Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Sen
Był ciepły, wiosenny dzień, a ja wracałem z tyrki do domu. Nie spieszyło mi się gdyż Tata zapowiedział, że dziś nie będzie obiadu. Powiedział, bym zjadł coś na mieście. I właśnie taki miałem plan. Około 16:30 doszedłem do miejsca gdzie powstawał tunel średnicowy, mający połączyć ze sobą dwie najważniejsze stacje kolejowe w Łodzi. Idąc tak, spostrzegłem czystą ławkę. Postanowiłem na niej usiąść i chwilę odpocząć. W nocy nie spałem zbyt dobrze i odczuwałem pewien rodzaj zmęczenia. Taki bardziej morderczy, który sprawił, iż zamknęło mi się szybko oko. Odpłynąłem w sen. Głęboki sen. Ciemność mego umysłu nie była zbyt długa. Nagle znalazłem się na stacji metra o nazwie Clark Street. Tak przynajmniej głosił szyld na ścianie. Obok schodów prowadzących do wyjścia pogrywał na siedmiostrunowej gitarze czarnoskóry mieszkaniec miasta. Wydobywał oryginalne, interesujące dźwięki ze swego instrumentu. Coś pięknego. Na ziemi obok jego stóp leżał futerał dość hojnie wypełniony papierowymi banknotami. Po chwili, moją uwagę zwrócił odgłos nadjeżdżającego składu. Nigdy nie jechałem metrem. Byłem bardzo ciekaw. Podjąłem decyzję by wsiąść i odjechać. Nie wiedziałem, dokąd jadę i jakie są następne stacje. Wszystko miało się jeszcze okazać. Wchodząc do wagonu czułem się niepewnie. Usiadłem tuż przy drzwiach. Wagon był wypełniony w połowie podróżującymi Nowojorczykami. Spojrzałem w prawo i Bóg mi świadkiem, ujrzałem Kobietę Predator. Mocny, emocjonalny strzał w głowę. Dziwna, dzika fascynacja, zresztą nie pierwszy raz, opanowała moją głowę. Wahałem się. Ale zrobiłem to. Wstałem z miejsca i usiadłem obok miłości mojego życia. Samica nie była zdziwiona, lecz świadoma mego postępowania.
- Witaj piękności! - powiedziałem zestresowany jak
nigdy.
- Widzę, że masz jakiś problem! Jeśli chcesz to
mogę odpalić mój zegarek. - odparła pewna
siebie.
- Nie, nie spoko, na to przyjdzie jeszcze czas.
Jeszcze nie teraz. Przyznam szczerze, iż trudno
było mi się zdobyć by do ciebie zagadać.
- Chcesz mi coś powiedzieć?
- W sumie to tak! Kocham się w tobie od
trzeciej klasy podstawówki. Z przerwami. -
wyznałem.
- Tyle lat okupuję twoją pompę?
- Tak. Okupacja pompy. Mam na twoim punkcie
fioła. Jesteś dla mnie kwintesencją piękna. Mało
powiedziane.
- Słuchaj, wyglądasz trochę jak żebrak. Zapomnij o
mnie. Mój facet musi mieć pieniądze. To
podstawa! Nie zamierzam pracować. Nieco
inaczej układam sobie życie, niż praca za najniższą.
Hajs musi być. Jestem wyjątkowa i nie będę
popychadłem w korporacji. Nie jesteś pierwszy.
Faceci szaleją na moim punkcie. Tacy jak ty z
dziurawymi kieszeniami nie mają czego u mnie
szukać. To coś, musi się zgadzać.
Pani Predator wstała, znikła, rozpłynęła się. Skład metra zwolnił, zatrzymał się. Drzwi otworzyły się, a do wagonu wszedł Klaun z makijażem i sztucznymi, jaskrawozielonymi włosami. Miałem Farta. Usiadł obok mnie. Większość pasażerów wysiadła. Pozostała tylko jedna dziewczyna zajęta przeglądaniem kobiecej prasy. Mój fart polegał na tym, iż ten o to popapraniec to moja druga filmowa miłość. Co tu dużo gadać? Dał mi nadzieję i pewien rodzaj pewności siebie. Zrozumiałem dzięki niemu, że nie jestem nikim.
- Hej! Bardzo się cieszę, że cię spotkałem. Nawet
nie wiesz ile dla mnie znaczysz. Jak zmieniłeś
moje życie.
- Spoko kolego. Mam na imię Arthur i jestem w tej
chwili pociesznym pajacem. Czuję, że nadajemy na
tych samych falach. - skwitował popierdoleniec.
- Widziałem o tobie film, czterdzieści dwa razy. Chyba mi odbiło.
Ty masz kłopot i ja mam kłopot.
- Ech chyba nie! Rozwaliłem tych trzech gości w
garniakach. Jak sam wiesz, jest mi teraz lepiej.
Tobie też proponuję kogoś rozwalić. Kogoś, kto
cię wkurwia. Kogoś, kto pastwił się nad tobą.
Teraz jestem wolny i szczęśliwy.
- No wiesz, ja też biorę garść leków. Gdybym ich
nie wziął, czułbym się jeszcze bardziej okropnie.
Bez nich nie mogę spać.
- Uwierz mi na słowo. Musisz kogoś rozwalić.
Słuchaj, skład zwalnia, co oznacza, że muszę na
najbliższej stacji wysiąść. Fajnie było cię poznać.
- Mnie ciebie również. I dzięki za radę, ale nie
mogę tego zrobić. Jesteś dla mnie jak starszy brat,
jednak ja nie dałbym rady pociągnąć za spust.
- O.K..Wszystkiego dobrego. I pamiętaj. Świat ma
cię gdzieś. Kochaj rodzinę. Żyj dla siebie. Żegnaj
kolego.
Arthur wyszedł, a do wagonu ponownie wsiadła większa grupa pasażerów. Cholera!!! Wśród podróżnych zobaczyłem rudego człowieka, w dziewiętnastowiecznym odzieniu. Nie mogłem uwierzyć. To naprawdę on! To na pewno on!
- Vincent! - krzyknąłem.
- Tak?
- Skąd się tu wziąłeś? Przecież ty....Przecież ty nie
żyjesz!
- Och nie mój drogi! To twój sen. A w nim, żyję jak
najbardziej!
- Więc słuchaj mnie mój mistrzu! Rysuję od dwudziestu dwóch lat.
A wszystko dzięki tobie. Kiedy znalazłem się na
dnie, twoja sztuka pozwoliła mi żyć. Wszystko
zaczęło się od małej księgarenki z tanimi
książkami. Tam zobaczyłem albumik z
reprodukcjami twoich obrazów. Zakochałem się
w twojej twórczości i zacząłem robić coś na
własną rękę. Moje prace są bardzo inspirowane
twoją sztuką. Człowieku! Uratowałeś mi życie.
Zrozumiałem, w jakim mam iść kierunku.
- Miło mi to słyszeć. Niestety nie mogę ci
zagwarantować, że staniesz się za życia sławny i
rozpoznawalny. Radzę byś jednocześnie pracował
, a w wolnym czasie robił swoje. To jest właśnie
złoty środek. Moja sztuka to niedostatek,
bieda, ziąb, brak normalności. Dlatego zachowaj
rozwagę. Korzystaj z życia. Ono jest tylko jedno.
Prawdziwe pieniądze, jeśli już, zarobią na twojej
sztuce kolejne pokolenia. Tak ci radzę!
W tym momencie sen się rozmył. Obudziłem się ponownie na ławce. Głodny. Było już prawie ciemno. Zaniepokoiłem się, że zostałem skrojony, ale plecak stał obok bez śladów naruszenia. Wstałem i poszedłem przed siebie, w stronę domu. Po pięciu minutach marszu zorientowałem się, że idzie za mną trzech typów. Po kolejnych trzech minutach zostałem uderzony w tył głowy metalowym przedmiotem, a potem skopany. Krew sączyła mi się z głowy. Leżałem na ziemi z potwornym bólem potylicy. Z okna mieszkania na drugim piętrze kamienicy dochodził mnie kawałek dobrej rapcore'owej kapeli pod tytułem: „ Five Blocks to the Subway "... Jedyne, co mi przyszło do głowy, za czym ponownie straciłem przytomność to to, że Dżoker się nie mylił. Między wierszami. Albo ja, albo oni. I czy to jest normalne?
Komentarze (7)
tych samych falach. - skwitował popierdoleniec." 😂
Ten Tata tam nie pasuje, wyłamujesz stereotyp o obiadach.
/Z przerwami. – wyznałem./ – to samo...
/samych falach. - skwitował popierdoleniec./ – i tutaj, poczytaj se zasady zapisu dialogów
Jest przyjęte aby unikać zapisu czasu zegarowego liczbami, no i spróbuj zamiast dywizu stawiać półpauzy, tekst będzie ładniej wyglądać.
Niezły pomysł, szkoda że nie mój.
cul8r
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania