Poprzednie częściSkała - wstęp

Skała - część pierwsza

Skała

 

Wiszę uczepiony końcówkami palców na półce skalnej. Pode mną jest przepaść. Co ja tu robię? Przecież zawsze miałem twardy grunt pod nogami. Przecież zawsze twardo stąpałem po ziemi. Tak ale po czym ja stąpałem, co mnie otaczało? To nie było moje miejsce. Kto mnie zepchnął stamtąd, dlaczego mnie zepchnął. Nie, nie zaraz. Nikt mnie nie spychał. Zaczynam sobie przypominać.

 

Tak pamiętam igloo na pustyni.

Pamiętam udawane życie

Pamiętam nieprawdziwych ludzi.

Pamiętam te gogle przez które nic nie widziałem.

Pamiętam jak zdjąłem buty i poczułem, że to nie pustynia.

Pamiętam jak zdjąłem gogle i zobaczyłem, że to nie pustynia.

Pamiętam jak zobaczyłem tą górę pionową górę na którą ciężko się wspiąć.

 

Tak, ale to ta góra zasłaniała mi słońce. Postanowiłem się na nią wspiąć. To nie to, że ktoś mnie strącił. To ja zacząłem iść do góry. Spadałem kilka razy łamałem kości, krwawiłem, byłem cały potłuczony. Ale znowu wychodziłem, za każdym razem silniejszy. Podobno każda złamana kość po zrośnięciu staje się dużo mocniejsza niż była przed. Ja byłem cały złamany, więc cały jestem mocniejszy.

Dotarłem na samą górę, ale nie mogę zrobić ostatniego kroku. Wiszę więc na końcówkach moich palców. Czuję jakiś dotyk na moim tułowiu. Kieruję wzrok w miejsce tego dotyku. Widzę dłonie oplatające mnie pod klatką piersiową. Jakieś piękne dłonie, nie wiem czy należą do kobiety czy do mężczyzny. Czuję od tych dłoni przyjemne ciepło. Dłonie ciągną mnie w górę. Ktoś mi pomaga? Ale jak? Przecież za mną jest pusta bezkresna przestrzeń, jak ktoś może być za mną. Bałem się odwrócić. Na ścianę przede mną bił jakiś blask, rozejrzałem się w prawo i w lewo. Z każdej ze stron zobaczyłem na skałach cień wielkiego skrzydła. Wiedziałem już co się dzieję i czym jest mój pomocnik. Odwróciłem się i pierwszy raz w życiu zobaczyłem swojego Anioła Stróża. Widać było, że jest już strasznie zmęczony, ale był piękny. Musiał mieć ze mną strasznie ciężko, ale utrzymał mnie przy życiu. Widać w nim było siłę i determinację. Anioł Stróż nie lubi przegrywać. Zaczął do mnie mówić, jego głos był najpiękniejszą muzyka jaką w życiu słyszałem dźwięk nie był ani niski ani wysoki. Mówił i jednocześnie śpiewał, a w tle jego słów grała delikatna melodia.

Powiedział do mnie:

- Pomóż mi proszę bez Ciebie nie dam sobie z Nim rady…

- Z kim?

- Nie widzisz? Nie czujesz? Spójrz do góry.

Poczułem jak zamarzam ze strachu. Co jest na górze? Nagle zacząłem czuć swoje ręce. Co chwilę ktoś jakby uderzał młotkiem w moje palce. Po kolei, jeden za drugim. Nie opuszczał żadnego. Palący ból dochodził aż do nadgarstka. Właśnie dostawałem w prawą dłoń.

Mały palec, jakby zmiażdżony puszcza skałę, po nim serdeczny. Po serdecznym w bezkształtną miazgę zamienia się środkowy i wskazujący. Nie obrywa tylko kciuk bo nie jest zawieszony na skale. Prawa ręka odpada od skały. Myślę, że zaraz spadnę, wiszę tylko na jednej ręce. Patrzę na prawą dłoń, wygląda okropnie. Jest cała we krwi widzę kości palców i czuję niesamowity ból. Nie utrzymam się na jednej ręce! I co jeśli zaraz to samo będzie z drugą ?

- Nie bój się - słyszę z tyłu znowu ni to głos ni to śpiew.

Zaczynam rozumieć, On mnie trzyma dlatego daje radę na jednej ręce.

- A jak puszczę drugą ? - mówię do Anioła.

- To złapiesz się pierwszą - Anioł mówi to z takim spokojem, że jestem przekonany o prawdzie jego słów. Zresztą Anioły chyba nie kłamią. Ale patrzę na prawą zmasakrowaną dłoń i mówię do Anioła.

- Jak ?

W tym momencie mój skrzydlaty Stróż bierze głęboki wdech i z całej siły dmucha na

To co zostało z mojej prawej dłoni. Dłoń spowija biały świecący obłok. Przestaje czuć ból, obłok znika i widzę, że moja dłoń jest cała i zdrowa. Patrzę zdziwiony na Anioła. On uśmiecha się i mówi:

- Po to tu jestem, użyj jej szybko.

W tym momencie czuję przerażający ból w małym palcu lewej ręki. Łapię skałę prawą ręką wbijając palce w jej twardą skorupę. Jestem zdezorientowany. Sytuacja cały czas się powtarza. Raz lewa ręka raz prawa. Nie ma nawet sekundy, żebym nie czuł przeszywającego bólu, zmienia się tylko jego miejsce. Myślę sobie, że już nie wytrzymam tego bólu, nie chcę go więcej i naglę słyszę z góry głos który jest jednocześnie najniższym zachrypniętym basem jak i najwyższym piskiem jaki w życiu słyszałem. Wydawało się jakby mówiły dwie osoby, ale ja wiedziałem że jest to jedna postać. Nie wiem skąd to wiedziałem, ale wiedziałem. Usłyszałem jego słowa

- Słyszę Twoje myśli, nie chcesz bólu?

- Nie chcę - tym razem cicho powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

- To nie łap się skały - usłyszałem jego szyderczy głos.

- Zginę, spadnę, nie chcę - krzyknąłem patrząc przed siebie, nie miałem odwagi spojrzeć w górę.

- Skrzydlaty nie pozwoli Ci runąć, z Nim powoli zlecisz na dół.

Pomyślałem, że może tak jest. Ten nieznośny ból! A mogę przecież mieć spokój jak wrócę na dół. Anioł szybko mi to wybił z głowy.

- Nie możesz tego zrobić! - tym razem śpiew był jeszcze piękniejszy ale głośny, stanowczy.

- Dlaczego?

- Na dole zostaniesz sam, tam tracisz duszę. Ja mogę być z Tobą tylko wtedy kiedy Twoja dusza jest w Tobie. Już mnie tam prawie nie było, ale podjąłeś decyzję o wspinaczce i dusza z Tobą została.

Nie chciałem, żeby odchodził. Ale ten ból co ja mam zrobić?

- Ja też słyszę Twoje myśli, mogę Ci powiedzieć co możesz zrobić. Chcesz? Nie mogę robić nic bez Twojej zgody.

- Chcę - szepnąłem. Ból zabierał mi już siły, żeby głośno mówić.

- Najpierw musisz na Niego spojrzeć

- Na kogo?

- Na Niego.

Zrozumiałem. Miałem spojrzeć do góry zobaczyć jak wygląda mój oprawca. Nie wiem dlaczego tak się tego bałem, ale zaraz miałem się dowiedzieć. Moje ręce pracowały już jak automat. Lewa ból. Oddech anioła. Lewa łapie. Prawa ból. Oddech anioła i tak cały czas. Spuściłem wzrok na dół. Nie było widać nawet jak wysoka jest skała bo pode mną kłębiły się czarne chmury które co chwilę rozświetlały błyski. Byłem nad burzowymi chmurami. Zacząłem powoli podnosić wzrok. Skały od wysokości moich stóp były całe we krwi. To była moja krew, Anioł uzdrawiał moje dłonie ale krew na skałach zostawała. Na wysokości głowy krew płynęła już po skałach. Coraz bardziej bałem się unieść głowę wyżej.

- Nie bój się pamiętaj, że jestem przy Tobie - Anioł ciepłą melodia dodawał mi otuchy.

W górę i w górę. Moje przedramiona całe w skrzepach zaschniętej krwi, widzę już dłonie. Teraz ból w prawej, lewa chwyta skałę prawa zaraz odpada. Skupiam wzrok na lewej. Patrzę na nią i czekam kiedy zobaczę młotek i poczuje ból. Coś się pojawia. Kurwa co to jest? Kopyta? Dwie chude czarne owłosione łydki, zakończone kopytami. Jedna stopa stanęła obok mojej dłoni druga się podniosła i już miała zmiażdżyć mój mały palec, ale się zatrzymała. Zobaczył, że patrzę na jego nogi. Zatrzymał się i czułem, że patrzy na mnie. Już wiedziałem kim lub czym jest. Jest równowagą dla Anioła który mnie próbuje unieść. On próbuje mnie strącić, nie chce żebym wszedł do góry. Moje palce miażdżył jeden z diabłów, tak samo silny jak mój Anioł. Tak samo chciał mojego upadku jak Anioł mojego wejścia na skałę. Podnosiłem wzrok. Cały był czarny, nigdy nie widziałem takiej czerni. Wyglądał jakby był spalony i cały od sadzy, ale jeszcze bardziej czarny. Cały w jakiś czarnych poklejonych włosach o różnej długości. Jeśli Anioł był najpiękniejszym stworzeniem jakie w życiu widziałem to ten był najbardziej odrażającą i straszna kreaturą, którą widziały moje oczy. Doszedłem do twarzy. Też czarna okropna, zaślinione usta z okropnym szyderczym uśmiechem i czerwone wpatrzone we mnie oczy.

- Nie podobam Ci się? - znowu ten pisk pomieszany z zachrypniętym basem.

- Zaraz się zmienię mogę wszystko - jego głos zaczął się zmieniać.

Zdążyłem tylko mrugnąć oczami i przede mną stał idealny mężczyzna, taki w wieku 45 lat. Zadbany facet wzbudzający zaufanie. Uśmiechał się do mnie cały czas, miał białe idealne zęby i piekielnie czarne zadbane włosy. O tym kim jest przypominały tylko czerwone oczy i kopyta. Nawet powykręcane rogi o których wcześniej nie wspominałem zniknęły.

- Bólu może zaraz nie być. Twój Aniołek bezpiecznie sprowadzi Cię na dół - powiedział pięknym głosem.

- A jak nie da rady? Nawet nie wiem jak wysoko jestem.

- Spójrz na dół. To moja burza. Już jej nie ma. Zobacz na swoje Igloo, przecież chcesz tam wrócić.

Spojrzałem w dół. Burzy nie było. Byłem bardzo wysoko. Widziałem w oddali moje małe Iglo. Najgorsze jest to, że gdzieś głęboko czułem tęsknotę za Nim. Tak tęskniłem za moim Igloo w którym umierałem.

Kudłaty uśmiechnął się i powiedział:

- Wiem, że tęsknisz. Słyszę Twoje myśli. Zaraz możesz tam być. Wystarczy, że nie złapiesz skały. Chcesz tego?

W tym momencie poczułem ściśnięcie korpusu przez Anioła, znaczące ściśnięcie.

Spojrzałem do góry w oczy Diabła, wiedział co chcę powiedzieć i zmienił się w postać którą zobaczyłem za pierwszym razem. Usłyszał ode mnie.

- Nie nie chcę, nie teraz.

Od razu poczułem znajomy ból w lewej dłoni. Już działałem z automatu chociaż ból był straszny. Zwróciłem się do Anioła:

- Co teraz? Mówiłeś, że najpierw muszę na Niego spojrzeć. Co jest następne?

- Słuchaj teraz. Wsłuchaj się w głosy, dobiegające zza jego pleców. Pomogę Ci je usłyszeć.

Zamknąłem oczy i zacząłem słuchać. Pierwsze co słyszałem to dochodzące do mnie uderzenia kopyt, dźwięk trzeszczących kości. Dźwięki te dochodziły razem z bólem. Dźwięk dochodzący razem z bólem powoduje, że ból jest o wiele większy. A ból dochodzący z dźwiękiem sprawia, że dźwięk jest głośniejszy niż kiedykolwiek. Pierwszy raz usłyszałem ból i poczułem jak mogą boleć dźwięki. Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby.

- Przejdź przez to, skieruj słuch dalej, za jego plecy. Dasz radę. Spokojnie jestem tu - szepnął tą swoja melodia Anioł za moimi plecami.

Skupiłem się, mój słuch stał się ostry. Słyszałem wiatr, delikatny wiatr. Szumiącą od niego wysoką trawę i w oddali liście drzew. Kawałek dalej usłyszałem jakiś ruch, bardzo niespokojny ruch. To była jakaś walka, walczyły ze sobą dwie postacie, przewracały się. Toczyły po ziemi. Usłyszałem ujadanie, wycie i warknięcia. Psy jakieś? Po co Anioł chciał, żebym usłyszał psy?

- To nie psy, ale to nie ważne, wytęż słuch usłysz to co dalej - znowu usłyszałem za sobą wskazówkę.

Słuchałem, usłyszałem wesoły śmiech małej dziewczynki, to było pierwsze. Słuchałem dalej usłyszałem głos kobiety, znałem ten głos. Tak ja już wiedziałem kto tam jest kto na mnie czeka na górze. Chciałem tam iść, chciałem od razu wejść, ale nie miałem sił. Cały czas wisiałem na jednej ręce, cały czas czułem przeszywający ból.

- Nie teraz - szepnął Anioł

- Teraz posłuchaj mnie dalej - kontynuował, a ja słuchałem

- Nie damy rady teraz wejść, musisz jeszcze trochę pocierpieć, musisz zaakceptować ból. Kiedy się z nim zaprzyjaźnisz, pomogę Ci. Jeśli nie zrezygnujesz, nie puścisz skały i podejmiesz decyzję, że chcesz tam wejść pomogę Ci. We dwoje na pewno damy radę. Teraz mamy jeszcze coś do zrobienia. Ja użyję wszystkich swoich sił i Ty musisz zrobić to samo.

- Co chcesz zrobić - byłem przerażony, że muszę użyć wszystkich swoich sił. Nie wiedziałem czy mam w ogóle jakiekolwiek siły.

- Nie bój się zrób wszystko co możesz uniesiemy się na chwilę razem. Chcę żebyś zobaczył co tam na Ciebie czeka, jesteś gotowy?

- Nie wiem… jestem - powiedziałem

Anioł odczekał chwilę. Okazało się, że czekał na odpowiedni moment. W chwili kiedy Kudłaty uderzał w ostatni palec mojej lewej dłoni usłyszałem głośny trzepot skrzydeł. Anioł uniósł głowę i dmuchnął z całych sił zanim ręka odpadła od ściany. Zrozumiałem o co chodzi, miałem chwilę kiedy dwa ramiona trzymały skałę. Z całej siły podciągnęłem się na obu,a Anioł całą swoja siłą ciągnął mnie w górę. Już zaczynałem czuć ból w prawej dłoni, spojrzałem w górę. Po raz pierwszy w oczach Diabła widziałem strach. Przyspieszył z miażdżeniem palcy. Anioł użył więcej siły to Kudłaty mógł odpowiedzieć tym samym. Ale było za późno, głowę miałem już ponad półką skalną.

 

I zobaczyłem.

 

Na samym brzegu był pas gołej skały. Skała była wypalona od stóp mojego oprawcy, kawałek dalej zaczynała rosnąć trawa. Na początku nieśmiało, pojedyncze źdźbła przebijały się przez skały. Dalej była coraz gęstsza. Była cudownie zielona, długości moich palców. Leżenie w takiej trawie byłoby jak kąpiel we włosach jakiejś pięknej istoty.

W miejscu gdzie trawa zaczynała robić się gęsta i lśniąca trwała walka którą słyszałem wcześniej. To nie były psy, Anioł wiedział co mówi. Walczyły ze sobą dwa wielkie wilki. Jeden miał kolor Diabła, był czarny jak smoła. To był jego Wilk, miał czerwone oczy i akurat jak wychyliłem głowę ponad skałę to Kudłaty rzucał czarnemu jakiś pokarm. Drugi był biały. Był tak biały jak Anioł za mną czyli to był Wilk Anioła. Jedno oko miał zielone, a drugie żółte. Podobno to kolory mojej aury. Tylko dlaczego Skrzydlaty go nie karmił? Jak On ma sobie poradzić? Ale biały nie wyglądał na słabego. I w tej chwili spadł koło niego kawałek mięsa. Skąd On wyleciał? Dom! Z tyłu był dom. Dom o jakim zawsze marzyłem. Drewniany nieduży, z tarasem. Dookoła domu rosła tylko trawa, piękna zielona trawa. Zobaczyłem też przez tę chwilę brzozy i jedna lipę. Na lipie była huśtawka. Znałem tę huśtawkę, już ją wcześniej widziałem. Huśtawka była po prawej stronie domu. Po lewej stronie płynęła mała rzeka, miała może kilka metrów szerokości. Zobaczyłem krystalicznie czystą wodę i piaszczyste brzegi. Obok domu rzeka miała akurat zakole więc powstało coś takiego jak plaża wyłożona śnieżnobiałym piaskiem. Zobaczyłem swoimi oczami moje marzenie. Udało mi się spojrzeć na dom. Przed wejściem do domu zobaczyłem w powietrzu dwa fioletowe płomienie. Nie wiem jak to możliwe, ale czułem że się do mnie uśmiechają. Jeden płomień był mniejszy drugi większy. Poczułem ciepło na sercu patrząc na Nie. Nagle Anioł mimo wyczerpania szepnął do mnie.

- To płomienie mieszkańców Twojego Domu, czekają żeby móc zamieszkać na zawsze w Twoim sercu.

Ja wiedziałem kto mieszka w domu, chciałem je zobaczyć, ale już opadaliśmy. Zdążyłem tylko w ostatniej chwili zobaczyć kręcone jasne włosy właścicielki małego płomienia. Mały płomień wcale nie grzał słabiej niż ten większy. Zobaczyłem też piękne oczy Tej, która w moim sercu rozpalała ten większy płomień.

Chciałbym na to patrzeć w nieskończoność! Chciałbym tam pójść od razu! Jak ja chciałbym już tam być! Ale My już opadliśmy i zaczęło się znowu to samo co wcześniej. Ból, trzeszczące palce i lejąca się krew, cały już byłem we krwi. Czułem smak krwi w ustach. Ale chciałem do góry. Już, już, natychmiast. Anioł ledwo mówił. Mówił bardzo powoli. Wzniesienie mnie do góry kosztowało go wiele wysiłku. Ale mówił

- Nie teraz, cierpliwości… Przyzwyczaj się do bólu. Jak zrobimy to w nieodpowiednim momencie to On Cię strąci i runiesz.

- Czy wtedy zginę? - zapytałem

- Nie koniecznie, być może uda mi się Ciebie złapać. Ale znowu będziesz na dole. I co wtedy wybierzesz? Zrezygnujesz i wejdziesz do Igloo?

- Nie nie chcę teraz do Igloo.

- Kiedy spadniesz i spojrzysz w górę możesz nie chcieć już się wspinać, więc nie wiesz co będzie.

- Tak, nie wiem. Ciężko jest po raz kolejny wyruszyć pod górę.

- Dlatego poczekaj, przyjdzie odpowiedni moment Ja Ci o nim powiem.

- To co teraz mam robić?

- Nie rozmawiajmy, zbierajmy siły. Czuj, że ja jestem, będę Cię trzymał. Pamiętaj, że sam nie dam rady. Czuj ból swoich dłoni, patrz na krew, która z nich płynie. W końcu będzie bolało mniej i mniej. Krew nie będzie wydawała się tak straszna. Też się do Niej przyzwyczaisz.

- To nic mam nie robić? - byłem zdziwiony

- To, że tu jesteś i się utrzymasz to już jest dużo. Utrzymaj to jak najdłużej, a obiecuję Ci, że zamieszkasz w tym domu.

Anioły raczej nie kłamią - pomyślałem. Jestem niecierpliwy. Zawsze taki byłem.

- Długo to potrwa? - zapytałem.

- Być może krócej niż myślisz. Teraz cicho, skup się na bólu i na krwi. Jak chcesz to patrz na Diabła, ale nie rozmawiaj z Nim. Po prostu utrzymaj się tu.

 

No i na razie się trzymam. Czasem boli tak, że mam ochotę puścić i spaść, ale przypominam sobie o płomieniach. Przypominam sobie o tym kto te płomienie wysyła do mojego serca. I ja też wiem, że mam moje dwa płomienie które chcę umieścić w Ich sercach. Czekam, czekam na znak Anioła.

Następne częściSkała - część druga

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania