Skrzek - Rozdział pierwszy
Opowiadanie zawiera sen, który należny do wcześniejszych wspomnie bohaterki. Mam nadzieje że rozdział się spodoba, zapraszam do czytania. Proszę o komentowanie, oraz ocenianie moich pracy, jestem ciekawa waszego zdania.
„Bieganie – niesamowita radość dająca poczucie wolności. Bo można biec, nie patrzeć się za siebie, porzucić dotychczasowe życie, obowiązki, rodzinę, wrogów jak i przyjaciół. Uczucie wiatru przeszywającego włosy i resztę ciała jest chwilą bez końca. Pozwala uciec od myśli, tych dobrych jak i złych. Było zimno. Lodowato i mokro. Ale nie zwracam na to uwagi, bo nie sprawiało mi to jakiegokolwiek dyskomfortu. Sama byłam o wiele chłodniejsza. To chyba jedyna rzecz, która się do tej pory nie zmieniła. Najbardziej pamiętną chwilą w moim życiu był niesamowity zapach, który poczułam po raz pierwszy. Pamiętam jak dreszcz przeszył moją skórę. Wszystko dookoła stanęło, oprócz bicia jej serca. Wilgotność rozmywała jej zapach w powietrzu, a wiatr przynosił woń w moją stronę. Nie minęła sekunda, kiedy znalazłam się za jej plecami, uchylając głowę i wbijając się w tętnice. Gardło już nie piekło, a w mojej głowie zapanowała niesamowita przyjemność, której w żaden sposób nie da się opisać. Kolejnego wieczoru to samo, i to samo, i to samo. Nic nie było tak ważne, jak krew. Sensem mojego życia w jednej chwili stało się pożądanie i pragnienie. Uczucia ludzi nie grały żadnej roli. Bo przecież ja byłam silniejsza, ja byłam sprytniejsza. Tylko ja się liczyłam, reszta była nieważna.
Mijały kolejne dni, miesiące, lata,a nawet dekady. Nie mam pojęcia ile czasu minęło, ile osób zginęło. Dzień w którym się otrząsnęłam był jednym z najgorszych przeżyć w moim długim, bezużytecznym życiu. Jak zawsze, myśląc o powracającym głodzie i towarzyszącym temu bólu wybrałam się na polowanie. Jednak zapach, nie był taki zwyczajny jak do tej pory. Sprawiał wrażenie nieco kwaśnego, jednak smacznego. Miałam ochotę spróbować go ,ponad wszytko. Rozpędziłam się, pędząc ku jego właścicielowi. Biegłam, biegłam i biegłam.. mimo tego w moim polu wzrokowym nikogo nie było. Przystanęłam, biorąc głęboki wdech. Czy to możliwe? Osoba znajdowała się kilka centymetrów odemnie. Powoli wstałam i odwróciłam się. Z przerażeniem w oczach patrzyłam na wcześniej poznaną już postać. Wszytko mi się przypomniało. Paniczny ból, jaki towarzyszył mi ostatniej nocy mojego ludzkiego życia. To niesamowite ciekpienie, jakie wtedy przeszyłam. Dotarło do mnie, ze przez wiele lat dawałam go też innym. Tyle niewinnych osób... nie żyje. Przeze mnie. Wszytko powróciło. Uczucia – ból, tęsknota, samotność, miłość, rany i te ogromne poczucie winy. Z moich ust wydał się okropny jęk. Zastygłam bez ruchu, czekając na jakąkolwiek reakcje ze strony mojego mordercy. Jednak ten zastygł bez ruchu, i z poważnym wyrazem w twarzy wpatrywał się w moje oczy, z których nieopanowanie ściekały łzy. Jednak wydarzyło się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Nieopanowany wybuch śmiechu z jego strony kompletnie pozbawił mnie wczucia w sytuację.
- Witaj księżniczko. – powiedział, swoim lodowatym, chrapliwym głosem. Automatycznie uderzyłam go w twarz i robiąc unik rzuciłam się do ucieczki. By znów mnie nie skrzywdził. By znów nie bolało. Jednak on ani nie drgną. Jedyne złapał mnie za łopatkę z ściskają niesamowicie mocno powiali mnie na glebę. Jego mimika pokazywała ze w ogóle nie wykazuje fizycznej siły, co kompletnie nie zgadzało się z realiami. Uniósł mnie do który, tak mocno ze dotykałam gruntu jedynie opuszkami palców. Z paniki zaczęłam uderzać w jego klatkę piersiową, jednak on przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej i szepną do ucha –Nie stawiaj się za wysoko, księżniczko.
- Czego ode mnie chcesz?– powiedziałam, starając się udawać powagę i opanowanie, nie ujawniając swojego strachu i paniki.
- Mógłbym spytać o to samo!! – Wrzasną mi prosto w twarz. Nie było to już tak urocze, jak nazwanie mnie księżniczką. – Od dwóch godzin, bezczelnie mnie śledzisz!
Czułam strach. Nie wiedziałam co powiedzieć. Rozwiązaniem na pewno nie byłaby odpowiedź, iż miałam zamiar pożywić się jego krwią. – Daj mi odejść – szepnęłam. Puścił moje dłonie, jednak nie pozwolił uciec.
-Nie tak prędko. – nawet nie próbowałam się wyrywać. Tuz za nami rozległ się niesamowity skrzek, tak okropny ostatnimi siłami powstrzymywałam się od krzyku.
- Idziemy. Teraz- wysyczał ostro przez zęby. Ale postanowiłam chociaż, ten jeden jedyny raz w swoim życiu uprzeć się i postawić na swoim. Założyłam ręce na klatce piersiowej i zaparłam się z całej siły nogami by chłopak nie mógł mnie pociągnąć za sobą.
- Nie ruszę się stąd do póki wszystkiego mi nie wyjaśnisz- powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam.
- Ale właśnie o to chodzi, że ty niczego nie możesz się dowiedzieć! – powiedział ostrym głosem, patrząc się prosto w moje oczy. - To nie tak miało wyglądać! Oni nie mięli nas nigdy znaleźć!
- Mów!- wspominałam coś wcześniej o spokoju, no tak jakby w tym momencie nerwy mi puściły. Spojrzał na mnie, jakby z poczuciem winy i wielkim współczuciem. Spuścił wzrok i starał opanować niepokój i zdenerwowanie.
- Powiem ci później, ale błagam chodźmy stąd już. - Przez całą drogę milczeliśmy. Ale to może nawet i dobrze? Mogłam przynajmniej posortować sobie w głowie pytania, od tych najważniejszych do tych mniej istotnych.
W drodze powrotnej, a właściwie donikąd nie spuszczał ze mnie wzroku. Był zdenerwowany, a z jego twarz można było wyczytać najdziwniejsze uczucia – niepewność, gniew, poirytowanie. Tylko nie rozumiałam, dlaczego. W końcu to nie ja go zabiłam. Mimo ze chciałam to zrobić całą sobą, coś w nie pozwalało. Wiedziałam, że z nim jestem bezpieczna. Czekałam aż w końcu coś powie, a w szczególności to na co tak długo czekałam. Przez moją głowę przechodziły myśli które jasno pokazywały, ze dzieje się coś złego. Czułam się winna tej całej zaistniałej sytuacji, tylko nie wiedziałam dlaczego, i chyba nie miałam ku temu jakiś większych powodów. Jego niebieskie oczy, niczym ocean przyciągały do siebie uwagę. Teraz, było widać w nich wściekłość. Już dużej nie wytrzymałam, i cichym głosem wydusiłam z siebie pytanie.
- A teraz mi w końcu powiesz? – spytałam. Jednak nie takiej reakcji się spodziewałam. Oparł mnie o drzewo, przyciskając do niego nadgarstek, sprawiając tym niesamowity ból.
- Nie. – powiedział. Z jego usty płynęła istna agresja, złość i podenerwowanie. Cały się trząsł, a z jego oczu poleciała jedna, mała łza. Widziałam, że nie czuje się pewnie. A nazywając rzeczy po imieniu, on po prostu się bał. Stwierdziłam jednak nie poddawać się, bo dalsza wędrówka nie miała żadnego sensu, a gardło piekło od głodu.
- Jak masz jakiś zasrany problem, to po prostu powiedz! – krzyknęłam. Dalszą rozmowę przerwało głośne skrzyknięcie. Spojrzałam się do góry. Jego oczy zrobiły to samo.
- Głucha dziewucho! – rzucił, i nadal trzymając mój nadgarstek ciągnął za sobą. Teraz na poważnie zaczęłam się bać. Starając się zachować spokój.
Przerażona, biegłam w stronę gęstych drzew, by odnaleźć tam schronienie. Starając się osiągnąć maksymalne tempo - upadlam. Nie miałam już siły, by wstać, nie miałam już siły na życie... wszystkie bliskie mi osoby odeszły - już ich nie ma. Raz z nimi odeszła moja dusza i nadzieja na lepsze.. Ten świat sprawia, że cierpię. Znajduje się w części świata, której nikt nie chce. Po ciemnej stronę z krwi, i śmierci. W grobie pełnym stworzeń, które żywią się uczuciami. Jestem jedna z nich, to ja, jestem bestia. Jestem tylko liściem z drzewa, który więdnie, dusi się, aż mnie skręca. Nadano mi miano kozła ofiarnego, tej nieśmiertelności. Wciąż cierpiąca, atakowana, dręczona. Bez picia, bez światła, bez radości, miłości, poczucia bezpieczeństwa. Nic. Moja najbliższa mi osoba, odeszła. Ta wiadomość wciąż łaskocze moje serce i sprawia, ze topnieje. W tym innym świecie, bez Fantazy, mogłabym żyć. Byłabym bezpieczna. Wszędzie byłoby lepiej, niż tutaj..
Z moich przemyśleń wyrwał mnie krzyk jedynej osoby jaka miałam, mimo nienawiści jaka do niej darzyłam..
- Katherine, tutaj! - zawołał. Podpierając się na drżących rekach przesunęłam się w stronę kryjówki, i usiadłam oparta o wielki, zimny głaz. On, ze swojego miejsca patrzy w gore. Drży z niecierpliwości i strachu. A możne po prostu marzy. Siedział, patrzył, czekał i marzył o ucieczce stąd. O nowym życiu, imieniu, znajomych. Marzył, by poczuć ciepło słońca.
-Katherine...- szepnął. Nie odwróciłam się.
-Katherine.. - i znowu szepnął, Jakby wypowiadanie tego imienia mogło naznaczyć mnie w jakiś wyjątkowy sposób. Tylko spojrzałam się na niego, tak jak on patrzył na mnie. Wzrokiem, który znałam od dawna. Takim, jaki dążyły mnie osoby bliskie mojemu sercu. Było to oczy zawiedzenia i smutku. Oczy, które wysysały ze mnie ostatnie resztki nadziej. Nasuwająca w mnie nienawiść jest tak zimna, jednak odrobinę odsuwa na bok smutek. Daje mi poczucie celu.
Nic nie mówiąc leżeliśmy w ciszy. Osunęłam się, układając do snu. Czarna dziura w moim wnętrzu jeszcze się powiększyła, i ciągle czuje w sobie coś ciemnego i mrocznego.
- Nie ma czasu na sen. - powiedział, a jego słowa były jakby pokryte lodem. - zapada zmrok, musimy ruszać. „
Czułam na sobie czyjś wzrok. Natychmiast zerwałam się, lecz dłonie na mojej szyi nie pozwalały na większy ruch. Jego oczy patrzyły na mnie, dając wrażenie zimna pokrywającego całe moje ciało.
- Dziś nadejdzie dzień ostateczny. -powiedział.

Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania