Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Rosja – część 3 – Sankt Petersburg część 2 - dzieci w słoikach i nocne życie miasta

Twierdza na wyspie, Muzeum Tortur, więzienie Trotskie

Następnego dnia wybrałem się do kolejnej ‘must-see’ atrakcji Sankt Petersburga, czyli Twierdzy Pietropawłowskiej. Dojeżdża się tu metrem i wysiada koło imponującego meczetu. Niedawno słyszałem rozmowę Prezydenta Putina z przywódcą Czeczenii Kadyrowem. Spierali się żartobliwie, który meczet jest ładniejszy. Kadyrow chwalił oczywiście ten w Groznym, a Putin jako ‘petersburżanin’ chwalił właśnie ten, do którego teraz dotarłem.

 

Twierdza znajduje się na wyspie. Wejście do niej prowadzi przez bramę, za którą można znaleźć statuetki królików. A zaraz obok jest muzeum historyczne, które o dziwo mnie nie interesuje. Znowu pewnie wystawili tu jakieś przebrzmiałe armaty carskie, karoce, stroje carowej i carzynek.

 

Jednak na wyspie, na której ulokowany jest fort nie zabraknie atrakcji dla nikogo. Znajduje się tu mniejsze od moskiewskiego Muzeum Kosmonautyki, cerkiew ze złotym szpicem z drogim biletem wstępu, stara mennica, małogłowa, bardzo dziwna rzeźba cara Piotra Wielkiego.

 

Może jestem dziwny, ale bardziej niż mdłe obrazki impresjonistów interesuje mnie cierpienie, śmierć i izolacja. Udałem się więc do dwóch płatnych miejsc. Pierwsze z nich to Muzeum Tortur – koszt biletu 350 rubli. Nie ma zniżek studenckich. Nie da rady się też przecisnąć ‘na lewo’ – kotary, wąskie, pilnowane przejście.

 

Szczerze? Będąc w dwóch muzeach tortur w Amsterdamie to niewiele mnie było tu w stanie zaskoczyć. Właściwie tutejsze muzeum to kopia tego ze stolicy Holandii. W Amsterdamie nie mieli tylko przenośnej gilotyny – bardzo praktycznego urządzenia do obcinania głów poza miastem. Po prostu na małych wsiach, miasteczkach gdzie brakowało tego rodzaju infrastruktury przywożono tego rodzaju urządzenie, robiono co robiono i wywożono z powrotem.

 

Drugie miejsce to więzienie ’trotskie’. Strasznie się wykosztowałem na tych ‘torturach’, więc pomyślałem, żeby trochę zaoszczędzić i wejść do muzeum wyjściem. O dziwo się udało i zaoszczędziłem 300 rubli. Obiekt spory i zachowany w bardzo dobrym stanie. Może trochę monotonny tematycznie. Po prostu cela obok celi z informacją kto w danym miejscu siedział. Ze znanych mi postaci przebywał tu m.in. największy wróg Stalina, czyli Lew Trocki zabity czekanem w Meksyku oraz Borys Sawinkow – wielki pechowiec historii.

 

Sawinkow najpierw walczył z caratem, potem z komuną i komuna go dopadła. Został stracony w 1925 roku. Niedawno w Warszawie chcieli przemianować ulice krwawych Dąbrowszczaków na właśnie Sawinkowa. I jedni i drugi nie zasługują na to, żeby nimi nazywać ulice w Polsce.

 

Dąbrowszczacy to byli krwawi komunistyczni najemnicy, którzy mordowali często niewinnych ludzi, najpierw w Hiszpanii a potem wstępowali do UB. Z nich wyszedł pierwszy szef Gwardii Ludowej, psychopata Bolesław Mołojec, którego bali się nawet jego współpracownicy w komunistycznej PPR jak Gomułka czy Nowotko. Natomiast Borys Sawinkow zginał tragicznie, ale nie uczynił niczego dla Polski.

 

Kunstkamera, czyli dzieci w słoikach

Odwiedziłem muzeum tortur i dawne więzienie, ale takie miejsca są właściwie w każdym, nawet małym mieście. Unikatem jest jednak wystawa w muzeum o niemieckobrzmiącej nazwie ‘Kunstkamera’. To pierwsze muzeum w Rosji. Kolejka do niego jest spora, ale nie musiałem stać w niej z 8 godzin jak to miało miejsce do katakumb paryskich. Normalny bilet kosztuje 300 rubli,

ale da radę wejść jako student za 100.

 

‘Kunstkamera’ ma kilka poziomów, do oglądania jest tu aż za dużo. Fani kultur indiańskiej, afrykańskiej i innej spędzą tu wiele godzin. Ale mało kogo to interesuje. Kolejki turystów stoją głównie po to, żeby zobaczyć zdeformowane dzieci zakonserwowane w słojach dla celów badawczych. Nie ma tu jakiś ograniczeń wiekowych co do odwiedzających czy że nie wolno robić zdjęć jak np. w Wiedniu w podobnej placówce. Wszystko wolno. Można zwiedzać, fotografować. Ludzie tu nie takie cierpienia przeszli, żeby się rozczulać nad jakimiś noworodkami. Jednak trochę dziwnie można się poczuć gdy widzi się matkę z rozmemłanym, żywym niemowlakiem na ręku, który macha do kolegi w słoiku.

 

Krążownik ‘Aurora’

Jednym z symboli Sankt Petersburga, a szczególnie jego współczesnej historii jest krążownik Aurora. Z tego właśnie stateczku wystrzelono strzały inicjujące Rewolucję Październikową, przewrotu który mówiąc delikatnie ukształtował XX wiek. Nie wchodzę na pokład, bo bilet płatny i nie warto. Nie jestem jakimś ekspertem od marynarki wojennej, wystarczy mi to co zobaczę z zewnątrz. Trzeba uważać na kręcącego się koło statku sobowtóra Lenina, który jak żul naciąga ludzi na wspólne zdjęcia. Podszedł i do mnie, ale powiedziałem mu, że nie mam pieniędzy i sobie poszedł.

 

Dworzec Finlandzki i Plac Lenina

Będąc w Sankt Petersburgu warto przejechać się metrem na Dworzec Finlandzki. Tak, tak, również Finlandię Rosjanie chcą uznawać za część ‘ruskiego miru’. Zabrali im kawałek terytorium, chcieli podbić cały kraj i już mieli gotowy marionetkowy rząd. No, ale dzięki chociażby fińskim snajperom i Marszałkowi Mannerheimowi to się nie udało.

 

Koło fińskiego dworca jest wiele atrakcji np. plac Lenina z kolejnym pomnikiem. Tu właśnie na ten dworzec przyjechał Lenin z emigracji, żeby dowodzić Rewolucją w 1917 roku. Można nawet znaleźć tablicę pamiątkową dedykowaną temu wydarzeniu.

 

W dniu 23 sierpnia kiedy tam byłem odbywały się akurat występy artystyczne z okazji Dnia Flagi.

Na początek poleciał hymn Federacji Rosyjskiej, a potem całkiem ładnie śpiewali. Jednak ja nie pozostałem tam na zbyt długo, bo w okolicy są dwie interesujące mnie atrakcje.

 

Więzienie - ‘Kresty’ i siedziba służb bezpieczeństwa

Pierwsza to więzienie zbudowane jeszcze za czasów carskich. Toporny, ponury gmach który funkcjonuje do dzisiaj. Natomiast po drugiej stronie rzeki jest tzw. ‘Bolszoj dom’, czyli siedziba NKWD/KGB a teraz już FSB. Nawet oficjalne wycieczki ‘śladami komunizmu’ mają w programie oglądanie z zewnątrz tego miejsca.

 

Potem idę na Plac Lenina, bo mają tu całkiem dobre i niedrogie kebaby. Lepiej jednak nie zamawiać kebabu libańskiego z frytkami, bo są takie sobie i małe porcje. Zwykłą szarmą można się lepiej najeść, jest tańsza i świeższa.

 

Muzeum Artylerii koło wyspy “Piotra i Pawła”

Wracam jeszcze do wyspy Piotra i Pawła. Akurat była strzeżona przez żołnierzy. Pewno jakaś wizyta państwowa, prawie na pewno z okazji Dnia Flagi. Jacyś oficjele przyjechali czy coś w tym rodzaju. Nie da rady wejść, ale nie rozpaczam za bardzo. Po drugiej stronie ulicy jest coś o wiele ciekawszego, niż pomnik małogłowego cara.

 

Często czyta się w internecie o Rosji, ogląda rożne memy jak to czołg przypadkiem zajechał drogę samochodom albo rakiety interkontynentalne jadą ‘do domu’. Tu tego żelastwa jest od liku. I tak to prawda, nawet przypadkiem można w Rosji natknąć się na systemy antyrakietowe. Coś jak chodząc po Warszawie można trafić na samochód dostawczy z pieczywem.

 

Akurat przechodzę obok Muzeum Artylerii. Nie trzeba płacić za wstęp, bo sporo widać zza płotu. Hitem jak dla mnie są olbrzymie rakiety ‘Topol’. Mogliby Polsce coś takiego sprzedać i byśmy mieli do obrony przed jednymi albo drugimi. Albo by im to zwinąć i w konserwach mięsnych przewieźć przez granicę. Polacy nawet całe mosty sprzedawali na złom. I ‘papier’ (czyli banknoty, a nie jakieś monety jak za kilo puszek) za to dostawali.

 

No, ale póki co, podziwiam to muzeum, bo armat jest tu od liku. Od najstarszych do najnowszych z lat 70tych-80 tych. Frajda nie tylko dla dzieci.

 

Zatoka Fińska

Sankt Petersburg leży koło morza, więc grzechem ciężkim byłoby nie podjechać nad wodę, choć na krótką chwilę. Z mojego rozeznania najbardziej dramatyczne widoki są w okolicach stacji metra Nowokrestowskaja. Gdy tam dojechałem to miałem wrażenie, że niechcący przekroczyłem granicę z Finlandią. Rany, ja swoje rzeczy zostawiłem w hotelu. Wiza jednokrotna, nie wpuszczą mnie z powrotem! Co tu się dzieje?

 

Unia Europejska im dała na to jakieś nadwyżki budżetowe?! A może Finlandia się dołożyła w imię dobrosąsiedzkich stosunków? Miejsce nie wygląda jak Rosja. Obok Lakhta Center najwyższego budynku w Europie wybudowano piękny stadion, metro, mosty piesze i dla samochodów oraz osiedle mieszkaniowe. Pełen wypas. A przede wszystkim ten widok na wzburzoną Zatokę Fińską.

 

Włóczenie się metrem

Będąc w Moskwie nie idzie w ciągu tygodnia ogarnąć całego systemu metra. Tu jest trochę łatwiej. Zawsze w nowym mieście staram się zaliczyć jak najwięcej z miejscowej komunikacji miejskiej. Gdy już się ściemniało albo po prostu byłem zmęczony wsiadałem sobie w metro i albo jeździłem od pętli do pętli albo zaliczałem miejscówki, które były zaraz obok stacji.

 

Stacja Moskowskoje Worota i kolejny łuk triumfalny

Tu znajduje się łuk triumfalny podobny do moskiewskiego albo do Bramy Brandenburskiej.

 

Stacja Moskowskaja i pomnik Lenina koło pięknych fontann

Kolejny pomnik Lenina koło jakiegoś ‘sowieckiego domu’ z sierpami i młotami. Pomyśleć, że w Polsce ludzie nie mogli się doczekać i jeszcze w 1989 zwalili pomnik Dzierżyńskiego w Warszawie. A tu? Skansen ostał się do dziś. Ludziom nie przeszkadza. Młodzież jeździ na rowerach, na deskorolkach. Życie mija.

 

Stacja końcowa Rybatskają – Rybatskoye

Fajna okolica na rower. Mieszanina lasów, odludzi i fabryk ukrytych pośród tego wszystkiego. Taka warszawska Utrata albo łódzki Olechów.

 

Stacja końcowa Kupchino

Tu wyszedłem na monstrualne blokowiska. I miałem przygodę. Okazuje się, że nie można wsiąść na tej samej stacji jeśli się nie odczeka 20 minut. Próbowałem przekonać panią na bramce, że mam ważny bilet i żeby mnie wpuściła, ale niestety nie ma litości. Jak to mówią? ‘Rosjanin odda ci ostatnią koszulę, ale zupełnie się zmienia kiedy założy mundur albo co gorsza stanie za ladą’.

 

Krańcówka Prospekt Weteranów

Osiedle jak na moje oko z lat 50-tych. Fajny klimat coś jak na warszawskim starym Żoliborzu, Mokotowie czy Nowej Pradze. Ludzie handlują, marszrutki odjeżdżają, ktoś gra na harmoszce.

I czuję się tu miło i bezpiecznie.

 

Avtovo

Chyba najpiękniejsza stacja w całym systemie. Zdobione kolumny po prostu rozwalają percepcję.

 

Stacja Admiralska

Najgłębiej położona, dużo morskich, marynarskich motywów. Długie schody ruchome.

 

Słynne mosty i nocne życie miasta

Nie jestem ani podróżnikiem ani turystą. Raczej czymś pomiędzy. Będąc po raz pierwszy w Los Angeles nie będę lazł przez jakieś krzaki, tylko pójdę na Aleje Gwiazd. Raz w życiu trzeba. Ale też nie podążam ślepo za tym co mi każą w przewodnikach. Wybieram to co dla mnie jest interesujące. Będąc w Sankt Petersburgu nie mogę odpuścić głównej atrakcji tego miasta, obecnej na większości pamiątek, czyli nocnego otwierania mostów na Newie.

 

Mosty w mieście otwierane są w nocy, o rożnych porach i w rożnych odstępach czasowych. To cała ceremonia multimedialna z muzyką klasyczną w tle. Nie będę latać od mostu do mostu. Wystarczy mi ten otwierany najwcześniej, czyli Pałacowy. Wychodzę z hotelu tak, żeby natrafić na to pierwsze podniesienie. Nocą Petersburg się zmienia. Otwierają się nocne lokale, wychodzą na miasto dziwne osoby.

 

No, ale trzymam się Prospektu Newskiego. Sporo ludzi chodzi, również turystów. Tak w ogóle.

Jest tu pod tym względem inaczej, niż w Moskwie. W Moskwie nie widzi się prawie turystów z Zachodu. Tutaj są. Być może jest to spowodowane, że można tu przypłynąć promem bez wizy.

I zwiedzać miasto przez 72 godziny. Ciekawą sprawą są tu ludzie jeżdżący na wynajętych koniach. Normalnie chodnikiem, piesi obok, koń idzie, potem staje i nawozi.

 

Dobijam do nabrzeża rzeki Newy i czekam razem z małym tłumkiem czekających na to samo, co ja. Trzeba uważać, żeby nie wytrącili ci telefonu z ręki. Oczekiwanie jest ubarwiane występem

żebrającym o pieniądze zespołem rockowym, grającym na ulicy jeszcze o tej dość późnej porze.

 

No i w końcu się doczekałem. Spiker po rosyjsku i angielsku zaprasza na ceremonie. Z powodu otwierania mostów niektóre sektory miasta są odcięte od siebie na parę godzin. Dlatego parę minut przed tym wszystkim samochody, motory gnają jak szaleni, żeby przedostać się na drugą stronę.

 

Najpierw zaczyna grać playlista z muzyką klasyczną. A potem…widok wiszącej jezdni z palącymi się latarniami robi niesamowite wrażenie. Rzecz warta przeżycia, choć tłumy turystów mogą męczyć i trzeba uważać na kieszenie, wiadomo.

 

Po sfilmowaniu i obfotografowaniu ceremoniału idę jeszcze do położonego niedaleko najstarszego pomnika w Rosji, symbolu miasta. Na wielkim głazie narzutowym tzw. kamieniu grzmotu jedzie na koniu car Piotr I.

 

Masaż erotyczny

Wracając do domu zaczepiają mnie dziwki – młodsze i starsze, Rosjanki i inne. Jedna była bardzo zdesperowana, młoda Azjatka, Tajka chyba. Na początku myślałem, że się zgubiła albo coś jej się stało. A ona do mnie po angielsku czy chce ‘sex massage’. Podziękowałem.

 

Nie wiadomo co ona wcześniej miała w ustach. A patrząc na jej zachowanie to wydaje mi się, że dziś brała wszystko, co jej się nawinęło. Chwila przyjemności, a potem zakażenie i łażenie po wenerologach. Poza tym naliczy mi opłatę w euro, a nie mam ochoty cwaniakować, żeby potem być pobity przez alfonsa w bramie.

 

No i wracam szybko, bo muszę się wyspać. Następnego dnia czeka mnie wypad za miasto….

 

ciąg dalszy nastąpi…

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Puchacz 19.02.2020
    Niezmiennie bardzo dobra robota.
    Świetne nawiązania historyczne, opis wrażeń własnych, wyważone wtręty z drobiazgów wydarzeń w czasie tej turystyki.
    To świetny cykl reportaży, który chętnie zamieściłby poważne czasopisma.
  • befana_di_campi 19.02.2020
    Wyłapałam dwa gramatyczne błędy ;)
  • MarkD 20.02.2020
    Prosze wskazać to poprawie.
  • Tjeri 20.02.2020
    I jestem na bieżąco! Świetnie to się czyta :). Masz oko i masz pióro ;). Czekam na następne części, muszę też zerknąć na inne Twoje wyprawy.
  • Tjeri 20.02.2020
    Zapomniałabym! Gdzieś we wcześniejszych częściach wspominałeś o zespole Kino - to korzystam z okazji, by powiedzieć, że dla mnie to kawał dobrej muzy. :)
  • MarkD 20.02.2020
    Tjeri Tak jak nie lubię grajków ulicznych, bo z reguły grają jakieś popularne covery, tak w Rosji byłem urzeczony. Bardzo wielu utalentowanych ludzi, artystów, a nie tylko wykonawców można spotkać w tamtejszych przejściach podziemnych. A 'Kino' to słowiańska dusza w nowofalowym formacie opisująca zmagania zwykłego człowieka z życiem.
  • Tjeri 20.02.2020
    MarkD ja czasem lubię posłuchać staroci z czasów słusznie minionych od naszych "bratnich" narodów. Niezły był New romantic w ich wykonaniu (mam kilka ulubionych utworów z b. Jugosławii, czy Rasiji właśnie).
    Jako że o Rosji piszesz, to wkleję link do utworu, który akurat chodzi mi po głowie.
    https://youtu.be/5sLpG4MG5J8
  • Puchacz 20.02.2020
    No ma chłop talent reportażysty :)
  • Tjeri 20.02.2020
    Zdecydowanie. Tylko szkoda, że nie ma komentów. Pod gniotami nieraz tłok, a pod wartościowymi tekstami pustki...
  • MarkD 20.02.2020
    Bardzo dziękuję za piękne komentarze. Nawet nie wiecie jak mi dzisiaj one nastrój poprawiły.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania