbyt bliskiego (w sensie upływu czasu) sąsiedztwa z tamtym.
Kapitalna robota, ale poprzeczkę podniosłaś przewysoko.
5 i pozdrawiam. Idę, bo azot w ciele zaczyna działać.
Adios.
Kapitalny tekst.
Oo
"Otóż był pewien skoczek. Skoczek w zwyż. Się Sotomayor zwał.
Zajebał ten skoczek raz 2:45. Dwa jebane metry i prawie pół. No skurwysyn. Dostał owacje, brawa, chuje na kiju i staniki z widowni (obojga płci). Było przegit." <3
"Pokazałaś się taką, jakiej ja Cię jeszcze nie widziałem. Zburzylas jebany mur. " - nie widzialo mnie takiej 95% osób jakie znam/mnie znają, a pozostale 5% i tak nie czaji sedna, howk!
Wiem o czym piszesz, wszystko kumam, ale musialam to napisac od A do Z na jednym ciągu, bo ja tu mam zycie, man, robote od siodmej do piętnastej, łobowiazki, zakupy, pranie, chuje muje, a od wtorku do piątku wyrwalo mnie z korzeniami z rzeczywistości, calkowicie, totalnie. To nie byly teksty, ktore moge rozciagnac w czasie, bo wlasnie czas i, bo mnie troche sponiewieraly. Jak kac gigant. Kumasz. W pewnym sensie, zaskoczylam sama siebie, nie planowalam pisac takiego czegos, ale mialam swietny humor we wtorek, usiadlam w nocy, i zobaczylam, gdzies tam wewnatrz siebie, niteczke. Wystawala, suka. Mysle, pociagne... I fuch!
No. Tyle. Grazie. :)
"Sama wydrapałam ten tunel na powierzchnię. Nikt mnie nie podciągnął do góry. " - piękne
"Potrafię się zaprogramować. Jak żołnierz. Na cel. Zadaniowo. Potem umieram na łomocące serducho i spazmy smutku, ale dopiero jak zrobię, co muszę. " - świetne spostrzeżenie i bardzo trafne zresztą
"Szukam tej najsilniejszej. Ona będzie robocza, na codzień. " - doskonała strategia
"Wypróbuję wszystkie i znajdę maskę cyborga. " - tu się trochę uśmiechnęłam pod nosem, wybacz ;) Wiem, że to opis trudnych zmagań z samym sobą, ale ... ;)
Przeczytałam starannie od deski do deski. Bardzo mnie wciągają te twoje pustostany, ale trzeba je dozować, bo tyle tam refleksji i przemyśleń przemycasz, że głowa mała. Dzięki i pozdrowionka :)
Dużo refleksji, fakt, trzeba dozować, dziękuję za wizytę Aguś :)
Pozdrawiam.
Dziekuję Ci pięknie i tutaj :)
Pozdrawiam również
Cały ten fragment autopojazdów, który kończy się "Ale jestem". Piękny, mocny.
Oj, i nie mogę więcej. Wzruszyłaś. Płaczę :)
(że pięć gwiazd to już chyba nie muszę wspominać).
Pozdrówki.
Nie myślałam, ze się skusisz na kolejne części. Fajnie :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania