Poprzednie częściSkała - wstęp

Skała - część druga

Wisiałem i przypominałem sobie jak to było kiedyś. Tak, kiedyś często siedziałem w igloo. W igloo byłem sam, ale pamiętam, że już nie raz wspinałem się pod górę. Pamiętam te wspinaczki. Nie przypominam sobie jednak tego widoku, który zobaczyłem tutaj na szczycie. Czyżbym nie doszedł nigdy tak wysoko? Nie, nie, przecież na pewno byłem już na szczycie. Teraz sobie przypominam, że była tam mój mały fioletowy płomień, tylko ta cała reszta była jakaś inna. Z pewnością nie było tego domu i tej okolicy. Nie było też drugiego fioletowego płomienia. Pamiętam inny płomień, On chyba na początku mnie ogrzewał, albo ja potrafiłem się przy nim ogrzać. Później nie czułem od niego ciepła, często odczuwałem nawet chłód. Teraz wydaję mi się, że to niekoniecznie wina samego płomienia. Być może ja akurat nie potrafiłem się przy Nim ogrzać. W pewnym momencie do domu, w którym mieszkałem przyciągał mnie tylko ten mniejszy ogień. Dlaczego tam było inaczej? Już sobie przypominam - to nie była ta góra! Tamta była dużo niższa i łatwiej było na nią wejść. No tak, mówili mi też, że tak jest lepiej, że lepiej wybrać właśnie taką górę. Co z tego, że łatwiej skoro na tej górze nie byłem szczęśliwy. Dostępu do niej nie bronił żaden diabeł, nie walczyły tam żadne wilki. No chyba, że po prostu tego nie pamiętam, albo jakoś łatwo tę walkę wygrałem. Góra nie była stroma, można było na nią wejść spacerem. Dlaczego diabeł nie pilnował dostępu do szczytu? Odruchowo skierowałem wzrok do góry na jego twarz. Spojrzał na mnie znacząco, słyszał moje myśli. No tak, jemu zależało na tym, żebym tam wszedł. Pozwolił być tam małemu płomieniowi tak abym i ja chciał tam być. Wiedział, że nie wytrzymam w tym miejscu, wiedział że będę cierpiał, wiedział że będzie cierpiał mój mały płomień. Ja przez cierpienie małego płomienia cierpiałem jeszcze bardziej. Nie byłem w stanie dłużej wytrzymać na tym szczycie i zacząłem powoli schodzić na dół. Ani Anioł ani diabeł nie chcieli nic zrobić. Diabeł cieszył się, że idę w stronę igloo. Anioł nie mógł mnie zatrzymać. Wiedział, że muszę zejść z tej góry, aby móc wejść na tę prawdziwą, przeznaczona dla mnie. Skrzydlaty nie mógł też zbyt dużo zrobić bo uleciała ze mnie dusza, a nie mógł opiekować się kimś kto nie ma duszy. Kudłaty w tym momencie triumfował, liczył na to, że już nie wyjdę z igloo. Był pewien, że odpalę turbo i zamarznę tam na śmierć. I tak było, turbo chodziło 24h na dobę i było cały czas podkręcane. Zamknąłem mocno drzwi, żeby nikt mi nie przeszkadzał. Przychodzili do mnie ludzie, stawali pod drzwiami i prosili, żebym wyszedł. Nawet czasem do nich wychodziłem ale po dłuższym lub krótszym czasie zawsze wracałem do igloo. Mimo chłodu i samotności (za wyjątkiem towarzystwa tych, którzy też lubili chłód), zacząłem od czasu do czasu odczuwać na sercu jakieś nieznane mi ciepło. Zacząłem oczyszczać się z tego czym “zabrudziłem” się na górze. W moim sercu zrobiło się miejsce dla mojej duszy, Ona zaczęła do mnie wracać. A kiedy zaczęła wracać, coś zaczęło się we mnie zmieniać. Pojawił się też przy mnie mój Anioł Stróż. Obecność Anioła i Duszy sprawiła, że zdarzył się cud.

Kiedyś usłyszałam za drzwiami głos większego z fioletowych płomieni. Nie wiem jakie miał intencje, ale powiedziała na początku, żebym wyszedł bo potrzebuje mnie ten mniejszy płomyk. Spojrzałem przez wizjer w drzwiach. Gdy zobaczyłem piękno tego ognia, moje serce zrobiło się jeszcze cieplejsze. Teraz byłem pewien, że moja dusza wróciła na dobre. Nie wiedziałem dlaczego tak się stało, dopiero po czasie okazało się, że najzwyczajniej w świecie zakochałem się w tym cudownym ogniu. To Ona była tą siłą, która przeważyła w mojej wewnętrznej walce, walce o to co wybrać, igloo czy wspinaczkę. Nie mogłem przestać o Niej myśleć ale igloo mnie trzymało, diabeł wiedział co się dzieje. Próbował różnych sztuczek abym przestał patrzeć przychylnym okiem na płomień. Próbował też kłamstwem i intrygami sprawić aby ten ogień nie chciał mnie rozgrzewać.

Długo trwała ta walka, ale ostatecznie udało mi się ja wygrać. Kudłaty musiał być wściekły skoro był tak blisko ostatecznego zwycięstwa. Mając wsparcie Anioła, czując obecność Duszy i miłość Kobiety miałem siłę aby rozpocząć wspinaczkę. Bałem się tej wspinaczki, zawsze tak miałem, że bałem się na zapas.

Pamiętam jak wtedy odezwał się mój Anioł:

- Bój się odpowiednio - powiedział.

- Co to znaczy? - zapytałem

- Strach bywa potrzebny i użyteczny, ale będzie taki tylko wtedy jeśli będzie Ci dawał rozwagę i chronił przed niebezpieczeństwem.

- On mnie teraz paraliżuje.

- To niedobrze, musisz z nim popracować. Kiedy ogarnia Cię strach przed tym co będzie, przestaniesz skupiać się na krokach, które robisz w tej chwili. Możesz stracić uważność i runąć w przepaść. Spróbuj skupić się na każdym kroku, który właśnie robisz, zapomnij na razie o tym co będzie dalej.

- To będzie trudne - mój głos drżał.

- Więc będziemy szli powoli. Dopiero jak będziesz pewien, że krok który robisz jest bezpieczny i właściwy, będziesz mógł go zrobić. I nie możesz patrzeć na szczyt. Patrz pod nogi i planuj trasę na jeden dzień. - tłumaczenie Anioła wydawało się mieć dużo sensu.

Pamiętam teraz, że ciężko było się do tego przyzwyczaić, ale po jakimś czasie weszło mi to w krew i działałem jak automat. Być może dlatego byłem taki zdziwiony kiedy ocknąłem się wisząc na samym szczycie góry. Automatyzm sprawił, że zapomniałem jak wyglądała droga i skąd się tu wziąłem. Teraz już wiem.

Otrząsnąłem się ze wspomnień. Ból ze zmiażdżonych dłoni cały czas mi towarzyszył, ale tak jak mówił Anioł, zacząłem się do niego przyzwyczajać. Zacząłem coraz bardziej wierzyć w to co mówił skrzydlaty. Zacząłem mocno wierzyć, że wejdę do góry i będę tam gdzie mogę być szczęśliwy. Zacząłem marzyć o tym stanie, zacząłem marzyć o tym miejscu i cieple moich płomieni. Poczułem, że mam coraz więcej siły i determinacji, żeby razem z Aniołem pokonać diabła.

Ale diabeł słuchał, słuchał moich myśli. Wiedział co ma zrobić i powiedział do mnie:

- Nawet jeśli uda Ci się wejść to skąd będziesz wiedział, że nie ja na to pozwoliłem?

Jak to? - pomyślałem, po co on miałby na to pozwolić?

Diabeł zaśmiał się i mówił dalej.

- Nie znasz mojej przebiegłości. Wpuszczę Cię na górę w tę Twoja idyllę, dwa płomienie i wiele innych istot pokocha Cię jeszcze bardziej. Ty pokochasz ich wszystkich będziesz czuł się jak w raju, ale wiem że jesteś słaby. Ja już nie mogę się doczekać Twojego i ich cierpienia, kiedy podejdziesz zbyt blisko urwiska i ja Cię strącę wtedy z powrotem na dół. Będziesz cierpiał w swoim igloo. Będziesz strasznie cierpiał wiedząc, że One na górze zostały same i że też cierpią. Twoje cierpienie będzie największe kiedy usłyszysz, że płomienie gasną przez Ciebie, a na pewno Ci o tym powiem. To będzie dla Ciebie straszne, przeżyjesz niewyobrażalne męczarnie, przeżyjesz je Ty i Ci, których kochasz. Chyba nie chcesz tego dla nich? Daj sobie spokój, nie przypominaj im o sobie, może uda im się zapomnieć i poukładać swoje życie. Puść się teraz tej skały, ruń do igloo i daj wszystkim spokój! Nie męcz ich swoim istnieniem!

Przerażały mnie te słowa. Tak może być, nie zniosę czegoś takiego. Zacząłem czuć strach, ogromny strach przed wejściem na górę. Dla chwilowego szczęścia fundować sobie takie cierpienie na przyszłość? Nie chcę tego! Na szczęście czuwał nade mną Anioł, po raz kolejny poczułem jego dotyk, coraz mocniejszy dotyk i usłyszałem słowa

- Znowu to robisz! Zupełnie niepotrzebnie.

- Co robię? - nie wiedziałem o co chodzi

- Słuchasz go, On pokazuje Ci czarne wizje, pokazuje Ci urojone cierpienie, którego jeszcze nie ma. Zaczynasz czuć lęk, a lęk paraliżuje Cię przed krokiem, który masz teraz wykonać. To może być krok do Twojego szczęścia. Teraz trzeba się skupić na tym, żeby tam wejść, nie możesz myśleć o tym co będzie jak spadniesz. Jak wejdziemy to będziemy znowu dzień po dniu razem pracować abyś nie podchodził do urwiska. Będziemy pilnować, żebyś nie spadł, dzień po dniu. Nie rozmawiajmy i nie myśl o tym co się wydarzy za miesiące lub lata, dzień po dniu, krok po kroku.

- Cały czas się boję - powiedziałem.

- Wiem, ale pamiętasz co sobie pomyślałeś już kilka razy?

- Co takiego? - nie wiedziałem o co chodzi.

- “Anioły chyba nie kłamią”. Ja nie mogę kłamać, a z diabłami jest tak, że ciężko im mówić prawdę. Wiesz, że to co Ci powiedział to mogła być jego sztuczka, sposób na łatwe zwycięstwo. Jeśli dopuszcza się takich zagrań to znaczy, że się obawia, obawia się, że wejdziemy do góry i to niedługo.

- Naprawdę niedługo ? - byłem zaskoczony

- To zależy od Ciebie, nie możesz mieć cienia wątpliwości bo nie damy rady. Dzisiaj niestety pokazałeś, że je masz.

- Czyli jeszcze czekamy?

- Tak czekamy. - odpowiedział mi Anioł

- Mogę jeszcze zapytać o jedną rzecz?

- Tak możesz, ja już znam Twoje pytanie ale wypowiedz je.

No tak, nic się nie ukryje, zarówno jeden jak i drugi znają moje myśli, ale zgodnie z prośbą Anioła zapytałem.

- Czy Ty masz jakiś plan, plan w jaki sposób tam wejdziemy?

- Nie wiem czy można to nazwać planem, ale powiedzmy, że dokładnie wiem co mam zrobic ja i dokładnie wiem co należy do Ciebie. - zabrzmiała odpowiedź Anioła.

- A możesz powiedzieć, co takiego ja mam do zrobienia? Chciałbym się zacząć do tego przygotowywać - zapytałem.

- Nie, nie powiem Ci wracamy do tego o czym mówiłem, krok po kroku. Jeśli znałbyś cały plan diabeł mógłby go usłyszeć w Twoich myślach, napewno chciałby Cię wtedy napełnić lękiem. Bałbyś się, że to się nie uda, a niestety myśl o niepowodzeniu sprowadzi na Ciebie porażkę. Teraz jest czas dla Ciebie, spróbuj wyczyścić umysł. Jeśli chcesz zwyciężyć razem ze mną, musisz być czysty i pewny, że chcesz być po mojej stronie. Kiedy będę dawał Ci instrukcję kolejnych działań, konieczne jest abyś je wykonywał bez chwili zawahania i z pełna wiara w ich skuteczność. Rozumiesz?

- Tak rozumiem - odpowiedziałem, bo Anioł wyrażał się niezwykle jasno. A Anioł kontynuował.

- Nie martw się. Tak naprawdę już działasz w kierunku wejścia na szczyt. Przygotowanie i wyczyszczenie się z wątpliwości może być ważniejsze od samej walki. Teraz pracuj nad tym, niech ból, z którym się już oswoiłeś będzie dla Ciebie jak oczyszczająca medytacja. Oczyszczaj się, ja będę wiedział kiedy przyjdzie czas na następny krok.

- Znowu się boję, że nie dam rady - powiedziałem.

- Wiem, że w Tobie zawsze było mnóstwo strachu. Spróbuj skierować wzrok na swoje dłonie, patrz na krew płynącą po przedramionach. Wyobraź sobie, że razem z krwią wypływa z Ciebie cały lęk, wyobraź sobie, że się oczyszczasz. Wykorzystaj cierpienie i ból, który zadaje Ci diabeł przeciwko niemu. To będzie nasza przewaga nad nim, pamiętaj że każde cierpienie jest po coś. Nie należy jednak zadawać sobie bólu za wszelką cenę. Jeśli jednak cierpienie już przychodzi to spróbuj je zaakceptować i znaleźć wszystko to co może przynieść korzyści. Najpiękniejsze rzeczy często rodzą się w bólu.

- Jak to? Dlaczego tak mówisz? - byłem trochę zdziwiony.

- A jaka jest najpiękniejsza rzecz jaka Cię w życiu spotkała? Jaka sie urodziła? - Anioł się uśmiechał.

- Moja Córka - powiedziałem bez zastanowienia.

- Ty tego bólu nie czułeś, ale wyobraź sobie ból jaki muszą znieść Matki w trakcie porodu. Ale w tym bólu rodzi się zazwyczaj największe szczęście dla dorosłych ludzi.

- Mówisz, że ból jest dobry? - byłem trochę skołowany

- Nie! Jeszcze raz Ci powtórzę, nigdy za wszelką cenę nie należy dążyć do bólu i cierpienia. Biczownicy i asceci sa największymi z grzeszników. Lecz kiedy ból lub cierpienie juz pojawi się w Twoim życiu to je przytul, spróbuj się z nimi zaprzyjaźnić, a jest duża szansa, że zostaniesz przez nie hojnie obdarowany.

- Długa i trudna droga chyba przede mną - sam nie usłyszałem entuzjazmu w swoim głosie.

- Znowu robisz to samo. Pamiętaj o tym co Ci mówiłem, skup się na tym co masz robić teraz. Jeden krok, później następny, nie myśl o całej drodze.

Przestałem dalej pytać. Podniosłem wzrok lekko do góry, patrzyłem na swoje nadgarstki i przedramiona. Płynęły po nich potoki krwi. Tak, niech ta krew to będzie ten lęk, ten strach, którego się pozbywam. Te uczucia zawsze pojawiały się u mnie inaczej. Wyobrażałem sobie, że będę odczuwał wielki smutek i cierpienie, na skutek tego przychodziły do mnie lęk ze strachem. Teraz miałem na odwrót, najpierw pojawiało się cierpienie, potężny ból, wychodzący ze zmiażdżonych dłoni. I dopiero wtedy płynęła krew, która miała być wylewającym się lękiem i strachem. Z krwią wypływały ze mnie i zaczęły być dla mnie widoczne wszystkie krzywdy jakie wyrządziłem ludziom. Wiedziałem, że muszę na to patrzeć, nie mogłem odwrócić wzroku. Dopiero kiedy zobaczę swój lęk, zobaczę krzywdy jakie wyrządziłem, będę mógł się uwolnić od ich ciężaru. Kiedy będę o nie lżejszy, łatwiej będzie mi wejść na szczyt.

Pomyślałem w pewnym momencie, że nie wiem jak długo tu wiszę. Nie wiem czy to trwa godzinę, dzień czy miesiąc czy rok lub dłużej. Przyszło mi do głowy, że być może przyjdzie moment, w którym diabeł znudzi się swoją czynnością i odpuści. Moje wątpliwości zostały szybko rozwiane przez głos dochodzący z półki na górze.

- Czas dla mnie nie istnieje, więc mogę tu być dla Ciebie przez całą wieczność, dla mnie to nie będzie trwało nawet sekundy. Wiś sobie wiś, mi się nigdzie nie spieszy, nie wiem nawet co to słowo oznacza. Dla Ciebie za to każda sekunda to męczarnia, powtarzam oszczędź sobie tego, leć na dół. Tu na górze i tak nic dobrego dla nikogo nie zrobisz.

Chciałem mu coś odpowiedzieć, ale Anioł raz jeszcze mnie ścisnął i powiedział spokojnie.

- Nie rozmawiaj z nim

Skinąłem głową na potwierdzenie, ale nie mogłem wytrzymać i chciałem spytać

- Kiedy… - Anioł przerwał mi po jednym słowie.

- Niedługo, skup się na tym o czym mówiłem, a zaraz wykonasz następny krok.

- Dobrze - powiedziałem i zacząłem ponownie wpatrywać się w krew płynącą po nadgarstkach i przedramionach.

Znowu pomyślałem jak dużo musi być we mnie lęku i tych krzywd wyrządzonych innym ludziom skoro takie rzeki krwi ze mnie wypływają. Tak jak mówił Anioł, całe moje życie przepełnione było strachem, a kiedy opanowany jestem strachem to krzywdzę. Nie ma innej możliwości, przestraszone stworzenie, czy to zwierzę czy człowiek może zrobić dwie rzeczy. Jedną z nich jest niespodziewany atak, wtedy krzywda wyrządzona ofierze jest widoczna na pierwszy rzut oka. Kąsasz, drapiesz, uderzasz i widzisz skutki swojego ataku i rany jakie zadałeś. Jest też drugie wyjście, prawdopodobnie jeszcze gorsze w przypadku człowieka. Czując lęk możesz po prostu uciec. Uciekasz od lęku i zostawiasz swoje “ofiary”. One doznają niesamowitego cierpienia z powodu tego, że Ciebie nie ma. A Ty uciekasz i uciekasz, żeby tego cierpienia nie widzieć. Po co masz to widzieć? Taki widok to nic przyjemnego. Jest jeszcze trzecia opcja, w strachu możesz niespodziewania zaatakować, a po ataku uciec. Nigdy jednak nie uciekniesz przed samym sobą i świadomością wyrządzonych krzywd. Dziwny temat z tym strachem, jakby nauczyć się go obsługiwać to byłoby dużo łatwiej żyć. Wiedzieć kiedy strach ma mnie chronić przed niebezpieczeństwem i wiedzieć kiedy mnie zupełnie niepotrzebnie paraliżuje albo zmusza do robienia totalnie niewłaściwych rzeczy. Czyżby było tak, że moja relacja z lekiem jest jednym z najważniejszych czynników stanowiących o tym jak wygląda moje życie?

Moje rozmyślania przerwał Anioł

- Zapominasz o jeszcze jednej ważnej rzeczy związanej ze strachem

No tak przecież słyszał moje myśli.

- O jakiej? - zapytałem

- Strach może zmobilizować Cię do działania. Czy nie jest tak, że boisz się spaść na dół?

- Tak, boję się nie chcę tam wracać. - odpowiedziałem.

- I dzięki temu lękowi mobilizujesz się. Dzięki temu znalazłeś w sobie siłę, żeby tu zostać. Lęk przed upadkiem na dół do Igloo trzyma Cię w tym miejscu, a co więcej sprawił, że chcesz też wejść do góry. I tak, być może masz rację. Twoja relacja z lękiem jest bardzo ważna i często decyduje o Twoim życiu. - Anioł powtórzył to o czym myślałem.

- Czyli wychodzi na to, że wiele rzeczy nie zrobiłem ze strachu i być może tyle samo ze strachu zrobiłem? - zapytałem

- Tak jest. Teraz jesteś w punkcie zwrotnym, pytanie tylko, który strach u Ciebie przeważy. Czy bardziej będziesz się bał walki, którą podejmiesz razem ze mną, czy może niechybnego powrotu do igloo. Czy wygra Twój lęk przed stratą tego co widzisz na szczycie, czy strach przed bólem i wysiłkiem w trakcie pojedynku o to co kochasz. Przerażenie przed zrobieniem trudnego, bolesnego kroku, może zniknąć kiedy uświadomisz sobie co możesz stracić jeśli go nie zrobisz. Możesz bardziej przestraszyć się tej straty, a wtedy łatwiej będzie Ci wykonać ten krok.

- Coś zaczynam łapać. Dziwna akcja z tym strachem. Wygląda na to, że nie ma co bać się swoich lęków. - powiedziałem

- Otóż to. Jesteś coraz bliżej zrobienia kolejnego ruchu. Skup się jeszcze przez chwilę na tym czego pragniesz i czego straty tak naprawdę się boisz. Pobądźmy jeszcze chwilę w ciszy i będziemy, a właściwie Ty będziesz działał dalej. - zakończył Anioł.

I znowu ta cisza. Cisza przerywana uderzeniami i pozorny spokój wypełniony, wiecznym przemieszczającym się bólem. Do bólu już naprawdę się przyzwyczaiłem, czułem go cały czas, ale nie był tak straszny i przeszywający jak na początku. Anioł mówił, że ból trzeba przeżyć, przyjrzeć się mu i go zaakceptować, wtedy staje się mniej uporczywy. A jak staje się mniej uporczywy to można łatwiej wyjść z sytuacji, która ten ból sprawia.

- No to robimy następny krok, żeby z niej wyjść - moje rozmyślania przerwał Anioł.

Ucieszyłem się i lekko przestraszyłem, a może była to po prostu ekscytacja.

- Co mam zrobić? - zapytałem

- Co czujesz, myśląc o tym diable? - tym razem zapytał Anioł

- Nienawidzę go, chciałbym, żeby nie istniał, chciałbym go zniszczyć.

- Wiesz, że nie jesteś w stanie tego dokonać? - brzmiało to trochę jak pytanie i trochę jak przestroga.

- Tak, zdaję sobie z tego sprawę - odpowiedziałem

- I co teraz? Jak myślisz, co możesz z tym zrobić? - Anioł nie przestawał pytać.

- Z czym? - znowu byłem skołowany

- Z tą nienawiścią i chęcią pozbycia się go.

Nie wiedziałem co powiedzieć.

- Nie wiem, pomożesz mi ? - poprosiłem Anioła

- Tak pomogę. Posłuchaj, on nigdy nie zniknie. Co więcej, im bardziej będziesz go nienawidził tym bardziej on będzie rósł w siłę. Jest jedna droga, aby go osłabić, żeby on nie dyktował warunków.

- Jaka ? - byłem delikatnie mówiąc zdziwiony

- Musisz pogodzić się z tym, że on tu jest i będzie zawsze. To go osłabi. - Anioł mówił to ze spokojem

- Nie mam pojęcia jak miałbym się pogodzić z jego obecnością? - moje zdziwienie było coraz większe.

- Zaraz spróbuję zmienić Twoje podejście do niego.

- To może nie być łatwe.

- Ale możliwe. Posłuchaj, on został tak stworzony, to nie był jego wybór. Od samego początku swojego istnienia, nauczony jest nienawidzić i czynić zło. Gdyby on nie istniał, niepotrzebny byłbym ja. Gdybyśmy nie istnieli my dwoje to Ty nie miałbyś sensu, też byłbyś niepotrzebny. Spójrz teraz na sytuację naszej trójki. Zacznę od siebie, żebyś dobrze to pojął. JA potrafię tylko kochać, pomagać i chronić. Nie mam wyboru, zostałem stworzony do czynienia dobrych rzeczy. Ty masz coś więcej i jesteś tu tak naprawdę najważniejszy. Ty masz wybór, masz wolną wolę, możesz być po mojej stronie lub po jego stronie. Dopóki żyjesz, możesz nawet przechodzić ze strony na stronę kiedy chcesz. To Ty zadecydujesz kto zwycięży bo ja i on jesteśmy równie silni. A on. On tak jak ja nie ma wyboru. Z tym, że on musi krzywdzić, nie potrafi kochać, otacza go tylko cierpienie i nienawiść. Lecz jego istnienie jest konieczne dla całej równowagi i dlatego, żebyś mógł poczuć co jest dobre a co złe. Widzisz, być może on najbardziej cierpi, choć o tym nie wie i jest w najgorszej sytuacji z nas wszystkich.

- Ty go bronisz? Co ja mam zrobić? Ma mi się go zrobić żal? - moje zdziwienie rosło i rosło.

- Coś w tym stylu. Przede wszystkim spróbuj go zaakceptować. Jakiś cień współczucia dla niego może Ci w tym pomóc, pomoże Ci wyrzucić nienawiść do niego. I to jest właśnie zadanie dla Ciebie w tej chwili, przestań go nienawidzić.

Byłem totalnie rozbity i odpowiedziałem Aniołowi:

- Ale jak ja mam to zrobić? Przy tym co on mi robi? On mnie katuje i nie pozwala mi być tam gdzie będę szczęśliwy, być z tymi których kocham.

- Spróbuj to zrobić, uda Ci się wierzę w to. Często jest tak, że im bardziej skomplikowana droga tym bardziej doceniasz cel, który osiągasz.

- To będzie bardzo trudne - odpowiedziałem zrezygnowany.

Byłem zmartwiony, spodziewałem się jakiegoś zadania czy wysiłku związanego z bólem fizycznym i skrajnym wyczerpaniem. Nawet byłem na to gotowy, ale to czego chciał ode mnie Anioł było o niebo trudniejsze. Nie mieściło mi się w głowie jak ja mam przestać go nienawidzić. To wydawało się absurdalne i wręcz niemożliwe do wykonania.

- Tak Ci się tylko wydaje - wtrącił Anioł i kontynuował

- Spróbuj, popatrz na niego, nie rozmawiaj z nim. Przyglądaj się temu co robi i pamiętaj o tym co mówiłem, o tym jak jesteśmy ze sobą powiązani. O tym jaką każdy z nas ma rolę do odegrania, o tym czyja rola jest najbardziej niewdzięczna.- powiedział Anioł

Anioł mówi spróbuj, no to próbuję, choć szczerze powiedziawszy wydawało mi się to niemożliwe. Jak miałem przestać czuć niechęć, a wręcz nienawiść do niego. On sprawiał, że cierpiałem, dostawałem od niego ogromne ilości bólu. On nie pozwalał mi wejść na szczyt, przez niego tkwiłem tutaj zawieszony.

Podniosłem głowę i zacząłem mu się przyglądać. Wyglądał chyba jeszcze gorzej niż poprzednim razem. Jego czarna tłusta sierść ściekała cała jakimś gęstym potem czy łojem. Miał przekrwione oczy, zaślinione usta z nos lała się jakaś paskudna klejąca wydzielina. Kopyta i łydki miał całe we krwi, krew krzepła i sklejała jego całe owłosienie. Był po prostu najohydniejszą kreaturą jaka w życiu widziałem, nie wiem jak miałbym go zaakceptować?

Ale słuchałem Anioła i patrzyłem dalej, już tak przywykłem do tego co mi robi, że ból prawie całkowicie zniknął. Diabeł nie był już w stanie sprawiać mi bólu, robił swoje ale ja już tego nie czułem. Teraz tak naprawdę jedyna krzywdą jaka mi wyrządzał było to, ze nie pozwalał mi wejść do góry.

- Próbuj dalej, a uda nam się tam wejść - wtrącił Anioł.

Nie odpowiedziałem.

Patrzyłem cały czas w górę, na postać pełną nienawiści dla mnie. Ja czułem cały czas do niego to samo, ale zacząłem rozmyślać co bym czuł, jakbym był nim. Całe życie sprawiać komuś ból i dążyć do tego, żeby cierpiał? Nie, nie to nie dla mnie. Też sprawiałem, że ludzie cierpieli, ale nigdy nie robiłem tego celowo, to straszne uczucie zadawać komuś ból i mieć tego świadomość. On ma chyba jeszcze gorzej. Ciekawe czy On coś czuje? Pewnie jest tak jak mówił Anioł, on czuje tylko nienawiść. Tylko skąd on może wiedzieć co to jest, skoro czuje tylko to? On nawet nie może chcieć mi tego robić, on nie ma woli, został stworzony do działania jak maszyna, bez wątpliwości, bez zastanawiania się. Wychodzi na to, że on jest tylko narzędziem bez jakiejkolwiek mocy, bez mocy do podejmowania decyzji. Czyli mimo pozornej potęgi w gruncie rzeczy jest słaby i zależny, w dużym stopniu zależny ode mnie. To ja już sprawiłem przy pomocy Anioła, że przestałem czuć ból, a teraz czuję, że udaje mi się wypełnić kolejne polecenie, a właściwie sugestie Anioła. Nienawiść do diabła znika, zaczynam rozumieć jego sytuację, poczułem nawet kilka razy współczucie dla niego. Rozumiem powoli też to, że on wręcz musi być w moim życiu.

Kiedy przychodziły do mnie te myśli, zaczęło się dziać coś dziwnego. Diabeł już kilka razy chybił swoimi kopytami, spojrzałem na niego, był jakiś zmieszany, albo przestraszony. Syknął do mnie przez zęby:

- Przestań!

Anioł mówił, żeby z nim nie rozmawiać, nie rozmawiałem. Patrzyłem cały czas w oczy diabła, a on chybiał coraz częściej. Ja starałem się myśleć cały czas o nim, właściwie nie musiałem się starać bo to przychodziło samo.

Chyba nawet zacząłem się uśmiechać, tak uśmiechałem się do niego. Patrzył na mnie przekrwionymi zdziwionymi oczami, nie wiedział co się dzieje, a ja cały czas się uśmiechałem. Nie śmiałem się z niego, nie był to szyderczy śmiech, ale uśmiech wyrażający sympatię. Nie było w tym cienia fałszu, udało mi się zaakceptować tą ciemną siłę, która broniła dostępu do mojego szczęścia. Kiedy ją zaakceptowałem, przestałem nienawidzić, to ta siła przestała mnie niszczyć. Diabeł nie był w stanie deptać moich dłoni, potykał się o własne nogi, a ja cały czas na niego patrzyłem. Im bardziej się przyglądałem tym bardziej się do niego uśmiechałem. On cały czas patrzył na mnie, w pewnym momencie przestał próbować miażdżyć moje dłonie i po prostu stał.

Z oddali usłyszałem skowyt, a za chwilę u boku diabła pojawił się czarny wilk, właściwie były to resztki czarnego wilka. Wyglądał strasznie, był dużo mniejszy niż wcześniej, jego czerń wypłowiała. Spod poranionego tułowia widać było przebijające się żebra, miał podkulony ogon i nie wyglądał ani trochę groźnie. Aż zrobiło mi się go szkoda.

Po chwili stało się coś czego się nie spodziewałem, diabeł odwrócił się w lewą stronę i zaczął odchodzić wzdłuż urwiska. Po chwili straciłem go z oczu.

- Co się dzieję? - zwróciłem się do Anioła i pytałem dalej

- Czy to jakaś sztuczka?

- Nie to nie sztuczka, zrobiłeś co do Ciebie należy. Zniosłeś ból, a potem dokonałeś najważniejszej rzeczy, przestałeś go nienawidzić. On czerpał siłę z tej nienawiści.

- Co teraz będzie? - zapytałem drżącym głosem

- Droga wolna! Jeszcze trochę wysiłku i tam będziesz. Jesteś gotowy? - zapytał Anioł

- Tak jestem! A co z nim? - spojrzałem w stronę, w którą odszedł kudłaty

- On będzie cały czas w pobliżu, on nie odpuszcza tak łatwo. Jeszcze nie raz będzie próbował ściągnąć Cię w dół.

- A Ty? Ty też będziesz? - znowu pojawił się u mnie strach.

- Tak będę, ale pamiętaj, że to Ty o wszystkim decydujesz. Ty dokonujesz wyboru i to Ty masz ostateczne zdanie, która strona wygra. - po raz kolejny przypomniał Anioł

- Tak pamiętam. Możemy do góry? - spytałem.

- Teraz sam dasz radę, spróbuj - powiedział Anioł.

No tak, obie ręce miałem zdrowe, podciągnąłem się z całych sił, pomogłem sobie stopami i wszedłem. Podniosłem głowę i zobaczyłem to samo co wcześniej. Tym razem właścicielki płomieni czekały na mnie przed domem z uśmiechem. Wstałem przeszedłem przez pas wydeptanej i spalonej ziemi, później wszedłem boso w tę cudowną trawę i szedłem szczęśliwy w stronę mojego domu.

 

(miesiąc później)

Znowu jestem na dole. Diabeł potrzebował tylko chwili aby mnie strącić. Właściwie to ja mu na to pozwoliłem. Nie wiem nawet czy doszedłem do progu domu. Spotkałem moje płomienie przed wejściem, spędziłem z nimi chwilę przed domem i tyle. I znowu chłód igloo i odpalone turbo. Wydawało się, że większy z płomieni już odszedł ze szczytu i nie ma go ta ale czułem, że może wrócić. Miałem już taki moment, że chciałem zostać w igloo, nie chce mi się wspinać, chciałem zamarznąć. Coś jednak przeskoczyło, po raz kolejny ciężka podróż przede mną.

No, ale co tam.

Idę!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania