Poprzednie częściSamuel- szaman niedźwiedzia

Samuel- szaman niedźwiedzia cz. 2

- Jest tam kto?- walił mocno pięścią w toporne wykonaną drewnianą bramę w niektórych miejscach wzmocniona tylko żelaznymi pasami blachy.-Otwórzcie!- krzyknął po raz kolejny tym razem uderzając oburącz.

-Że kto?- odparł mu niewyraźny głos. – Że kto tam?

- Otwórzcie tą bramę i dajcie mi wejść!- tym razem przybysz szukał wzrokiem źródło tajemniczego głosu zza bramy.

- Glejt jest?- postać czknęła lecz dalej pozostała poza zasięgiem wzroku wędrowca.

- Jaki znowu glejt?- byłem tutaj miesiąc temu i nie potrzebowałem glejtu.

Głos zza bramy jakby spokorniał i stał się odrobinę bardziej poważny.

-Czego tu chcecie? Po co przyszliście? Życie wam niemiłe?

- Jestem Samuel i jestem szamanem niedźwiedzia. Mam tu misję do wykonania. I albo otworzycie tę przeklętą bramę albo porozmawiam z waszym wójtem!- odparł tracący cierpliwość

- Wójta już nie ma…aaale bramę otworzę- Samuel usłyszał wyraźne przerażenie w głosie odźwiernego.

Po chwili brama szarpnęła, a powiększająca się szpara między dużymi posuwistymi drzwiami obdarowały szamana smrodem, blaskiem, i wrzaskiem bogactw jakie szykowało na niego miasteczko.

-Witamy w Asvel- oznajmił tajemniczy głos, tym razem już pewny siebie.-Szaman dalej próbował zlokalizować tego kogoś. Zrezygnował po chwili, skupiając się na zlokalizowaniu swojego celu. Zaczerpnął tchu, nałożył płócienny kaptur schował także symbol swojej profesji pieczołowicie pod mankietami , a naszyjnik ukrył skwapliwie pod koszulą.

Wkroczył na ulicę pokrytą kocimi łbami. Domki jakby przyklejone po bokach do drogi wiły się w nieskończoność. Ludzie, którzy panoszyli się jak pchły na futrze jakiegoś zwierzęcia nie dostrzegały jego sylwetki. Nie zwracali uwagi na szamana.

- Kamuflaż spełnia idealnie swoją rolę.- pomyślał. – Sprawdził czy ma buteleczkę w wewnętrznej kieszeni kaftana. Była.- Po krótkiej chwili przyspieszył kroku do najbliższej karczmy. Może czegoś się tam dowie więcej o dziewczynce, którą tak usilnie próbował znaleźć. Musiał jednak uważać. Szamani nie cieszyli się zbytnio głębokim poważaniem w tych stronach. Tutejsi obwiniali ich o choroby, zarazy i wszelakie mory, które sama natura sprowadzała na ich wsie i domostwa. Mało jednak wie lecz to właśnie ó1) kapłani walczyli z przeciwnościami tego świata. Mieszkając w odosobnieniu byli uważani za dziwadła. Szarlatani, czarnoksiężnicy, słudzy zła i mroku. Ta samotna kasta nie mogła zrezygnować ze swojego powołania. Chroniąc ludzi tak samo opiekowała się fauną i florą. Nawet najmłodszy adept nie mógł przejść obojętnie obok krzywdzonego lub potrzebującego pomocy zwierzęcia. Najwyżsi nawet nauczyli się wyczuwać emocje oraz nastrój swoich mniejszych czworonożnych braci. Bo tak zwracali się do mieszkańców lasów, bagien, gór i mórz.

Szedł dalej brukowaną drogą. Krajobraz wraz z tętniącym życiem ulicy zlewał się w jedną całość. Spocone głowy oraz blask pochodni dawały złudne wrażenie przeprowadzanego marszu czy samosądu na niewinnym miszkańcu. O wielu rzeczach słyszał, a jeszcze na dodatek odosobnione wioski skazane na samoistnienie wprowadzały w życie swoje prawo, wygodne tylko dla osób je wprowadzających.

-Anarchia w nowym wydaniu- pomyślał.

Wśród motłochu ujrzał kulejącego psa z na pierwszy rzut oka wyglądającymi paskudnymi obrażeniami małego ciała. Samuel nie zważając na niebezpieczeństwo wykrycia podbiegł do zwierzęcia i uklęknął. Pies wyczuł dobrego ducha, kiedy magiczny zaśpiew oraz ciepła energia opłynęła malutkiego towarzysza. W mgnieniu oka zwierzę skoczyło Samuelowi na kolana.

- Już dobrze przyjacielu- odpędzając mimowolnie zwierzę. Już dobrze, nic Ci nie grozi.

Pies podziękował mu ochoczym merdaniem ogona.

-A teraz zmykaj! Ukryj się.- Pies przekrzywił głowę, odwrócił się i uciekł w ciemność.

Samuel powstał. Jego wzrok znów spotkał się z tępymi głowami mieszkańców. Widział w ich obliczach ożywione trupy na ślepo gnające przed siebie bez pomysłu i celu. Przyspieszył kroku. Z tego co pamiętał najbliższa karczma była już niedaleko. Starał się unikać spojrzeń ciekawskich i nie wchodzić nikomu w drogę. Ciemne zaułki zachęcały do sprawdzenia zawartości mrocznych i nieoświetlonych przejść. – To już pewnie za tym rogiem- oznajmił sam do siebie. Miał rację. Doszedł do miejsca gdzie ta część miasteczka pozbawiona była spoconych ciał, a przynajmniej nie cuchnęło tak jak w centrum. Skiśniętym winem i szczynami. Doszedł do długiego parterowego budynku z rzędami okien. Budowla sprawiała wrażenie gigantycznej stonogi. Okna niczym oczy insekta spoglądały na przybyszów zapraszając odważnych, a strasząc lękających się własnego cienia.- To jest ta karczma. Pamiętam ją.- Z wnętrza dało się słyszeć rumor jaki powodował pijany motłoch. Światło migotało chybotliwie rzucając upiorne cienie na zewnątrz przez połowicznie otwarte okna. Samuel przekroczył próg. Nie spotkał się z żadnym nieprzychylnym spojrzeniem. Usiadł w kącie przy dębowym stoliku, który był umorusany niezidentyfikowaną cuchnącą substancją. Szaman wodził wzrokiem po całej izbie szukając kogoś kto mógłby udzielić mu rzetelnej informacji. Kiedy skupił swój wzrok na parze jegomości, którzy siłowali się na rękę w pijackim amoku co rusz bluzgając na siebie i jednocześnie ściskając, stołeczny kelner zwrócił na niego uwagę.

- W czym mogę służyć?- odparł piskliwym głosikiem służący.

Szaman momentalni skierował wzrok na niego wywołując strach w małych kaprawych oczkach lecz te po opadnięciu emocji wróciły do poprzedniego obojętnego stanu.

- Słuchaj mnie uważnie.- odparł Samuel przybliżając się do kelnera. Ten drugi również przybliżył się do swojego gościa sądząc, że wpadnie mu parę miedziaków w dochowaniu tajemnicy.- Daj mi kogoś kto nie przypomina bandy półgłówków siedzących o tam.- skierował wzrok na obwiesi, którzy tym razem pluli na siebie i przytulali zarazem.-Kelner obrócił się.- Nie patrz na nich tak- zganił go szaman.- Daj mi kogoś kto wie wszystko o tym miasteczku, a zarobisz miedziaka. W sumie już zarobiłeś.- Szaman wyciągnął z najgłębszej kieszeni monetę i przesunął ją po stole w kierunku swojego rozmówcy.

- Zrozumiałeś mnie?- syknął

-Tak panie.- schylił się tak mocno, że w pierwszej chwili Samuel obawiał się, że zahaczy o kant stołu.- Rozbawiło go to.

Samuel widział mnóstwo ludzkich siedzib służących rozrywce, ale to co widział tutaj gdzie szczury i ludzie i brud byli ze sobą związani nieświadomą symbiozą, przechodziło ludzkie pojęcie. Zacząwszy od umorusanych dziwną substancją stołów, po pijanych i kąpiących się we własnych wymiocinach pijanych ludzi. Śmierdziało wilgocią, potem i smrodem ludzkiej skóry niemytej co najmniej od miesiąca.- To już w miasteczku widywałem lepsze zapachy- skrzywił się.

Zamyślony już dłuższy czas, poczuł delikatne łaskotanie w śródstopiu. Skierował wzrok na podłogę.

-Chodź tu mały przyjacielu- powiedział do rosłego szczura, który ocierając się o jego stopę wydawał się być zaaferowany niezwykłym gościem.- Szaman wyciągnął dłoń, a szczur z prędkością błyskawicy wskoczył mu na rękę i schował się w bujnych włosach właściciela.- Chyba zostaniemy kumplami co?- powiedział do malutkiego zwierzaczka, który teraz lizał go po szyi, a Samuel odebrał do jako aprobatę i zaufanie.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • KarolWes 10.09.2016
    Także niezłe, błędów mniej. Podoba mi się ogólna koncepcja. Czekam na kolejne części.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania