Poprzednie częściRaz spojrzeć i zakochać się

Raz spojrzeć i zakochać się[1]

Bożena nigdy nie była orłem. Jakoś dostała się na studia ekonomiczne, lecz szło jej ciężko. Była jednak zawzięta i za którymś podejściem, z biedą, ale zaliczała. Sesję zimową męczyła wyjątkowo długo, najgorzej było z analityką gospodarczą, nie udało się raz i drugi – wyprosiła trzeci termin, choć obawiała się, że i tym razem zawali. Na szczęście z pomocą pośpieszył dobry kolega – Piotrek. A że wiara była już po sesji, więc imprezowała i w akademiku trudno było się uczyć. Bożenka zaproponowała koledze gościnę w swoim domu rodzinnym.

Piotrowi wszystko się podobało: że trzeba iść od autobusu prawie kilometr w kopiastym śniegu i że wokół domostwa takie ogromne, stare drzewa; nawet to, że krowy wyglądają z obórki i ryczą. Sąsiedzi zaraz rozgłosili, że dziewczyna ma bardzo przystojnego narzeczonego. Mama orzekła, że przez trzy dni mało co się nauczą, żeby zostali do soboty, to ona przyśpieszy uroczystość swoich urodzin. Coś się przecież chłopakowi należy za tyle trudu. Piotrek chwalił mięsiwa i wypieki, po czym westchnął:

-Szkoda, że nie wziąłem gitary.

Monika – młodsza siostra Bożeny, nieproszona, pobiegła na drugi koniec wsi, gdzie mieszkał jej dawny nauczyciel z podstawówki i przyniosła gitarę.

Teraz dopiero zobaczyli gościa takim, jakim był naprawdę. Śpiewał najnowsze przeboje; ale też razem gnali wołki na Połoninę i wili wianki, i z Cyganami ruszali w ciemny las. Oczarowana rodzinka nie mogła się nadziwić, że to wszystko dzieje się pod ich dachem.

Monika nie spuszczała oczu z chłopaka, później nie mogła spać – w uszach dźwięczał jej głos Piotra , a pod powiekami miała obraz jego twarzy.

Gdy odjeżdżali, mama szepnęła Bożenie na ucho:

- To ci dopiero zięć nam się szykuje.

- Coś ty, mamo, on jest uroczy, ale życiowo niepoważny. Kto by tam życie sobie z taki wiązał!

- Tęsknota ogromna i wszechogarniająca- rodzaj jakiejś dziwnej gorzko-rozkosznej choroby owładnął Monikę. Wychudła, ale i wysubtelniała, wypiękniała. Grzebiąc w siostry szpargałach, znalazła grupowe zdjęcie studentów, na którym był Piotrek. To był jej skarb, , z którym się nie rozstawała.

- Ukojenie dawała też muzyka płynąca z radia. Raz odnajdywała Piotrka w głosie Janusza Gniatkowskiego, innym razem w Foggu – a najczęściej w śpiewie Presleya. Rodzice nieraz wyłączali radioodbiornik późno w nocy, gdy Bożena słodko spała, a radio wciąż grało.

- Bożena, gdy przyjechała następnym razem, nie chciała słuchać o przekazaniu jakiegoś listu, czy choćby pozdrowień. Ostro przywoływała siostrę do porządku:

- -Monika, za rok masz maturę! Ucz się dziewczyno i nie myśl o głupotach. Piotrek, jest uczynny, dzięki niemu zaliczyłam ,ale to typowy podrywacz, lekkoduch – wciąż baluje i ciągle z nową panienką. Im prędzej zapomnisz, o nim, tym lepiej. – a widząc załzawione oczy siostry, przytuliła ją i dodała

- – Siostrzyczko, jesteś mądrą, porządną dziewczyną, naprawdę zasługujesz na kogoś lepszego!

- Łatwo powiedzieć. Im bardziej był daleki i nieosiągalny – tym bardziej go kochała. Zaczęła uczyć się gry na gitarze i całkiem nieźle jej szło. Znajomi potrzebowali opiekunki do dziecka – podjęły te pracę we dwie z przyjaciółką; Monika pilnowała malucha po powrocie ze szkoły. Tato trochę dołożył i było na przyzwoita gitarę! Wszelkie melodie zasłyszane w radio natychmiast chwytała i po paru dniach potrafiła zagrać.

- Latem Bożenka miała miesiąc praktyki, później wyjechała nad morze, pracowała jako kelnerka, żeby trochę odciążyć rodziców. Gdy powoli pakowała torby, szykując się do wyjazdu na uczelnię, Monika poprosiła nieśmiało:

- Czy nie poprosiłaby Piotra, aby jej towarzyszył na studniówce?

Bożena wzniosła oczy do nieba:

-Dziewczyno, ty jeszcze nie wyzdrowiałaś?! Do studniówki kupa czasu – to raz, Piotrek z kumplem mieli jechać do Szwecji,

; nie wiadomo, czy wrócił, albo, czy się gdzieś po drodze nie ożenił. Puknij ty się nareszcie w ten kołowaty łeb!

Monika wzięła gitarę i w odpowiedzi zaśpiewała pięknym, głębokim głosem:

„ To śmieszne, raz jeden spojrzeć i zakochać się. To śmieszne, a jednak smutno mi i źle...”

Bożena poszła do mamy na pole, poradzić się. Mama paliła łęciny, przysiadła na worku z ziemniakami i rozważała, czy kazać córce zapraszać Piotrka, czy nie.

- Ja już od dawna widzę, co się dzieje. Co my możemy? Oddałam te sprawę Matce Najświętszej. Zaproś go i niech się dzieje, co chce! Moja matka, a twoja babcia zawsze mawiała, że prawdziwej miłości nie zniszczysz, ona jest do grobu i poza grób – dodała wracając do swego zajęcia.

Kiedy Bożenka przyjechała do domu w listopadzie; choć dzień był pochmurny, wietrzny i deszczowy – dla Moniczki zaświeciło słoneczko!

Okazało się, że Piotr doskonale ją pamięta, śle pozdrowienia i bardzo chętnie będzie jej towarzyszył na studniówce.

Wszyscy byli trochę zaskoczeni; a Monika czekała na ten dzień z nadzieją – na co? Sama nie wiedziała. Jak w transie szykowała piękną kreację i pracowała z innymi nad programem artystycznym. Miała śpiewać przy gitarze, w ostatniej chwili wycofała się; bała się, że zapomni języka w gębie, gdy na sali będzie ON.

=

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania