Renoma
Ludzie z pierwszych stron gazet, aktorzy, muzycy, królowie estrady, znani od lat i znani od wczoraj, nagle, a zawsze przedwcześnie, odchodzą. Mówi się wtedy o niepowetowanej stracie, o jedynym takim talencie, przytacza jego wypowiedziane myśli i cytuje, co rzekł. Odkurza związane z nim anegdoty, czasem zabawne i pogodne, a czasem gorzkie i dające do zrozumienia, że w państwie duńskim dzieje się źle. Peroruje, jaki to był człowiek, cudowny, oddany rodzinie, powszechnie kochany, stroniący od plotek, odporny na obłudę i blichtr.
Internet huczy od wspomnień, zanosi się westchnieniami i roi się od zniczy, klepsydr. graficznych wyrazów żalu i filmików na You Tubach. Jak spod ziemi wyłaniają się tłumy znajomych ze studiów lub z zamieszkałych po sąsiedzku. Mnożą się wielbiciele udzielający wywiadów o tym, jaki był. Są to wypowiedzi od serca, pełne szczerych, nieraz intymnych szczegółów z życia artysty.
Lecz im dalej od pogrzebu, tym szczegóły są śmielsze, drastyczniejsze, uwolnione z balastu poprawnej delikatności. Na jaw, z zaplecza słynnego wnętrza, wypełzają nieustraszone demony prawdy. Bezkompromisowej, rypiącej zweryfikowanymi faktami świadczącymi o tym, że nieboszczyk nie był tak kryształowy, jak się go przedstawia. Na tle domowego ogniska i uprawianej przez niego sztuki, wypada blado. A zwłaszcza podejrzanie. Że przypisywana mu sława również jest przeszacowana. Słyszy się, że są przesłanki, by twierdzić, że większość jego utworów, to plagiaty, że są od niego lepsi, bardziej po linii i na bazie, bo nieobciążeni pochodzeniem.
Komentarze (7)
reflacja od czapy
Nosi trendy z Paryża,
A w duszy – starą babciną chustę.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania