#
10 lat wcześniej, ucieczka Anny na Ziemię
– Szybko, skryj się Anna – krzyknęła mama. Miała ciemną twarz od kurzu, potargane spodnie, a bluzka jej była w plamach krwi. Nie pytałam, czy była to jej krew czy kogoś innego. Nie było czasu zapytać. Przebiegłam przez salon do kolejnego pomieszczenia. Następnie otworzyłam drzwi, które bez trudu popchnęłam do przodu. Na szczęście nie były niczym zagracone od zewnątrz.
Znalazłam się na korytarzu. Biegłam dalej. Nad głową trzymałam rękę, ponieważ bałam się, że zaraz coś na mnie spadnie. Miałam dziwne wrażenie, może było to moim złudzeniem, ale widziałam, że ściany dziwnie kołysały się. Jednak nie była to pora, abym mogła się lepiej temu przyjrzeć. Przeskoczyłam przez rozwaloną półkę, omijałam odłamki szkła leżących na podłodze. Porozrzucane były obrazy, lampy i inne rzeczy, które należały do wyposażenia naszego domu. Na końcu korytarza skręciłam w prawo, gdzie schodami w dół znalazłam się w piwnicy, w naszym schronie. Wybuchy trzęsły ziemią. Cała przepocona, oddychałam w przyśpieszonym tempie.
– Gdzie tata? – zapytałam. Zlękłam się, bo nigdzie nie mogłam go dostrzec. – Mamo, gdzie tata – powtórzyłam. Pokręciła głową na znak, że go nie widziała. Zaniepokoiłam się. Byłam pewna, że tata biegł za mną. Mama nakazała być mi cicho. Ale ja nie mogłam. Nie mogłam się opanować. Przebierałam nogami, to chodząc z jednego kąta, do drugiego. Moje ręce drżały. Adrenalina w moim ciele buzowała, wręcz gotowała się. – Gdzie jesteś? – szeptałam. Odliczałam. Naliczyłam do stu i nie wytrzymałam. Wróciłam na powierzchnię.
– Anna, nie! – Mama spróbowała mnie zatrzymać, ale szybko wyrwałam się z uścisku. Zabolała mnie dłoń, ale lekko ją wymasowałam i już z powrotem biegłam przed siebie. – Tato! – wrzeszczałam. – Jak zaraz go nie zobaczę, wpadnę w większą histerię – pomyślałam. Nie umiałam się pohamować. Musiałam sprawdzić, czy z tatą było wszystko w porządku. Kolejny wybuch, tuż obok naszego domu. Atakowano nas, naszą wioskę. Nie wiedziałam, ilu ich było, kim byli, czy to jakaś grupa bandytów, którzy chcieli nas okraść, a przy okazji zabić, czy może z polecenia króla chciano się nas po prostu pozbyć. Słyszałam, jak nawoływali kogoś. Jednak nie mogłam dokładnie usłyszeć, ponieważ szalała wichura. Podmuch wiatru wyrwał dach nad moją głową. Zapiszczałam i z przerażenia przykucnęłam. Drzwi do salonu były zabarykadowane przez kredens, więc natychmiast się odwróciłam i szukałam innej drogi. Skręciłam w lewo, gdzie znajdowała się kuchnia. Wtedy zobaczyłam, jak tata przy oknie stał nieruchomo.
– Tato? To ty? – Powoli zbliżyłam się do niego, krok po kroku. Wystraszyłam się i podskoczyłam, bo usłyszałam, jak ktoś za mną stanął. Przybrałam pozycję obronną, ale odetchnęłam, bo to była tylko mama.
– Kochanie, musimy wracać do schronu, nie ma czasu...
– Co ty wygadujesz! Bez taty nigdzie nie pójdę. – Nie mogłam uwierzyć, że mama chciała schować się i uciec bez taty. Zbierało mi się na płacz. Boże, tylko nie to. Nie mogłam się załamać. Musiałam być dzielna. Ale pomału coś do mnie docierało. Powolutku, niczym jasna plama rozświetlająca mój umysł. Chwyciłam tatę za rękę. Chciałam, aby się ruszył. On jednak stał.
– Anna – wrzeszczała na mnie kobieta, w oczach miała łzy.
– Nie, tato, musimy iść... – zachlipałam. Tylko, że tata nie mógł się ruszyć. Już nigdy nie miał. Spojrzałam w jego oczy. Były nieruchome, otwarte. Wyraz twarzy wskazywał na to, że był przerażony. Docierało do mnie, że ręce jego były lodowate. Tak, jakby zamrożono go w jednej sekundzie. W serce miał wbity sztylet. Krew cały czas wypływała. Koszulka w kratę nasiąkła cieczą. Wszędzie było czerwono. Wcześniej tego nie zauważyłam, bowiem nie zwracałam na to uwagę. Mój wzrok bowiem kierował się w nieruchomą sylwetkę ojca. Kiedy spojrzałam na podłogę, wystraszyłam się. Było tam pełno krwi. – Mamo, zrób coś – wykrzykiwałam. – Błagam. – Rozpłakałam się. Mama podeszła do mnie i uderzyła mnie w policzek. Od razu się otrząsałam. Po czym mocno mnie przytuliła.
– Musimy, dla niego musimy przeżyć. – Pokiwałam głową, ale nie wierzyłam w żadne słowa. Nie wierzyłam, że tata nie żył. To nie mogło być prawdziwe. Wmawiałam sobie, że był to tylko zły sen, z którego zaraz miałam się obudzić. Mama pociągła mnie i pokierowała do schronu. Kiedy znalazłyśmy się na miejscu, poczułam, jak staję się lepka. Z oczu popłynęły łzy. Skuliłam się, założyłam dłonie na kolana i zaczęłam się kołysać, to w przód, to w tył. Mama i ja milczałyśmy. W duchu modliłyśmy się, żeby nikt nas w schronie nie znalazł.
Komentarze (23)
Z niecierpliwością czekam na kolejną część.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania