Poprzednie częściSkrzek - Prolog

Skrzek - Rozdział drugi

Poprzednie rozdziały;

http://www.opowi.pl/skrzek-prolog-a2446/

http://www.opowi.pl/skrzek-rozdzial-pierwszy-a2454/

 

- Co ty pierdolisz? - powiedziałam. Jednak ona wciąż się na mnie patrzył.

-Zabiją mnie, ciebie, nas wszystkich. - szepnął w moją stronę. - Musimy stąd ucięci.

Nie znałam go. Nie miałam pojęcia, od kiedy tu jest, i co właściwie robi. Spojrzałam w jego niebieskie oczy, na których malowany był strach. Wiedziałam, że ma rację. Wiedziałam, że musimy stąd uciec, i to jak najszybciej. Osunął się na ziemię, przybliżył do mojej głowy, i dotykając wargami mojego ucha, zaczął mówić.

- Pojutrze z rana. Kiedy demony wyruszą na polowanie. Wyjdziemy labiryntem.

- Labiryn..?!- krzyknęłam, jednak jego ręka wylądowała na moich ustach, zatrzymując mój głos. Otrząsnęłam się, ściszając ton. - Nie damy rady. To mnóstwo korytarzy, nikt nie da tam sobie rady. Poza tym, jak wyobrażasz sobie wyjście za tych krat? - nic nie odpowiedział. Rozejrzał się tylko dookoła, wyjmując z kieszeni kawałek czegoś błyszczącego, wszelkimi nieznanymi dotąd barwami.

- O mój Boże! - znowu mi się wyrwało. Głupia ja. Eh.. - skąd to masz?

- Czy to ważne? Ważne, że się stąd wydostaniemy.

- Ale.. - znowu przyłożył dłoń do moich ust.

- Słuchaj mała, nie mam żadnych powodów by brać cie ze sobą, więc zamknij się inie zadawaj tyle pytań. - Zaskoczył nie. Jednak postanowiłam ustąpić, kładąc się na ziemi, i powoli zasypiając..

 

" Krzyczę z bólu, który przechodzi od czubka głowy aż po trzęsionce się nogi. Sięgam do tyłu i łapię za nadgarstki napastnika ciągnącego mnie za łów swoimi lepkimi rękami.

- Puszczaj! – Szarpię się. Jedyną jego reakcją jest tylko ogłuszając skrzek. Bez większego problemu, istota odciąga mnie od ciała matki. Wyciągam w jej kierunku jedną z rąk...tak bardzo chce być przy niej... Dwadzieścia metrów od nas stoi mężczyzna w poniszczonej, skórzanej kurtce. Jego brązowe włosy powiewał na wierze O dziwo, zjawa odpuszcza i ucieka z niewiargodnm krzykiem. Przez chwilę stoję w miejscu nie bardzo wiedząc co mam ze sobą zrobić. Odpuszczam, już nie walczę. upadam. Moje ciało toczy się szybko po twardej ulicy. Czuję jak ostre kamienie rozdzierają mi skórę, a wystające korzenie drzew odciskają na niej sine ślady. Przesuwam się w prawo, by ominąć wlaną ropę. Ale o nie koniec.. mimo, że tak bardzo już tego chcę. Nieznajomy brunet podchodzi, i kładzie rękę na moim nadgarstku, drugą zaś kieruje w stronę mojego uda. Automatycznie zaczynam kopać go po twarz, jednak.. on nic sobie z tego nie robi. Obrzydzenie i nienawiść w moim sercu wzrasta z każdą chwilą coraz bardziej. Boję się... tak bardzo się boję.. nie wiem, co możne się stać, jednak moje przeczucia są jednoznaczne. Twarz nieznajomego zbliża się do mojej, a delikatny zarost łaskoce moje policzki. Stach. Przesuwa się niżej, w stronę mojej szyi. Nienawiść. Delikacie otwiera usta, pozostawiając na mnie swój zimn oddech. Obrzydzenie. Nie wahając się ani chwili, gryzie. Ból. Nie puszcza, ssie moją ranę. Krzyk. Odpuszcza. Więcej bólu wgryza się w moją szyję, przepełniając mnie jadem. A ja, odlatuję...

 

Obudziłam się. moim oczom ukazuję mnie miliard małych cząsteczek świata. Rześkie powierzę oprószone słońcem zawirowało wokół mojej głowy. Wstałam, i stałam tak nie ruchowo... niedoświadczona, młoda, i bez absurdalnie żadnego planu na przyszłość. Wzięłam głęboki wdech. Do moich ust wleciały niesamowite smaki i zapachy, jakich dotąd nie było dane mi doznać. "

 

Wstałam, tym razem już naprawdę. Szczerze mówiąc, wdaje mi się o trochę dziwne. Bogate życie senne, miałam w sumie zawszę, mimo o nigdy nie przedstawiał one mojego wcześniejszego życia, tak jak jest to teraz. Tymczasowy san sprawia, że cierpię i przeżywam o wszytko jeszcze raz. Ach... pora się uspokoić. Otarłam czoło zlane potem, i usłyszałam jego. Westchnął. Odchyliłam głowie, żeby na niego spojrzeć, kiedy ten uśmiechnął się miło i niewinnie. On, jest wampirem znacznie dłużej. Pewnie od ponad dwustu lat, mimo że wygląda na dwadzieścia dwa. umarł właśnie w tym wieku, i był widocznie piękny. Umięśnionej, męskiej posturze towarzyszyły ciemne loki i wielkie niebieskie oczy. Kiedy tak na niego parzę zdaje mi się, że jest aniołem, a nie potworem wsysającym krew - tak jak ja. W sumie, teraz jest takim aniołem, ratującym mnie od samotności i zwariowania.

- chcesz to zjeść? - powiedział, przesuwając w moja stronę miskę z krwią.

- Dzięki. - po prosu odpowiedziałam. zrobiłam łyka, po czym oddałam mu naczynie.

- musisz pić,moja droga.

- Ale...ona jest nie świeża.. za to tamta.. - kiwnęłam głową w stronę mężczyzny w sąsiednim lochu.

- Już niedługo. - uśmiechnął się, pokazując kły.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania