Saldo końcowe[1]

Ta historia zaczęła się dziesięć lat temu; urodziłam chore dziecko i wkrótce po tym odszedł ode mnie mąż.

. Pomagał mi nasz proboszcz, podtrzymywał na duchu, dawał pieniądze i starał się o potrzebne leki. To były drogie specyfiki przeważnie z Niemiec. Chciałam zapoznać się z treścią ulotek, lecz nie znałam języka – ksiądz dał mi adres tłumaczki. Tak trafiłam do pani Melanii. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Czułam się przy niej, jak kopciuszek. Bo też była to kobieta wielkiej urody pełna dostojeństwa i czaru.

Pani Melania jest tłumaczką; nie obyła się bez niej żadna wizyta naszych władz w Niemczech, czy niemieckich u nas. Lśniła i błyszczała, była prawdziwą ozdobą każdej imprezy i uroczystości. Pracowała na pół etatu w liceum i dawała korepetycje. Przy okazji następnych wizyt poznałam też jej męża. Pan Tolek był skromnym urzędnikiem bankowym.

Kiedy porównywałam mój jedyny, zagracony pokoik z ich pięknie urządzoną willą, czułam jaka dzieli nas różnica.

 

Przeważnie przyjmowała mnie w obszernym gabinecie zastawionym regałami z książkami i starymi szafkami pełnymi kryształowych waz. Rozmawiałyśmy przy kawie, czasem dosiadał się pan Tolek. Było elegancko, wystawnie, ale jakoś nienaturalnie. Nie mogłam sobie zrazu uzmysłowić, w czym tkwi ta zadra. Kiedyś zwróciłam baczniejszą uwagę na gospodarza i spostrzegłam, że jest niby spokojny, a w istocie – strasznie spięty .W jego rozbieganych oczach ujrzałam niepokój, uśmiech był, jak przyklejony. Każde spojrzenie na żonę wyrażało niezmierną pokorę.

- Pantoflarz! I to nieźle wdeptany w podłogę. - pomyślałam

Moja zażyłość z panią Melanią pogłębiała się. Dawała mi ubrania i trochę żywności, w końcu poprosiła, bym przychodziła sprzątać .Bardzo się ucieszyłam, mogłam dorobić do skromnej renty.

 

Przebywając niemal codziennie w tym domu, poznawałam życie rodziny. Pani Mela, poza dbaniem o własne zdrowie i urodę, nie przejawiała najmniejszej chęci, by się czymkolwiek zająć. To mąż był od wszelkich robót, tak męskich, jak i typowo babskich

. Ich syn – Andrzej zmieniał pracę i dziewczyny, jak rękawiczki. Żył głównie z handlu samochodami. Do domu rodzinnego wpadał rzadko; a jak już, to na lekkiej bani, przeważnie też w złym humorze i przeważnie potrzebował na gwałt gotówki. Córka pisywała od czasu do czasu z Austrii, gdzie założyła rodzinę.

Razem prowadząc dom, polubiliśmy się z panem Tolkiem. Bywało, że solidarnie kryliśmy coś przed panią domu, razem też obrywaliśmy, jak sprawy szły nie po jej myśli.

Zastanawiałam się często, jak to możliwe, żeby taki mężczyzna pozwalał do tego stopnia sobą pomiatać. Było tak, że za jeden uśmiech małżonki, puszczał w niepamięć wszystkie upokorzenia. Wpatrywał się w jej twarz ,jak najwierniejszy pies. A ona łaskawie poklepała go czasem po policzku, wtedy z czułością ujmował jej dłoń i okrywał pocałunkami.

Jakie ona ma szczęście, to jest miłość! – myślałam z podziwem i zazdrością.

 

Minął rok, nastało piękne, słoneczne lato ; mimo że na niebie nie było najmniejszego obłoczku, nad domem moich pracodawców zaczęły się zbierać czarne chmury. Sypało się i waliło z każdej strony.

Najpierw syn Andrzej wpadł na jakimś grubszym, ciemnym szwindlu i wylądował w więzieniu. Córka napisała, że rozstała się z mężem i rozważa, czy nie wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Pan Tolek gryzł się tym wszystkim tak bardzo, że kiedyś zasłabł w pracy , musiał iść do szpitala na kontrolne badania. Wyniki badań były złe i został na leczeniu.

Pani Mela siadywała ze mną, jak dawniej do kawy, pociągała po łyczku koniaczek, stawiała pasjansa. Nie było widać, żeby te zawirowania rodzinne specjalnie ją martwiły.

Po leczeniu szpitalnym, pan Tolek musiał kontynuować leczenie w sanatorium. Mijały dni, a on ani nie pisał, ani nie dzwonił. Teraz pani Meli trudno było zachować spokój – wydzwaniała po kilka razy dziennie; miotała się po domu tak, że trudno było z nią wytrzymać. A mąż milczał; zmuszony zaś do rozmowy, mówił niewiele i pod lada pretekstem kończył. Po dwóch tygodniach pobytu wyjawił przyczynę swojej obojętności: otóż poznał w sanatorium kobietę o gołębim sercu, zakochał się i postanowił z tą panią spędzić resztę życia

. Melania wyśmiała te rewelacje – czekała , kiedy małżonek wróci do domu, by mu wybić amory z głowy raz na zawsze. Ponieważ nie miała nikogo pod ręką, mnie się zwierzała

- Widziałaś, Tereniu, co za baran? Po dwóch tygodniach on poznał kogoś na tyle, że planuje wspólne życie! Idiota! Ale tak to jest , jak się takiego ciołka spuści z oczu. Zaraz zgłupieje. Już ja sobie z nim pogadam, że do końca życia będzie pamiętał!

- Wolałam na czas powrotu gospodarza trzymać się z daleka od tego domostwa. Nie wiedziałam czyją trzymać stronę, bo rozumiałam pana Tolka, ale i Melanii było mi żal.

Następne częściSaldo końcowe[2]

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania