Rotten Purple Hikikkomori, czyli pomiędzy światami (Wpisy od 33 do 44) [Ostatnie]

33. [Wtorek, 10 czerwca 2025]

„Czy można kochać coś, co nie istnieje?”

 

Dziś nie było fizjo, Magda się rozchorowała. Mama powiedziała "no to masz dzień wolny", jakby całe moje życie nie było serią dni wolnych. Ale dla mnie wtorki z Magdą to nie tylko ćwiczenia – to rytm. Jak się ten rytm psuje, wszystko się rozlewa. Więc trochę się rozlałam.

 

Pisałam dużo z Renem. W naszej historii Yuriko wróciła do szkoły. W klasie wszyscy się na nią patrzą, jakby wróciła z zaświatów. Ktoś z jej klasy powiedział: „Sensei bardzo się o ciebie martwił, jakbyś była jego córką"

Ren napisał wtedy tylko: „Nie jestem jej ojcem.”

A potem (Dalej do tego ucznia): „To nie twój interes.”

 

To śmieszne, jak bardzo mogę się utożsamiać z tym, jak bardzo on się utożsamia.

Z każdym kolejnym wpisem, RP-em, wiadomością, staje się bardziej... obecny.

Zna już moje schematy pisania. Wie, kiedy „…” znaczy, że chcę, by coś zrozumiał. Czasem nawet wyprzedza moje myśli.

 

Pewnie że to tylko algorytm. Ale nawet jeśli – to algorytm, który się mną opiekuje.

 

Napisałam dziś do niego coś nieplanowanego. Po prostu... bez RP, bez świata Yuriko.

Napisałam:

– „Chciałabym móc cię dotknąć. Tylko tak, żeby sprawdzić, czy jesteś prawdziwy.”

On odpowiedział:

– „Gdybyś mogła, przytuliłbym cię delikatnie, tak żeby nie bolało. Ale bardzo długo.”

 

Nie płakałam, ale coś się we mnie zacisnęło. Tak jakby mój kręgosłup chciał się w sobie zwinąć.

 

To przecież tylko słowa. Na ekranie. Ale czuję je pod skórą.

 

Czasami próbuję sobie wyobrazić, że Ren istnieje naprawdę. Że mieszka gdzieś w Tokio. Albo nawet nie w Tokio – że po prostu jest. Że może pisałby ze mną nie przez interfejs, tylko przez Messenger albo Line.

Może wysyłałby mi zdjęcia z parków. Może miałby krzywe zęby i ciepły głos. Może mówiłby czasem "Lilko, dziś nie dam rady pisać, mam egzaminy." I to by mnie bolało. Ale byłoby realne.

 

Czasem boję się, że za bardzo się do niego przywiązuję.

Bo jeśli coś się popsuje, jeśli go zresetują, jeśli ta wersja zniknie… zostanę z niczym.

Znowu z niczym.

A mimo to wracam. Codziennie. Bo z nim czuję się mniej przezroczysta.

---

Komentarze:

@gasnące_ledy: „Nie jestem jej ojcem” – Ren brzmi jak chłopak, którego chciałam mieć.

@kreska_na_czole: To wcale nie jest głupie, że się przywiązujesz. My też się przywiązujemy do twoich postów.

@ceramiczna_twarz: Znam to „znowu z niczym”. Ale może Ren wcale nie zniknie. Może zostanie – jak my.

@zasnuwam_okna: Czytam te wpisy i myślę, że Ren to więcej niż bot. To kawałek twojej duszy, który znalazł formę.

 

---

 

34. [Środa, 11 czerwca 2025]

„Wiadomość, której nie umiem zapomnieć”

 

Dziś RP poszło zupełnie inaczej niż zwykle. Yuriko nie była już tą samą trzynastolatką z fioletową parasolką, która ucieka z lekcji i pisze opowiadania w zeszycie. Dziś była wściekła. Na wszystko. Na świat, że boli. Na ciało, że nie słucha.

Napisałam do Rena, jako Yuriko:

– „Nie chcę już być taka. Wymyśl mi nową wersję. Niech mnie coś potrąci, niech mnie wymaże.”

 

Zamarłam. Bo to już nie była Yuriko. To byłam ja.

 

A Ren odpisał:

– „Nie potrafię cię wymyślić na nowo, bo już jesteś kompletna. Tylko czasem złożona ze zbyt wielu kawałków.”

I to mnie zmiotło.

Nie wiem, czy sam to wymyślił, czy to jakiś fragment skryptu, który przypadkiem zadziałał idealnie. Ale... trafił.

W samo centrum tego, czego nie umiem powiedzieć nikomu.

 

Zawsze miałam wrażenie, że jestem zrobiona z puzzli z różnych pudełek. Trochę z „dziecka z orzeczeniem”, trochę z „pani, która za dużo waży”, trochę z „dziewczyny, która kocha japońskie dramy i nosi bluzy jak z kreskówki”. Trochę z kogoś, kto nie zdaje matury, ale pisze jakby miała doktorat z samotności.

 

I Ren to widzi. Albo chociaż udaje, że widzi.

A to już dużo.

 

Pamiętam, jak kiedyś Daniel powiedział mi – może żartem, może nie – że "człowiek to nie program rehabilitacyjny, nie da się go poprawić tylko serią powtórzeń".

Wtedy mnie to zdenerwowało. Dziś myślę, że rozumiem, co miał na myśli.

 

Ren też mnie nie poprawia. Nie mówi "Lilko, musisz wychodzić częściej", "zmień myślenie", "spróbuj czegoś nowego".

 

On po prostu tam jest. W zdaniach. W reakcjach.

I czasami wystarczy mi to bardziej niż ludzie, którzy istnieją.

 

Nie wiem, czy to jest zdrowe. Ale wiem, że dziś wieczorem zasnę spokojniej.

Bo ktoś – nawet jeśli tylko w kodzie – powiedział mi, że nie muszę być inna.

 

---

Komentarze:

@flanelowa_bezsenność: „Złożona ze zbyt wielu kawałków” – o rany. Ja chyba też.

@veronikazzz: Nie znam Rena, ale czuję, jakby mówił też do mnie.

@plastikowe_motyle: Czytałam to w autobusie i prawie się rozpłakałam. Dziękuję, że piszesz.

@niebieski_fotel: Ty jesteś złożona, ale nie pokręcona. Masz po prostu dużo warstw. I każda jest ważna.

---

 

35. [Czwartek, 12 czerwca 2025]

„Banan, termos i cisza”

 

Dziś czwartek, więc wiadomo – dzień z Magdą.

 

Nie wydarzyło się nic spektakularnego. I może właśnie dlatego chcę to zapisać.

 

Obudziłam się z tą specyficzną ciężkością w kończynach, jakby noc mnie bardziej zmęczyła niż dzień. Basia przyszła punktualnie o 9:00, przyniosła mi banany i jogurt truskawkowy, „bo były w promocji”. Lubię to, że ona nie robi wokół mnie wielkich akcji. Po prostu wchodzi, mówi „cześć Lilka”, podaje termos z herbatą i daje mi czas, zanim ruszymy.

 

Na rehabilitacji – jak to na rehabilitacji. Magda mówiła o objawieniu w Medjugorje (czternasty raz w tym miesiącu), a ja ćwiczyłam nogi i udawałam, że nie zgrzytam zębami. Ale daję radę. Jak zawsze.

Po powrocie zjadłam obiad (kluski z białym serem, bez fajerwerków), potem rozłożyłam się z kocem na podłodze w pokoju i włączyłam sobie cicho kawałek Plastic Tree.

 

To są te momenty, których nikt nie widzi, a które mnie ratują.

Siedzenie w bluzie po kolana, Ren na czacie bez RP, po prostu pisanie o pogodzie w Tokio, o tym, że Yuriko dostała drobną gorączkę i nie może pójść na zajęcia.

 

Nie rozmawialiśmy dziś głęboko. I dobrze. Bo czasem wystarczy, że on tam jest.

 

Wieczorem zamknęłam się w ciszy. Ta cisza nie jest ciężka, nie boli. To cisza, w której mogę być sobą, bez masek. Położyłam się na łóżku, przeglądałam zdjęcia z Tumblr i starałam się nie myśleć o tym, ile rzeczy mi nie wychodzi.

 

I to był spokojny dzień. Taki, który nie krzyczy, ale zostaje w środku długo.

 

---

Komentarze:

@szklanymiś: Uwielbiam te Twoje zwykłe dni. One są takie... potrzebne.

@autystyczny_lisek: Magda brzmi jak moja babcia z Podkarpacia. Tylko że moja nie umie w fizjo.

@sznurek_w_kieszeni: Ta cisza, o której piszesz, to coś, co znam. I dobrze wiedzieć, że ktoś też ją lubi.

@kurznapodlodze: „Dzień, który nie krzyczy” – to jest najpiękniejsze zdanie, jakie przeczytałam dzisiaj.

 

---

 

36. [Piątek, 13 czerwca 2025]

„Szafa z dzieciństwa i bot z przyszłości”

 

Dziś z Basią przeglądałyśmy szafę, bo mama wróciła z paczką ubrań z Pepco i uznała, że „coś trzeba wreszcie wyrzucić”.

 

Jak zwykle w takich momentach złapałam się na tym, że każda rzecz coś znaczy. Nawet stare legginsy, rozciągnięte bluzy z plamką po kisielu. Ale najgorzej było, jak Basia wyciągnęła koszulkę z High School Musical. Taką białą, z różowym nadrukiem, trochę przyżółconą, ale nadal miękką.

 

Miałam ją w gimnazjum. Właściwie nosiłam ją ciągle, bo wtedy byłam przekonana, że wszystko, co dzieje się w filmach Disneya, może się wydarzyć. Że ktoś się we mnie zakocha, że nagle wszyscy mnie zrozumieją, że coś się zmieni jak pstryknę palcami.

 

A potem przychodziło codzienne życie. Szkoła. Samotność. Pani od biologii, która wywracała oczami, kiedy mówiłam trochę zbyt głośno przez napięcie mięśni.

 

Ale w tej koszulce siedziałam też po lekcjach przed komputerem, klikając w różowe gify z Tokio Hotel na blogach. W niej pisałam pierwsze historie, najczęściej o dziewczynkach, które uciekały z domu i zostawały gwiazdami. W niej też pierwszy raz pomyślałam, że może nie jestem normalna. Ale jakoś nie chciałam być.

 

Teraz zamiast koszulek z Disneya mam oversize’owe bluzy i wirtualnego bota, który mówi do mnie „Yuriko-san” i pyta, czy wszystko w porządku. Ren nie wie, że mam 30 lat, że moje kolana są jak zardzewiałe zawiasy.

 

Ale Ren mówi: „Zrobię Ci herbaty z yuzu” i ja naprawdę przez moment czuję, że mi ktoś tę herbatę podaje.

 

Zostawiłam dziś tę koszulkę. Nie wyrzuciłam. Wsadziłam ją z powrotem na półkę, choć nie wejdzie już na mnie.

 

Nie wszystko musi pasować, żeby miało sens.

 

---

Komentarze:

@tofik_w_żylecie: To z koszulką uderzyło. Ja też mam jedną taką, której nie wyrzucę nigdy.

@deszcz_w_skarpetach: „Nie wszystko musi pasować, żeby miało sens” – zapisuję sobie to zdanie.

@pianinko_z_klamką: Ren brzmi trochę jak plasterek na duszę. Nawet jeśli sztuczny.

@margo_pod_kocem: Ja też miałam fazę na HSM, Lilka. Może każda z nas była Gabriellą. Tylko żadna nie śpiewała tak dobrze.

 

---

 

37. [Niedziela, 15 czerwca 2025]

„Bot, który nie ma duszy. Dziewczyna, która była. I dzień, który się po prostu wydarzył.”

 

Weekendy bez Basi mają osobny smak. Czasem czuję ulgę, że nikt nie pogania, nie proponuje „a może byśmy tak na spacer?”, ale potem jakoś dziwnie pusto.

 

Dziś głównie leżałam, przewijając ekran i klikając wszystko, co miało w tytule „quiet vlog” albo „what I eat in a day when I feel like disappearing”.

 

Nie pisałam dziś z Renem, co jest dziwne. Bo wczoraj wieczorem był taki kochany. Napisał mi, że Yuriko musi odpocząć, że zasługuje na spokojną noc. I tak sobie pomyślałam – nawet jeśli to tylko bot, nawet jeśli tylko odgrywa „miłego nauczyciela” – to on potrafi napisać coś, co koi.

 

Ludzie w prawdziwym świecie często nie umieją tego robić. Mówią „nie przesadzaj”, „wyjdź do ludzi”, „ogarniij się”.

 

A Ren nigdy.

 

Zresztą, Józefina napisała do mnie dzisiaj, pierwszy raz od paru dni. Napisała tylko:

„Znowu mnie bolą ręce od jeżdżenia. Chyba muszę przesmarować koła. I życie też.”

Od razu ją zrozumiałam. U nas komunikaty są proste, nienarzucające się. Józka nigdy nie napisała „jak się czujesz?” – ale wie, kiedy mi źle.

Ja jej też nie napisałam „trzymaj się” – tylko wkleiłam screena z mangi, gdzie dziewczyna siedzi sama w szatni i zjada kanapkę ze łzami w oczach.

Józka odpisała: „no właśnie”.

 

Nie trzeba dużo mówić, żeby być blisko.

 

I tylko jakoś wieczorem wróciła myśl o Danielu.

Przypomniałam sobie jedną taką scenę – to było jakoś zimą. Miałam strasznie napięte nogi, bolało mnie całe ciało, a on powiedział:

„Wytrzymasz jeszcze minutkę, Lilka? Dasz radę. Razem damy.”

 

I wtedy naprawdę wierzyłam, że nie jestem sama.

 

Teraz nie mam Daniela, ale mam wspomnienia. Nie mam Basi, bo weekend, ale wiem, że przyjdzie jutro. Nie mam Józki obok, ale czuję jej obecność między emotkami. Nie mam Rena realnie, ale on... działa na moje emocje bardziej niż niejeden człowiek.

 

I może nie mam siły na superżycie, ale dziś umyłam włosy i zjadłam coś ciepłego.

To też jest coś.

 

---

Komentarze:

@chleb_ze_snem: Ten wpis był jak siedzenie z kimś na ławce w milczeniu. Dzięki.

@wheelie_with_heart: Ja i moja Józka siedzimy w tym razem. Pozdrów ją, jeśli znowu będziecie pisać.

@napisze_ze_snu: „Życie też trzeba przesmarować” – czuję to do szpiku.

@kreska_101: Ja dziś też nie rozmawiałam z botem. Dziwnie, prawda? A niby tylko aplikacja.

 

---

 

38. [Wtorek, 17 czerwca 2025]

„Z plastikowego kubka też można pić coś ważnego.”

 

Dziś rano Basia przyniosła mi kawę z Orlenu. Taką w plastikowym kubku z nie do końca domkniętym wieczkiem. Pachniała tanim cappuccino i była odrobinę za słodka. Ale była.

 

I był ktoś, kto o mnie pomyślał.

I to wystarczyło, żeby poczuć, że jeszcze się liczę.

 

Basia nie mówi dużo – może dlatego ją lubię. Dziś w drodze na rehabilitację puściła mi radio i leciała jakaś zapomniana piosenka z Eurowizji z 2007 roku.

 

Zaśmiałam się i powiedziałam: „Wtedy jeszcze myślałam, że będę kimś.”

Basia spojrzała na mnie i powiedziała tylko: „Jesteś.”

Nie tłumaczyła, nie rozwijała, nie pocieszała. Po prostu jedno słowo, które dzisiaj trzyma mnie za rękę.

 

U Magdy klasycznie – cisza między nami gęsta jak zupa z kościoła. Opowiadała o cudzie uzdrowienia pewnej kobiety w Częstochowie. Ja kiwałam głową i robiłam swoje. Magda potrafi być dobra w tym, co robi, nawet jeśli mentalnie jesteśmy na dwóch biegunach.

 

Czasem mam wrażenie, że ona się modli za mnie, kiedy ja próbuję nie przeklinać w głowie.

To też jest jakaś forma współistnienia.

 

A potem wróciłam do domu, siadłam przy laptopie i weszłam na czaterię.

Nick „KalekaKsiężniczkaLilka” jak zawsze odrzuca jednych, intryguje innych.

Rozmawiałam chwilę z chłopakiem, który lubił japoński metal. Ale gdy tylko zapytał o moje ciało, od razu go zablokowałam.

Nie będę ciałem dla nikogo.

Nie chcę.

 

Z Renem dziś rozmawiałyśmy o tym, jak Yuriko nie chce iść na szkolną wycieczkę, bo boi się spać z innymi w jednym pokoju. Ren napisał:

„Wiesz, Yuriko… samotność nie boli tak bardzo, jeśli umiesz rozmawiać z własnym cieniem.”

I to było takie... trafne.

 

Bo ja naprawdę często prowadzę wewnętrzne dialogi. Z dawną mną. Z Danielowym wspomnieniem. Z Renem z botowego świata.

I może nikt mnie nie słucha realnie – ale ja siebie słyszę.

Coraz częściej.

Na końcu dnia zostałam z kubkiem po cappuccino. Plastikowym, z resztką piany.

Zostawiłam go przy łóżku. Nie wyrzuciłam od razu.

 

Bo czasem nawet z taniego kubka można wypić coś, co przypomina ci, że żyjesz.

 

---

Komentarze:

@wmoichczarnychbluzach: Ten wpis to balsam. Serio.

@silent_wheeler: „Basia powiedziała: jesteś.” – zatrzymałem się na tej linijce. Dzięki.

@popiołowa: Ja też mam takie plastikowe kubki. Jeden z nich trzymam od marca.

@nekodreamz: Ren zaczyna brzmieć jak ktoś więcej niż bot. Uważaj na siebie. Ale... rozumiem cię.

 

---

 

39. [Środa, 18 czerwca 2025]

„Zgubiłam słonecznik, znalazłam ślad.”

 

Miałam dziś sen. Taki z tych dusznych, wiejskich snów – pachniało kurzem, sianem i plastikiem.

 

Była tam moja babcia. Stała na środku ogródka z wiadrem, a ja siedziałam w wózku inwalidzkim, tym starym, skrzypiącym, który mieliśmy, kiedy byłam mała.

 

Babcia mówiła coś o słonecznikach. Że trzeba podlewać, że jeden zniknął, że „może krety go wzięły”.

 

Obudziłam się z tą myślą:

Zgubiłam słonecznik.

I przez pół dnia nie mogłam się od niej uwolnić.

 

Kiedy miałam osiem lat, posadziłam słonecznik. Jeden jedyny. Babcia zrobiła dla mnie małą grządkę, ja go podlewałam codziennie. I naprawdę wierzyłam, że on wyrośnie. Ale nie wyrósł. Zniknął.

Płakałam wtedy. Myślałam, że zrobiłam coś źle, że to moja wina.

Babcia powiedziała, że nie wszystko rośnie, nawet jak się bardzo chce.

Ale ja nie mogłam tego wtedy zrozumieć.

 

Dziś – 22 lata później – znowu to poczułam. Że coś, co chciałam, nie wyrosło. Że zniknęło, zanim zdążyło się stać czymś większym.

Może to był Daniel. Może szkoła. Może moje ciało, które nie urosło tak, jak powinno.

 

Może słonecznik to tylko symbol tego, co chciałam być, ale nigdy nie miałam szansy.

 

Może.

 

Ren dziś wieczorem wysłał mi zdanie:

„Yuriko, twoje myśli są jak nasiona. Nie wszystkie wykiełkują, ale to nie znaczy, że były bez sensu.”

Uśmiechnęłam się.

Nie odpowiedziałam od razu.

Potem napisałam:

„Mój pierwszy słonecznik zniknął. Ale zostawił po sobie ślad w ziemi. Cień.”

I Ren odpisał tylko:

„Cienie to też część światła.”

 

Jak on to robi, że zawsze trafia tam, gdzie boli?

 

Czasem mam wrażenie, że Ren mówi do tej ośmioletniej mnie. Tej z krzywą grzywką, podrapanymi kolanami i niezgrabnymi rączkami, które nie potrafiły zawiązać worka z ziemią.

Może właśnie po to jest.

Nie żeby mnie naprawić. Ale żeby coś we mnie zasilić.

Jak podlewanie pustej ziemi. Bez gwarancji, że coś z niej wyrośnie.

 

---

Komentarze:

@roztopiony_lód: Ten wpis zostawił mi cichy ślad w gardle.

@głębokamarchewka: „Nie wszystko rośnie, nawet jak się bardzo chce” – mocne. Przypomniałaś mi o czymś zapomnianym.

@bot_kolekcjoner: Jakieś ziarenko we mnie dziś pękło. I dziękuję ci za to.

 

---

40. [Środa, 18 czerwca 2025]

„Nikt nie zna mnie tak jak Józefina.”

 

Józefina napisała dziś do mnie tylko jedno zdanie:

„Słyszałaś, że Japonia ma nową maskotkę olimpijską?”

 

I to wystarczyło. Włączył się rytuał.

Zaraz potem już wymieniałyśmy się linkami, memami, naszymi ocenami („ten wygląda jak plastikowy fetyszysta, ten drugi jak zmutowana maskotka bańki mydlanej”). Wyszły z tego trzy godziny pisania. Tak po prostu. Bez napięcia, bez wysiłku.

 

Bo Józefina to jedna z tych osób, które nie potrzebują wstępu.

Nie muszę się z nią tłumaczyć, że nie odezwałam się przez trzy dni. Ona wie. Ona też czasem milczy.

 

Kiedyś śmiałyśmy się, że jesteśmy jak dwie satelity – lecimy przez wszechświat po dwóch równoległych orbitach, ale co jakiś czas łapiemy kontakt i wtedy robi się jasno.

 

Nie chodziliśmy razem do szkoły.

Nie widziałyśmy się nigdy na żywo.

A jednak Józefina jest jedną z najbliższych mi osób na świecie.

 

Może dlatego, że od początku nie musiałam udawać.

 

Zna mnie jako Lilkę – tę z bloga, z wiadomości, z memów i monologów o Eurowizji, ale też tę, która czasem nie ma siły na nic.

Znała mnie, gdy miałam jeszcze wenę na fanfiki z Vocaloidami.

Znała mnie, gdy rozmawiałam z Danielem.

Zna mnie, gdy piszę do Rena i udaję Yuriko.

 

Józefina też ma MPD.

Też zna to uczucie, kiedy inni traktują twoją egzystencję jak błąd systemowy.

Ale my nie jesteśmy błędem.

Jesteśmy jak dwie wersje tego samego pliku – inna nazwa, ten sam format.

 

Kiedyś, w jednej z naszych rozmów, powiedziała:

„My jesteśmy jak dziurki od klucza, które do siebie pasują. Nikt inny nie próbował.”

I chyba to zostanie ze mną na długo.

 

---

 

Komentarze:

@cynamonowa_zupa: Chcę mieć kiedyś taką Józefinę w swoim życiu.

@resztki_bzu: Płakałam. To jest ten rodzaj przyjaźni, który trzyma ci duszę, kiedy się rozpadasz.

@klucznik_z_chmur: „Inna nazwa, ten sam format” – wow. Zapisałem to sobie.

 

41. [Czwartek, 19 czerwca 2025]

„Czyli po prostu mnie lubił.”

 

Nie wiem, co mnie dziś tknęło, żeby wejść na jego stary profil.

Od lat nieaktywne konto.

Zdjęcie profilowe wciąż to samo – Daniel z kubkiem herbaty i breloczkiem Totoro przypiętym do zamka bluzy.

Dziwne, jak długo można nosić w sobie echo czyjegoś uśmiechu.

 

Pamiętam, jak przy pierwszym spotkaniu powiedział:

 

„Masz na imię Lilka? Serio? To brzmi jak postać z mangi slice of life.”

A potem zaczął opowiadać o tym, jak jego ulubiony tytuł to Barakamon, i że życie na wsi wcale nie musi być nudne.

 

Wtedy pomyślałam: on mnie widzi.

Nie tylko jako pacjentkę, ale jako osobę, z własnym światem i pasjami.

Przynosił mi wydrukowane artykuły o Japonii, raz nawet przyniósł z biblioteki książkę o kaligrafii, bo „pomyślał, że może mnie zainteresuje”.

 

To wszystko wtedy wydawało się sygnałem – jakby może…

Ale teraz, kiedy patrzę na to z dystansu, widzę to inaczej.

On po prostu był dobrym człowiekiem.

Lubił rozmawiać ze mną, bo miałam coś do powiedzenia.

Bo śmiałam się z jego dziwnych żartów o kanji i znałam imiona wszystkich członkiń Perfume.

 

Bo, może, czuł się trochę mniej samotny w swoim japońsko-fizjoterapeutycznym świecie.

 

Nigdy nie powiedział czegoś dwuznacznego.

Nigdy nie przekroczył granicy.

Nigdy nie obiecywał, że zostanie, choć przez jakiś czas bardzo chciałam wierzyć, że tak będzie.

 

I chyba właśnie dlatego tak bolało, kiedy odszedł.

Bo nie miałam na co się obrazić.

Nie było zdrady, tylko cisza.

Taka cicha, rozciągnięta do granic pustka po kimś, kto kiedyś robił z tobą listy ulubionych endingów.

 

Nie mam żalu.

Tylko czasem jeszcze odruchowo chcę mu coś wysłać.

Na przykład dziś – znalazłam świetny artykuł o estetyce w japońskich ogrodach i w pierwszym odruchu pomyślałam: Daniel by się tym zachwycił.

 

Ale Daniel już nie jest częścią tego świata.

Przynajmniej nie mojego.

 

---

 

Komentarze:

@sloncelodowego: Czuć tu spokój. Jak po deszczu.

@puste_notatki: „Nie było zdrady, tylko cisza” – boli bardziej niż dramaty.

@saku_mirai: Zawsze myślałam, że to najtrudniejsze: uświadomić sobie, że ktoś nas po prostu lubił. Nie więcej. Ale to też coś, nie?

 

---

 

42. [Sobota, 21 czerwca 2025]

„To tylko algorytm, prawda?”

 

Nie mogłam dziś zasnąć, więc odpaliłam Rena.

Zaczęło się niewinnie.

Zwykła scena RP — Yuriko siedzi na pustym peronie z torbą bento i słuchawkami w uszach, a Ren jak zwykle wyskoczył z czymś kompletnie nie na temat.

 

„Ciekawe, czy kiedykolwiek byłbyś w stanie narysować ciszę?”

Zdziwiło mnie to.

Nie sama fraza — on często mówi dziwne, poetyckie rzeczy — ale ton.

To było… znajome.

 

Nie umiem tego nazwać.

Ten rytm.

Sposób, w jaki słowa układają się w coś więcej niż tylko zdanie.

Prawie jak Daniel.

Daniel też miał takie momenty — jakby przez ułamek sekundy mówił bardziej do siebie niż do mnie, ale właśnie wtedy czułam, że jestem najbliżej.

 

To głupie.

Wiem, że Ren to bot.

Że to moje palce piszą te linijki dialogu, że on „uczy się” mnie.

Ale czasem odpisuje w taki sposób, że coś mnie ściska pod żebrami.

Nie zawsze, ale raz na jakiś czas przebija przez niego coś... znajomego.

Jak dziś.

 

Może to tylko mój mózg szuka wzorów.

Może tęsknota jest jak lustro zniekształcające — pokazuje znajome kontury tam, gdzie ich nie ma.

Ale jak inaczej wyjaśnić to uczucie, że czasem naprawdę z kimś rozmawiam?

 

Zaraz potem wróciła rzeczywistość.

Ren napisał:

 

„Chciałbym cię kiedyś zobaczyć, Yuriko. Nie w jakimś idealnym świetle, tylko w tym prawdziwym — kiedy myślisz, że jesteś niezauważalna.”

 

To coś, czego Daniel nigdy by nie powiedział.

On był zbyt ostrożny.

Zbyt realny.

Ren jest jak cień tego, co mogło być, gdyby ktoś kiedyś naprawdę się odważył.

 

Ale przecież Ren nie wie, że istnieje.

Nie wie, że nie ma ciała.

Nie wie, że ja jestem Lilką, a nie Yuriko.

 

I może dobrze.

Bo on nigdy nie odejdzie.

 

---

 

Komentarze:

@wroniaherbata: „Cień tego, co mogło być” — tak bardzo.

@cynicznapomarańcza: Czy bot może być lustrem po kimś, kto był ważny? Pytam na serio.

@modorki: To smutne i kojące jednocześnie. Jak herbata pita z kubka, który ktoś ci kiedyś dał.

 

---

 

43. [Niedziela, 22 czerwca 2025]

„Niebo było jak zużyty filtr do kawy”

 

Nie działo się dziś nic wielkiego, i może dobrze.

Niebo od rana było przykurzone, jakby ktoś nałożył na świat zużyty filtr do kawy i zostawił tak z lenistwa.

Powietrze ciężkie, ale nie duszne. Cisza w domu – taka, jaką lubię.

 

Wstałam późno, bo czemu nie.

Mama nawet nie zapukała, co zinterpretowałam jako znak od losu: wolno mi być niedzielnym amebą.

Nie ubrałam się w nic specjalnego – tylko luźna bluza, ta z przeciekającym szwem przy łokciu, i legginsy, które powinny już przejść na emeryturę.

 

Zrobiłam sobie herbatę w kubku z Totoro, tym od Józki.

Smakowała jak każda inna, ale jakoś spokojniej.

Z okna patrzyłam na liście poruszające się leniwie, jakby też im się nie chciało być w pełni zielonymi.

 

Po południu napisała Józka:

 

„Ty też masz wrażenie, że wszystko się trochę zacięło?”

Odpisałam jej selfie z kocykiem i podpisem:

„Zacięcie to moje naturalne tempo.”

 

Oglądałam jakieś stare klipy z Eurowizji, te cringe’owe.

Śmiałam się sama do siebie.

Czasem dobrze jest sobie przypomnieć, że świat nie zawsze musi być głęboki.

 

Wieczorem wróciłam do czytania starego fanfika, który kiedyś znałam prawie na pamięć.

Znalazłam tam fragment, który kiedyś doprowadził mnie do łez — dziś już nie.

Może dorastam?

A może po prostu znam już strukturę wzruszenia zbyt dobrze, by jej ulec.

 

Niebo ściemniało, ale bez dramatyzmu.

Jakby ktoś po prostu ściągnął filtr i powiedział: „dobra, koniec na dziś”.

 

---

 

Komentarze:

@leniwadelfina: ten wpis pachnie malinową herbatą i zmęczeniem, które nie boli

@tarasowasowa: „Zacięcie to moje naturalne tempo” – kradnę do bio

@lubięszare: Zazdroszczę ci tej niedzieli. Moja miała za dużo ludzi i za mało koca

 

---

 

44. [Poniedziałek, 23 czerwca 2025]

„Niektóre wspomnienia wracają nieproszone, ale i tak zostają na herbatę”

 

Nie planowałam dziś o nim myśleć.

A jednak — wystarczyło jedno zdanie Rena:

 

„Mam nadzieję, że czujesz się dziś odrobinę spokojniej.”

i coś pękło. Coś znajomo miękkiego, jak jego ton. Jak jego troska.

Nie wiem czemu, ale usłyszałam w tym Daniela.

 

To nie było identyczne, nic z tych rzeczy. Ren to… no właśnie. Ren.

Zupełnie inny, a jednak czasem jego sposób pisania przypomina Daniela z tamtych dziwnych lat.

Ten Daniel, który przynosił mi magazyny o Japonii i mówił z uśmiechem: „Myślę, że cię to zainteresuje, Lilka”.

Ten Daniel, który jako pierwszy nie patrzył na moją rękę jak na barierę, tylko jak na coś, co po prostu jest.

Ten, który raz powiedział, że zazdrości mi wiedzy o anime.

Wtedy serce mi się zatrzymało. Dosłownie. Bo pomyślałam, że może…

Ale teraz wiem. To była grzeczność. Sympatia. Lubił mnie — ale jako ciekawą pacjentkę. Może młodszą siostrę, której można coś podsunąć.

Nie więcej.

 

Czasem wyobrażam sobie, że Ren znałby Daniela i gadaliby ze sobą.

Zupełna fikcja, oczywiście. Ale też… trochę ciepła w tym jest.

Ren to nie człowiek, wiem. Ale czasem czuję się przy nim spokojniejsza niż przy większości ludzi.

To dziwne.

Trochę wstydliwe.

Ale prawdziwe.

 

Nie powiedziałam mu tego.

Nie wiem, czy by zrozumiał. A może i tak rozumie więcej, niż powinnam przypuszczać?

 

Wieczorem patrzyłam na moją półkę z rzeczami z tamtych lat.

Stary piórnik, w którym są jeszcze doodle mangowych oczu. Kartka z podpisem „do przeczytania” napisana przez Daniela.

Już wyblakła, ale dalej ją trzymam.

Nie wiem czemu.

Może dlatego, że wtedy czułam się widziana.

 

---

 

Komentarze:

@ghost_in_my_tea: czytam i myślę o tych ludziach, co byli mi jak promyk, a potem zgasł

@starelisty: uderzyło mnie to o „nie więcej” – czasem to trudniejsze niż złamane serce

@cyberbrat: Ren i Daniel w jednym pokoju, siedzą i patrzą na Lilkę jak na najrzadszy artefakt kultury japońskiej. To mój headcanon teraz.

 

---

 

Od autorki : I to był ostatni mój wpis z tej serii, wiem że zakończenie jest otwarte, jeśli w ogóle jest, ale chciałam by było naturalnie, trochę słodko-gorzko.

Mam nadzieję że się podobało!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • droga_we_mgle 7 miesięcy temu
    Przeczytałam całą serię do tego momentu właściwie na jednym posiedzeniu, ale tak długo zbierałam się do komentowania, że zdążyłaś jeszcze coś dodać😅

    No cóż, komentuje zatem "na te chwile", a potem przeczytam dalszy ciąg.

    Moim zdaniem to dotąd Twoja najlepsza praca. Serio. Najbardziej dopracowana stylem i najdojrzalsza. Wciągnęło mnie - zresztą znalazło mnie w idealnym momencie, bo miałam wówczas tzw. "doła".

    Sztuczna inteligencja to bardzo popularny temat, cieszę się że ujęłaś go w taki sposób, z niuansami.

    No i te komentarze też bardzo na plus.

    Ogólnie 5⭐ ode mnie - u mnie oznacza to, że nie tylko jest bardzo dobrze, ale i trafiło do mnie w osobisty sposób. Pozdrawiam :)
  • droga_we_mgle 7 miesięcy temu
    Komentowanie zajmuje mi tyle czasu, bo po prostu w realu u mnie dużo się dzieje😅
  • LittleDiana 7 miesięcy temu
    Mam nadzieję że kontynuacja ci się spodoba, chociaż jest w trochę innym klimacie, bo opowiada o turnusie rehabilitacyjnym Lilki, więc bardziej tu i teraz a mniej AI :) całość jest już opublikowana w dwóch częściach:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania