Relikt

Moja żona odnalazła dziś jeden z moich reliktów przeszłości - mój pierwszy zegarek.

W moim życiu tak się jakoś złożyło, że na komunię nie otrzymałem zegarka. Pierwszym zegarkiem (poza jakimiś tam zabawkami) byłe zegarek który sam sobie kupiłem. Został on zakupiony na targowisku "Wały Dwernickiego" za przysłowiowe 5 złotych. Mimo misternej pracy jakiegoś Turka, nie jest to przedmiot, który można pomylić z oryginałem. Nabyłem go, gdy byłem w pierwszej klasie liceum.

Z tym zegarkiem wiąże się pewna historia. Jednego dnia, z Szymonem, Michałem i Andrzejem wybraliśmy się na wagary do internetowej kafejki, mieszczącej się właśnie na Wałach Dwernickiego. Jeśli dobrze pamiętam, właścicielem kafejki był chłopak o ksywce TnT. Nieustannie wpierdzielał ryż z kurczakiem od chińczyka, który miał swój lokal pod kinem "Wolność" (dla niewtajemniczonych jesteśmy w Częstochowie). Jak ktoś chciał mieć 30 minut darmowego grania, biegał po żarcie. Cały lokal cuchnął, ale właścicielowi to nie przeszkadzało – w najlepsze zajadał się swoim specjałem.

Ja w tamtym czasie nie byłem szczególnie rosłym młodzieńcem, ważyłem może 40 kg, może! Na karku nosiłem srebrny łańcuch, grubo pleciony i diamentowany. Nie wiem czemu, ale zawsze podkreślałem to, jakby sposób polerowania miał jakiekolwiek znaczenie i nadawał temu łańcuchowi większą wartość.

Wracając do historii z zegarkiem. Tego dnia siedzieliśmy w kawiarence, tłukąc w Quake III Arena. Musiało nam chyba nieźle iść, bo bardzo się wciągnęliśmy w grę. W pewnym momencie do kafejki wparowało kilku drobnych złodziejaszków i chuliganów. Tacy, wiecie, fifarafa. Zaczęli chodzić po lokalu, przyglądając się ludziom, co by tu można zajumać. I nagle trafili na małego, chudego chłopaka z wyłupiastymi oczami, do tego z grubym srebrnym łańcuchem na karku – czyli mnie. Umówmy się – lepiej trafić nie mogli. Idealny pacjent do obrabowania. Taki Adaś.

Otoczyli mnie kołem i już mieli zacząć mnie rozbierać z łańcucha, gdy któryś z nich zauważył zegarek. Rozszedł się między nimi szept:

- Zobacz, on ma Rolexa! Kurwa, Rolexa, ma!

Słysząc to, zdjąłem zegarek, rozejrzałem się i dałem go największemu dryblasowi, równocześnie sugerując, żeby sobie go wziął i nie przerywał mi zabawy. Koleś wziął go do ręki, potrzymał, poważył, pooglądał, po czym powiedział:

- Panowie, to jest Rolex przez X! To podróbka, jak pewnie ten łańcuch.

Rzucił zegarek na stół i poszedł, zabierając ze sobą całą swoją ekipię. Zastanawiam się do tej pory, jaki proces myślowy zaszedł w jego mózgu, że użył jedynego argumentu, który akurat potwierdzał autentyczność zegarka. Może uznał mnie za niezłego świra i kozaka, że po prostu oddałem mu zegarek. Albo stwierdził, że skoro tak zwyczajnie oddaję swoje rzeczy, nie przerywając przy tym gry, to musi być jakiś podstęp. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że Piotrek – bo tak miał na imię – pojawił się u nas w klasie rok później. Co prawda widziałem go może trzy razy przez cały semestr, ale jednak. Potem go wyrzucili za nieobecności. Życie pełne jest ironii.

Co do samego łańcucha, to w przeciągu mojego życia kilka razy ktoś próbował mi go ukraść. Nikomu się to nie udało – a raczej nie pozwoliłem, by się udało tak samo jak Rolexa przez X.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • droga_we_mgle 2 miesiące temu
    Bardzo fajna anegdota, lubię takie teksty :)
    Dzięki za podzielenie się.
  • Aleks99 2 miesiące temu
    Poczatkowa mojoza czyli nagromadzenie mój, moja, moim troszkę kłuje, ale poza tym bardzo przyjemnie:)
  • Agnieszka Gu 2 miesiące temu
    Nieźle, choć technicznie lekko kuleje. Sama fabuła przyjemna.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania