Creso Rozdział VIII: Esmela
Vanessa próbowała się uspokoić, lecz nie mogła. Już następnego dnia cały zespół miał spróbować dostać się do Gugee. Według planu Florence z wioski Hawe, która znajdowała się najbliżej kryjówki jednorożca, mieli wyruszyć w samo południe. Następnie znaleźć podziemny korytarz prowadzący pod mury miasta. Nie wiedzieli, co mogą tam spotkać ani, czy tunele nie są zawalone. Następną przeszkodą było samo miasto. Według planu mieli poruszać się po dachach. Gorzej będzie z dostaniem się na nie. Może i wszystko brzmiało na proste, ale tyle rzeczy mogło pójść nie tak.
- Nie martw się – rzuciła Mailena do Vanessy – Jesteś pod opieką najlepszego zespołu w Capranie. Wszyscy jesteśmy jak jedna wielka rodzinka. Może nawet ty stałaś się jej członkiem. Nie zostawimy nikogo na pastwę nieumarłych, no może Avoila im zostawimy jako okup. Tak czy inaczej możesz spać spokojnie.
- Dzięki – odparła dziewczynka.
Nazajutrz pogoda sprzyjała planowi Florence. Zresztą był sam środek trzeciego z pięciu miesięcy, który można porównać z latem w Creso. Pieszo dostali się pod granicę Esmeli. Vanessę zaskoczył tam widok przeźroczystej, falującej osłony.
- Co to jest? – zapytała Mailenę
- Osłona. To z jej powodu nieumarli nie mogą się wydostać z tego przeklętego miejsca – odpowiedziała.
- Biegniemy na południe – oznajmiła Florence. – Tam według ocalonych planów powinno być wejście do podziemnych tuneli.
- Ile lat mają te plany? – zadał pytanie Avoil.
- Niecałe pięćdziesiąt, więc nie jest źle. Ty w ogóle nie odwiedzałeś wcześniej Esmeli? – smok kiwnął potwierdzająco głową. – Szkoda. Tak, czy inaczej wasza trójka – wskazała na Vanessę, Mailenę i Avoila. – Musicie mieć nałożony krótkotrwały czar szybkości – rzuciła zielonowłosej nastolatce biały kamyczek. – Mocy w nim wystarczy na każde z was. Im szybciej dostaniemy się do tuneli, tym więcej energii pozostanie. Jeśli uda nam się dostać do Gugee, to go naładuję.
Mailena podała kamyk smokowi, uśmiechnęła się słodko i zamrugała kilka razy. Brunet jedynie westchnął. Kucnął i zapisał po osiem symboli na każdym bucie dziewczyny. To samo zrobił na swoich oraz tych należących do Vanessy.
- Gotowe – oznajmił, gdy skończył.
- To lecimy – powiedziała Lalessa i zaczęła biec.
Pozostali podążyli za nią. Dla Vanessy prędkość z jaką zaczęła się poruszać była zarazem fascynująca jak i niebezpieczna. Już na samym starcie prawie wbiegła w drzewo. Skończyło się na tym, że wywróciła się ze trzy razy. Gorzej było z Avoilem i Maileną. Oni wyglądali jakby weszli do wody a później zakopali się cali w ziemi. Vanessa nie miała pojęcia jakim cudem oni to zrobili. Na ich widok Lalessa jedynie uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Oczywiście Veranderanie byli na miejscu przed nimi i już prawie otworzyli właz. Po chwili wejście stanęło otworem. Po kolei zeszli po drabinie.
- Oczywiście musiałam zapomnieć, że tutaj będzie ciemno – zdenerwowała się Florence. – Dajcie kamień. Avoil oddał Veranderance kamyk. Szatynka narysowała na jednej ze strzał kilka znaków, po czym zaczęła ona świecić białym światłem. - Chodźcie.
Ruszyli za Florence. Korytarze wyglądały na opuszczone od setek lat. Szare ściany tuneli porośnięte były mchem. Wszędzie panowała wilgoć, a w powietrzu czuć było zapach zgnilizny. W pewnym momencie usłyszeli odbijający się echem dźwięk kroków oraz stukot kości. Zaszli do skrzyżowania korytarzy. Avoil zajrzał do prawej odnogi tuneli. Było tam kilku nieumarłych. Tak samo było z lewej strony.
- Biegiem – rozkazał szeptem brunet.
Pobiegli przed siebie, a Florence ich prowadziła. Vanessa już po kilku zakrętach nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. W pewnym momencie stanęli.
- Nie, nie, nie... Nie! – powtarzała Florence. Korytarz przed nią był zawalony. – Musimy się wrócić praktycznie na początek i przejść znacznie dłuższą drogą.
Veranderanka przepchała się między nimi i zaczęła biec truchtem. Jeszcze kilka razy musiała korygować trasę ze względu na krążących po tunelach nieumarłych. Gdy zauważyła przyczepioną do ściany drabinę, rzuciła się w jej kierunku. Wydostała się na zewnątrz, a pozostali za nią. Znaleźli się w środku miasta. Na razie ulice były puste.
- Najrozsądniej będzie pobiec - stwierdził Tony. – Na razie ich tutaj nie ma, a w razie czego, to możemy z nimi zawalczyć.
- A co w Vanessą? - zapytała Mailena. - To przecież dopiero dziecko i nie mieliśmy nawet jak nauczyć ją podstawowych ruchów.
- Racja. To jak najszybciej biegniecie do Gugee. To biała kopuła na środku rynku. Jest w samym centrum miasta.
- Teraz musimy podążać tą ulicą, na jej samym końcu skręcić w lewo, a później w pierwszą w prawo - włączyła się Florence. - Wtedy będziemy już na rynku. Oby był jeszcze pusty. Nie jest on po prostu placem, tylko targowiskiem, po części parkiem oraz jest tam parkiet do tańca.
Ruszyli. Prowadził Tony. Szybko dostali się na rynek. Niestety przy wylocie czekało na nich kilku nieumarłych. Było ich około sześciu. Każdy z nich miał na sobie potargane ubranie. Skóra natomiast była kompletnie wysuszona i przybrała szarawy odcień. Tony wyciągnął swój miecz i rozpłatał pierwszego z niech na pół. Tak samo postąpił z następnymi dwoma. Wtedy pozostali nieumarli rzucili się na niego. Pozbył się ich z siebie, lecz nagle stanął jak wryty i upuścił broń. Mailena, która to zauważyła krzyknęła:
- Lalessa! Kod czarny!
Blond włosa Veranderanka najpierw wytrzeszczyła oczy, a zaraz potem spuściła głowę.
- Florence, zabierz Vanessę do Gugee - rozkazała Lalessa.
- Dlaczego? - zapytała szatynka. - To nie była prośba - wyciągnęła swoją kuszę. - To był rozkaz następczyni tronu królestwa Acreli, a ty masz go wykonać.
Fioletowo oka kiwnęła głową i złapała Vanessę za rękę. Pobiegły tak szybko, na ile była w stanie dziewczynka. Przebiegały między pozostawionymi straganami. Spotkały tylko trzech nieumarłych, ale przybywało ich coraz więcej. W końcu ją ujrzały. Biała kopuła, pod którą znajdowało się Gugee nie była dachem. To było pole energii podobne do tego na granicy Esmeli. Podeszły bliżej i dotknęły jej powierzchni. Nagle znalazły się na trawiastej polanie.
- Co się stało? – zapytała Vanessa i rozejrzała się dookoła.
- Jesteście w Gugee – rozległa się odpowiedź za jej plecami.
Za dziewczynką stał mężczyzna. Był raczej młody, lecz patrząc po ilości istniejących magicznych stworzeń, równie dobrze mógłby żyć już od dwóch tysięcy lat. Zresztą jego twarz wydawała się w ogóle nie mieć wieku. Miał jasnobrązowe włosy, które sięgały mu do ramion, a linia jego szczęki była wyraźnie zarysowana. Posiadał jaskrawozielone oczy, bacznie lustrujące wszystko, co działo się wokół. W skrócie można było powiedzieć, że był po prostu przystojny.
- Dan Mide? – spytała Florence.
- We własnej osobie – jednorożec wziął dłoń Veranderanki i ją ucałował. To samo uczynił z dłonią Vanessy. - Jest z wami ktoś jeszcze? – zapytał jednorożec.
- Tak, jeszcze cztery osoby – oznajmiła dziewczynka.
Chwilę później na łąkę wpadła Mailena, a później Avoil, który na nią spadł. Vanessa skrzywiła się na ten widok, lecz zielonowłosa wstała, nie pokazując, że cokolwiek ją zabolało. Zaraz potem na łąkę weszła Lalessa cała ochlapana krwią.
- Co się stało? – zawołała dziewczynka.
- Tony został ugryziony – wyjaśniła Mailena. – Najlepszym było dla niego zabicie go zanim... zanim stałby się jednym z nich.
Vanessa poczuła jak do jej oczu napłynęły łzy. Doskonale wiedziała, że to wszystko nie jest zabawą, lecz nie była przygotowana na taki szok. W Capranie była około trzech tygodni, a już porwano Nataszę i Tony zginął.
- Moje kondolencje – rzekł Dan.
Jednorożec wobec Maileny i Lalessy postąpił tak samo jak przy Vanessie i Florence. Natomiast Avoilowi jedynie uścisnął dłoń.
- Możecie przejść dalej – oznajmił Dan.
Narysował w powietrzu jakieś symbole i tuż przed nim otworzył się portal.
- Ligicki – pomyślała Vanessa. – Czyli nie potrzeba do niego magicznych przedmiotów.
Przejście wyglądało dokładnie jak wiszące w powietrzu gładkie lustro. Jako pierwszy przeszedł przez nie Dan. Powierzchnia portalu po spotkaniu z nim zafalowała jak tafla wody. Pozostała piątka również przeszła przez przejście. Po drugiej stronie ukazało im się małe miasteczko.
- Witam w mojej osadzie – powiedział jednorożec. – Mamy tutaj niewiele osób, ponieważ jedynie ocaleni tutaj mieszkają, lecz samo miasteczko zostało zbudowane zanim Esmela... no zresztą każdy z nas wie, co się wydarzyło.
Zaprowadził ich do jednego z domków, gdzie przeszli do niewielkiego gabinetu. Stało w nim tylko biurko i trzy krzesła.
- A zatem – zaczął Dan. – Co was do mnie sprowadza?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania