#
Cudem dotarł pod drzwi domu, które były otwarte. Nawet nie zauważył, że dolne zawiasy zostały wyłamane. Wziął głęboki oddech. Nogi i bose stopy były ociężałe oraz w licznych miejscach zadrapane. Pragnął się napić, gdyż usta mocno popękały, ale nie było chwili na to. Kiedy wszedł do budynku, towarzyszyła mu cisza. Rozejrzał się po salonie. Meble stały na własnych miejscach, stąd troszkę się odprężył. Następnie udał się do kuchni. Zdziwił się, kiedy zobaczył, że brudne talerze oraz resztki jedzenia pozostały na stole.
– To nie w stylu mamy – pomyślał. Sprawdził kolejny pokój. Nic. Nikogo nadal nie zobaczył. – Mamo, tato. Gdzie jesteście? – Przeszedł do piwnicy. Zapalił świece z boku. Pomieszczenie odrobinę się rozjaśniło. Z ciemności wyłoniły się powolutku ciała. Tylko, że ciałami to nie mógł nazwać. Były rozcięte na kilka części. Upadł na kolana i zwymiotował. To było dla niego zbyt wiele. Nie potrafił zmusić się, aby podejść bliżej. – Nie, nie, nie... – Zobaczył głowy rodziców. Babcia i dziadek leżeli z boku. Wszędzie było pełno krwi. Szybko wstrzymał oddech, aby nie zwymiotować ponownie. – Co to ma znaczyć? – Ręce mu zadrżały, wrzeszczał jak obłąkany. Wtem uświadomił sobie, że ktoś mógł być jeszcze w budynku. Pobiegł sprawdzić kolejne pokoje, lecz nikogo nie zobaczył. Na bocznej ścianie budynku znalazły się dziwne liczby 1254. O ile wiedział, nie było ich tu wcześniej. – Skąd się wzięły? – Nie mógł znaleźć odpowiedzi. Zresztą, który to już raz? W tym szoku o kimś ważnym zapomniał. Wydawało mu się, że w tym całym chaosie istniała jeszcze iskierka. Tymczasem dusił się, brakowało mu powietrza. Chwycił się prawą dłonią za szyję. Dygotał na całym ciele.
Zbyt osłabiony przykrył się kocem. Nigdy tak długo nie płakał. Jego zaczerwienione oczy ze zmęczenia, nie chciały jednak się zamknąć. Gdy tylko spróbował zasnąć, od razu nawiedzały go straszne sny. Kiedy wstał, wciąż czuł się osłabiony. Musiał uciec z tego miejsca. Nie mógł znieść, że właśnie stracił wszystko, co miał. Wybiegł z domu. Za to wszystko odpowiadał nie kto inny, jak król. – To koniec – szepnął do siebie.
Skierował się w stronę zamku. Skręcił w prawo, wychodząc z ciemnej uliczki. Kroki niosły go w kierunku murów. Gdy znalazł się na tyle blisko, nie wyczuł osoby, która brutalnie chwyciła go za rękę. Był to w podeszłym wieku dziadek. Jego twarz była przysłonięta szmatą, pozostał otwór na oczy i usta. Jednak i tak siwe pasma włosów można było wypatrzeć.
– Niech mnie pan do cholery puści... – odpowiedział groźnie. O ile siedmiolatek mógł wywrzeć na kimś dorosłym cokolwiek.
– Wiem, co chcesz zrobić. Wiem także, że nie myślisz teraz trzeźwo. Twoja śmierć w niczym nie pomoże. Wtedy już nic nie zdziałasz...
– Co pan może wiedzieć! – Spojrzał na niego, przecierając cały czas szczypiące oczy. – Mam tego dość. Ja nie zniosę więcej... – Znów poczuł tylko lodowatą pustkę. – Dlaczego? Dlaczego jestem taki słaby? – myślał. Mężczyzna ponownie go chwycił, przez jego dłoń przepływało ciepło. Tak jakby była to magia. – Magia? – Zdał sobie sprawę, że przed nim musiał stać Poszukiwacz. Jeszcze większą wściekłość w nim obudziło. – Co pan robi? Nienawidzę magi. Właśnie przez nią wszystko straciłem!
– I nie ty ostatni, dziecko. Teraz uspokój się i słuchaj mnie uważnie. Widziałem, jak twoją siostrę wynosili z mieszkania. Prawdopodobnie jeszcze żyje.
– Laurę? To ona żyje? Naprawdę? – Jak mógł o niej zapomnieć.
– Chodź ze mną. Pomogę ci walczyć. Zaprowadzę cię do miejsca, gdzie są tacy jak my.
Staruszek najpierw sprawił, aby się wyciszył. Nie wiedział, że to przyniesie taki efekt, ponieważ z tych wrażeń młody chłopak zemdlał.
Komentarze (17)
Tyle błędów wyłapałam. Trup ściele się gęsto, i to zmasakrowany, thrillerowato - lubię :) 5 :)
5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania