Mechanizm działania tego "równania" jest o wiele prostszy. I nie polega na odwróceniu: nienawidź bliźniego, jak nienawidzisz siebie samego.
To tak nie działa. Nie ta falsyfikacja.
Fundamentem psyche jest egoizm własny, dobrze jeśli oparty tylko na instynkcie samozachowawczym.
Mniejszym wyzwaniem, nie Jezusowym, jest ludowa mądrość zamknięta w powiedzeniu: Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. W ten sposób zabezpieczasz się od negatywnej reakcji poszkodowanego. Kant to ładniej ujął w słowa :)
Jezus nie mówił wyłącznie do filozofów, ale do prostych ludzi.
Ten Twój cały wywód jest tak wysilony, mega wysiłkowy, że aż budzi uśmiech.
Pozdrawiam serdecznie :)
Jezus jest tylko pretextem. Kanta zasada jest bez wartości, bo np. ukraść, szczególnie bogatemu, by pomóc swojemu dziecku jest złe, czy dobre? Mądrość ludowa lepiej to wyraża. Nieważne czy mój wywód jest wysilony, tylko czy brzbłędny. A uśmiech to rzecz cenna, być może jest to największa wartość we wszechświecie ?
Pozdrawiam również ?
Tyle, że taki stan rzeczy byłby sprzeczny sam w sobie. Przykazania z definicji polegają na tym by pouczyć upadły rodzaj ludzki w jaki sposób POWINIEN postępować. I tak jak kochając siebie wielu z nas nie kocha Boga(łamie przykazanie ważniejsze od miłości do bliźnich), tak wielu z nas kocha siebie nie kochając Boga
Taka interpretacja przykazania Jezusa to po prostu ludzka filozofia i nic więcej
Gdzie tu sprzeczność? Bo może muszę coś poprawić.
Tak, to filozofia, ale nie ludzka, a nieludzka, bo prawdziwa. Może zinterpretuję resztę słów Jezusa w duchu omniunizmu, zobaczę. Nie wiem czym byłby Bóg, którego należy miłować całym sercem, umysłem i mocą, to ciekawe. Dzięki za czytanie, refleksję i koment.
Pozdrawiam ?
Obojętność, a "wszystkojedność", to nawet ciekawe. Bo to nie to samo. Obojetność zawiera się we wszystkojedności. Tak teraz pomyślalam.
Bo obojętność, to spokojne, nieemocjonalne przyjmowanie wszystkiego. A nawet nie przyjmowanie, tylko obcowanie ze wszystkim. Brak reakcji.
A "wszystkojedność"? To już także i połączenie się z tym "wszystkim" w... jedność. Współżycie ze wszystkim, bycie wszystkim. Wszystko płynie, my płyniemy we wszystkim. Jesteśmy wszystkim i będziemy. Ktoś się urodził? OK. Umarł? OK. Urodzi się nowy. OK. Taka jest kolej rzeczy...
Nie urodzi się?
Aha!
I co teraz?
Wszystkojedność będzie trwała, ale obojętność wyparuje. Bo... wyparował jej nośnik: człowiek.
Tak się pobawiłam ?
(Wszystkojedość można też skojarzyć z jedzeniem wszystkiego, czyli akceptacją, a też - przetwarzaniem. Jeśli to przetwarzanie odnieść do świata przyrody - to jest to po prostu trwanie. Takie ziemskie okoliczności.
Jednak, jeśli dodać do słowa "jedzenie" słowo "apetyt", wszystkojedność zamienia się w coś jeszcze. Dochodzi do wszystkojedności słowo "zachwyt". I pojawia się... "apetyt na życie".
Miło mi, że mój text był przyczynkiem do Twojej zabawy ?
Omniunizm narodził się dzisiaj, będę go rozwijał w oparciu o rodzime wyłącznie słowa. Czuję, że "zabawa" i "śmiech" to będą ważne pojęcia.
Dziękuję,
Pozdrawiam ?
Pobóg Welebor↔Przeczytałem z ciekawością, gdyż lubię wszelkie – subiektywne – rozważania. Jakiekolwiek są.
Zdaniem mym, owa... jak to nazwałeś→tautologia, jest jedną ze stron, tego samego medalu, gdzie druga głosi:
"nie czyń bliźniemu, co tobie nie miłe"→i jest bardziej zgodna, z naturą ludzką, gdyż człek łatwiej zrozumie, co dla niego niemiłe, niż co miłe. Np: do własnych błędów jesteśmy zazwyczaj bardziej wyrozumiali, niż do cudzych.
A najlepiej, żeby świat był urządzony, według,.. pępka świat, czyli mnie, według moich zasad. To rzecz jasna, przesadnie napisałem. Bo nie wszyscy tacy. A poza tym, jesteśmy uwięzieni w granicach swojego rozumu i tylko duchowość – jak zwał tak zwał – wychodzi poza nasze pojmowanie. Dlatego ją cenię! Lubię rozumieć, że wszystkiego nie zrozumiem. To mnie wzmacnia, bo "mam na co czekać" Człowiek będzie Bogiem, kiedy pokona śmierć. Czyli zdaniem mym, nigdy. Śmierć zrównuje wszystkich, bo jest nieuchronna. I wtedy się okaże - lub nie - czyje prawdy były najbliższe ostatecznej prawdzie.
Ojeju. Aż tyle napisałem. Temat rzeka.......... :)↔Pozdrawiam?:)
Bardzo się cieszę z Twojego twoizmu ?
Według moizmu człowiek pokonał śmierć nie jeden i nie dwa razy. Bretarianizm jest wstępem do nieśmiertelności. Jednym ze wstępów. Jeśli definiujesz duchowość, jako to, co wychodzi poza nasze pojmowanie, to spoko, ja nazywam to magją. Słownikowa definicja zupełnie inaczej rozumie duchowość. Nie wartościuje, i w słownikowym znaczeniu tylko mogę używać tego słowa. Duchowością według Ciebie, czy magją, jest zatem wszystko, czego nie pojmujemy, czyli świadomość jako taka i czas przede wszystkim. Istnienie innych istot. Także śmierć. Zainspirowałeś mnie do ciekawej rozkminy omniunistycznej ?.
Pozdrawiam również ?
Pobóg Welebor↔A zatem miło mi, skoro tak:))
Gdybyś kiedyś chciał, to zerknij na mój tekst, subiektywki z nutką... humoru?:) https://www.opowi.pl/szs-a61591/
"Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich sił swoich,
a bliźniego swego jak siebie samego."
To jest pełny obraz, gdyż te dwa przykazania miłości stanowią jedność. Pominięcie jednego to wyrwanie czegoś z kontekstu, dzięki czemu można budować nową, u podstaw fałszywą teorię.
Pozdrawiam
Bez dowodu nie przyjmuję tego. Nie bez powodu następny mój text dotyczy Boga.
Jeśli jedność, to w tym samym znaczeniu jest miłować Boga i miłować bliźniego. U mnie określenie Boga określa co rozumieć przez miłowanie, bo to bardzo niejasne. Proszę o cierpliwość, ale też o krytyczne spojrzenie.
Pozdrawiam również ?
Ach, już wiem co masz na myśli mówiąc o jedności tych dwóch części. Chodzi Ci pewnie o to, że miłujemy bliźniego ze względu na Boga. Tak mówią teolodzy katoliccy, ale ja uważam chyba że to przekręt z ich strony. Zastanowię się nad tym.
Pobóg Welebor Musisz patrzeć na inny nieco aspekt. To było dwa tysiące lat temu, to raz, dwa te przykazanie (zgodnie z listami św Pawła) zastępowały 10 przykazań (dla nie żydów), po trzecie kwestia Boga. Nie wiemy tak naprawdę co Jezus miał na myśli. Możliwe, że to, że wszyscy jesteśmy synami Boga (a wyszło inaczej). Podobne podejście jest w listach św. Pawła, gdzie każdy z nas ma boską cząstkę (dusza?), a więc to przykazanie zmienia znaczenie. Najważniejsza jest miłość, nie w sensie ludzkiej, ale bezgranicznej, sięgającej duszy.
Można się zagłębiać, szukać, walczyć, bronić, a można odpuścić.
Jak coś polecam "Przebudzenie", napisał de Mello. Fajna lektura i ciekawe podejście do Boga, na zasadzie, czy ślepiec, który nigdy nie widział, może opisać kolory (gdyby jeden człowiek widział, a reszta byłaby ślepcami, to czy ślepiec uwierzyłby w kolory?) My tak mamy z Bogiem, wierzymy lub nie, ale opisać go nie damy rady
Pozdr
Józef Kemilk, ja przyznaję się, że nie chodzi mi zgłębienie, co naprawdę chciał Jezus powiedzieć, raczej użyłem tego zdania jako pretextu, mógłbym się obyć bez tego. Zatem nie przeszkadza mi, jeśli okaże się, że to się nie zgadza. Sam jestem ciekaw. A co do tego przykazania to chyba rozumiem. Żeby zrobić z tego zdania, które nazwałem truizmem, twierdzenie rzeczywiście zwiększające wiedzę i stanowiące normę postępowania, trzeba spojrzeć na oba zdania razem. Skoro Boga kocha się całym sobą, nie zostaje już wiele miejsca na bliźniego i siebie. Zatem siebie należy miłować także ze względu na Boga. Zgadza się to z koncepcją creatio continua, że we właściwym sensie tylko Bóg istnieje. Ale to znaczy że wszyscy i wszystko jest Bogiem. To cały Omniunizm ?
I jeszcze jedno, mnie chodzi o analizę słów przede wszystkim. Musiałem się o jakieś zdanie zaczepić i padło na to... W drugim texcie zapytałem sam siebie, co naprawdę znaczy wierzyć w Boga. Nie robię egzegezy, tylko formułuję własny system znaczeń. De Mello coś czytałem, tego akurat nie, dzięki za polecenie.
Boga sprowadziłem trochę na ziemię, chodziło mi o to, jak wiarę w Boga się żyje. Przynajmniej pojmowaną jako wolę wiary. Jest jeszcze wiara płynąca z uczucia, tutaj Bóg byłby właśnie tym, co jest w żaden sposób niewyrażalne, ale czy nazywając to Bogiem robimy coś sensownego?
Pozdrawiam ?
Pobóg Welebor Znaczenie Boga zawsze było ważne dla ludzi. Nie pozbędziemy się tego, bo zawsze trzeba w coś wierzyć. Sytuacja się skomplikuje jak sztuczna inteligencja w postaci ludzi wejdzie w nasz świat. Jeszcze większe zamieszanie będzie, gdy "wnętrze" człowieka przeniesie się do wirtuala. Czy to jeszcze on, czy nie? Myśli jego, forma też może być jego (biorobot), tylko, czy to on? A jak go się przeniesie do wielu biorobotów, to co? Może w każdym momencie jesteśmy kimś innym? Może do Boga nie mamy jednego kroku jak nam się wydaje (po śmierci), ale jest to początek, czy też środek naszej tułaczki po wymiarach.
Nie wiemy, co nie znaczy, że nie odkryjemy kolejnego poziomu (duchów), może to tylko inna częstotliwość?
A co do wiary to powiem Ci jak jest z moją. Wierzę że jestem cząstką Boga odłączoną od niego i która do niego wróci. Wierzę, że Bóg jest wszystkim. Wiara to wiara.
Józef Kemilk, Schopenhauer wywodził, że podmiot doznający (powiedzmy – świadomość) nie podlega pod kategorię liczby, czasu, przestrzeni. Znaczy to, że świadomość jest, ale nie jest ani jedna, ani wiele. Czyli że nie da się sensownie zapytać, czy jestem jedyną świadomością wszechświata. Świadomość, czyli życie, jest wieczne – to moja na razie wiara, ale wierzę również, że to da się udowodnić, właściwie jedność wszystkiego wynika chyba z Schopenhauera.
Podoba mi się Twoja wiara, ja wierzę chyba, że wszyscy jesteśmy zahipnotyzowanym Bogiem, który musi się odczarować.
Słowo o wierze – wiara jest zachowywaniem się tak, jakby coś było prawdą. Wierzymy, że włącznik światła jest tam, gdzie być powinien itp. Wiara jest nieunikniona, prawie wszystko przyjmujemy na wiarę, wierzymy swojej pamięci... Ciekaw jestem, jak realizujesz tę wiarę swoją na co dzień. Bo jeśli Bóg jest wszystkim, to wszystko jest Bogiem.
Pozdrawiam ?
Hitchcock zalecał by kręcić filmy wg zasady: "film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć". Wygląda że chciałeś tę zasadę przenieść do krytyki literackiej. :) Bowiem na początku jest mocno, bardzo mocno. Tak mocno że kiedy przeczytałem: " Zasada Jezusa, "kochaj bliźniego swego jak siebie samego" jest tautologią, równaniem, stwierdzeniem faktu, że każdy odnosi się do innych/świata, jak do siebie samego. Nie jest wcale zasadą postępowania, drogowskazem, tylko opisem stanu faktycznego." dostałem wytrzeszczu oczu. Do zagadnienia podchodzisz ze źle skalibrowaną armatą logiki myląc płaszczyzny. 1. Z tautologią daj sobie spokój - to kula w płot. 2. "Miłuj bliźniego swego jak siebie samego" , zdanie sformułowane w trybie rozkazującym JEST NAKAZEM, jasno sformułowaną ZASADĄ (Żadnym "stwierdzeniem faktu". Gdyby to było stwierdzenie faktu - brzmiało by: MIŁUJESZ bliźniego itd.). Reszta już nie ma znaczenia.
Komentarze (27)
To tak nie działa. Nie ta falsyfikacja.
Fundamentem psyche jest egoizm własny, dobrze jeśli oparty tylko na instynkcie samozachowawczym.
Mniejszym wyzwaniem, nie Jezusowym, jest ludowa mądrość zamknięta w powiedzeniu: Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. W ten sposób zabezpieczasz się od negatywnej reakcji poszkodowanego. Kant to ładniej ujął w słowa :)
Jezus nie mówił wyłącznie do filozofów, ale do prostych ludzi.
Ten Twój cały wywód jest tak wysilony, mega wysiłkowy, że aż budzi uśmiech.
Pozdrawiam serdecznie :)
Pozdrawiam również ?
Taka interpretacja przykazania Jezusa to po prostu ludzka filozofia i nic więcej
Tak, to filozofia, ale nie ludzka, a nieludzka, bo prawdziwa. Może zinterpretuję resztę słów Jezusa w duchu omniunizmu, zobaczę. Nie wiem czym byłby Bóg, którego należy miłować całym sercem, umysłem i mocą, to ciekawe. Dzięki za czytanie, refleksję i koment.
Pozdrawiam ?
Pozdrawiam ?
Pozdrawiam również ?
Bo obojętność, to spokojne, nieemocjonalne przyjmowanie wszystkiego. A nawet nie przyjmowanie, tylko obcowanie ze wszystkim. Brak reakcji.
A "wszystkojedność"? To już także i połączenie się z tym "wszystkim" w... jedność. Współżycie ze wszystkim, bycie wszystkim. Wszystko płynie, my płyniemy we wszystkim. Jesteśmy wszystkim i będziemy. Ktoś się urodził? OK. Umarł? OK. Urodzi się nowy. OK. Taka jest kolej rzeczy...
Nie urodzi się?
Aha!
I co teraz?
Wszystkojedność będzie trwała, ale obojętność wyparuje. Bo... wyparował jej nośnik: człowiek.
Tak się pobawiłam ?
(Wszystkojedość można też skojarzyć z jedzeniem wszystkiego, czyli akceptacją, a też - przetwarzaniem. Jeśli to przetwarzanie odnieść do świata przyrody - to jest to po prostu trwanie. Takie ziemskie okoliczności.
Jednak, jeśli dodać do słowa "jedzenie" słowo "apetyt", wszystkojedność zamienia się w coś jeszcze. Dochodzi do wszystkojedności słowo "zachwyt". I pojawia się... "apetyt na życie".
Tak można sobie gadać i gadać...).
Omniunizm narodził się dzisiaj, będę go rozwijał w oparciu o rodzime wyłącznie słowa. Czuję, że "zabawa" i "śmiech" to będą ważne pojęcia.
Dziękuję,
Pozdrawiam ?
Zdaniem mym, owa... jak to nazwałeś→tautologia, jest jedną ze stron, tego samego medalu, gdzie druga głosi:
"nie czyń bliźniemu, co tobie nie miłe"→i jest bardziej zgodna, z naturą ludzką, gdyż człek łatwiej zrozumie, co dla niego niemiłe, niż co miłe. Np: do własnych błędów jesteśmy zazwyczaj bardziej wyrozumiali, niż do cudzych.
A najlepiej, żeby świat był urządzony, według,.. pępka świat, czyli mnie, według moich zasad. To rzecz jasna, przesadnie napisałem. Bo nie wszyscy tacy. A poza tym, jesteśmy uwięzieni w granicach swojego rozumu i tylko duchowość – jak zwał tak zwał – wychodzi poza nasze pojmowanie. Dlatego ją cenię! Lubię rozumieć, że wszystkiego nie zrozumiem. To mnie wzmacnia, bo "mam na co czekać" Człowiek będzie Bogiem, kiedy pokona śmierć. Czyli zdaniem mym, nigdy. Śmierć zrównuje wszystkich, bo jest nieuchronna. I wtedy się okaże - lub nie - czyje prawdy były najbliższe ostatecznej prawdzie.
Ojeju. Aż tyle napisałem. Temat rzeka.......... :)↔Pozdrawiam?:)
Według moizmu człowiek pokonał śmierć nie jeden i nie dwa razy. Bretarianizm jest wstępem do nieśmiertelności. Jednym ze wstępów. Jeśli definiujesz duchowość, jako to, co wychodzi poza nasze pojmowanie, to spoko, ja nazywam to magją. Słownikowa definicja zupełnie inaczej rozumie duchowość. Nie wartościuje, i w słownikowym znaczeniu tylko mogę używać tego słowa. Duchowością według Ciebie, czy magją, jest zatem wszystko, czego nie pojmujemy, czyli świadomość jako taka i czas przede wszystkim. Istnienie innych istot. Także śmierć. Zainspirowałeś mnie do ciekawej rozkminy omniunistycznej ?.
Pozdrawiam również ?
Gdybyś kiedyś chciał, to zerknij na mój tekst, subiektywki z nutką... humoru?:)
https://www.opowi.pl/szs-a61591/
a bliźniego swego jak siebie samego."
To jest pełny obraz, gdyż te dwa przykazania miłości stanowią jedność. Pominięcie jednego to wyrwanie czegoś z kontekstu, dzięki czemu można budować nową, u podstaw fałszywą teorię.
Pozdrawiam
Jeśli jedność, to w tym samym znaczeniu jest miłować Boga i miłować bliźniego. U mnie określenie Boga określa co rozumieć przez miłowanie, bo to bardzo niejasne. Proszę o cierpliwość, ale też o krytyczne spojrzenie.
Pozdrawiam również ?
Można się zagłębiać, szukać, walczyć, bronić, a można odpuścić.
Jak coś polecam "Przebudzenie", napisał de Mello. Fajna lektura i ciekawe podejście do Boga, na zasadzie, czy ślepiec, który nigdy nie widział, może opisać kolory (gdyby jeden człowiek widział, a reszta byłaby ślepcami, to czy ślepiec uwierzyłby w kolory?) My tak mamy z Bogiem, wierzymy lub nie, ale opisać go nie damy rady
Pozdr
I jeszcze jedno, mnie chodzi o analizę słów przede wszystkim. Musiałem się o jakieś zdanie zaczepić i padło na to... W drugim texcie zapytałem sam siebie, co naprawdę znaczy wierzyć w Boga. Nie robię egzegezy, tylko formułuję własny system znaczeń. De Mello coś czytałem, tego akurat nie, dzięki za polecenie.
Boga sprowadziłem trochę na ziemię, chodziło mi o to, jak wiarę w Boga się żyje. Przynajmniej pojmowaną jako wolę wiary. Jest jeszcze wiara płynąca z uczucia, tutaj Bóg byłby właśnie tym, co jest w żaden sposób niewyrażalne, ale czy nazywając to Bogiem robimy coś sensownego?
Pozdrawiam ?
Nie wiemy, co nie znaczy, że nie odkryjemy kolejnego poziomu (duchów), może to tylko inna częstotliwość?
A co do wiary to powiem Ci jak jest z moją. Wierzę że jestem cząstką Boga odłączoną od niego i która do niego wróci. Wierzę, że Bóg jest wszystkim. Wiara to wiara.
Podoba mi się Twoja wiara, ja wierzę chyba, że wszyscy jesteśmy zahipnotyzowanym Bogiem, który musi się odczarować.
Słowo o wierze – wiara jest zachowywaniem się tak, jakby coś było prawdą. Wierzymy, że włącznik światła jest tam, gdzie być powinien itp. Wiara jest nieunikniona, prawie wszystko przyjmujemy na wiarę, wierzymy swojej pamięci... Ciekaw jestem, jak realizujesz tę wiarę swoją na co dzień. Bo jeśli Bóg jest wszystkim, to wszystko jest Bogiem.
Pozdrawiam ?
Tylko trzeba się napracować z wydobyciem ?
Pozdrawiam ?
Ciekawe rozważania ?
Pozdrawiam ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania